Reklama

Majdan: Piękny i młody już byłem

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

30 listopada 2020, 13:43 • 17 min czytania 31 komentarzy

– Starzejemy się wszyscy, ale myślę, że sportowców bardziej dotyka, kiedy przydarzą im się ułomności fizyczne. Na razie jest nieźle, wciąż jestem w stanie wyjść, pograć w piłkę, ale tak, tego myślę, że trochę boję. Postaram się na to przygotować. Znowu będzie ważne pogodzenie z losem. Jest taka refleksja, przeglądam stare zdjęcia, urywki filmów – piękny i młody już byłem. to przeminęło. Natomiast trzeba myśleć o tym, co jest tu i teraz – z Radosławem Majdanem rozmawiamy o upływie czasu, tym jak patrzył na świat jako dwudziestopięciolatek, a jak patrzy teraz, dobijając do pięćdziesiątki. Majdan opowiada też nam o tym, jak przechodził koronawirusa, czy był w środowisku piłkarskim postrzegany przez pryzmat świata celebrytów, co go zaskoczyło w pracy eksperta pracującego przy Ekstraklasie, a także jak podchodzi do swoich błędów. Zapraszamy.

Majdan: Piękny i młody już byłem

***

Pan zna świat celebrytów, a w ostatnich dniach mam wrażenie, że jest nasilenie wypowiedzi osób, które zabierają głos w tematach poważnych, choć nie mają ku temu kwalifikacji – są po prostu znane.

Podobały mi się słowa Jurgena Kloppa, który dostał pytanie o to co sądzi na temat pandemii.

– Dlaczego uważacie, że ja, trener, mógłbym cokolwiek wiedzieć w tak poważnym temacie? Ja nie mam o tym pojęcia.

Wydaje mi się, że poważne tematy, takie jak choćby pandemia, to jeśli ktoś nie jest fachowcem, a już zabiera głos, powinien mocno ważyć słowa. Jeśli się na czymś nie znamy, przynajmniej zachowajmy ostrożność, a zdecydowane głosy powinniśmy zostawić fachowcom, którzy całe życie poświęcili tej dziedzinie.

Reklama
Dlaczego pana zdaniem tak w ogóle jest, że przy poważnych tematach “ekspertami” w ogóle są takie osoby, a nie, cóż, prawdziwi eksperci? Czemu tak mocno wałkujemy medialnie opinie celebrytów?

Samo słowo “celebryta” ma w Polsce pejoratywne znaczenie i środowisko samo na to pracuje wypowiadaniem głupot. Ale żeby ktoś się wypowiedział w jakimś temacie, najpierw trzeba do niego zadzwonić. Toteż zamiast tylko wskazywać, że ktoś mówi to czy tamto, spójrzmy na przyczynę. A więc kto wybiera numer. Gdyby nie wybrał, nie byłoby sprawy.

Celebryta to ktoś, kto szuka popularności, z niej żyje, więc różnymi ścieżkami szuka rozgłosu. Znamienne, że czym niżej jest ktoś na szczeblach umownej drabiny celebryckiej, tym chętniej zajmuje stanowisko na każdy temat. Są od tego wyjątki, ale jeszcze raz podkreślę: tak poważna sprawa jak zdrowie… Pamiętam jak sam jechałem do szpitala. Zastanawiałem się jakbym się czuł wygadując dziwne rzeczy, będąc zwolennikiem sceptyków, i nagle musząc spojrzeć lekarzom w oczy.

Pan koronawirusa przeszedł dosyć ciężko.

Tak. Miałem silne bóle głowy, gorączkę, strasznie obolałe ciało. Czułem się fatalnie. W końcu powiedziałem do mojej żony:

– Słuchaj, wydaje mi się, że muszę jechać do szpitala.

