– Musieliśmy się dostosować. Na zapleczu graliśmy wyżej, zamykaliśmy rywali, ale tam nie ma takiej jakości, jeśli chodzi o budowanie akcji przez obrońców. Zakładając pressing, zmuszaliśmy do wybicia i zbieraliśmy te drugie piłki. Byliśmy na połowie przeciwnika i mogliśmy przejść do ataku. W Ekstraklasie obrońcy potrafią grać od tyłu i jeżeli zrobimy coś źle, to oni będą pod naszą bramką, a my będziemy bez sensu biegać. Dlatego od razu zdecydowaliśmy, że zmieniamy taktykę – mówił Piotr Tworek, trener Warty, który we wczorajszych Weszłopolskich tłumaczył, dlaczego poznaniacy tak porządnie radzą sobie w Ekstraklasie. Zapraszamy na zapis rozmowy.
Mamy teorię, że biorąc pod uwagę warunki w Warcie i historie piłkarzy, to osoby, które jej nie kibicują, nie mają serca. Zgadza się pan?
Zdecydowanie. My gramy sercem i to serce oddajemy na boisku. Trzeba to w jakimś stopniu docenić, bo gdyby nie ten charakter, który chłopcy pokazują w każdym meczu, i umiejętności, gdyż te również posiadają, to nie mielibyśmy takich wyników, jakie mamy.
Biorąc pod uwagę sytuację kadrową przed meczem z Wisłą, był pan mocno załamany, czy po prostu zakasał rękawy i działał?
My znaliśmy naszą sytuację po meczu ze Stalą Mielec. Wypadł nam Mateusz Kupczak, to była chyba 86. minuta. Przy stałym fragmencie został bodaj przez Pawłowskiego przyduszony kolanem w kolano. Dograł do końca, ale następnego dnia zrobiliśmy badania i wiedzieliśmy, że Mateusza nie mamy. Wypadli też Robert Janicki, Gracjan Jaroch, Rodriguez… Nie podawaliśmy tego do informacji publicznej, żeby nie ułatwiać rywalowi przygotowania się do naszego meczu. I tak naprawdę trenowaliśmy w czternastu. Przez dwa tygodnie. Nie mogliśmy się załamać. Trenowaliśmy mocno, ale nie mogliśmy zrobić gry dziesięciu na dziesięciu. Niby ćwiczymy blisko drogi Dębińskiej i można było kogoś poprosić, ale się nie zdecydowaliśmy.
Jak wypada na treningach redaktor Damian Smyk?
Dominik Smykowski! Fajny dzieciak, obiecujący. Dobra prawa i lewa noga. Nie ma jednak przetarcia na poziomie centralnym. Na naszego Smyka przyjdzie więc czas i dostanie szansę, ale jeszcze nie teraz.
Boli pana, gdy musi zostawiać na ławce Lisa, kosztem młodzieżowca Bielicy? To nie jest decyzja czysto sportowa, nie ma się co czarować.
Daniel Bielica to nie jest słaby bramkarz. Miał w Sandecji bardzo dobry sezon. Inny typ golkipera niż Adrian, który zrobił nam awans. Adrian jest według mnie w piątce, może trójce najlepszych golkiperów Ekstraklasy. I ta rywalizacja jest. Tylko że ten przepis o młodzieżowcu predysponuje do gry Bielicę. Natomiast po meczu ze Stalą nasz Nenad zasługiwał na kolejne spotkanie i wyszedł w nim. Było kilka sytuacji ze Stalą, które zmusiły go do interwencji, a dał radę. Ogromny szacunek do Adriana, na pewno jest zły, rozmawiamy z nim, ale potrzeba chwili jest ważniejsza.
Patrząc na wyniki innych beniaminków, widać, że kluczem do waszego sukcesu jest obrona.
My nad tą obroną dużo pracujemy. Nie będziemy grali średnim pressingiem, zawsze wysokim albo niskim. Legia nam pokazała, że nie potrafimy grać jeszcze w średnim pressingu. Staramy się, żeby formacja defensywna i druga linia dużo biegały. Robią to. Pod koniec brakuje sił i dają z wątroby, ale jak analizujemy naszą grę, to nie ma przypadku, że dobrze zamykamy strefy, przesuwamy. Poświęcamy swoje zdrowie i ciało. Dobrze to wygląda na obecną chwilę. Nie zejdziemy z tej drogi i będziemy to doskonalić. Widziałem mecz Lecha z Rakowem, mają przepiłkarzy i musimy uważać, żeby Cebula nam nie założył kanału.
