Z czym nam się kojarzy Zagłębie Lubin? Oczywiście, że z młodzieżą, akademią, całkiem ofensywną grą, ale nie ma co ukrywać: skojarzenia nie są tylko pozytywne. Jeden i podstawowy problem z Miedziowymi jest oczywisty – nie potrafią ustabilizować swojej formy. Są zmienni i rozkapryszeni, potrafią zagrać dobry mecz, by potem odpalić niesmaczny paździerz. A na sinusoidzie trudno zajechać wysoko w tabeli, nawet w polskiej lidze.
Weźmy pod lupę na początku ten sezon. Zaczęło się bardzo sympatycznie, bo Zagłębie ograło dwie poznańskie drużyny, już chciało się ich chwalić, ale kto powstrzymał ten zew, dobrze zrobił – przyszła porażka z Rakowem i remis z Cracovią. Potem znów: dwa zwycięstwa z rzędu, ale w odpowiedzi nastąpiły cztery mecze bez wygranej. No to Zagłębie zrobiło trzy punkty z Wisłą Kraków i podzieliło się łupami z Piastem Gliwice.
Miedziowi są więc chimeryczni tak mocno, jak się tylko da. A może przeciętni? Trudno przecież znaleźć podstawową statystykę, w której specjalnie by imponowali. Strzelone bramki (16) – znajdziemy osiem lepszych drużyn. Stracone bramki (13) – cztery ekipy są lepsze, a piąta na tym samym poziomie. Można pochwalić ekipę Seveli, że mimo wszystko rzadko dostaje w łeb, bo tylko trzykrotnie, ale jednak trzy drużyny też rzadziej unikały takiego losu.
Naprawdę – przy tym spokoju finansowym i organizacyjnym, chciałoby się od Zagłębia wymagać więcej.
Co gorsza, to nie jest absolutnie pierwszy sezon, w którym mamy co do Miedziowych podobne odczucia. Wyobraźcie sobie, że do znalezienia trzech meczów ligowych z rzędu (lub więcej), w których Zagłębie zwyciężało, trzeba się cofnąć aż do… sezonu 16/17. Wtedy Miedziowi w grupie spadkowej sieknęli Piasta, Śląska, Wisłę Płock i Łęczną. Od tego momentu lubinian stać tylko na dwie wygrane z rzędu i po tym czasie kibice muszą być przyzwyczajeni, że albo będzie remis, albo w łeb.
Chyba nie oczekujemy wiele? Dla przykładu dzisiejszy rywal Zagłębie, Śląsk, serię pięciu zwycięstw z rzędu potrafił trzasnąć w zeszłym sezonie. W tym trzy mecze z rzędu wygrywał Raków, a choć niezwykle doceniamy ekipę Marka Papszuna, to czy biorąc pod uwagę potencjał całego klubu, Zagłębie ma się czego wstydzić? Naszym zdaniem nie.
Warto się zastanowić, z czego taka sytuacja wynika i niejednokrotnie przychodzi nam do głowy myśl, według której piłkarzom w Zagłębiu jest czasem zbyt wygodnie. Nie ma tam wielkiej presji wyniku. Rzadko albo wcale słyszy się z tego obozu, że na przykład w tym sezonie chcemy mocno się bić o puchary. Nie, raczej panuje umiarkowane zadowolenie z kręcenia się w środku tabeli i unikania drastycznych porażek.
I tak, to świetnie, że w Lubinie dobrze się szkoli młodzież, transferów Białka, Jacha, Slisza czy Jagiełły niektóre kluby mogą zazdrościć, ale na koniec kibic nie chce iść przez miasto świętować bilans roczny, tylko wyniki sportowe. Zagłębie pod tym względem swoich fanów nie rozpieszcza, a biorąc pod uwagę, jakie kluby w ostatnich latach uzupełniały gabloty – Arka, Lechia, Piast, Cracovia – to naprawdę mogłoby się stać i nie mówimy o sci-fi.
Jeśli więc cokolwiek moglibyśmy polecić Zagłębiu, to odpowiednie przestawienie wajchy. Tak, szkolcie dalej młodych, to jest niezwykle ważne i potrzebne, doceniamy waszą akademię. Ale też, tak, skupcie się mocniej na pierwszej drużynie, bo sami stawiacie się w rzędzie oczekiwań z Wisłą Płock, a tego chyba nikt nie chce.
Lubin ma wiele, by na stałe dołączyć do piątki najlepszych zespołów w Polsce. Tymczasem na co najmniej takie miejsce czeka od sezonu 15/16. A to jest skrajna prehistoria.