Jaki jest przepis na sukces w konkursie drużynowym? Oczywiście dobra i równa forma całej czwórki zawodników, którą trener wystawi do akcji. Dzisiaj podczas rywalizacji na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle faktycznie każdy z Polaków skakał co najmniej przyzwoicie. Wystarczyło to jednak tylko na trzecie miejsce. Bo ile skoczkowie Michala Doležala prezentowali się naprawdę solidnie, to Austriacy i Niemcy latali jeszcze dalej.
Jak już wspominaliśmy w naszej zapowiedzi: przed sezonem 2020/2021 w skokach narciarskich wiedzieliśmy naprawdę niewiele. Pandemia sparaliżowała letnie skakanie, które zazwyczaj stanowiło wyznacznik tego, kto znajduje się w jakiej formie. A z mistrzostw kraju (które u nas wygrał Dawid Kubacki) trudno coś więcej wyciągnąć – w końcu podczas nich skoczkowie babrają się we własnym sosie. Żadnego większego przedsmaku Pucharu Świata zatem nie doświadczyliśmy. Wszyscy skoczkowie od razu zostali rzuceni na głęboką wodę, a zmagania mieli rozpocząć od zawodów w Wiśle.
Pierwsze próby oglądaliśmy jeszcze podczas sesji treningowych. Jedną wygrał – triumfator Kryształowej Kuli z zeszłego sezonu – Stefan Kraft, a drugą Markus Eisenbichler. Wśród Polaków najlepiej prezentowali się Kamil Stoch (3. i 9. miejsce) oraz… Klemens Murańka (5. i 8.). Dokładnie, zawodnik, który w ostatnich sezonach nieco zniknął z radaru. Na inaugurację w Wisle zjawił się jednak w dobrej formie. I nic dziwnego, że Michal Doležal wyznaczył go do czwórki, która miała bronić polskich barw w konkursie drużynowym (obok Stocha, Kubackiego i Piotra Żyły).
Wczoraj miejsce miały oczywiście jeszcze kwalifikacje, które – i to z całkiem sporą przewagą – wygrał Kamil Stoch. Tym samym dał sygnał, że na niego w sobotę możemy liczyć. Szczególnie że trzykrotny mistrz olimpijski tę skocznię po prostu lubi – wystarczy prześledzić miejsca, jakie zajmował w konkursach indywidualnych w Wiśle w ubiegłych latach. Trzecie, czwarte, drugie, dwa razy pierwsze. Nie jest źle, prawda? Z drugiej strony – już po konkursie na jaw wyszło, że nasz skoczek zmagał się z migreną. I mimo świetnej próby w kwalifikacjach nie był w pełnej dyspozycji.
Co za poziom!
Polskie skakanie w drużynówce – do czego w ostatnich latach się już przyzwyczailiśmy – rozpoczął Piotr Żyła. Polak w piątek wyglądał średnio, sam podkreślał, że nie jest do końca zadowolony ze swojej formy, ale już w konkursie zanotował kapitalną odległość – 129 metrów. To dało nam pierwsze miejsce i już na start – spory zapas nad taką Japonią, która na pierwszy ogień rzuciła przecież Ryoyu Kobayashiego. Po skoku znajdującego się w drugiej grupie Murańki (122 metrów) spadliśmy zaś na drugie miejsce, a nowym liderem zostali Austriacy.
Wydawało nam się, że znajdujemy się w doprawdy komfortowej sytuacji. W końcu dwóch największych polskich kozaków dopiero czekało na swoją kolej. Ale niestety – choć Kubacki skoczył kapitalnie (131,5 metrów), tak skoczkowie z Austrii i Niemiec również stanęli na wysokości zadania. Natomiast startujący w ostatniej grupie Stoch z niższej belki (sędziowie zareagowali po świetnych skokach Kubackiego, Hubera oraz Geigera) oraz w kiepskich warunków wiele wyciągnąć nie mógł (118,5 metrów). Po pierwszej serii byliśmy zatem „tylko” trzeci. Ale również niemal pewni podium, bo czwarta Norwegia traciła do Polski, bagatela, trzydzieści punktów.
W drugiej serii Polacy nie zawodzili. Żyła znowu lądował daleko poza punktem konstrukcyjnym (127,5 metrów), Kubacki po raz kolejny przekroczył 130 metrów (tym razem o 50 centymetrów), a lepsze próby niż w pierwszej części rywalizacji oddali Stoch oraz Murańka (obaj po 126 metrów). W wielu konkursach taka forma Biało-Czerwonych dałaby im może nawet wygraną. Ale sęk w tym, że Niemcy i Austriacy byli dzisiaj jeszcze lepsi. Szczególnie zachwycał reprezentant triumfującej Austrii – Daniel Huber, który na mocny skok Kubackiego odpowiedział lądowaniem na… 135 metrze. Nawet obniżone noty za styl nie przekreślały tego, że 27-letni zawodnik po prostu pozamiatał.
Wygrała zatem ekipa Stefana Krafta, przed Niemcami, a Polacy musieli zadowolić się trzecim miejscem. Ale co tu dużo gadać, to i tak niezły wynik. Gdyby dzisiaj odbywał się konkurs indywidualny, mielibyśmy dwóch zawodników w pierwszej szóstce (czwartego Kubackiego i szóstego Żyłę). Cierpiący na migrenę Stoch zająłby natomiast jedenaste miejsce, a Murańka byłby czternasty.
Konkursy na skoczni im. Adama Małysza przyzwyczaiły nas jednak do Polaków zajmujących miejsca w pierwszej trójce. Liczymy zatem, że po niedzielnym skakaniu będziemy w równie dobrym, a nawet lepszym humorze niż dzisiaj.
Fot. Newspix.pl