Reklama

Showman. Fanatyk. Teoretyk. Hyballa oczami innych

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

12 grudnia 2020, 09:43 • 11 min czytania 13 komentarzy

– „Potrzeba nowych piłkarzy, potrzeba nowych piłkarzy, potrzeba nowych piłkarzy” – to padało bardzo często. Czasami jego spojrzenie na sprowadzanie zawodników było nierealne, my nie mamy wielkich środków. Publicznie, na konferencjach, nigdy nie powiedział złego słowa na tych, którzy są w klubie, był bardzo kurtuazyjny, chwalił, ale za kulisami mówił: potrzebuję nowych, lepszych. Rozwijanie tych, którzy są w klubie, na drugim planie. Zamiast tego życie z meczu na mecz, od wyniku do wyniku. Drużyna przegrywa mecz – wszystko jest nie tak, trzeba piłkarzy droższych. W nim nie ma winy, nie popełnił błędu, tylko nie miał wykonawców. Nie wiem czy Wisła jest klubem, który może sobie pozwolić na gotowych na tu i teraz graczy, bardzo drogich – mówi o Peterze Hyballi jego były pracodawca, Jan van Daele, dyrektor sportowy DAC Dunajskiej Stredy. O nowym trenerze Wisły Kraków porozmawialiśmy z kilkoma osobami, z którymi w mniejszym lub większym wymiarze zetknął się w przeszłości. Zapraszamy.

Showman. Fanatyk. Teoretyk. Hyballa oczami innych

***

Jan van Daele, dyrektor sportowy DAC Dunajskiej Stredy: – Postawiliśmy na Petera Hyballę ze względu na preferowany przez niego styl gry, nawiązujący do tego, co grają zespoły Jurgena Kloppa. Szukaliśmy kogoś takiego, to było dla nas bardzo istotne, chcemy żeby taki styl był w DNA klubu. Na pewno Peter umie zmotywować grupę. Jest mistrzem przemów, prezentacji. Taktycznie – sami widzieliście jak to wyglądało przeciwko Cracovii w Lidze Europy. Potrafi przeczytać drugi zespół.

Czy powiedziałby pan, że projekt „Peter Hyballa w DAC Dunajskiej Stredzie” był sukcesem?

Pierwszy rok był sukcesem. Peter przejmował zespół w trudnym momencie, po Marco Rossim, i miał bardzo mało czasu na przygotowanie drużyny. Mimo to mieliśmy świetny sezon. W drugim sezonie straciliśmy kilku piłkarzy, w tym Lubo Satkę, który wyjechał do Polski. Ciężko ich było zastąpić. Ale gdy prowadzisz klub taki jak DAC Dunajska Streda, musisz liczyć się z tym, że budujesz coś, ale potem tracisz kilku zawodników i musisz zaczynać od nowa, wciskać „restart”.

Myślę, że Peter nie miał tej motywacji, by zaczynać od nowa, budować od nowa. Świetnie opowiada historie, wypada w wywiadach, robi znakomite prezentacje, to wszystko wygląda wspaniale. Ale potem trzeba pracować każdego dnia z tą samą pasją. Miałem wrażenie, że po paru miesiącach był zmęczony pracą u nas. Nie żył rozwojem klubu. To trochę showman. Jego osobiste stawki są ważniejsze niż klubowe. Tak długo, jak klub pomagał mu budować pozycję, image, tak długo to działało. Zacząłem mieć wrażenie, że używa klubu, aby zbudować taką pozycję, aby pójść do większego klubu.

Reklama
Czy to trener, który potrafi być konfliktowy, albo zareagować w sposób prowokacyjny?

Każdy trener to złożona osobowość. Oczekiwania są duże. Presja wyniku. Czasem musi wstrząsnąć szatnią. Peter czasem robił tak, żeby sprawdzić czyjąś reakcję. Było takie otwarte starcie z dwoma zawodnikami na treningu. Oni nie czuli się doceniani przez Petera. Natomiast pierwszą zasadę, którą ustanowił, to że nie ma uprzywilejowanych. Wszyscy są równi. Erik Pacinda, którego znacie z Korony, też odszedł ze względu na konflikt z Peterem.

Pana opinia co do takiego podejścia?

Z tym się zgadzam, to ważna zasada dla DAC. Trzeba dać szansę każdemu, a to oznacza, że ci, którzy mieli ugruntowaną pozycję, status w szatni, usiądą czasem na ławce. Jak budujesz zespół, musisz podejmować czasem niepopularne decyzje. W tym uważam odnosił sukces.

Czy to dobry trener do rozwijania młodych zawodników?