Byłem skrajnie wyczerpany. W podświadomości czułem, że mój stan jest bardzo poważny, i robi się tylko gorzej. Mam małego synka, Henia. Przez całą moją chorobę staraliśmy się jakoś izolować od siebie, być chociaż w innych pokojach. Co samo w sobie było dla mnie trudne, bo wiadomo, że chcę z nim spędzać jak najwięcej czasu. Mocno uderzała mnie ta myśl, że ktoś bliski przez moją chorobę może się zarazić. Psychicznie mnie to maltretowało. Po części z ulgą przyjąłem decyzję lekarza, że muszę jechać do szpitala… Przechodziłem koronawirusa, który potem przeszedł w zapalenie płuc, które wynikło z osłabienia organizmu. Te zmiany w płucach po prześwietleniu były na tle poważne, że musiałem zostać w szpitalu.

Był taki jeden, najgorszy moment?

Miałem ciężką noc, wysoka gorączka, zasnąłem dopiero nad ranem, a jak się obudziłem po trzech godzinach, to czułem się, jakby mi ktoś obił głowę. Tak była obolała od pulsowania i gorączki. Czułem się jak po wypadku. Były też momenty, że mogłem tylko spać. A nie wiem czy nie najgorsze, to jak się czasowo polepszało, a potem zaczynał się nawrót. Takie myślenie: oho, znowu. Nic się nie poprawia.

Reklama
W pierwszej chwili, jak pojawiła się pandemia, miał pan takie złudzenie: a, gdzieś tam to się dzieje, ale mi się nie przydarzy?

Na pewno na początku myślałem, że to się toczy jakby w innym świecie. Z drugiej strony, przy pierwszej fali, pamiętam jak wyjechaliśmy na izolację społeczną z rodziną, kiedy w marcu wprowadzono restrykcje. Robiłem zakupy, to wracając z nich wszystkie ciuchy wrzucałem do prania, a sam od razu szedłem pod prysznic. Także od początku uważaliśmy mocno. Oczywiście zawsze mamy nadzieję, że złe nas nie spotka. Ale dziś, gdy jest tyle zarażeń, a każdego dnia umierają ludzie, mamy świadomość, że to zagrożenie jest obok nas.

Jak było na oddziale zakaźnym? To dziś takie miejsca, których ludzie się boją.

Nie powiem, też się w pierwszej chwili obawiałem trafić na oddział zakaźny. Leżąc na SOR-ze myślałem: kurczę, może lepiej zostać tutaj, w pokoju przejściowym? Wiadomo, jak ludzie podchodzą w ogóle do szpitali w czasie pandemii. Lekarze w kombinezonach, goglach. Sceny jak z filmu “Epidemia”. My, leżąc na oddziale zakaźnym, nie widzieliśmy twarzy tych lekarzy. Dobrze, że chociaż można było słowo zamienić. Oni nas bardzo pocieszali, starali się, żebyśmy też mentalnie się trzymali. Bardzo o nas dbali. Uderzyło mnie te, że tez jest niesamowicie czysto, poziom sterylności.

Wybiera się pan na oddanie osocza?

Tak. jest przepis, że miesiąc po wyjściu ze szpitala trzeba odczekać, ja mam termin na początku grudnia. Postanowiłem, że oddam osocze jak tylko się wyleczyłem.

Czy miał pan takie wrażenie, że w środowisku piłkarskim patrzono na pana przez pryzmat celebryckości, przez to podważając pana merytorykę?

Trudno mi powiedzieć, pojawiałem się często jako ekspert przy finałach wielkich imprez. Pracowałem przy mundialach w Rosji i Brazylii, przy francuskim Euro. Miałem masę różnych tego typu zajęć dla mediów. Natomiast mam świadomość, że niektórzy mogli tak myśleć. Miałem różne projekty związane z showbiznesem, byłem w kapeli rockowej. U nas lubi się szufladkować ludzi. Natomiast całe życie byłem przy piłce, najwięcej wiedzy mogę przekazać o niej. Jeśli o jakiejś dziedzinie miałbym się wypowiadać w sposób fachowy, to jest to futbol.

