2020 rok zdecydowanie nas nie oszczędza. Nie minęło wiele czasu, od kiedy żegnaliśmy Diego Maradonę, tymczasem zmarła kolejna legenda mundiali. Odszedł Paolo Rossi, mistrz globu z 1982 roku, król strzelców mistrzostw świata oraz bohater jednej z najbardziej szalonych i romantycznych historii związanych z tymi rozgrywkami. Mówi się, że mundial tworzy legendy. Ten w Hiszpanii stworzył legendę Rossiego, który po dwóch latach zawieszenia wrócił i sięgnął po “Złotą Piłkę”.
30 grudnia 1979 roku. Dla wielu moment pielgrzymek do sklepów, żeby uzupełnić zapasy przed sylwestrową zabawą. Dla Paolo Rossiego i jego kumpli z Perugii dzień meczu z Avellino. Biancorossi przed przerwą świąteczną ograli Juventus, więc apetyty były rozbudzone. Mecz zakończył się jednak remisem 2:2. Rossi zdobył obydwie bramki, otwierając wynik spotkania już w 1. minucie gry. Niby typowy dzień w biurze. Niby, bo patrząc na skrót tego meczu, bramki padły w dość kuriozalnych okolicznościach.
Kilka miesięcy później karabinierzy zaczęli masowe aresztowania postaci związanych z włoską piłką. Po wygranym przez Romę 4:0 meczu z Perugią piłkarze w czerwonych koszulkach patrzyli, jak ze stadionu w kajdankach wyprowadzani są ich klubowi koledzy – Mauro Della Martira oraz Luca Zecchini, zastanawiali się, co jest grane. – Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Nie mieliśmy pojęcia, że to ma cokolwiek wspólnego z piłką – wspominał po latach Rossi.
Miesiąc później sam przekonał się, że tamto aresztowanie miało więcej wspólnego z futbolem, niż mogłoby mu się wydawać.
Transfer, o którym nikt nawet nie śnił
Totonero. Czarny Totek. Słynna afera korupcyjna, która wstrząsnęła włoskim futbolem przełomu lat 70. i 80. Della Martira i Zecchini zostali oskarżeni o ustawianie spotkań. Ten sam los niedługo potem spotkał Paolo Rossiego. Boga calcio, choć może lepiej będzie powiedzieć – wschodzącą gwiazdę. Rossi w chwili zatrzymania miał 24 lata i tytuł króla strzelców ligi na koncie. Całkiem niedawno został bohaterem wielkiej historii, bo w Perugii nie znalazł się przypadkiem. Trafił tam po trzech latach czarowania w barwach Vincenzy. Lane zaufali mu, widząc w nim potencjał na klasowego napastnika. Wcześniej Rossi był skrzydłowym, który nie wyróżniał się w Juventusie ani w Como. Giovan Battista Fabbri uratował mu karierę, przestawiając go na pozycję “dziewiątki”. Efekt był piorunujący.
- 76/77 – król strzelców Serie B z 21 golami na koncie
- 77/78 – król strzelców Serie A z 24 golami na koncie
Narodziny gwiazdy. Tyle że w kolejnym sezonie powstał problem. Vincenza mimo świetnej postawy Rossiego nie zdołała utrzymać się w Serie A. Napastnik miał już wtedy markę, której nie można było zmarnować. W końcu w 1978 roku w Argentynie dotarł ze Squadra Azzurra do najlepszej czwórki mundialu, strzelając trzy gole i zaliczając piękną asystę piętą, która dała Włochom wygraną nad gospodarzami turnieju. I jak to – taki kozak miałby grać w Serie B? Nie do pomyślenia. Rynek był jednak nieubłagany. W Serie A nadal panował zakaz gry obcokrajowców, więc za najlepszych Włochów trzeba było zapłacić kolosalne pieniądze. Dlatego wokół Vincenzy inne kluby krążyły niczym sępy, czekając tylko, aż ktoś powie: weźcie go za darmo, bylebyśmy mu nie płacili. Napoli, Lazio, Bologna – grono zainteresowanych było spore.