Nie kusiło pana, żeby podejść do tematu bardziej ofensywnie? Wielu beniaminków popełnia ten błąd. Chcą grać jak w pierwszej lidze.
Musieliśmy się dostosować. Na zapleczu graliśmy wyżej, zamykaliśmy rywali, ale tam nie ma takiej jakości, jeśli chodzi o budowanie akcji przez obrońców. Zakładając pressing, zmuszaliśmy do wybicia i zbieraliśmy te drugie piłki. Byliśmy na połowie przeciwnika i mogliśmy przejść do ataku. W Ekstraklasie obrońcy potrafią grać od tyłu i jeżeli zrobimy coś źle, to oni będą pod naszą bramką, a my będziemy bez sensu biegać. Dlatego od razu zdecydowaliśmy, że zmieniamy taktykę.
To jest trudna decyzja dla trenera, żeby zmienić filozofię. Nie zrobił tego choćby Moskal w ŁKS-ie.
Uczymy się na błędach innych drużyn. Mamy mecz za meczem, mogłoby nam czasu braknąć, musieliśmy brać doświadczenie z innych zespołów. Czy kusiło, żeby nie zmieniać filozofii… Tak. W pierwszej lidze graliśmy wysoko i to nam dobrze wychodziło. Były zakusy, żeby spróbować w Ekstraklasie. Jak sobie przypomnę mecze z Wisłą Płock czy Lechem, to podchodziliśmy wysoko. Ale później, gdy mamy 14 ludzi w kadrze, to nie dalibyśmy rady tak grać przez 90 minut bez zmian. A na obecną chwilę nie mogę tych zmian robić. Wisła mogłaby wykonać pięć roszad, miałaby połowę świeżych zawodników i moglibyśmy nie przerywać jej akcji. Dlatego wybraliśmy pragmatyzm.
Na co stać w tym sezonie pana zespół?
Trudne pytanie. Na co nas stać…
Mistrzostwo Wielkopolski na przykład.
Nie, Lech ma wielką jakość. My nie będziemy się poddawać, chcemy w Wielkopolsce być wysoko. Jest kilka zespołów – Polonia Środa sobie świetnie radzi w trzeciej lidze, KKS Kalisz wygrał z Lechem II…
Nie no, jesteście faworytem do drugiego miejsca!
Musimy go bronić. Chociaż mamy zakusy na pierwsze. A tak poważnie: rywale w lidze są mocni. Natomiast ja dostrzegam, że w treningu moi zawodnicy też wiele potrafią. Nie jesteśmy zespołem, który nic nie umie i tylko wolą walki zdobywa punkty. Jak zrobiliśmy trening techniczno-taktyczny przed Wisłą, to naprawdę przyjemnie się na to patrzyło. Jakość, na przykład dogrywanych piłek, była na dobrym poziomie. I na tym się skupiamy.
Lukasz Tralka i rzuty wolne oraz rożne to pana pomysł? Wcześniej ich nie wykonywał.
Na samym początku mieliśmy kilka ciekawych rozwiązań, bo wiedzieliśmy, że trzeba czymś zaskoczyć. Ale co z tego – można mieć 10 rozwiązań, bez dobrego podania nic to nie da. Próbowaliśmy różnych wariantów: mieli wrzucać Janicki, Kiełb, Czyżycki. Łapaliśmy się wszelkich środków. I przypominam sobie jeden trening przed Pucharem Polski z Błękitnymi, trenowaliśmy stałe fragmenty gry. Zacząłem się denerwować, chciałem przerwać trening. Obok stał Łukasz Trałka i powiedziałem mu, żeby spróbował. Jak poszedł i wykonał je kilka razy, to już wiedziałem, że będzie to robić. Nawet kosztem jego gry w polu karnym.
Rozmawiali WESZŁOPOLSCY
Fot. Newspix