Chce za takiego uchodzić. Tak o sobie mówi. Ale nie uważam go za kogoś, kto rozwija młodych graczy, stawia na nich, daje im szanse. Moim zdaniem to szkoleniowiec, który chce sukcesu tu i teraz. Stawia więc na tych, którzy dają największe szanse, by tak się stało. Nienawidzi przegrywać, każda porażka wywołuje w nim wielkie negatywne emocje. A czasem przegrasz właśnie przez błędy młodych zawodników, ale my w Dunajskiej Stredzie chcemy ich wychowywać, to nasze DNA. Mieliśmy więc niezgodność filozofii.

Zapytany, polecałby pan tego szkoleniowca?

Zależy od projektu. Jeśli chcesz dobrego sezonu na teraz, dobry wybór. Ale „data ważności” tej współpracy może być krótka. W pewnym momencie może się okazać, że twój klub to dla niego za mało. O Wiśle nie wiem za dużo, wiem, że właścicielem jest Kuba Błaszczykowski, ale też wiem, że raczej z Wisłą nie powalczy o topową dwójkę, trójkę. A jego styl gry też moim zdaniem nie pasuje do walki o utrzymanie czy gdzieś środkowych stref tabeli. To bardzo ofensywne granie. Za wszelką cenę. Czasem na pograniczu harakiri. Ale każdy klub jest inny. U nas pracował trochę dłużej, myślę, że wykonaliśmy dobrą pracę w zarządzaniu trenerem.

Peterem Hyballą trzeba umieć dobrze zarządzać?

Tak, jak każdym pracownikiem, to normalne. Są postawione cele, zasady, których trener nie może obchodzić tylko dlatego, że uważa, że wie lepiej. Trzeba z nim dużo rozmawiać. Błaszczykowski wiadomo jaką jest postacią, za nim wielka kariera piłkarska, może będzie miał duży autorytet. Te ich relacje mogą być kluczowe. Nie dzisiaj. Bo pierwszy miesiąc, dwa, nawet kilka, to bardzo możliwe, że będą miesiące miodowe.

Peter Hyballa to taki trener, który lubi mieć więcej wpływu na klub niż to, co wynika z obowiązków trenera?

Na pewno chce być włączony w pewne sprawy, choćby przy transferach zawodników. „Potrzeba nowych piłkarzy, potrzeba nowych piłkarzy, potrzeba nowych piłkarzy” – to padało bardzo często. Czasami jego spojrzenie na sprowadzanie piłkarzy było nierealne, my nie mamy wielkich środków. Publicznie, na konferencjach, nigdy nie powiedział złego słowa na tych piłkarzy, którzy są w klubie, ale za kulisami mówił: potrzebuję nowych, lepszych. Rozwijanie tych, którzy są w klubie, było na drugim planie. Zamiast tego życie z meczu na mecz, od wyniku do wyniku. Drużyna przegrywa mecz – wszystko jest nie tak, trzeba innych piłkarzy. W nim nie ma winy, nie popełnił błędu, tylko nie miał wykonawców. Nie wiem czy Wisła jest klubem, który może sobie pozwolić na gotowych na tu i teraz graczy, bardzo drogich.

Reklama

***

Lubomir Satka, piłkarz Lecha Poznań, który trenował z Peterem Hyballą w Dunajskiej Stredzie: – Był trenerem, który dużo wymagał od zawodników. Dyscyplina, dokładność we wszystkim, co się robi. Miał bardzo trudne treningi, naprawdę ciężko pracowaliśmy. Mieliśmy młodą szatnię i myślę, że dużo dał nam jako zespołowi, ale też indywidualnie dużo z nami pracował. Dobrze to później wyglądało na boisku.

Czy u jakiegokolwiek trenera pracowałeś ciężej?

Chyba nie.

Na czym polega ta intensywność?

Styl, który preferuje trener, wymaga dużo biegania. W okresie przygotowawczym ciężko pracowaliśmy, bo chciał, żebyśmy grali wysokim pressingiem, z dużą ilością energii. Ten okres przygotowawczy na pewno był ciężki.

Czyli nie zazdrościsz piłkarzom Wisły.

To nie tak, że zazdroszczę czy nie zazdroszczę. Ciężko powiedzieć, bo wiem, że jak po tej ciężkiej pracy wracaliśmy na boisko, to graliśmy naprawdę fajny futbol. Ja też czułem się świetnie przygotowany. Zobaczymy jak im się uda.

Dyrektor Jan van Dael mówił mi o zajściu, do którego doszło między trenerem i kapitanem.