Ale kasę znalazła Perugia, która dogadała się ze spadkowiczem, żeby wypożyczyć Rossiego. I to był szok.
Sprawiłem, że Brazylia płacze.
– Paolo Rossi o hattricku na mistrzostwach świata
Owszem, Biancorossi zdobyli przed momentem wicemistrzostwo Włoch, jednak każdy traktował to jako wypadek przy pracy. Ot, jednorazowy wyskok. Tymczasem Franco D’Attoma, prezydent klubu, zdecydował się na bardzo śmiały, choć niezwykle rozsądny ruch. Zanim Perugia zainwestowała w sprowadzenie Rossiego, zrobiła coś, czego w ówczesnym świecie futbolu nie zrobił nikt. Przeprowadziła sondaż rynku marketingowego, żeby wybadać, jak taki ruch wpłynąłby na budżet zespołu. – Problem polegał na tym, żeby znaleźć pół miliarda lirów, nie ryzykując finansowej niestabilności klubu. Nie chcieliśmy prosić o to kibiców, to byłoby żebractwo. Zwróciliśmy się do agencji reklamowej z naszego miasta, prosząc o wykonanie projektu. Okazało się, że możemy sfinansować ten transfer z różnych niezależnych źródeł.
Agencja CPA wzięła w swoje ręce zarządzanie marketingiem klubu. Mecze towarzyskie z Perugią wyceniono na 50 milionów lirów. Wszystkie spotkania zespołu sprzedano prywatnym telewizjom. Dzięki temu na stadionie pojawiło się mnóstwo nowych reklam, bo firmy chciały dotrzeć do jak największej liczby osób. I wisienka na torcie. To Perugia jako pierwsza złamała tabu we Włoszech, podpisując umowę sponsorską na koszulki. Firma “Ponte” wykupiła miejsce na strojach Biancorossich za 300 milionów lirów. W celu ominięcia zakazu nałożonego przez federację założono firmę-krzak “Ponte Sportswear”, udając, że to nowy sponsor techniczny klubu. FIGC nie pozostała obojętna na ten policzek i rozpętała się burza. Perugii zakazano gry w strojach nowego sponsora. Sprawę udało się rozstrzygnąć dopiero w rundzie wiosennej.
Nowe stroje, na których dumnie eksponowano logo sponsora, zadebiutowały – o ironio – podczas meczu z Romą. Tego samego, po którym piłkarze Perugii zostali aresztowani za ustawianie spotkań.
“Chciałem uciec z Włoch i rzucić piłkę na zawsze”
– Siedziałem w barze i piłem sok pomarańczowy. Przyszedł Della Martira i powiedział, że kogoś mi przedstawi. Kiedy zapoznał mnie z Crucianim (jeden z organizatorów Totonero – przyp.), nie wiedziałem, kim on jest. Myślałem, że to kolejny kibic, który chciał mnie poznać. Potem Della Martira powiedział mi, że Avellino chce zagrać na remis. Odparłem, że trzeba to przegadać z drużyną. Tyle że nie myślałem o tym, jak o propozycji korupcyjnej. W piłce nożnej zawsze było tak, że kiedy dwóm zespołom pasował jakiś wynik, to można było się dogadać. W teorii to zakazane, w praktyce każdy tak robił i zapewne robi do dziś – zeznawał Paolo Rossi.
