Początkowo byliśmy sceptyczni wobec oddawania Lecha Poznań w ręce Dariusza Żurawia na stałe. Wydawało się, że młody i niedoświadczony zespół potrzebuje na ławce starego wygi, który będzie wiedział jak te klocki poukładać. Żuraw z Kolejorzem sięgnął po wicemistrzostwo Polski, jako pierwszy trener Lecha od pięciu lat wszedł do fazy grupowej Ligi Europy. Z tej perspektywy dzisiejsze przedłużenie kontraktów trenera poznaniaków do 2023 roku wydaje się logiczne. Natomiast zaskakuje sam moment dojścia do porozumienia ze szkoleniowcem – akurat wtedy, gdy lechici w lidze cieniują.
Gdy ostatnio kontrakt z Rakowem Częstochowa przedłużył Marek Papszun, wówczas ta decyzja nie została nawet przez moment postawiona pod powątpiewanie. Trener, który osiąga z Rakowem historyczne wyniki po prostu zasłużył na uznanie ze strony klubu nową umową. I gdyby Kolejorz z Żurawiem przedłużył umowę tuż po awansie do Ligi Europy, wtedy pisalibyśmy to samo.
Dziś natomiast władze Kolejorza wykazują się dużym zaufaniem. To przedłużenie kontraktu trzeba traktować w kategoriach sporego wotum zaufania dla trenera. Doskonale wiemy, które miejsce zajmuje dziś w tabeli Lech. Wiemy też, że nie brakuje krytyków, którzy mówią, że szkoleniowiec może i zaordynował ofensywną grę, ale co z tego, skoro wyników w lidze z tego nie ma. I w ogóle co z tą gablotą, przecież nadal pusta.
Z tej perspektywy decyzja Lecha wydaje się zaskakująca. Może nawet ryzykowna, bo przecież Żuraw miał kontrakt do końca tego sezonu i zasadniczo można było poczekać, bo kto by wyciągnął go z Poznania? Legia Warszawa? Klub zagraniczny? No raczej nie. Swoją drogą – Żuraw jest pierwszym trenerem, z którym Lech przedłuża kontrakt, od… Mariusza Rumaka.
Do oceny potrzebna szersza perspektywa
Natomiast do przedłużenia kontraktu z Żurawiem o kolejne dwa lata warto przyłożyć dłuższą miarkę. I spojrzeć na nie z szerszej perspektywy. Obejmował on przecież zespół w rozsypce, po rewolucji kadrowej związanej z pożegnaniem tzw. “X-Manów”. Z zespołu wymieciono niemal całą starszyznę, najdłuższy staż w drużynie mieli m.in. Jevtić, Kostewycz czy Makuszewski, czyli wcale nie klubowe legendy, które minęły się w drzwiach przy Bułgarskiej z odchodzącym na emeryturę Reissem. Kolejorz kręcił się wokół ryzyka zostania ligowym średniakiem.
Ponad półtora roku później Lech gra jedną z najładniejszych piłek ostatnich lat w Ekstraklasie. Po raz pierwszy od pięciu lat zakwalifikował się do Ligi Europy, co nie udało się Urbanowi, Bjelicy, Nawałce i Djurdjeviciowi. Kolejorz ma też rekordowy budżet po wypromowaniu i sprzedaniu swoich wychowanków. Jasne, w gablocie wciąż pusto. Oczywiście, z czekiem za Modera nie pojedzie się na Plac Wolności, by fetować ten sukces. Natomiast trudno nie dostrzec tego, że Lech za Żurawia się rozwinął.
I to było decydującym czynnikiem dla władz klubu, by podpisać nową umowę obowiązującą do 2023 roku.
– Chcemy iść drogą jaką sobie wyznaczyliśmy. W ostatnich miesiącach wielokrotnie podkreślaliśmy, że bardzo ważna w tym kontekście jest konsekwencja w działaniu. I mogę zagwarantować, że nam tego nie zabraknie. Mamy określony, rozpoznawalny, ofensywny styl gry, który oczywiście ciągle chcemy ulepszać. Ponadto mamy coraz więcej wychowanków z naszej klubowej akademii w pierwszym zespole, chcemy na tą naszą zdolną młodzież w dalszym ciągu stawiać. Mamy też udział w fazie grupowej Ligi Europy, do której wróciliśmy po pięciu latach, a znaleźliśmy się w niej także jako pierwszy polski klub od czterech sezonów. Pracował na to sztab ludzi, ale nieoceniona jest w nim rola trenera pierwszego zespołu, czyli Dariusza Żurawia. Dlatego zdecydowaliśmy o tym, żeby związać się ze szkoleniowcem na dłużej, do czerwca 2023 roku – mówi dyrektor sportowy Lecha, Tomasz Rząsa.
Duże wyzwania przed nim
A przed Żurawiem stoi kilka istotnych wyzwań. Przede wszystkim – natychmiast poprawić wyniki w Ekstraklasie. Ponadto powalczyć jeszcze w Europie – nawet jeśli nie o awans do fazy pucharowej, to chociaż o to, by kibice Kolejorza zapamiętali ten sezon w LE z dobrych występów i skutecznego punktowania, a nie z “gra fajna, ale co z tego?”.
Jednak jeszcze istotniejsze wydaje się to, co przed Lechem za rok. Modera pewnie nie będzie już zimą, latem przyjdzie prawdopodobnie czas rozstania z Tymoteuszem Puchaczem, chętnych nie brakuje na Jakuba Kamińskiego, w Lechu słychać też o zainteresowaniu Lubomirem Satką. Żuraw znów będzie musiał budować Kolejorza na nowo, a może się okazać, że nowy narybek z akademii nie wejdzie do Ekstraklasy z tymi przytupem jak wspomniana wyżej trójka. To też Żuraw będzie miał ważny głos na komitecie transferowym najbliższej zimy i następnego lata. A poznaniacy mają z czego wydawać – wiele wskazuje na to, że roczny budżet zamknie się w około 160 milionach złotych.
Zatem Żuraw ma przed sobą duże wyzwania, ale ma też środki ku temu, by temu wyzwaniu podołać. A co najważniejsze i co pokazuje decyzja władz wicemistrzów Polski – ma też zaufanie ze strony prezesów. I to może nawet ważniejsze od kasy do wydania na transfery.
fot. lechpoznan.pl/Przemysław Szyszka