Są takie dni, kiedy wszystko ci wychodzi. Dla odmiany są takie, kiedy wszystko bez powodu się wali. Ale są też takie, kiedy niby psujesz, zawalasz, powinieneś zebrać od losu baty, a wszystko uchodzi ci płazem. Taki dzień miał bramkarz Stomilu Olsztyn, Vjaceslavs Kudrjavcevs.
Łotewski młodzieżowiec dwa razy pokpił dzisiaj sprawę tak, że to powinny być kompromitacje kolejki. Ale wyratował się w obu przypadkach.
Pierwszy przypadek. Kudrjavcevs wybijał rzut wolny z własnego pola karnego i podał prosto pod nogi piłkarza Górnika. Oczywiście bramka. Rzecz w tym, że nieregulaminowa, bo w przypadku wybijania rzutu wolnego z własnego pola karnego, rywal nie ma prawa przebywać w szesnastce. Ale tak jak ewidentnie tej zasady nie znał piłkarz Łęcznej, tak i Kudrjavcevs chyba aż takim sprytem się nie wykazał, żeby celowo kopnąć w rywala. Gdyby tak było, raczej nie robiłby szalonego sprintu w kierunku bramki. Niby więc zagrożenia nie było, bo sprawa nieregulaminowa, ale jednak podanie poniżej krytyki.
Drugi przypadek. Wycofanie do Łotysza, a ten pięknie podaje prosto pod nogi Wojciechowskiego, ten do Banaszaka. Pusta bramka, Kudrjavcevs na wczasach, ale łęcznianie nie wykorzystują kapitalnej szansy.
Stomil Olsztyn – Górnik Łęczna – najlepsze akcje, po których nie wpadła bramka, mimo że raz piłka wpadła do siatki.@OfPolski @stomilolsztynpl pic.twitter.com/SeyHTrb2QO
— Łukasz Kotowski (@PanKot88) December 1, 2020
Niezła kumulacja. Swoją drogą, w ostatnich dniach Kudrjavcevs jest magnesem na niecodziennie sytuacje. Zdarzyło mu się bowiem zagrać mecze dzień po dniu:
17 listopada z Polską U21 w łotewskiej młodzieżówek
18 listopada, po kontuzji Piotra Skiby, wszedł na boisko z ławki z Koroną Kielce.
Oddajmy Kudrjavcevsowi, że dzisiaj to nie był jakiś pusty przelot w jego wykonaniu, popisał się choćby przy paradzie po strzale Śpiączki, ale finalnie jego bilans to klasyczne więcej farta niż umiejętności. Orest Lenczyk pewnie teraz posadziłby Łotysza na ławkę tylko dlatego, że drugi raz tyle szczęścia mieć nie może. Stomil ostatecznie wygrał 2:1, a Górnik może sobie pluć w brodę: Śpiączka wyleciał z boisku za uderzenie rywala bez piłki. Wspomniana szansa Banaszaka. Wyrównanie w dziesiątkę, którego autorem Wojciechowski. A jednak, po pokonaniu ŁKS-u, łęcznianie nie poszli za ciosem i punkty zostały w Olsztynie po bramce straconej w końcówce.
Pierwsza liga styl życia, co zrobić, pewne rzeczy się nie zmieniają.
Fot. NewsPix