Olympique Lyon wygrał 1:0 z Paris Saint-Germain w Parku Książąt. Komu po takim meczu należy się tytuł bohatera – strzelcowi zwycięskiej bramki, któremuś z obrońców, a może po prostu bramkarzowi? Z całym szacunkiem dla postawy zawodników Lyonu, bo zagrali znakomite zawody, my w pierwszej kolejności wyróżniamy jednak szkoleniowca gości. Rudi Garcia przeczytał dzisiaj PSG jak otwartą księgę. Taktycznie zdeklasował Thomasa Tuchela.
Niemrawi paryżanie
Już na przerwę gospodarze schodzili przegrywając 0:1. W 35. minucie gry fatalny błąd w wyprowadzeniu piłki spod własnej bramki popełnił Presnel Kimpembe. Gracze Lyonu natychmiast to wykorzystali. Karl Toko Ekambi posłał doskonale otwierające podanie do Tino Kadewere, a ten drugi nie pomylił się w sytuacji sam na sam z Keylorem Navasem i wpakował piłkę do sieci.
Ktoś mógłby powiedzieć: zdarza się, zadecydował głupi błąd. Ale prawda jest taka, że piłkarze Lyonu zasługiwali na tego otwierającego gola. Paryżanie w pierwszej połowie zaprezentowali się wyjątkowo marnie. Kompletnie przegrali walkę o dominację w środkowej części boiska – beznadziejne zawody rozegrał Marco Verratti, niewiele lepiej prezentował się Leandro Paredes. W efekcie bardzo mało piłek docierało do ofensywnych zawodników PSG. Neymar był całkowicie odcięty od gry, Moise Kean nie otrzymał bodaj ani jednego dobrego dośrodkowania. Wymowne, że jeżeli już któryś z piłkarzy gospodarzy miał w ogóle szansę do strzału, był to Alessandro Florenzi.
Oczywiście nie mówimy, że Lyon prezentował jakąś niesamowitą klasę w ataku. Ale z pewnością był konkretniejszy w swoich poczynaniach. A jeżeli chodzi o organizację gry w destrukcji, to można wręcz powiedzieć, że podopieczni Rudiego Garcii zaprezentowali topowy poziom. Nie ma przypadku, że tak ekipa tak świetnie sobie poradziła w poprzedniej edycji Champions League z Juventusem i Manchesterem City.
Po przerwie bez zmian
W drugiej połowie Thomas Tuchel szukał sposobu na rozruszanie swojej drużyny. Szybko zdjął z boiska Verrattiego, Paredesa i Di Marię, z których nie było właściwie żadnego pożytku. Problem w tym, że wprowadzeni na murawę Mbappe, Gueye i Herrera nie wpłynęli na zmianę obrazu gry. Lyon cały czas miał pełną kontrolą nad przebiegiem spotkania i po prostu nie dopuszczał paryżan do jakichkolwiek dogodnych sytuacji. Po osiemdziesięciu minutach spotkania statystyki były szokujące – PSG miało na koncie tylko trzy strzały, w tym ledwie jeden celny.
Czy te liczby zmieniły się diametralnie w końcówce spotkania? Czy gospodarze docisnęli Lyon do ściany, zdusili rywali w ich polu karnym? Otóż nie. Zawodnicy PSG w końcowej fazie spotkania oddali zaledwie trzy uderzenia, ani jednego w światło bramki. Grali co najmniej o dwa tempa za wolno. Przyjezdni nie musieli się nawet specjalnie sprężać, by powstrzymywać ataki PSG. Po prostu umiejętnie się przesuwali, trzymali odległości między formacjami i cierpliwie czekali na ostatni gwizdek arbitra. Co też ważne – unikali głupich błędów. Fauli w okolicach własnego pola karnego. Zaczęli się gubić dopiero wówczas, gdy paryżanie podeszli naprawdę wysokim i aktywnym pressingiem, ale to był już doliczony czas gry.
Za późno, by zmienić rezultat. Jednobramkowe prowadzenie udało się gościom dowieźć.
Jakby Tuchel miał mało zmartwień na głowie po tej porażce, która spycha PSG na trzecie miejsce w tabeli Ligue 1 (za Lille i Lyonem), dosłownie w ostatnich sekundach meczu na noszach boisko opuścił Neymar. Gwiazdora PSG bardzo brutalnie potraktował Thiago Mendes, który zresztą obejrzał za swój wślizg czerwoną kartkę. Raczej nie było w jego zagraniu premedytacji, marne to jednak pocieszenie dla paryżan. Neymar zdawał się łkać z bólu, gdy medycy ładowali go na nosze. I choć trzeba przyznać, że znany jest z aktorskich umiejętności i przesady w tego typu gestach, to tym razem jego kontuzja wygląda na naprawdę bardzo poważną.
PARIS SAINT-GERMAIN 0:1 OLYMPIQUE LYON
(T. Kadewere 35′)
fot. NewsPix.pl