Jak skończyłem grać w piłkę, z wyłącznie roczną przerwą po degradacji Polonii cały czas pracowałem przy futbolu. Byłem dyrektorem sportowym, byłem trenerem bramkarzy, pracowałem w biurze. Cały czas przy ESA. Być może przez to, że pojawiałem się w różnych programach związanych z showbiznesem, to było bardziej zauważalne niż to, co robię sportowo. Ja się o to nie obrażam. Pewne rzeczy, które robiłem poza sportem, dawały mi nowe możliwości, alternatywy. Nie zmieniłbym tego. To też były przygody. Rozwijające mnie jako człowieka. Dające dystans do siebie.

Nigdy nie lubiłem się zamykać w jednym klimacie. Życie jest za ciekawe, żeby się ograniczać. Wytyczyłem sobie swoją drogę życiową, nie oczekuję, że ktoś ją zrozumie. Mogą mnie oceniać jako niepoważnego, może dla kogoś to było rozdrabnianie się, być tu i tam. Ale dużo przeżyłem, poznałem świetnych ludzi, byłem w super miejscach. Mam poczucie, że przeżyłem ten czas w sposób dobry. W pewnym momencie przestałem być kojarzony tylko ze sprawami sportowymi, z czego się cieszę, to udało się wypracować, to otwiera możliwości, również na przykład komercyjne. Ale to nie zmienia faktu, że moim punktem wyjścia jest to, że byłem zawodowym sportowcem, grałem w reprezentacji Polski.

Ten showbiznes jest męczący, tak od środka?

Może być. I to szybko. Ale środowisko piłkarskie też takie może być. Wszystko zawsze sprowadza się do tego, na jakich ludzi trafisz, jakich ludzi masz wokół. Myślę, że trudniej w tym środowisku showbiznesu nawiązać mocne przyjaźnie. Zaskoczyło mnie w też, jak członkowie jednej stacji potrafią o sobie mówić bardzo złe rzeczy. Takie kwestie podszyte zazdrością. Kiedyś myślałem, że stacje TV są jak kluby: nawet jak ktoś się nie lubi, to chociaż jest ten szacunek, że jedziemy razem na jednym wózku. A tu bywa bezpardonowa walka, dużo większa niż w szatniach piłkarskich, gdzie wiadomo, że też nigdy nie zbierze się grupa, w której wszyscy nadają na jednych i tych samych falach. Ale w showbiznesie, jak w każdej branży, tez jest wielu wartościowych ludzi. Nie będę na pewno narzekać, że to bagno czy coś podobnego.

Wie pan, wracając do pana pracy eksperta. Finały wielkich imprez to trochę inna bestia. Wszystkie drużyny grają na przestrzeni miesiąca, aby być merytorycznym trzeba tych kilku intensywnych tygodni oglądania meczów. Ekstraklasa to zupełnie co innego. Osiem meczów w każdy weekend. Wymaga wielkiej systematyki.

To prawda. Nie można być z doskoku. Trzeba poświęcić mnóstwo czasu, żeby obejrzeć mecze, doczytać artykuły jaka jest sytuacja w klubach. Żona patrząc na moje notatki żartuje: ty mój gryzipiórku. Jestem winny widzom, i tym, którzy mi zaufali, jak najlepszą pracę. Jeśli zabieram zdanie, musi coś za tym iść. Nie może to być zbudowane na wodzie. Umówmy się, że jest mi, byłemu piłkarzowi, łatwiej, bo to naturalna zajawka.

Ale nie każdy piłkarz interesuje się piłką, pan na pewno zna takie przykłady.

To prawda. Co mogę powiedzieć. Postawiłem sobie za cel w tej pracy trzy zasady. Staram się być sprawiedliwy w ocenie. Nie szukam taniej sensacji. Pamiętam, że jestem byłym piłkarzem.

Co pan przez te hasła rozumie?

Jak każdy, czuję do niektórych piłkarzy sympatię, antypatię. Taka jest prawda. Ale to nie może mi przyćmić osądu, zmienić mojej opinii. Nie mogę naciągać występów. Tak samo rzecz jasna z klubami, Pogonią, Wisłą czy Polonią. Nie mogę nikogo forować. Na pewno jak jadę Pogoń, gdzie mam w klubie przyjaciół, gdzie spędziłem pół życia, byłem wychowankiem, to jest to podróż sentymentalna. Na Wiśle też bardzo przyjemnie się czuję. Ale gdy brzmi pierwszy gwizdek, trzeba o tym zapomnieć.

