Reklama

Więc mówicie, że Lech nie puchnie w końcówkach…?

redakcja

Autor:redakcja

27 listopada 2020, 19:16 • 3 min czytania 46 komentarzy

Kiedy pisałem, że Lech puchnie w końcówce, usłyszałem, że się nie znam i nieprawda, Lech pressuje jak oszalały i nie ma żadnego problemu. Wystarczyło nieco ponad miesiąc, by stwierdzić: tak, ekipa Żurawia ma kłopoty pod koniec spotkań jak Najman na początku walk. Jeśli kogoś nie przekonuje strata punktów w trzech kolejnych meczach, to już nic go nie przekona, bo rozsądek zostawił w innych spodniach.

Więc mówicie, że Lech nie puchnie w końcówkach…?

Są dwie opcje. Pierwsza, dość przykra, zawodnicy Lecha nie znają zasad piłki nożnej. To znaczy: nie wiedzą, że strzelić bramkę można i w pierwszej, i ostatniej minucie, co więcej, takie trafienie liczy się tak samo, nie jest jakieś ułomne za pół punktu. Tę możliwość akurat odrzucam, choć faul Crnomarkovicia na kilometry od własnej bramki – gdy miał już żółtą kartkę – przekonuje, że rzeczywiście z zasadami futbolu mogą mieć tam jakiś defekt.

Druga, bardziej prawdopodobna, jest taka, że Lech jedzie już na oparach. A jedzie z dwóch przyczyn. Raz – zawodnik Ekstraklasy nie potrafi grać co trzy dni. Powtarzam to, będę powtarzał, za 50 lat te słowa znajdą swoje potwierdzenie, za 100 też, nie łudźcie się, że będzie inaczej. Piłkarze, którzy dźwigają granie w takim tempie, nie przyjeżdżają do Polski. Jest to przecież umiejętność cenna w tym zawodzie, płaci się za nią spore pieniądze. U nas – w porównaniu do innych lig – nie ma podobnej kasy, więc możemy ściągać półprodukty, które czasem coś pograją, ale nie częściej niż raz w tygodniu.

Po drugie: Lech nie zmontował odpowiedniego składu na Ligę Europy. Rozdzielmy – należy Lecha chwalić, że w świetnym stylu awansował do grupy, co dla polskich klubów przez lata było masakryczną wyprawą, ale na samą przygodę w grupie zabrał sandały, krem do opalania i stary leżak. A to dość mało.

Nie ma jakości na środku obrony. Crnomarković nie nadaje się do grania na tym poziomie, Rogne rzadko bywa zdrowy, Satkę potrafi złomować Szelągowski, to o czym my mówimy.

Reklama

Nie ma jakościowego zmiennika w napadzie. Kaczarawa pasuje tam jak pięść do nosa, to jak przesiadać się z mocnego auta do dorożki, gdzie konie są już stare i ledwo zipią.

Nie ma kogo wpuszczać do środka. Moder ma tyle minut, że mógłby właściwie kończyć sezon, ale kogo wpuścić w jego miejsce? Bo chyba nie Muhara. Jeśli Kaczarawę porównałem do dorożki, to Muhar byłby rowerem bez kół.

Ponadto trudno powiedzieć, żeby przekonywał Sykora – ja naprawdę nie rozumiem po co było ściągać go, a nie Bohara – i wówczas widać, że ten skład nie jest specjalnie mocny. Jasne, na kilku pozycjach jest spora jakość, ale też ci goście potrzebują odpoczynku, a dzisiaj go nie mają. I trudno zgodzić się, że akurat na taki zestaw Lech miał pieniądze – trochę zarobił, mógł ryzykować (albo wydawać inaczej, wspomniany Bohar), natomiast zdecydował inaczej.

No i ma problem. Liga Europy jest przegrana (wcale nie wczoraj). Ekstraklasa też, trudno sobie wyobrazić, by Lech miał odrobić tę stratę na przestrzeni trzydziestu kolejek, skoro jesienią mamy jeszcze trochę grania, a paliwa ewidentnie brakuje. Został Puchar Polski, ale Lech i Puchar Polski to niezbyt dobrana para, więc też trudno być optymistą.

Dlatego jestem ciekaw: ile Dariusz Żuraw wytrzyma? Wiadomo, teraz ma poparcie zarządu, ale czy zarząd będzie go popierał, jeśli Lech skończy jesień za Wartą, na 12.-13. miejscu w tabeli? Można wątpić. Obawiam się więc klasycznego schematu – Żuraw zwolniony, następca jest krok od pucharów, ale nie daje rady, w kolejnym sezonie już awansuje, natomiast w jeszcze następnym powtarza kłopoty Żurawia. I lecimy od nowa.

Tak, polski zespół to bohater tragiczny. Chce grać w pucharach, ale nie umie grać co trzy dni, więc po awansie zawala ligę. Potem znowu próbuje i znowu to samo. Kiedy to się zmieni i dlaczego nie za szybko?

Reklama

WOJCIECH KOWALCZYK

Najnowsze

Komentarze

46 komentarzy

Loading...