– Mecze nie wyglądały najgorzej, ale brakowało najważniejszego. Nie miałem liczb i siedziało to we mnie. To nie było proste. 80-parę meczów, a statystyki były zerowe. Wyglądało to słabo. Chciałem sobie wybić z głowy te myśli, wierzyć, że liczby przyjdą. No i tak też doszedłem do wniosku, że potrzebuję zmiany otoczenia i spróbowania w innym miejscu – mówi Marcin Cebula, który już nie musi zaprzątać sobie głowy słabymi statystykami. W Rakowie strzela i asystuje, ma duży udział w tym, że częstochowianie tak dobrze radzą sobie w lidze. Zapraszamy na rozmowę.
Chyba możecie być jednak rozczarowani po wczorajszym meczu z Lechem?
Z jednej strony tak, ale z drugiej dobrze, że skończyło się chociaż remisem. Natomiast jak się na Lechu strzela dwie bramki i prowadzi do przerwy, to szkoda braku zwycięstwa. Mówiliśmy sobie w szatni, że musimy wyjść tak samo zmotywowani na drugą połowę, ale nagle był rzut karny, potem nie wyszliśmy do wybloku przy kolejnej bramce… Jeszcze nie mieliśmy analizy, mamy ją jutro i pewnie wtedy będziemy więcej wiedzieć o tym spotkaniu.
Ale ty z boiska też masz swoje przemyślenia.
Mieliśmy to spotkanie pod kontrolą. Szliśmy na Lecha, tworzyliśmy sobie sytuacje, ale jest druga połowa, pięć minut i z 2:1 robi się 3:2. Też wydaje mi się, że przy pierwszym golu mogliśmy tę kontrę zatrzymać dużo wcześniej i schodząc na przerwę z 2:0, byłoby zupełnie inaczej.
RAKÓW WYGRA Z WARTĄ – KURS 1.47 W TOTALBET!
Jak zareagował na to trener? Pochwalił was za remis czy miał pretensje?
Stwierdził, że nawet gdybyśmy przegrali, to byłby z nas zadowolony. Za to, jak w tym spotkaniu wyglądaliśmy i szliśmy do przodu.
Szelągowski szczególnie poszedł do przodu!
Tak, mówiliśmy o tym w szatni, że takie rajdy w polskiej lidze się zbyt często nie zdarzają i fajnie, że Daniel spróbował. Całe szczęście, że Lech bronił tak, a nie inaczej. Powinni przerwać tę akcję w środku boiska i trudno mi powiedzieć, dlaczego tak zareagowali. Chyba nie spodziewali się, że Daniel aż tak pójdzie. No i dobrze, że się nie spodziewali.
Na treningach Daniel też próbuje takich rajdów?
Tak. Może aż takiej akcji na treningu nie zrobił, ale widać, że ma parcie do przodu. Bierze piłkę i idzie, próbuje swoich sił. I świetnie, że wyszło mu to w meczu.
Ten mecz – paradoksalnie – dał wam jeszcze trochę więcej pewności siebie?
Ona będzie taka sama albo jeszcze większa. Graliśmy z – moim zdaniem – najlepiej grającą drużyną w Polsce i pokazaliśmy się z dobrej strony. Walczyliśmy jak równy z równym, a nawet momentami byliśmy dominującą ekipą. To nas może tylko podbudować.
Marzycie już o mistrzostwie, czy to nie jest jeszcze temat w szatni?
Nie rozmawiamy o tym. Chyba ani razu nie pojawił się taki temat, czy będziemy na podium, czy nie, czy coś więcej. Robimy swoje i zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Pewnie każdy z tyłu głowy ma, że wyglądamy bardzo dobrze. Ale rozmów grupowych na temat mistrzostwa nie prowadziliśmy. Jednak jeśli będziemy grać tak dalej, to jest duża szansa, by coś takiego zrobić.
Ty jako nowa postać w zespole, jak to oceniasz – gdzie leży największa siła tej drużyny?
Właśnie w drużynie. Gdy ktoś wypada i jest na ławce, to równie dobrze mógłby w tym spotkaniu zagrać. Mamy bardzo dużą rywalizację na każdej pozycji i każdy musi dawać na treningach więcej niż 100%, by dostać szanse w meczu.
Miałeś problemy, by dostosować się do tej specyficznej taktyki Marka Papszuna?
Powiem szczerze, że tak. Początki nie były łatwe. Fajnie, że udało mi się pojechać na obóz, bo wtedy było dużo taktyki, ale ten start był ciężki. Miałem dużo rozmów z trenerem, analizowaliśmy wszystko indywidualnie i na szczęście załapałem tę taktykę, mimo że do nauki miałem naprawdę sporo.
RAKÓW – WARTA NA REMIS? KURS 4.90 W TOTOLOTKU!
Trener był cierpliwy?
Myślę, że tak. Na początku naprawdę nie rozumiałem tego wszystkiego do końca i nie zachowywałem się tak, jak trzeba. Ale trener miał to z tyłu głowy, że jestem nowy i potrzebuję trochę czasu, żeby to złapać.
Mimo wszystko start sezonu masz bardzo dobry pod względem liczb. Jesteś aż zaskoczony, że tak to u ciebie wygląda?
Trochę na pewno, bo zawsze to był mój problem, że nie miałam statystyk. Natomiast też zawsze wierzyłem, że w końcu one przyjdą, ponieważ wszyscy mówili o moim potencjale. Jednak co mi było z tego, skoro nie robiłem liczb. Teraz w końcu pomagam drużynie pod tym kątem.
Tak, zawsze słyszałem, że kolejny sezon będzie należał do Marcina Cebuli, ale nie mogłeś odpalić.
Mecze nie wyglądały najgorzej, ale brakowało najważniejszego. Nie miałem liczb i siedziało to we mnie. To nie było proste. 80-parę meczów, a statystyki były zerowe. Wyglądało to słabo. Chciałem sobie wybić z głowy te myśli, wierzyć, że liczby przyjdą. No i tak też doszedłem do wniosku, że potrzebuję zmiany otoczenia i spróbowania w innym miejscu.
Miałeś już dość Korony?
Nie wiem, czy mógłbym użyć takich słów, ale czułem, że to jest moment, w którym chcę coś zmienić. Potrzebowałem nowego bodźca.
A czułeś, że sama Korona idzie w złą stronę sportowo i organizacyjnie?
Tak. Nie wyglądało to w ostatnim czasie zbyt dobrze. Byłem bardzo długo i czułem, że to wszystko może się tak skończyć.
Rozstałeś się w negatywnych czy pozytywnych okolicznościach?
Pół na pół. Nie miałem konfliktu z prezesem, ale mogliśmy się rozejść w lepszych relacjach. Kończyła mi się umowa, od letniego obozu prezes mówił, że będziemy rozmawiać o nowym kontrakcie, ale długo do niczego takiego nie dochodziło. Gdy chciał rozmawiać, było już zbyt późno. Tak to niestety w Koronie funkcjonowało. Klub zawsze spóźniał się z ofertami i dlatego zawodnicy odchodzili.
WARTA WYGRA Z RAKOWEM – KURS 6.00 W SUPERBET!
Śledzisz wyniki Korony?
Jak najbardziej. Gdy mam możliwość obejrzeć mecz, robię to.
Sądzisz, że nieobecność Krzysztofa Zająca to kluczowy warunek, żeby zespół wyszedł na prostą?
To może być impuls, który popchnie Koronę do przodu.
A ty miałeś inne oferty poza Rakowem?
Takich na stole to nie. Było sporo zapytań i mogłem wybrać coś innego, ale telefon od trenera Papszuna mnie przekonał, żeby trafić do Rakowa.
Wydaje mi się, że miałeś w głowie to, iż trener potrafi dotrzeć do zawodników nieoczywistych, jak Brown Forbes chociażby.
Zdecydowanie. Patrzyłem pod tym względem, że szkoleniowiec umie dotrzeć do niewykorzystanych potencjałów. Wierzyłem, że trafi też do mojego.
Fot. Newspix