Dla trenera wszyscy są równi. Nie ma, że ktoś był kapitanem, najważniejszym piłkarzem. Do każdego podchodzi tak samo. Musisz wywalczyć u niego swoją pozycję. Wtedy dwóch najstarszych zawodników odeszło od nas, bo nie pasowali do tego, czego wymagał.

Nie znosi sprzeciwu, czy jest możliwość wejścia w dyskusję?

Czasami jest tak, że ma swoją opinię i ciężko tak pogadać, żeby ją zmienić. Ale ogólnie poza boiskiem można z nim porozmawiać. To normalny człowiek, mieliśmy kilka okazji do rozmów poza boiskiem. Choć jak już mówiłem, dyscyplina, więc był ten kontakt, ale nie tak że kumpelski. Zawsze profesjonalnie, relacja piłkarz-trener.

W czym najbardziej cię rozwinął?

Myślę, że dał mi dużo odpowiedzialności, przede wszystkim przy wyprowadzaniu piłki. Jego gra polegała na tym, żeby zawsze, kiedy się tylko dało, rozpoczynać grę od bramkarza. Nawet czasem nie chciałem, ale było wymagane, żeby wyczekać napastników, a dopiero jak ci podejdą, wtedy szukać podania. Chciał, żebym szukał prostopadłych podań cały czas.

Wymaga odwagi.

Tak, no bo jak chcesz grać fajnie, ładnie, ofensywnie, to wymaga ryzyka. Również w defensywie, bo nie ma takiej asekuracji, trzeba grać dużo jeden na jednego. To też dużo mi dało.

Pracy miałeś w defensywie przy takim stylu.

Przede wszystkim na początku, bo chwilę potrzebowaliśmy, żeby znaleźć balans między atakiem a obroną. Ale jak już znaleźliśmy, nie traciliśmy tylu bramek.

***

Paweł Zimończyk, agent FairSport International, agencji działającej mocno na Słowacji: – Na pewno to przyjście do Dunajskiej Stredy było o tyle łatwiejsze, że przejmował drużynę po Marco Rossim, który słynął z twardej ręki. Jeżeli chodzi o podejście, wymagania, charakter, nawet wybuchowość, to piłkarze dostali podobnego trenera. Jeśli chodzi o warsztat, na pewno charakteryzuje go intensywność treningów i pressing, o którym już w Polsce powiedział dużo. To jego znak rozpoznawczy. Jeżeli chodzi o wymagania wobec zawodników, potrafią być bardzo dokładne.

– Ma swój pogląd na piłkę i nawet, jeśli ktoś był, na przykład, od lat przyzwyczajony sposobu gry na szóstce to musi się przestawić na to, czego chce Hyballa, nawet jeśli to jest zupełnie odmienne od tego, co grał do tej pory. To potrafią być bardzo szczegółowe instrukcje. Patrzy na piłkę swoimi oczyma i niezależnie, co kto powie z boku, będzie szedł swoją drogą, swoją wizją. Wiem też, że jest jednym z większych specjalistów jeśli chodzi o podania piłkarskie, o nich samych napisał dwie książki. To mnie zaciekawiło, taka szczegółowa specjalizacja, dwie książki o samych podaniach. W materii teoretyki w tym temacie uchodzi za jednego z najlepszych na świecie, dlatego niemiecki związek swego czasu wziął go na stanowisko osoby, która miała odpowiadać za szkolenie trenerów.

Jak grała jego Dunajska Streda, gdy już było widać jego rękę?

Agresywnie, z doskokiem, z tym, że to nie jest agresja taka, jak się kojarzy u nas, tylko połączona z chęcią gry w piłkę. Na pewno niektórym piłkarzom może być ciężko połączyć te aspekty, czyli iść do pressingu przez cały mecz, dlatego podstawą jest baza z przygotowania fizycznego. Dunajska Streda już za Rossiego wyglądała dobrze w tym aspekcie, ale uważam, że z Hyballą weszli na wyższy poziom. Marzeniem Dunajskiej Stredy jest detronizacja Slovana, z nim było już blisko.

Na pewno kluczowe są więc wymagania i to, kto potrafi je spełnić. Różnie tak wymagający trenerzy są postrzegani przez szatnię. W DAC miał relatywnie młodą szatnię, ale ten odbiór może być inny w szatni z piłkarzami posiadającymi większy dorobek. Pytanie czy każdy będzie gotowy zgodzić się na jego warunki. Jedno, o czym jestem przekonany, to że będzie bezkompromisowy. Może w pewnym momencie dojść do sytuacji jak z Danem Petrescu – albo ja, albo oni.

Czy czasem potrafi uwikłać się w gry medialne?

Lubi podyskutować z trenerami, na pewno dostarczy wam trochę pożywki. Wisła może być dla niego takim papierkiem lakmusowym. Klub z lepszej ligi, z wielką historią. Nie zawsze wybitni teoretycy odnajdywali się z sukcesami na ławce, ale jeśli się sprawdzi, być może będzie to dla niego droga do wymarzonej Bundesligi.

Czy włączał się w negocjacje transferowe?

Tak, jest aktywny przy wyborze. Chciał spotkać się zawsze zawodnikiem, porozmawiać z nim, poznać jego charakter, czy to ktoś, kto będzie pasował, czy iskrzy. Poznaliśmy się właśnie przy podpisywaniu gracza, poza tym widzieliśmy się na meczach reprezentacji Słowacji, gdzie był obecny w loży VIP. Dużo jeździł na mecze, widać, że pasjonuje go futbol.

To jakiego charakteru twoim zdaniem oczekuje?

Głodnych sukcesu i chętnych do pracy. To najważniejsze. Jeśli ktoś nie pójdzie za nim w ogień, będzie miał ciężko. Musi na 120% wykonywać wszystko, czego chce, realizować jego wizję futbolu. Bez tego na pewno będzie reakcja, ostra reprymenda. Ale od tego jest trener, żeby wymagać i egzekwować.

***

Sławomir Czarnecki, koordynator sportowy w Bayerze Leverkusen: – To bardzo zaangażowany trener. Może czasem aż zbyt zaangażowany, bo bardzo dużo wymaga od sztabu i zawodników. Jest człowiekiem z bardzo wyraźnym, widocznym sposobem na grę, konkretną wizją. Ma wielką wiedzę jeśli chodzi o piłkę nożną, taktykę, był nauczycielem w niemieckiej federacji przy kursach UEFA A i UEFA Pro, to swoje mówi.

Na czym polega to czasem zbyt wielkie wymaganie?

Jest bardzo, ale to bardzo ambitny, chce wiele osiągnąć, stąd wynika to, że dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, wymaga od siebie. Wszystko, czego wymaga od sztabu czy zawodników, najpierw wymaga od siebie. Może źle to ująłem: ja to pozytywnie odbieram, to nie jest jakaś krytyka.

A były na tym tle jakieś konflikty w akademii?

Nie, pracował z młodymi chłopcami, a w takim wieku wszyscy mają ten sam cel, chcą jak najwięcej osiągnąć, więc konfliktów nie było. Nie wiem jak było z seniorami na Słowacji czy w Holandii, wiadomo, że seniorska szatnia potrafi być inna, bardziej złożona pod kątem charakterologicznym.

Jakie są jego podstawy warsztatowe?

Wszechstronne, dużo małych gier na treningach, natomiast nie chciałbym mówić o modelu gry. Był u nas pięć lat temu, mogło się wiele zmienić w międzyczasie. Na pewno ma bardzo emocjonalny wpływ na drużynę. Potrafi ją poruszyć, dać jej silne pozytywne emocje. Myślę, że to może być widoczne już na pierwszych treningach, w pierwszych meczach, bo taktycznie jeszcze będzie na zobaczenie różnicy za wcześnie. Zastanawiam się tylko jak będzie z językiem, bo jego aspekty motywacyjne są mocne, ale język może blokować ten przekaz.

Jak Peter Hyballa jest postrzegany w Niemczech? Miał różne funkcje, od nauczyciela trenerów, po eksperta telewizyjnego.

Jego reputacja jest pozytywna. Jako teoretyk jest bardzo ceniony w Niemczech. Myślę, że ma swój wkład w rozwój niemieckiej piłki, wydał wiele książek, materiałów, które funkcjonują na rynku i wiem, że bardzo wielu trenerów z tego korzysta. Sam miałem okazję go poznać na takich szkoleniach i fajnie potrafił przedstawić swój pomysł, wizję gry. Natomiast Peter, jak z nim rozmawiałem, mówił, że nie widzi się jako teoretyk. Nie widzi się w szkoleniu, w przedstawianiu teoretycznych spraw, potrzebuje boiska, szatni, drużyny. Odszedł od nas, bo chciał iść w seniorską piłkę. Powiedział wprost pół roku przed końcem kontraktu, że widzi się przy pracy w seniorach. Z niej do nas trafił, trzeba o tym pamiętać. Przyszedł jako asystent Saschy Lewandowskiego. Pracował przy pierwszym zespole. Później Sascha został głównym trenerem w akademii, a Peter został trenerem U19.

Fot. FotoPyK / 400mm.pl / NewsPix.pl

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Szymon Piórek
2
Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Komentarze

13 komentarzy

Loading...