Druga kwestia to tania sensacja. Uważam, że dzisiaj jazda po bandzie, krytyka bez zahamowań, jest poczytna. Nawet jeśli nie jest zgodna z tym, co się dzieje. Populistyczne podchodzenie na gorąco z jasną intencją szukania poklasku. To się zawsze czyta. A, zadzwonią do mnie, bo walę we wszystkich na każdy temat, a ludzie tego chcą. Z tym, że to jest często mocno przerysowane. Dla kontrowersji, zauważalności.

Ostatnia zasada, to że były piłkarz powinien rozumieć piłkarzy. My wiemy co to za uczucie, gdy drużyna traci formę z kolejki na kolejkę. Gdy trener ma za sobą szatnię albo jej nie ma. Mam wrażenie, że są tacy byli piłkarze, którzy o tym nie pamiętają. Pamiętam, jak byliśmy piłkarzami i krytykowali nas dziennikarze, moi koledzy byli tym zbulwersowani. Mocno wyrażali swoje niezadowolenie. A teraz robią to samo, uderzają w ten sam sposób. Wiadomo, że przechodzisz na drugą stronę to zmienia ci się postrzeganie. Nie oznacza to, że jako piłkarz zawsze miałem rację. Ale to nie znaczy też, że dziennikarze też ją zawsze mieli.

Ale nie pije pan chyba do tego, żeby teraz, jako były piłkarz, za wszystko piłkarzy usprawiedliwiać.

Nie, bo często dochodzi się do momentu, w którym wytłumaczyć się ich nie da. Ja nie chcę być adwokatem. Piłkarze popełniają masę błędów. Ale piłka nożna jest też w dużej mierze dyscypliną błędów. Szanuję tych, którzy mają ich świadomość i odwagę się do tego przyznać. A także trenerów, którzy nie zakłamują rzeczywistości.

Strzelam, że odnośnie taniej sensacji, mówił pan o atmosferze wokół Jerzego Brzęczka na ostatnim zgrupowaniu.

Jazda po Jerzym Brzęczku stała się sportem narodowym. Wsiedliśmy jak na karuzelę. Miał ciężkie zadanie, bo nie był w wielkich klubach, ale ten wizerunek w Polsce… Myślę, że są trenerzy w kraju, których drużyny grały tak samo jak drużyna Jerzego Brzęczka, a ocena ich pracy była inna. A gdyby objęli kadrę, byłoby wobec nich więcej wyrozumiałości. Uważam, że te oczekiwania wobec kadry są zawyżone. Ilu my mamy faktycznie piłkarzy w topowych europejskich klubach? Lewandowskiego, Zielińskiego, Szczęsnego. Poza tym dobrzy piłkarze, ale w średnich klubach, względnie średnich ligach.

Ale to jest dobre pokolenie jak na nas. Porównując do takiego Euro 2008: Saganowski powołany na prawą pomoc. Żurawski przyjeżdżający z Larissy. Krzynówek wycinany przez Magatha.

Ale pozostaje bieżąca skala Europy. My się skupiamy na tym kto gdzie od nas gra, a nie widzimy jak wyglądają inne reprezentacje. Austriacy? Tam prawie wszyscy grają w Bundeslidze. My nie mamy prawa uważać, że to jakiś zespół kelnerów, z którym 0:0 jest powodem do wstydu. Szanuję piłkarzy tej kadry, to pokolenie, ale to nie jest taka grupa, która będzie miażdżyć rywali. My jednego dnia potrafimy się zastanawiać, czy Polska awansuje do finałów Ligi Narodów, a także czy to mecz o stołek selekcjonera.

Trwa też transformacja kadry, gdzie nie można powiedzieć, aby Jerzy Brzęczek ją przespał, bo próbuje wprowadzać młodych zawodników. Były takie kadencje, po których zostawała spalona ziemia, trzeba było budować od zera. Jerzy Brzęczek już zrobił dość, by tak nie było. Trzeba mu dać możliwość wyjścia z kryzysu i poprowadzenia zespołu na Euro.

