Michał Skóraś przekonał się już w życiu, jak ważne jest szczęście. Wiele w jego karierze zmieniło udane końcowe 15 minut z Włochami podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata U-20. To właśnie tamtego dnia dał się poznać nieco szerszej publiczności i jednym występem zapracował na pozostanie w Lechu. Wtedy szczęściu pomógł, dziś musi to zrobić po raz kolejny, żeby trwale wejść na wyższy poziom. Pierwszą część ubiegłego sezonu spędził w Rakowie Częstochowa, w którym stawiał pierwsze ekstraklasowe kroki i wiele się nauczył. W niedzielne południe będzie chciał zaszkodzić swoim byłym kolegom, zmniejszając grono sceptyków co do jego obecności w podstawowym składzie “Kolejorza”.
Bo nie ma się co czarować – na ten moment wciąż ich nie brakuje. 20-letni skrzydłowy długo czekał na poważniejsze szanse w poznańskiej ekipie, ale wreszcie się doczekał. Teraz właśnie trwa ten czas. W bieżącym sezonie zaczął grać regularnie i trudno byłoby powiedzieć, że wyciska maksa. Zdecydowanie nie. Licząc wszystkie fronty, rozegrał już 16 meczów i jak dotąd, jego jedynym ofensywnym konkretem jest gol strzelony niedawno Standardowi Liege w Lidze Europy. Występem przeciwko Belgom Skóraś ogólnie zapunktował najmocniej, może będzie to dla niego pozytywny przełom.
Musi być.
Wcześniej głównie zawodził. W Ekstraklasie zaliczył komplet dziewięciu występów, sześć razy zaczynał w podstawowym składzie, raz dotrwał na boisku do końca. 450 minut spędzonych na boisku. Efekt? 0 goli, 0 asyst, 1 kluczowe podanie. Słabiutkie liczby jak na skrzydłowego w zespole nastawionym na ciągły atak, stwarzającym mnóstwo sytuacji i oddającym średnio najwięcej strzałów na mecz w całej lidze (18,5 – dane ekstrastats.pl). W zasadzie tylko występy przeciwko Śląskowi i ostatnio Legii można było uznać za w miarę niezłe. Pozostałe stanowiły mniejsze lub większe rozczarowanie. Najbardziej rzucało się to w oczy, gdy “Kolejorz” rozbił Piasta 4:1 przy Okrzei. Praktycznie wszyscy podopieczni Dariusza Żurawia zebrali wówczas pozytywne noty – poza wychowankiem MOSiR-u Jastrzębie, który nawet w takich sprzyjających okolicznościach nie potrafił zabłysnąć i odstawał na tle pozostałych.
Wiadomo – nadal mówimy o dość młodym piłkarzu. Zaczął dopiero swój trzeci sezon w seniorskim futbolu, a drugi na najwyższym szczeblu, ledwie kilka dni temu zadebiutował w reprezentacji U-21. Czas jednak leci bardzo szybko, zwłaszcza w takiej drużynie jak Lech, która mimo wszystko na krajowym podwórku jest zobligowana do walki przynajmniej o europejskie puchary.
“Kolejorz” potrafi promować skrzydłowych.
Dopiero co sprzedał Kamila Jóźwiaka, coraz jaśniej świeci gwiazda aktualnie kontuzjowanego Jakuba Kamińskiego, ale dostajemy również przykłady zawodników niewykorzystujących swoich pięciu minut. Otrzymał je nie tak dawno Tymoteusz Klupś i z różnych względów nie poszedł do przodu. Efekt jest taki, że rówieśnik Skórasia zmarnował czas na wypożyczeniu w Piaście (dwa ligowe występy), a po powrocie na Bułgarską prawie nie odrywa się od ławki. W tym sezonie wystąpił jedynie w Pucharze Polski ze Zniczem Pruszków. Nie skreślamy chłopaka, ale na tę chwilę jego losy mogą być przestrogą, że kredyt zaufania w Poznaniu dla młodych chłopaków nie jest bezgraniczny. Jak już wrzucą cię na głębszą wodę, musisz w miarę sprawnie nauczyć się pływać.
Skóraś golem ze Standardem i solidnym meczem na Legii złapał drugi oddech po kilku zachłyśnięciach. Teraz czas na pierwszego ligowego gola lub asystę. Starcie w hicie kolejki z byłym klubem wydaje się idealną okazją. To właśnie w Rakowie Michał spędził poprzednią jesień i chyba nie żałuje. Marek Papszun dość szybko się do niego przekonał i od połowy września coraz częściej wstawiał do wyjściowej jedenastki. Młody podopieczny miewał przebłyski – dograł trzy bramki, z czego dwie akurat po wejściu z ławki. A na sam koniec 2019 roku trafił do siatki z Lechią Gdańsk, walnie przyczyniając się do efektownego zwycięstwa.
Miał też jednak Skóraś momenty przykre i pechowe. U Papszuna przeważnie pełnił funkcję wahadłowego, więc musiał także dużo pracować w defensywie, co zwiększało prawdopodobieństwo jakichś wpadek. Z Piastem w Gliwicach grał dobrze, ale skończył z samobójem przesądzającym o porażce. A z Wisłą Płock to jego w doliczonym czasie przy decydującym o wygranej gości golu dość łatwo przedryblował Piotr Tomasik.
W każdym razie, całościowo wyszło na plus.
Być może wspomniany przebłysk w Gdańsku sprawił, że Lech trochę niespodziewanie skrócił jego wypożyczenie i wziął do siebie na drugą część rozgrywek. Niestety Skórasia dopadł zdrowotny pech – zimowe zgrupowanie zaczął od kontuzji, przez którą stracił kilka tygodni. Siłą rzeczy utrudniła mu ona walkę o skład. Wiosną zagrał dopiero w szóstym meczu i już do końca albo siedział na ławce, albo wchodził z ławki. W przedostatniej kolejce miał nawet asystę przy golu Marchwińskiego na Cracovii.
Być może w nowym sezonie jego status by się nie zmienił, gdyby nie sprzedaż Jóźwiaka i dłuższa przerwa Jana Sykory. Teraz, gdy dla odmiany wypadł Kamiński, może stworzyć z Czechem duet skrzydłowych. I musi zacząć dawać jakość częściej, parasol ochronny nad jego głową powoli zaczyna się zwijać.
Fot. FotoPyK