Reklama

Kirkeskov kończy pobyt w Piaście tak, jak zaczął, czyli fatalnie

redakcja

Autor:redakcja

23 listopada 2020, 12:41 • 4 min czytania 3 komentarze

Z piekła do nieba i z powrotem. Tak można podsumować pobyt Mikkela Kirkeskova w Piaście Gliwice. Możliwe, że Duńczyk z powodu kontuzji odniesionej w piątkowych derbach z Górnikiem Zabrze, właśnie pożegnał się z ekstraklasowymi boiskami. I robi to w naprawdę słabym stylu. 

Kirkeskov kończy pobyt w Piaście tak, jak zaczął, czyli fatalnie

Jego kontrakt wygasa wraz z końcem roku i od dawna wiadomo, że nie zostanie przedłużony. Gdyby to zależało od samego zainteresowanego, zmieniłby barwy już po zdobyciu mistrzostwa Polski, gdy chciała go Legia Warszawa. Piast brał pod uwagę jedynie wpłacenie klauzuli odejścia (niecałe pół miliona euro), co potem wpłynęło na pogorszenie stosunków między klubami i sprawiło, że Tomasz Jodłowiec bardzo późno ponownie zawitał na Okrzei. – Wypożyczając Jodłowca do Piasta Gliwice, godzimy się dopłacać połowę jego pensji, jesteśmy dobrym wujkiem, tyle że póź­niej nie działa to w obie strony. Jako Legia musimy się szanować – mówił tygodnikowi “Piłka Nożna” poirytowany Aleksandar Vuković.

Trudno nie odnieść wrażenia, że tamte wydarzenia trochę zdeprymowały Kirkeskova i nie zawsze myślami był w stu procentach w Gliwicach. Jesienią ubiegłego roku wyraźnie spuścił z tonu, jakby nie mógł się pogodzić z faktem, że nie skonsumował transferem największego sukcesu w karierze. Niby z nim rozmawiano i go przekonano, więc nie strajkował, nie mącił w mediach, do kaloryfera się nie przykuwał, ale boisko wiele mówiło. Nie kompromitował się totalnie, do badziewiaków nie trafił ani razu, lecz spadek formy był mocno widoczny. Wiosną trochę się ogarnął – i przed koronawirusową przerwą, i po powrocie do rywalizacji – ponowny zjazd nastąpił dopiero w lipcu na finiszu ligi.

Na przełomie sierpnia i września znów pisano, że piłkarz szykuje się do odejścia. Chciano go w tureckim Goeztepe, ale klub ten nie zamierzał wydawać większych pieniędzy na kogoś, kto od 1 stycznia może zmienić barwy za darmo. Maksymalnie oferował 100 tys. euro. Na horyzoncie pojawił się także niemiecki drugoligowiec Holstein Kiel (niedawno trafił tam Thomas Daehne). Spekulowano nawet, że Kirkeskov jest już z nim dogadany od zimy.

I najwyraźniej przebiera nogami, by ten rok wreszcie się skończył. Obecne rozgrywki w jego wykonaniu to już dramat. Powiedzmy sobie wprost – facet w tym sezonie nie rozegrał jeszcze dobrego meczu. Praktycznie w każdym występie przytrafiają mu się głupie straty, wynikające przede wszystkim z nonszalancji i braku koncentracji. Nie zawsze są one kosztowne dla zespołu, ale zaufanie kolegów do takiego zawodnika siłą rzeczy spada. Do tego Duńczyk zatracił ofensywny błysk. Okej, dwa razy zagrał jako jeden z trzech stoperów, gdy sztab szkoleniowy kombinował z ustawieniem. Nie zmienia to faktu, że w pozostałych przypadkach pokazał naprawdę niewiele. Dla zasady ciągle podłączał się do akcji, brakowało jednak w tym wszystkim przekonania i odwagi. Liczbami nigdy szczególnie nie imponował (18/19 – 2 gole i 1 asysta, 19/20 – 1 asysta, 3 kluczowe podania), co bywało lekko mylące, bo kilka razy jego idealne podania marnowali koledzy. Teraz nie ma już na kogo zrzucić winy.

Reklama

Nasze noty nie kłamią. W siedmiu ocenionych występach Kirkeskov ani razu nie otrzymał nawet oceny wyjściowej! Średnia 3.57  jest tylko minimalnie wyższa od jego pierwszej rundy w Gliwicach. Prezentował się wówczas jak typowy szrot i trudno było zakładać, że tak się potem rozkręci (3.43). To dziś obok Kacpra Gacha z Podbeskidzia (średnia 3.56) najsłabszy lewy obrońca Ekstraklasy. Fatalnie zaczynał i fatalnie kończy, a przecież w międzyczasie chwilami można go było uznawać za najlepszego na swojej pozycji w całej lidze.

Waldemar Fornalik, jak to ma w zwyczaju, i tak ciągle ufał duńskiemu podopiecznemu, ale teraz musi już skupić się na wprowadzaniu jego następcy. A powinien nim być Jakub Holubek. Latem 2019 przychodził z niezłym CV, ocierał się o reprezentację Słowacji. Mimo to przez cały poprzedni sezon zaliczył raptem pięć ligowych spotkań, czyli… tyle samo, ile ma już w obecnym. Dwukrotnie zastępował kontuzjowanego Kirkeskova (druga i trzecia kolejka), a później znajdowało się miejsce dla obu, kiedy Duńczyk był pół-lewym stoperem, Słowak zaś wędrował na wahadło. Jako typowy lewy obrońca prezentował się tak sobie (złamał linię spalonego przy jedynym golu z Pogonią), lepiej wypadał w bardziej ofensywnej roli. Nie ma jednak wyjścia, musi się wreszcie odnaleźć na podstawowej pozycji. Motywacji na pewno mu nie zabraknie, bo nadal znajduje się w szerokim gronie kandydatów do wyjazdu ze słowacką kadrą na EURO. 11 października zaliczył pełne 90 minut przeciwko Szkocji w Lidze Narodów. Jeśli zacznie się wyróżniać w Piaście, sztab reprezentacji raczej o nim nie zapomni.

Gliwiczanie w piątek odrabiali zaległości z Górnikiem Zabrze, by dopiero w poniedziałek normalnie rozegrać mecz 10. kolejki, co uczynią też Jagiellonia i Wisła Płock. Podobnie zresztą działo się z Lechią i tutaj piłkarze Piasta mają pewną przewagę. W przeciwieństwie do rywala nie musieli odbywać dalekiej podróży. Do Zabrza od biedy mogliby ruszyć nawet na piechotę, a dziś to oni są gospodarzem.

W Lechii możliwych jest kilka zmian w składzie. Jedna jest pewna, bo za kartki pauzuje Michał Nalepa, co należy uznać za duże osłabienie. Podopieczni Piotra Stokowca mogą się pocieszać znakomitym bilansem z Piastem: ostatnich siedem meczów między tymi drużynami to sześć wygranych ekipy z Trójmiasta i jedna porażka. U siebie zespół z Okrzei nie pokonał gdańszczan od siedmiu spotkań, po raz ostatni wygrał w kwietniu 2016 roku.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
1
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

3 komentarze

Loading...