Nie chodzi o to, że jesteśmy jakąś potęgą, ale nie mamy tez takiego potencjału, żeby z Włochami nie stworzyć nic poza strzałem z 45 metrów, a by potem Włosi porównywali nas do Estonii.

I tu się zgodzę. Mec z Włochami bardzo mocno mnie zaniepokoił. Po Holandii znowu zagraliśmy o klasę słabiej od rywala, czyli to nie był wypadek przy pracy. To martwi. Dziwi mnie, że nasza drużyna tak słabo radzi sobie z grą pod presją. Rywal wychodzi z pressingiem i my nie możemy wyprowadzić akcji. Przeciwnik jest agresywny, dobrze przesuwa, to my jako drużyna zaczynamy panikować. Po trzech podaniach tracić piłkę. Skład? Na dzisiaj kto jest w tej kadrze pewniakiem do pierwszego składu? Wiemy, że Lewandowski. Raczej Klich w środku. Stoperzy Glik z Bednarkiem. Choć może jeszcze Walukiewicz. Ale po takim czasie pracy tych znaków zapytania jest za dużo. To wciąż takie: z meczu na mecz.

A powinno być już po Euro.

No właśnie. To są sytuacje, które dają powody do wątpliwości. Przecież ja oglądam mecze, ja to widzę, nie patrzę przez różowe okulary. Wypowiedź selekcjonera po Holandii? Niefortunna. Selekcjoner może wyjść i powiedzieć, że mecz był zły, to nie zrzucanie winy na piłkarzy, bo też bierze za to mówiąc takie słowa odpowiedzialność. Ustawienie na Holandię i Włochy? Za dużo bojaźni, za mało przebojowości. Ale to wszystko nie uzasadnia nagonki na selekcjonera. To nie uzasadnia tonu tej dyskusji wokół problemów kadry.

Kamil Kosowski powiedział mi niedawno w rozmowie, że błędem było postawienie na Jerzego Brzęczka. Teraz nie ma już co zmieniać, bo za późno, ale że Jerzy Brzęczek po prostu nie miał doświadczenia, by zapanować nad taką szatnią. Pan się zgadza, że piłkarze z których wielu pracuje bądź pracowało z topowymi szkoleniowcami?

Flick też nie był postacią, której nazwisko paraliżowało szatnię Bayernu. I to delikatnie mówiąc. Piłkarze też nie mogą się oglądać, jadą na kadrę, nie potrzebujesz tu specjalnej motywacji. Samo poczucie bycia reprezentantem daje olbrzymią wolę walki. Swoją drogą, słyszałem z dobrego źródła, że Jerzy Brzęczek ma naprawdę ciekawe treningi. To nie są jakieś zajęcia oderwane od rzeczywistości, od dzisiejszych standardów. Zawodnicy są zadowoleni, nie narzekają.

Wróćmy do pana obecnej pracy. Pan kilka lat temu, gdy był bardziej kojarzony ze świata celebryckiego, śledził uważnie Ekstraklasę?

Nie w takim wymiarze jak teraz oczywiście. Najlepsze mecze. Relacje, trzymanie ręki na pulsie, czytanie artykułów. Ale nie ukrywam, nie było to tak intensywne. Przyjaźniliśmy się z Ekstraklasą, teraz ta relacja weszła na inny poziom. Kosztem rzeczy innych,  bo to czasochłonne zajęcie. Od trzech lat świadomie mocno postawiłem na naszą Ekstraklasę.

Ale czuje pan chyba zmianę statusu na tej umownej giełdzie ekspertów. Było komentowanie meczów w Eurosporcie, który miał średnie mecze, teraz latem podpisał pan umowę na wyłączność z Canal+.

Na pewno było mi przyjemnie, kiedy rozmawiałem z Michałem Kołodziejczykiem i mówił, że jest zadowolony ze mnie. Oczywiście najważniejsza jest finalnie opinia widzów. Sam nie mam Twittera, ale czasem do mnie dzwonią, że pojawi się jakaś pochwalna opinia. Natomiast nie lubię oceniać siebie sam, nie bardzo się na tym koncentruję, chcę po prostu się jak najlepiej przygotować do każdego meczu i tyle.

