Reklama

Skowronek: “Trzeba bronić swojej pracy z tygodnia na tydzień”

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2020, 12:23 • 12 min czytania 3 komentarze

Artur Skowronek o tym, gdzie miał sodówkę. O czasie po Grudziądzu, kiedy 1.5 roku nie miał pracy i przeżywał trudne chwile. Jak podchodzi do wprowadzania młodych piłkarzy. Co jako pierwsze wprowadził po objęciu Wisły Kraków. Jak odnosi się do zmiany nastrojów wokół jego pracy przy Reymonta. Dlaczego wierzy w małe, krótkoterminowe cele. O tym jak w tydzień, dwa w piłce może się zmienić sytuacja trenera, opinia na temat jego pracy.

Skowronek: “Trzeba bronić swojej pracy z tygodnia na tydzień”

Kilka dni temu Artur Skowronek pojawił się u Przemka Mamczaka w podcaście “Jak uczyć futbolu”, w którym wcześniej pojawili się już choćby Vitezslav Lavicka, Marek Papszun czy Piotr Stokowiec. Jest to rozmowa trochę inna, z kierunkiem trenerskim, ale przedstawiamy wam jej zapis, z tym zastrzeżeniem, że największe trenerskie szczegóły zostawiliśmy w audio. Zapraszamy.

***

Średnio pracuje pan w klubie około roku. Czy to nie za krótko?

Pewnie, że za krótko. Chciałbym poszukać stabilizacji zawodowej, ale też stabilizacji dla rodziny. Bo rodzina jest zawsze ze mną tam, gdzie mam pracę. Taką podjęliśmy decyzję. Rodzina to ludzie, emocje, a nie ściany i miejsce. Tak funkcjonujemy, ale to nie jest łatwa sprawa. Codzienny trening, liga, punkty, tabela… Mam dwoje dzieci, świadomych dzieci, które wiedzą z czym się wiążą trzy porażki z rzędu. Cóż, pisałem się na takie zasady. Kocham tę pracę, szanuję ten zawód. I tyle.

Pamiętam, kiedyś trener Probierz powiedział: nieważne ile razy cię zwalniają, ważne ile razy zatrudniają. Można prześledzić moją drogę. Z dziewięciu wyzwań, które podjąłem, trzykrotnie mnie zwolniono. Pogoń. Katowice. Grudziądz. W reszcie tak się akurat potoczyło – w Radzionkowie dostałem propozycję ze Szczecina. Po Polonii poszedłem do Widzewa. Z Widzewa sam zrezygnowałem mimo dwuletniego kontraktu, bo trener bierze odpowiedzialność za projekt, a ja w niego nie wierzyłem w tamtym czasie. Bardzo fajnie układała się praca w Suwałkach, ale trafiła się oferta ze Stali Mielec, a chciałem iść do przodu jako trener. Stal wykupiła mnie z Suwałk. Odejście z Mielca potoczyło się niefortunnie, ale to też brało się z chęci rozwoju.

Reklama
Z pana perspektywy, jak dobierać oferty?

Ciężko odpowiedzieć. Konkurencja jest duża, do tego zapraszani są też trenerzy zagraniczni. Jest, kolokwialnie mówiąc, ciężko o chleb dla nas. Ja też podejmowałem błędne decyzje z ofertami, ale uważam, że generalnie trzeba patrzeć na potencjał drużyny, klubu, jakość piłkarzy, ośrodka treningowego, możliwości transferów. Szeroko pojęty profesjonalizm, gdzie będzie szansa obronić się wynikiem.

Nastroje w Wiśle wokół pana mocno się zmieniły. Najpierw były brawa po wyciągnięciu z kryzysu, ale na początku tego sezonu sinusoida. Czy ta ocena pracy trenerskiej jest płytka, a takie podejście do oceniania jest denerwujące?

