Reklama

Wrzutka, Pekhart, gol. To już robi się nudne!

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

05 grudnia 2020, 22:47 • 3 min czytania 57 komentarzy

Tomasz Makowski zaliczył w Ekstraklasie już 59 meczów. Nie zdobył w nich żadnego gola, ma na koncie ledwie jedną asystę – są to słabe liczby jak na środkowego pomocnika. Może jest dobry w destrukcji? No też raczej średnio. Może to typ podobny do Kenny’ego Saiefa, który często robi grę (nie dziś), lecz nie przekłada się to na konkrety? No… daleko nam do takiej tezy. Problem Makowskiego polega na tym, że jest w tej lidze już długo, a wciąż nie wiemy, jaki to piłkarz. Jeśli ma jakieś atuty, to raczej się z nimi nie obnosi.

Wrzutka, Pekhart, gol. To już robi się nudne!

Mówisz więc Makowski, myślisz… nie wiadomo co. Aż do dziś. Młodzieżowiec Lechii wreszcie dał nam tę możliwość, byśmy z CZEGOKOLWIEK go zapamiętali. Mowa o brutalnym faulu na Bartoszu Kapustce.

No cóż – jak widać nie ma czym się chwalić. Sędzia Gil początkowo pokazał żółtko, ale po weryfikacji VAR – całkiem słusznie – zmienił swój werdykt na czerwoną kartkę. Wydaje nam się, że w tym wejściu nie było intencji. Sam efekt wyglądał jednak okropnie.

Zaczęliśmy od tej sytuacji, bo to ona zostanie nam w pamięci najdłużej po tym wieczorze przy Łazienkowskiej. Sam mecz był… dziwny. Z jednej strony widać było, że Lechia nie narobiła przed przyjazdem do Warszawy w portki. Starała się podchodzić wysoko, była agresywna. Mental się zgadzał. W czym problem? Ano w tym, że w zasadzie ani razu Borucowi nie podniosło się ciśnienie, nawet mimo faktu, że Piotr Stokowiec posłał od pierwszej minuty i Flavio Paixao, i Łukasza Zwolińskiego.

Reklama
Jedyne sytuacje gdańszczan warte wspomnienia to…
  • szczupak Zwolińskiego (kilka metrów od bramki),
  • koślawy strzał Saiefa po przechwycie na połowie Legii,
  • uderzenie tyłem głowy Nalepy po dobrze rozegranym wolnym (obrona gospodarzy zaskoczona, piłka poszła nad bramką).

Sami widzicie – nie bardzo jest o czym rozmawiać. Wynik odzwierciedla mniej więcej to, co działo się na boisku, bo Legia biła Lechię w zasadzie w każdym aspekcie. Długo nie mogła wbić bramki, choć od czasu do czasu zapachniało trafieniem. Na przykład wtedy, gdy nieudany strzał Luquinhasa mógł stać się asystą do Pekharta, który pojechał na wślizgu, by wbić do pustaka, lecz zabrakło mu trochę centymetrów. Albo po dwóch strzałach wspomnianego przed chwilą Brazylijczyka, któremu piłki po ziemi wystawiał Wszołek (przy jednej z tych akcji zabawił się Kapustka – najpierw przedryblował dwóch gości, a potem wpuścił skrzydłowego w uliczkę). Ewentualnie wtedy, gdy Wszołek trafił do siatki, lecz ze spalonego (ewidentnego – przedłużał piłkę Jędrzejczyk). Akcje niby były, wpaść nie mogło.

Co w takich sytuacjach robi Legia? Nie zgadniecie. To na pewno nie to, o czym sobie pomyślicie.

Gra wrzutkę na Pekharta, która kończy się golem.

Na pewno o tym nie pomyśleliście.

Po raz kolejny należy pochwalić Czecha, bo raz, że zdemolował Tobersa, który przegrał fizyczną walkę (czystą!) na tyle, że ten padł na murawę, to potem jeszcze ułożył głowę dokładnie tak, jak trzeba. To już powoli robi się nudne, ale każdy ligowy trener zazdrości Michniewiczowi posiadania tak powtarzalnego schematu gry. I co więcej – tak efektywnego. Gdy nie bardzo wiesz, jak strzelić gola, wystarczy zagrać parę wrzutek i któraś na pewno zakończy się bramką. Proste, skuteczne, ale skoro działa i nikt nie jest w stanie się temu przeciwstawić, to dlaczego nie korzystać?

Legioniści do końca meczu nie mogli być spokojni o wynik, bramkę na 2:0 zdobyli dopiero w ostatniej akcji meczu, gdy strzał Slisza odbił przed siebie Kuciak, a Lopes, który wcześniej potykał się o własne nogi, dopełnił formalności z bliskiej odległości. Nie był to wielki mecz. Lechii brakowało jakości, Legii finalizowania tego, co sobie stworzyła. Wynik idzie jednak w świat – po raz kolejny Legia melduje się na fotelu lidera.

Reklama

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

57 komentarzy

Loading...