Pytanie eksperckie: czy Jagiellonia przegrała w tym sezonie u siebie?

Tak, wiem do czego pan pije. Popełniłem błąd podczas ostatniego komentowanego meczu Jagi. Nie wiem skąd to wziąłem. Natomiast to nie tak, że przyszedłem na stanowisko i palnąłem głupotę z głowy. Popełniłem błąd przy przygotowaniu notatek. Przyznam, sam byłem niemile zaskoczony, że takie coś mi się zdarzyło, ale to dobra nauczka, żeby nie spocząć na laurach. Biję się w pierś, to nie powinno się zdarzyć.

Co pana zaskoczyło w tej pracy?

Mecze Legia – Lech, gdzie jakbyś nie komentował, kibice Legii powiedzą potem, że forowałeś Lecha, a kibice Lecha, że forowałeś Legię. Trochę generalizuję, wiadomo, że to część kibiców, ale taki też idzie sygnał. Niemniej nawet to rozumiem: to jest piłka, to są wielkie emocje.

Ostatnio rozmawiałem z Jakubem Wawrzyniakiem i powiedział ciekawą rzecz. Jest zadowolony z pracy eksperta, podoba mu się, ale zarazem nie wierzy, że znajdzie coś, co da mu chociaż 50% tej frajdy, którą dawała piłka nożna.

To jest trudny moment w życiu piłkarza. Masz 37-38 lat, kończysz pracę, kończysz pasję. To poważny problem życiowy, nie wiemy co będziemy robić dalej. Ja się bałem tego momentu, tego życia po życiu. Przygotowywałem się do takiej chwili dwa lata. Wiedziałem, że to moja końcówka. Dużo myślałem o tym dniu, który będzie ostatnim treningiem, i myślałem, że jestem na to gotowy.

A jednak nie był pan?

Nie. Powiem szczerze, nie było lekko. A ja i tak miałem ułatwione zadanie, bo zacząłem pracę jako dyrektor sportowy w Polonii. Mógłbym jeszcze też grać, miałem 38 lat, ze dwa lata jeszcze mógłbym pociągnąć, ale nie chciałem się rozdrabniać, wyjeżdżać gdzieś daleko od rodziny. Ale zawsze zazdrościłem patrząc, jak piłkarze wychodzą na płytę. Przychodziłem do nich na treningi, widziałem atmosferę szatni i ubolewałem, że to już za mną. Że to już nie wróci.

Myślę, że rozumiem Kubę. Praca przy Ekstraklasie daje mi dużo przyjemności, ale takiej samej frajdy nigdy nie będzie. Myślę, że tak czuje każdy piłkarz. W pewnym sensie, wieszając buty na kołku, każdy piłkarz jest przez futbol osierocony. Ale trzeba się z tym pogodzić. Życie takie po prostu jest.  Trzeba czerpać jak najwięcej z tego, co się ma. Ja dziś mogę powiedzieć, że mam wewnętrzny spokój. Nie zakłamuję rzeczywistości. Bardzo bałem się, że będę po karierze robił coś, do czego będę musiał się zmuszać. Gdzie będę musiał się okłamywać, że to jest fajne. Nie muszę tego robić, żyję Ekstraklasą.

Życie jest generalnie przemijaniem. Można potraktować to jako utratę, ale można jako osobistą ewolucję. Patrzę co myślałem, co robiłem jako dwudziestopięciolatek, dzisiaj mam czterdzieści osiem lat. To inna odpowiedzialność. Mam rodzinę. Zależy mi na tym, żeby miała mocne, stabilne fundamenty. To mnie jakby definiuje. W wieku dwudziestu pięciu lat myślałem o innych rzeczach.

Obawia się pan tej pięćdziesiątki?