Rzekomo do ustawki ostatecznie nie doszło, bo Perugia wierzyła, że “na czysto” ugra więcej niż remis. Patrząc na wspomniany wyżej skrót, możemy w to wierzyć, albo i nie. Natomiast całkiem prawdopodobne, że Rossi mówił prawdę. Był wschodzącą gwiazdą futbolu, świetnie zarabiał, a rzekomy zysk na pójściu na rękę Crucianiemu miałby wynieść 2 miliony lirów. Niewiele. W każdym razie tłumaczenia Rossiego niewiele pomogły. Skruszeni organizatorzy Totonero i świadkowie byli dla sądu bardziej wiarygodni niż gwiazda włoskiej piłki. Paolo ukarano roczną dyskwalifikacją, później zwiększoną do dwóch lat zawieszenia. – Byłem załamany i wściekły. Potrzebowali dużego nazwiska w sprawie, więc zostałem w to wciągnięty. Nikt nie przejmował się tym, że miałem nieskazitelną opinię. Ludzie mówili: zawsze stał z boku, nie mieszał się w żadne skandale, a teraz jest zamieszany w korupcję? Uwierzono przestępcom, zamiast mnie – opowiadał zawodnik Perugii.
Nigdy więcej nie zagram dla reprezentacji Włoch.
– Paolo Rossi po dyskwalifikacji
Dla Paolo Rossiego dwa lata bez futbolu wydawały się wyrokiem. 24 lata i taka przerwa, dramat. Także prywatny. – Kiedy wróciłem do domu, rodzice płakali, chociaż wierzyli w moją niewinność. Najgorsze było to, jak patrzyli na mnie ludzie i to, że w sobotnie wieczory nic na mnie nie czekało. Chciałem uciec z Włoch i rzucić piłkę na zawsze.
Piłkarz wspominał, że wrócił do Vicenzy, z którą gościnnie trenował, ale futbol obrzydł mu do reszty. Stracił chęci do gry i treningu. Na ratunek przyszedł wówczas klub, w którym się wychował. Juventus, gdzie nie zaistniał przez kilka poważnych kontuzji, które mogły zakończyć jego karierę Rossi regularnie rozwalał swoją łąkotkę. Teraz Bianconeri wyciągnęli rękę do swojego byłego zawodnika. – Przyjdziesz do nas, będziesz trenował jak reszta. Albo i więcej niż reszta. Po roku wrócisz do gry – zapowiedział mu Gianpiero Boniperti. Przy okazji wydając jeszcze kilka “drobnych” poleceń w stylu: weź ślub, trzymaj się diety i nie zapuszczaj włosów. Napastnik posłusznie wypełniał wszystkie polecenia – ze ślubem włącznie – dzięki czemu w 1982 roku był gotowy do powrotu na sto procent. Zagrał w trzech ostatnich meczach sezonu, zdobywając nawet bramkę. Był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – Nie pamiętałem już żadnych emocji związanych z prawdziwym meczem. Dwa lata wyciszenia mi pomogły – stwierdził później sam zainteresowany.
Wszystkiemu przyglądał się zadowolony Enzo Bearzot, selekcjoner włoskiej kadry. On także pozostawał w kontakcie z Paolo Rossim, czekając na koniec dyskwalifikacji.
Veni, vidi, vici
Squadra Azzurra bez Rossiego miała problemy ze zdobywaniem bramek. Po tym, jak napastnik poprowadził Włochów do czołowej czwórki mistrzostw świata, wszyscy widzieli w nim szansę na zdobycie mistrzostwa Europy w 1980 roku. Dyskwalifikacja przyszła tuż przed EURO, więc zespół musiał radzić sobie bez niego. I wypadł bardzo blado.
- 0:0 z Hiszpanią
- 1:0 z Anglią
- 0:0 z Belgią
Tylko dzięki żelaznej defensywie Włosi wyszli z grupy, jednak przegrali mecz o trzecie miejsce. Kolejne dwa lata nie także nie były łatwe, bo na mundial ekipa z południa Europy jechała jako drugi zespół grupy eliminacyjnej. Strzeliła o 10 goli mniej niż jej zwycięzca, czyli Jugosławia. Przed finałowym turniejem passa ekipy Berzota nie napawała optymizmem.