Tak po ludzku, zgadzam się, jest to denerwujące, że nie szanuje się naszego zawodu. Nie mówię o mojej sytuacji w Wiśle, ale generalnie, dotyczy to wielu bardzo dobrych trenerów, z tym się zasadniczo mierzymy. To często z nieba do piekła. W tydzień, dwa w piłce może się zmienić sytuacja trenera, opinia na temat jego pracy. Ja w Wiśle tego doświadczyłem. Ale to jest piłka zawodowa. Trzeba się z tym mierzyć codziennie. Przeszłość się nie liczy, taka jest brutalna prawda. Trzeba cały czas udowadniać swoje wynikami, bronić swojej pracy z tygodnia na tydzień.

W Wiśle wyszliśmy z bardzo dużego kryzysu. Utrzymaliśmy się w ESA. Ale przy nowym sezonie, nie oglądając się na to, że ten okres przygotowawczy był bardzo krótki na budowę, od razu niektórzy po Wiśle oczekują bardzo dobrych wyników. Wisła Płock w czwartej kolejce, drugi mecz u siebie przegrany, mieliśmy na koncie dwa punkty… Dla mnie najważniejsze, że ludzie wokół mnie wytrzymali ciśnienie. Realnie patrzyły na sytuację.

Pierwsze trzy kroki, jakich dokonuje pan po wejściu do szatni z perspektywy szkoleniowej?

Myślę, że w naszej pracy kluczowe jest to, że jak trener obejmuje pracę, to zazwyczaj obejmuje sytuację niefajną, z jakiegoś punktu widzenia kryzysową. Bo z tej przyczyny doszło do zmiany. Trzeba po analizie czysto sportowej zacząć naprawiać. Najważniejsze najpierw to zjednoczyć wszystkich ludzi, których się ma w klubie, do ciężkiej pracy. Żeby osiągnąć wspólny cel, trzeba zjednoczyć ich wokół tego celu. Nie mówię tylko o piłkarzach, trenerach, ale wszystkich pracujących w klubie. Oczywiście to odprawy, rozmowy indywidualne. Ale przez media też można wiele w tym temacie zdziałać.

Kolejna sprawa, to już plan wyjścia z sytuacji, czyli model gry. Krótkofalowy i długoterminowy. Ciężka robota, konsekwencja, proste ćwiczenia, którymi szukamy powtarzalności, podejmowania dobrych decyzji i pewności siebie.

W ostatnim numerze “Asystenta trenera” mówił pan, że przychodząc do Wisły bardzo mocno skupił się na obronie i stałych fragmentach gry, bo to najłatwiejsze do zorganizowania. Największe są szanse, na szybkie przełożenie tej pracy na wynik. To mnie zaintrygowało. Zastanawiam się jak w polskiej piłce budować cokolwiek, skoro tego czasu jest mało, nawet patrząc po pana średniej czasu pracy, a przecież niektórzy mają pół roku, trzy miesiące. Rzadko się zdarza, że ktoś pracuje długo.

Każdy z trenerów na dzień dobry potrzebuje wyników, a najłatwiej to zrobić uszczelniając obronę i szukając schematów stałych fragmentów, gdzie piłka jest statyczna i pomysł można najszybciej wprowadzić w życie. Wisła była wtedy w wyjątkowej sytuacji, po siedmiu porażkach, olbrzymi kryzys. Nie boję się powiedzieć, że klub balansował na krawędzi. Gdybyśmy spadli… nie wiem jak sytuacja wyglądałaby dzisiaj. Na pewno nieciekawie. Dlatego od tego zacząłem, bo to najszybciej można wprowadzić.

Reklama

Gry z kontry nie należy się wstydzić, futbol staje się coraz bardziej bezpośredni, najważniejsze są kluczowe zdarzenia przed polem karnym. Liczy się to, co jest w sieci, jak się do tego dociera, potem jest kreatywność, nasza wspólna, trenerów i piłkarzy. Ale trzeba pamiętać, że każdy trener chce się rozwijać. Nie inaczej jest z piłkarzami. Piłkarz oczekuje, że trener pomoże mu iść do przodu, w tym codziennym treningu, ale też meczu. A do tego trzeba rozwiązań ofensywnych.

Pan zmienił swoje podejście do styl pracy? Panu kiedyś przypięto łatkę trenera, który chce grać ładnie.

Chciałbym to wypośrodkować. Na pewno mój model to nie jest niska obrona i kontra. Natomiast ważne jest, żeby taktykę dopasować do profilu piłkarzy, których ma się w szatni. U mnie nie zawsze tak było. Kiedyś najpierw był pomysł, potem wdrażanie go w życie, a nie odwrotnie. Najpierw musi być analiza jakich będę miał współpracowników, czy oni są w stanie to wykonać.

Wielu trenerów w każdym miejscu chciało dopasowywać zespół pod wymarzony styl gry. Podobno pan sam to przechodził w Pogoni i dlatego stracił pracę.

Tak. Przekombinowałem. Taka prawda. Za bardzo uwierzyłem po pierwszej rundzie, że można iść dalej. Sparzyłem się. Chciałem grać 3-5-2 nie mając tak naprawdę trzech nominalnych środkowych obrońców, którzy by się w tej grze dobrze czuli. Chciałem postawić mocniej na dośrodkowania, nie mając zawodników do takiej gry. Brnąłem niepotrzebnie w ten temat.

Ile czasu potrzeba trenerowi, żeby zrobić to, co się chce? Wdrożyć docelowy model gry?

Tak jak rozmawiamy: trener przychodzi zazwyczaj gasić pożar. Trzeba to przetrwać. Budować na tym przyszłość. Potem jest czas przede wszystkim okresu przygotowawczego i ruchów transferowych wzmacniających drużynę. Po kolejnym okienku, które dałoby szansę wymienić najsłabsze ogniwo, czyli łącznie po dwóch, to jest taki uczciwy czas dla trenera.

W dwóch klubach, w Stali i Wigrach, zastał pan natomiast sytuację, gdzie w okienko wymieniano kilkunastu pracowników. Jak się pracuje w takich realiach?

To były totalne rewolucje. Kluczowa jest selekcja, żeby przy tym rewolucyjnym podejściu niczego w drużynie nie zabrakło – potencjału motorycznego, doświadczenia, ludzi głodnych sukcesów. Żeby nie zatraciła się równowaga. Potem wracamy do jednoczenia zespołu, budowania wspólnego celu, na który będzie się razem codziennie pracować. Tylko drużynową pracą można osiągnąć cel indywidualny. Nie ma szans odwrócić tej drogi. Kiedy ta drużyna jest zbudowana, myśli się o modelu gry, jak już powiedzieliśmy: dopasowanym do możliwości szatni, maksymalnie wykorzystując profile piłkarzy, których się ma. Bardzo ważne jest też przygotowanie fizyczne, żeby w czasie sezonu nie było tak, że każdy jest na innym poziomie przygotowania.

Jak pan taktycznie patrzy na swoją dotychczasową pracę w Wiśle?

Myśląc o Wiśle Kraków, widziałem, że brakuje takiego typowego defensywnego pomocnika. Można było z jednej ósemki zrobić takiego zawodnika, ale przeszliśmy na układ 4-3-3, płasko bronimy ósemkami. Kuba Błaszczykowski, Savić, Carlos, Yaw, bardzo dobrze się czują w tym ustawieniu, będziemy go rozwijać.

Był jakiś konkretny błąd, który widział pan  Wiśle i został w jakiś sposób poprawiony?

Najwięcej bramek zawsze pada ze światła bramki i jego okolic. To serce obrony, światło bramki, mieliśmy pootwierane – mam na myśli współpracę środkowych obrońców z bramkarzem. Najczęściej mieliśmy problemy w fazie przejściowej i z decyzją kto ma wyjść do asekuracji bocznego sektora, a kto ma zamknąć światło bramki. Kładliśmy duży nacisk, żeby tutaj pojawiły się lepsze automatyzmy. Piękne jest to, że możemy takie sytuacje sprowokować na treningu. Moglibyśmy godzinami rozmawiać o konkretnych zagadnieniach.

Co jest najważniejsze w pracy z młodymi zawodnikami? To też negocjacja kontraktów, przekonanie do pozostania, relacje z menadżerami, plan na przyszłość. Nasz słuchacz dodaje: dlaczego pan tak niechętnie stawia na młodych?

Z tym bym się nie zgodził, że niechętnie stawiam na młodych. Na mnie też postawiono w młodym wieku, nie waham się tego “oddać” młodym, którzy chcą do przodu napierać, a przede wszystkim bronią się umiejętnościami. Wtedy zawsze otworzę drzwi. Tak było w Radzionkowie: Skorupski, Nalepa, Maki, Przybecki, to są fajne przykłady. W Pogoni też nie bałem się postawić na Zwolińskiego, Rudola, Gollę, Lewandowskiego. Oni się bronili, ale zapracowali na tę szansę.

Wiele determinuje przepis młodzieżowca, ale Patryk Plewka wywalczył, poprzez swoją pracę, miejsce w składzie. Można powiedzieć o Dawidzie Szocie. Walczy o swoje Buksa, jest Gruszkowski, jest z nami Duda z CLJ. Ważny jest plan na tych chłopaków. W Wiśle mamy miesięczne plany z minutami gry na tych chłopaków, którzy mogą jeszcze zagrać w CLJ. Tak to jest układane, żeby rozwijać ich poprzez grę. Ale czasami po prostu się nie da. Najważniejszy jest pierwszy zespół, dla klubu, dla nich. Oczywiście są też rozmowy z menadżerami, rodzicami, przekonywanie do swojego planu.

PRZESŁUCHAJ CAŁOŚĆ BEZ SKRÓTÓW:

Co jest najtrudniejsze dla piłkarza w przeskoku z piłki juniorskiej do seniorskiej?

Przeskok połączenia intensywności z reżimem taktycznym, to jest pierwsza sprawa. Często jest to też powiązane ze świadomością. Cieszę się, że świadomość tych młodych ludzi jest naprawdę coraz większa. Potrzebny jest czas, żeby się zbudować. Ludzie to rozumieją, ta cierpliwość się zazwyczaj pojawia, ale czasem tej cierpliwości brakuje, czy u piłkarza, czy u menadżera albo rodziców. Czasem wiąże się to z presją nakładaną na młodego zawodnika, dodatkową, zupełnie niepotrzebną.

Może panu będzie niezręcznie mówić, ale cofnijmy się kilka lat wstecz. Pan 30-latek chodzi do ESA. Czym się pan wyróżniał?

Panie Przemku, ciężko tak odpowiedzieć. To nie pytanie do mnie. Powiem tak: nie udało mi się zrobić kariery piłkarskiej. Mam w sobie głód sukcesu trenerskiego. Staram się robić wszystko, żeby się rozwijać. Staram się też otaczać ludźmi, którzy też mają takie cele osobiste. Wszystko po to, żeby spełniać marzenia.

Pan kiedyś powiedział, że trzy najważniejsze cechy we współpracy to pasja, dyscyplina, zaufanie.

Chciałbym tego przede wszystkim sam pilnować codziennie. Taki szacunek do zawodu. Nie zadowalać się tym, co jest. W trudniejszych momentach, chwilach słabości, człowiek powinien poszukać pasji i szacunku do tego, co ma, że uprawia zawód, który jest jego marzeniem i który kocha. Tym chcę zarażać piłkarzy. Ale nie rozwinie się pasji, nie zrealizuje marzeń, jeśli nie będzie dyscypliny funkcjonowania, nie wiem, w treningu, w odżywianiu. A zaufanie? Bez zaufania nie ma relacji. No to jak w ogóle wdrożyć model współpracy sztabu czy drużyny?

W wywiadzie dla Sportu Śląskiego powiedział pan, cytuję “U każdego człowieka pojawia się taki moment, w którym trochę odlatuje i musi spaść na ziemię”. Dlaczego pan, według swoich słów, odleciał w Szczecinie?

Pokory zabrakło po prostu. Byłem za pewny siebie. Prowadziłem beniaminka, sam debiutowałem w ESA. Jak rozmawialiśmy, taktycznie przekombinowałem. Nie przeanalizowałem sytuacji. I nie umiałem przyznać się do błędu, to kluczowa sprawa. Zostałem zwolniony i nie mam pretensji. Gdybym był wtedy uczciwy, poszedłbym do prezesa i powiedział, że popełniłem błąd z taktyką, z przygotowaniem fizycznym, potrzebuję chociaż przerwy na kadrę, żeby z tego wyjść. A tak zakłamywałem rzeczywistość – wszystko dobrze, plan dobry, takie blebleble. To była po prostu nieprawda.

Gdy trenerzy myślą o pracy, o jej przyszłości, to widzą stadiony, konferencje prasowe, te pozytywne rzeczy. A jest ciemna strona. Momenty, kiedy nie ma pracy. Kiedy się czeka. Pan mówił, że ciężko było, gdy żona szła do pracy, a pan zajmował się domem.

Każdy z trenerów jest oceniany z perspektywy boiska. Dla kogoś mecz to trzy punkty i tyle, dla trenera, nie dopisanie tych punktów, to podmycie też życia prywatnego. Pakowanie walizek. Nie tylko swoich. To jest akurat dla mnie najtrudniejsze. Gdybym był kawalerem, nie miał dzieci, a tak cierpi rodzina. To jest zmiana przedszkola, szkoły, pracy żony.

Ja miałem chwile zwątpienia, największe po Grudziądzu. Nawet trudno to skomentować, wytłumaczyć. Dwa miesiące, pakujesz się, wyjeżdżasz. Po tym było mi ciężko. Były oferty z niższych lig, czekałem na poziom 1 ligi półtorej roku. Nie poradziłbym sobie, gdyby nie najbliżsi, zwłaszcza żona, która nie raz kopała mnie w tyłek po jakiejś ofercie z III ligi. Sama poszła do pracy, mi mówiła: czekamy, rozwijaj się. Wielki szacunek dla niej i dzieciaków, a także dla przyjaciół.

Mówił pan natomiast, że jadąc na wczasy ostatnio z rodziną, wciąż gdzieś myślami była praca.

Jasne. Żona wie po tylu latach z czym to się je, to był krótki okres przygotowawczy, więc pewne decyzje na odległość nawet trzeba było podjąć. Ale staram się, żeby ten czas dla rodziny codziennie był. Być między 16 a 17 w domu, poświęcić im ten czas. Niestety nie jest to tak, że odrzucę w kąt telefon czy komputer. Ale kiedyś myślałem, żeby pracować “24h”, że to ścieżka. Nie ma szans, trzeba złapać równowagę, żeby tez była jakość tej pracy.

Powiedział pan, że podczas 1.5 roku przerwy rozwijał się. Był czas też pewnie na lektury.

Był czas na filmy, na rozmów, na lektury. Polecam książkę “Autobus energii” Jona Gordona, on ma fajne książki o rozwoju osobistym, budowie zespołu jako takiego, nie tylko sportowego. również Jon Gordon napisał książkę z Mikiem Smithem, byłym trenerem futbolu amerykańskiego – fajne wnioski o decyzjach lidera. “Sekrety ludzi sukcesu” Malcolma Gladwella, które zaproponował kiedyś Michał Probierz, co mnie zainteresowało. Świetna książka poszukująca odpowiedzialności gdzie są tropy powtarzalności w sukcesach, na bazie Beatlesów, Billa Gatesa i tym podobnych. Typowo warsztatowo, “Herr Guardiola” to książka, która jest u mnie aż kolorowa od czytania. Obecnie czytam książkę o budowie superdrużyny Pepa.

Porada dla młodych trenerów?

Być sobą. Piłkarze, media, kibice, zarząd, wszyscy wyczują sztuczność. Poza tym budować przez małe cele. Ja kiedyś miałem za dużo tych dużych, idealistycznych, czasami nierealnych. To mnie gubiło. Na małych celach trzeba budować marzenia.

Na koniec, co by pan powiedział osiemnastoletniemu sobie?

Wtedy marzyłem jeszcze o piłce jako zawodnik. Powiedziałbym, żeby walczyć o siebie codziennie na maksa. Stawiać sobie pytanie: czy to, co robię, to jest maksimum? To bym sobie powiedział. Bo nigdy nie wiesz co się tam za rogiem chowa. Wyciśnij więc maksa z czasu, który dostałeś od życia. Tego staram się pilnować.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

3 komentarze

Loading...