Jeszcze nie. Ale kiedyś, jako dwudziestokilkulatek, myślałem o czterdziestce, że w takim wieku to już jest zajechany facet, który ma najlepsze za sobą. Przekonałem się, że tak nie jest. Można żyć z dużą energią, a przy tym większym rozsądkiem. Spokojnie spełniać marzenia i pasje. Ale jak myślę o pięćdziesiątce, no to zdecydowanie kojarzy mi się stabilizacja. Ja dzisiaj sam czuję, że czerpię z niej przyjemność. Nie mam presji, żeby wychodzić na miasto. Mógłbym miesiącami siedzieć w domu w towarzystwie rodziny i emocjonalnie czuć się z tym dobrze.

Bardziej, gdy myślę o upływie czasu, to wiąże to ze stanem zdrowia. Starzejemy się wszyscy, ale myślę, że sportowców bardziej dotyka, kiedy przydarzą im się ułomności fizyczne. Na razie jest nieźle, wciąż jestem w stanie wyjść, pograć w piłkę. Ale tak, tego myślę, że trochę się boję. Postaram się na to przygotować, znowu będzie ważne pogodzenie z losem. Jest taka refleksja, przeglądam stare zdjęcia, urywki filmów – piękny i młody już byłem. to przeminęło. Natomiast trzeba myśleć o tym, co jest tu i teraz.

Choć tak między Bogiem a prawdą, jak urodził mi się syn, to już człowiek łapie się na tym, że bardziej myśli o nim niż o sobie. Ważne, żeby nie chorował. Żeby się fajnie rozwijał. Rósł zdrowo. Teraz dopiero rozumiem swoich rodziców i ich podejście do mnie. Myślę, że jak z Heniem wszystko będzie OK, to nie będę się oglądał na swoje ułomności, które pewnego dnia przyjdą. Już teraz jak jest gorszy dzień, coś źle zrobiłem, miałem jakiś problem, to myślę sobie: kurde, Henio czeka w domu. Przekraczasz próg domu i zapominasz o zmartwieniach.

Faktycznie cały czas pan uprawia sport, przyszło klubowe mistrzostwo świata z zespołem blind footballu Śląska Wrocław.

Mnie ta przygoda zaskoczyła. Byłem do niej pozytywnie nastawiony, ale nie wiedziałem z czym to się będzie wiązać. Nie wiedziałem, czy się odnajdę. Ale raz, że w tym otoczeniu przychodzi ta naturalna refleksja, że ludzie mają dużo większe problemy, większe ograniczenia, a radzą sobie z nimi. Nomen omen: patrzą przed siebie. Różne nieszczęścia się nam zdarzają, ale trzeba twardo stać na nogach i myśleć pozytywnie. Oni to mają, można się od nich mnóstwo nauczyć. Dwa, bałem się, że im to zawalę, tak po sportowemu. Nie znam sportu, może im położę wyniki. Tak też się nie stało. W końcu ta wyprawa do Bułgarii, przygoda, emocje sportowe, jeszcze lepsze poznanie zespołu, tego jaki chłopaki mają dystans do siebie… Cieszyłem się, że z nimi tam jestem. Tak po prostu. Potem cieszyłem się z mistrzostwa, choć nie byliśmy faworytem, stawiano na Niemców i Rosjan. Kurczę, naprawdę się tam wzruszyłem, jak wygraliśmy.

Na koniec, pan nie ma Twittera. Zbigniew Boniek kilka dni temu: “Oglądam Panathinaikos – Wisła, Majdan zawalił przy 0:2. zobaczymy co będzie dalej”. Potem “z innym bramkarzem byłby inny wynik”. Odpisałby pan?

Chyba bym nie odpisał. Druga bramka, pamiętam, mogłem zareagować inaczej. Zareagowałem w ostatnim momencie, byłem zasłonięty. Każdy ma jednak prawo do swojej oceny. Dlatego ja tęż mogę powiedzieć: ok, popełniłem błąd, ale zmierzyłem się z nim. A znam trenera, który po przegranym meczu uciekł do Włoch, nie zmierzył się ze skutkiem swojej porażki.

Leszek Milewski

Fot. NewsPix

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
0
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

31 komentarzy

Loading...