- 1:1 z Jugosławią
- 1:1 z Grecją
- 1:0 z Luksemburgiem
- 0:2 z Francją
- 0:1 z NRD
- 1:1 ze Szwajcarią
W tym ostatnim spotkaniu Rossi już wystąpił. Odkupienie nastąpiło bardzo szybko, bo selekcjoner nie wyobrażał sobie kadry bez niego. Tyle że opinia publiczna miała nieco inne zdanie. Zwłaszcza że początek zmagań w Hiszpanii był po prostu kiepski. 0:0 z Polską, 1:1 z Peru i Kamerunem. Włosi wyszli z grupy tylko dzięki niebywałemu szczęściu. Atmosfera wokół kadry nie była najlepsza.
https://twitter.com/matiswiecicki/status/1336993059368816642
W drugiej fazie grupowej czekał na nich zestaw śmierci. Argentyna i Brazylia. I właśnie wtedy Paolo Rossi znów w siebie uwierzył. Boniek poczęstował hattrickiem Belgów, a Włoch potraktował nim Brazylijczyków.
– Nie byłem w dobrej formie, także mentalnej. Moałem blokadę psychiczną i trudno było mi ją zdjąć. Prawdę mówiąc to koledzy i trener wierzyli we mnie bardziej niż ja sam. Berzot powtarzał mi, że wszystko będzie świetnie. Nawet wtedy, kiedy zdjął mnie w przerwie meczu z Peru – opowiadał sam zainteresowany.
Piłkarze nie powinni odchodzić przed swoimi trenerami
– Giovanni Trappatoni, który pomógł Rossiemu stanąć na nogi w Juventusie
Włosi troszczyli się o niego, jak o najdroższy skarb. Przez stres spowodowany ciągłą krytyką i wypominaniem korupcyjnej przeszłości, Rossi schudł pięć kilogramów. Kucharz przynosił mu wieczorami rogaliki i mleko, żeby poprawić mu humor i zadbać o to, żeby nie padł z głodu. Mecz z Argentyną okazał się dla Squadra Azzurra przełomem. Po tamtym zwycięstwie zespół poczuł moc i poszedł za ciosem. – Być może w 1978 roku byłem lepszy, tak jak i cała drużyna. Ale 1982 roku mieliśmy charakter, którego nam brakowało. Po pierwszej bramce strzelonej Brazylii poczułem się znów wolny. Dalej już samo poszło – mówił w wywiadach.
Co było potem – doskonale wiemy. Bo Włosi w półfinale zagrali z Polską. 0:2, dwa gole Paolo Rossiego. Słynny mecz, w którym zagraliśmy bez zawieszonego za kartki Zbigniewa Bońka oraz bez odsuniętego od składu Andrzeja Szarmacha. Czy to zaważyło na wygranej Italii? Być może, ale nie ujmujmy nic Włochom. To była maszyna, która wchodziła na najwyższe obroty. W finale Niemcom (RFN – przyp.) nie pomógł nawet niewykorzystany przez Squadra Azzurra rzut karny. Rossi otworzył wynik meczu, a po końcowym gwizdku odetchnął z ulgą.
– Zaliczyłem tylko pół rundy wokół boiska z kolegami. Byłem wykończony. Usiadłem z boku i obserwowałem, jak wszyscy szaleją. Cały czas czułem w sobie ból z powodu tego, co mnie spotkało. Dlatego chciałem zatrzymać czas, żeby jak najlepiej przeżyć chwilę, która już nigdy więcej się nie powtórzy – wyznał później Rossi.
Niedługo potem odebrał nagrodę dla króla strzelców mundialu oraz najlepszego piłkarza tej imprezy. A na koniec roku – najlepszego piłkarza na świecie. Być może trochę na wyrost, jednak z drugiej strony ciężko nie podziwiać drogi, którą przeszedł. Wrócić po dwóch latach i zostać bohaterem ekipy, która sięgnęła po złoto mistrzostw świata.
Rzecz godna “Złotej Piłki”.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix