– Może i wyleje się na mnie fala niezadowolenia publicznego, ale powtórzę: jesteśmy słabsi od siedmiu-ośmiu drużyn w Europie. Jesteśmy słabsi i tyle. Tak jest, tak to wygląda. Dzisiejsza reprezentacja jest słabsza od tej, która pojechała na Euro 2016. Ile jest słabsza? 50%? 10%? Nie wiem – mówił Marek Koźmiński, wiceprezes PZPN, w rozmowie na antenie Weszło FM. Zapraszamy do zapisu tekstowego tej rozmowy.
Podobał się panu mecz z Holandią?
Po fatalnym meczu z Włochami, czekaliśmy na spotkanie z Holandią z dużą dozą niepewności. Otrzymaliśmy podsumowanie jesieni. Jesieni trudnej dla reprezentacji, dziwnej, bogatej, balansującej od ekstremum do ekstremum. Jako naród, nie tylko w kwestii piłkarskiej, lubimy jednego dnia uważać, że jesteśmy najsilniejszy na świecie, a drugiego tego uczucia się pozbyć, wyrzucić je na śmietnik i sądzić, że nic nie jesteśmy warci. Taką mamy naturę. I bardzo często, emocjonalnie, przekładamy to na piłkę. Do czego zmierzam? Ano do tego, że polska reprezentacja, w 2020 roku, nie jest w stanie skutecznie, nie w jednym meczu, wygrać z siedmioma-ośmioma najsilniejszymi drużynami w Europie.
Dlaczego tak mówię? Ponieważ w ostatnich dwóch latach kadra zagrała cztery razy z Włochami, dwa razy z Portugalią, dwa razy z Holandią. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że na przestrzeni tego czasu zagraliśmy osiem spotkań z tak mocnymi rywalami i mamy w nich określone wyniki, to nie może być innej oceny niż taka, że na ten moment jest to dla nas za wysoki poziom. Kadra nie ma upoważnienia do tego, aby określić się na poziomie Włoch czy Holandii, czyli pierwszej siódemki-ósemki w Europie. Ten mecz miał momenty dobre, miał momenty złe, miał momenty bardzo złe.
Im dłużej trwał, tym gorzej wyglądaliśmy, choć oczywiście zagraliśmy lepiej niż z Włochami. Więcej było energii. Gry do przody. Byliśmy bardziej pro-ofensywni, przynajmniej w pierwszej połowie. Z drugiej strony, Holandia pozwoliła nam na pewne zachowania. Włosi byli agresywniejsi, doskakiwali, podwajali, potrajali, bronili niewygodnie, zabierając nam piłkę po trzech sekundach. Holendrzy pozwalali na więcej.
Czyli zgodzi się pan, że Holandia była o klasę gorsza od Włochów.
Już po meczu z Włochami powiedziałem, że z kretesem przegraliśmy z drużyną, która jest w pierwszej czwórce w Europie. Włosi są silniejsi nie tylko od nas, ale też od Holandii. Spokojna, trzeźwa ocena, to umiejscawianie nas niżej niż te dwie reprezentacje. Polska reprezentacja jest uzależniona, jeśli ma coś dobrego zrobić, a ma ku temu szansę, od jednego, dwóch, trzech, czterech nazwisk. Nazwiskiem absolutnie poza jakąkolwiek dyskusją jest Robert Lewandowski. Kadra musi grać pod niego. Skrzydłowi muszą grać pod niego. Środek pola musi grać pod niego. W meczu z Holandią widać było, jak to Lewandowski uczestniczył w akcji bramkowej, jak to Lewandowski był jednym z współtwórców tej akcji, jak to pomógł koledze zdobyć bramkę. Ja się pytam: dlaczego koledzy nie pomagają Lewemu strzelać tych bramek?
Mam wrażenie, że mało było w polu karnym Roberta Lewandowskiego. On bardziej operował jako dziesiątka.
Proszę mi powiedzieć, i nie chciałbym mówić tylko o meczu z Holandią, ile dośrodkowań Kamila Jóźwiaka, Przemysława Płachety, Kamila Grosickiego w ostatnich trzech meczach z Włochami i Holandią, było na Roberta Lewandowskiego? Myślę, że jak znajdziemy jedno-dwa, to będzie dużo. I to wszystko. Nawet gra z Holandią, z postawieniem na lewonożnego skrzydłowego na prawym skrzydle i prawonożnego na lewym skrzydle, predysponuje tych zawodników do schodzenia do środka pola. Ma to swoje plusy, bo tworzy się miejsce dla bocznych obrońców, ale z całym szacunkiem: ile było dośrodkowań od bocznych obrońców na Lewandowskiego? Malutko.
Nie było wiele, ale jak tego Lewandowskiego nie ma w polu karnym, to też ciężko, żeby były.
Nieprawda. Nie ma go w polu karnym, bo wychodzi do gry. Chce grać. Podłącza się. Rozprowadza. Rozgrywa. Widać było to w pierwszej połowie. Lewandowski dostał piłkę, zastawił się, zgrał. Później wszedł Krzysiek Piątek i nie było tego. Ewidentnie było to wczoraj widzieć. I oczywiście, Robert został stłamszony z Włochami, tam było ciężko, byli lepsi i Lewy też był słaby. Ale jeżeli my, mając takiego piłkarza, o takich umiejętnościach, będziemy skazywali go bez przerwy na bitkę, na wojnę, na kopanie. Będziemy go wyciągali swoją grą w pole, to siłą rzeczy nie będziemy mieli go w polu karnym. Przecież się nie rozdwoi. Lewandowski ma niesamowity dar gry w polu karnym, strzela dwiema nogami i głową, zastawia się, tworzy przestrzeń, ile myśmy zrobili dośrodkowań? Ile dośrodkowań zrobił Płacheta? Zero. Ile dośrodkowań zrobił Jóźwiak? Zero.
Osiemnaście meczów Roberta Lewandowskiego u Jerzego Brzęczka, bramek zaledwie osiem. U Adama Nawałki tych meczów dwa razy więcej, ale bramek ponad trzydzieści. Gdzie mamy szukać przyczyny? Bo niby cieszymy się, że wchodzą młodzi, że jest Moder, Jóźwiak, Szymański, Płacheta, ale jednak dalej najbardziej liczymy na bramki kapitana.
Statystykę można czytać w dwojaki sposób. Może to oznaczać również to, że za kadencji trenera Jerzego Brzęczka graliśmy z silniejszymi przeciwnikami, jeśli chodzi o sile tych kadr, statystycznie i procentowo, niż miało to miejsce za trenera Adama Nawałki. To nie jest żaden żart. Czysta statystyka. Za kadencji trenera Brzęczka, Robert Lewandowski kilka razy nie zagrał. Lewy nie jest maszyną. Przyzwyczailiśmy się, że zawsze jest, że zawsze jest zdrowy, że zawsze jest świetny, ale przecież tak nie jest. Ma 32 lata. Trzeba go oszczędzać. Jest naszą platyną, naszym złotem, w związku z tym musimy o niego dbać.
I bardzo dobrze, że pan wspominał Jóźwiaka, Modera, Szymańskiego, Płachetę, ale przestańmy mówić, że oni są młodzi. Mają już swój wiek, już swój dorobek, przecież to nie jakieś nastolatki. Powiedzmy, że to są zawodnicy wchodzący do kadry. Szymański ma z dziesięć meczów w kadrze, Jóźwiak siedem czy osiem, Moder i Płacheta dwa czy trzy. Ale oni mają więcej niż dwadzieścia lat. To nie chłopaczki. I teraz, wracając do porównania, w 2016 roku jakość Grosickiego i Błaszczykowskiego była wyższa dzisiaj niż skrzydłowych, którzy grali w meczu z Holandią, co nie oznacza wcale, że gra na tych pozycjach bardzo się zmieniła. Podstawowym zadaniem bocznego pomocnika jest dogrywanie piłek do napastnika. Mogę nie umieć dograć, mogę źle dograć, ale niewybaczalne jest, jeśli w ogóle nie próbuję tego robić. A tutaj tego nie ma.
Większy problem widzi pan w grze skrzydłowych czy w taktyce Jerzego Brzęczka, który nie potrafi w pełni wykorzystać potencjału zespołu?
Odejdźmy od taktyki i opinii, że niby Jurek Brzęczek nie potrafi wykorzystać pełni potencjału Lewandowskiego. Skupmy się na rozmowie o piłce, a to jest to, co widzę. Ktoś się może zgodzić, ktoś się może nie zgodzić, ale ja widzę, że jeśli ktoś gra na bocznej obronie, i teoretycznie jest zawodnikiem ofensywnym jak Reca, to ja się pytam: ile dośrodkowań zrobił Reca w jednym meczu, w drugim meczu?
Z Holandią miał chyba dwa. Średnio udane.
To za mało.
Jeżeli chcemy grać na tej pozycji i grać tego typu futbol, to jest za mało, stanowczo za mało. Inaczej nie wykorzystamy naszej siły ofensywnej. Kto ma strzelić tę bramkę, jeżeli nie zrobimy tego w ten sposób. Zawsze mieliśmy szybkich i silnych zawodników na skrzydłach. Był Błaszczykowski, był Grosicki, coś się działo. Robert Lewandowski miał jedną, drugą piłkę. Kiedyś był Milik, teraz nie ma Milika, z innych powodów, z powodów kontraktowych akurat. Ale spokojnie, to się zmieni. Oczekujemy, że Arek Milik wróci do kadry, w marcu, już na całkiem inny zasadach.
To są nasze atuty. Przecież nie zrobimy koronki od bramkarza. Siedemdziesiąt podań od bramkarza, przez obronę i pomoc, do napastnika i wjechanie do bramki. Nie zrobimy tego. To jest nasza siła. Te skrzydła.
Milczenie Roberta Lewandowskiego podczas rozmówki w TVP Sport może wynikać z frustracji spowodowanej brakiem tych sytuacji?
W jego kodzie genetycznym jest strzelanie bramek. To jest całkowicie zrozumiałe. Takiego kalibru piłkarz, o takich umiejętnościach, czuje się sfrustrowany, bo uważa, że jego koledzy mogliby sobie pomóc i jemu pomóc w wykreowaniu sytuacji. To nie jest jeden mecz, to nie są dwa mecze, to jest dłuższy okres. Frustracja powinna mieć swoje ramy, nie powinna rezonować na innych i kreować tego typu niedopowiedzianych insynuacji, które zostały rozdmuchane do absurdalnej skali. Nawet teraz, po meczu z Holandią, słuchałem komentarza na TVP i nie mogłem zrozumieć, jak można forować tezy, że powstaje konflikt między Lewym a Brzęczkiem, bo ten pierwszy zszedł po pierwszej połowie. I że to niby wojna, że to rewolucja, że to koniec etapu. Ludzie, dajmy spokój.
Robert Lewandowski, być może, jest najlepszym zawodnikiem w historii Polski, jeśli chodzi o swoje umiejętności. Nikt wielki się na takie stwierdzenie nie obrazi, ale to trzeba umieć wykorzystać. A my tego nie wykorzystujemy. I to jest jego frustracja.
Był jakikolwiek temat zwolnienia Jerzego Brzęczka przed tym meczem czy to spekulacje medialne, które nie powinny się pojawiać?
Spekulacje medialne, które nie powinny się pojawiać. Znaczy, dziennikarze są od tego, żeby spekulować, ale są jakieś granice tych spekulacji. Nikt nie jest przyspawany do stołka, nikt nie powiedział, że ktoś ma kontrakt na wieki, ale spokojnie. Nie chcę powiedzieć, że trener Jerzy Brzęczek wszystko robi fantastycznie, ale nie mogę też powiedzieć, że trener Brzęczek wszystko robi fatalnie, bo tak nie jest. I kropka.
Widzi pan rozwój tej reprezentacji?
W pewnych aspektach tak – przede wszystkim wprowadzenie nowych zawodników. Powstała fajna grupa nowych reprezentantów. W deficytach widzę potrzebę lepszego wykorzystania Lewandowskiego. To jest konieczność. I lepsze wykorzystanie Arka Milika, kiedy już wróci do regularnej gry. Dla mnie trójka Lewy-Milik-Zielu gwarantuje jakość, która daje przewagę w reprezentacji. Plus boki pomocy, kreujące przewagi, asysty, szum. Jeśli gramy Arkiem Recą, którego zresztą strasznie masakrujecie, to musimy od niego wymagać asyst i ofensywnego supportu, bo w innym wypadku, to on jest w defensywie po prostu słaby. To wiemy. Jeśli tam postawimy Beresia, który w ofensywie będzie miał problem w grze lewą nogą, to chociaż wiemy, że on jest w obronie 100% lepszy.
A Rybus?
Maciej Rybus jest bardzo podobny do Arkadiusza Recy. Ma mniejsze zdolności motoryczne, gorzej biega wielkie dystanse na sprincie, bo jest starszy, ale to porównywalni piłkarze, jeśli chodzi o styl gry. Maciek z większym doświadczeniem, trener na końcu wybiera, woli Arka Recę. Natomiast, jeśli Reca gra, to musi robić coś do przodu. Okej, jeden mecz może nie wyjść, drugi mecz może nie wyjść, ale pokażcie mi konkret. Jeden mecz na dwanaście, trzynaście czy czternaście to jest za mało. Dużo za mało. Jeżeli tam chcemy grać. Bo jeżeli wstawimy na lewą obronę Beresia, który bardzo mi się jako piłkarz podoba, to z założenia blokujemy sobie tę stronę. Minujemy sobie wszystko.
Obawia się pan o formę Grzegorza Krychowiaka?
To zawodnik, który bardzo dużo dał reprezentacji i na pewno jeszcze bardzo dużo tej reprezentacji da. Istotny element kadry Jerzego Brzęczka. On jest najbardziej potrzebny, kiedy wygląda bardzo dobrze fizycznie. Pamiętamy jego wzlot w Sevilli, jego zjazd w PSG, jego moment w Anglii, kiedy wyglądał słabiej, jego moment w Rosji, kiedy wyglądał fantastycznie, a teraz jest słabiej. Jeśli dojdzie do optymalnej dyspozycji na wiosnę, to dostaniemy Krychowiaka, którego ta kadra bardzo potrzebuje. I tego sobie życzę.
Atmosfera wokół kadry nie jest najlepsza. Nie zabrakło panu pozytywnej reakcji od Roberta Lewandowskiego po tej całej sytuacji z wywiadem w TVP? Takiego wyjścia na konferencję i deklaracji, że wierzy się w ten projekt?
Myślę, że Robert Lewandowski i Jerzy Brzęczek spotkali się, porozmawiali w cztery oczy, dogadali się w sprawie indywidualnych kwestii pomiędzy trenerem a zawodnikiem, trenerem a kapitanem, trenerem a liderem, i zostawmy to. Nie rozdmuchujmy tego. Lewy nie sieje fermentu. Wychodzi na boisko. Haruje, biega, walczy.
Ale czy nie byłoby to konieczne dla wizerunku tej kadry?
Może, ale czy nie byłoby to sztuczne? Czy nie potwierdzałoby tego, że coś między nimi niedobrego zaiskrzyło?
Może, ale milczenie też jest wymowne.
Wypowiedział się na ten temat szerzej wczoraj, po meczu z Holandią, nic tu nie mamy do dodania. To jest piłka, to są dorośli ludzie, to są emocje. Nikt nie powiedział, że musimy się kochać i uwielbiać. Chodzi o grę do własnej bramki. A nie mam wątpliwości, że tak się dzieje.
Na co stać naszą reprezentację na Euro?
Mam nadzieję, że mając przed sobą siedem czy osiem miesięcy, jeszcze podskoczymy do góry. Zieliński z Holandią mi się podobał, widać, że zrobił kroczek do góry, że inwazyjne przejście koronawirusa wcale nie musi mu bardzo zaszkodzić. Liczę, że Arek Milik znów wróci do formy, w której go uwielbialiśmy, w której go kochaliśmy, w której wygrywał nam mecze. Że nowsze twarze dalej będą dodawać fajnej jakości. Na co liczę na Euro? Że przystąpimy do tego turnieju w dobrych humorach, że wygramy w eliminacjach do Mistrzostw Świata, że wyjdziemy z grupy na Euro i tutaj powstaje pytanie: na kogo trafimy?
Może i wyleje się na mnie fala niezadowolenia publicznego, ale powtórzę: jesteśmy słabsi od siedmiu-ośmiu drużyn w Europie. Jesteśmy słabsi i tyle. Tak jest, tak to wygląda. Zależy na kogo trafimy, jeśli trafimy na Francję, Anglię, Belgię, Włochów, to będzie nam bardzo ciężko.
To nie jest negatywna zmiana względem tego, co było za czasów Adama Nawałki? Wtedy wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie wygrywać z silniejszymi.
Ma pan rację. Tamten okres był dobry, specyficzny, ale jeśli przeanalizujemy to głębiej, to wygraliśmy wówczas dwa bardzo ważne mecze: jeden z Niemcami w grupie eliminacyjnej, potem był remis na Euro i awans po karnych do ćwierćfinału z Szwajcarią. Fuksem, którego zabrakło nam z Portugalią. Innych tuzów nie pokonaliśmy, bo nawet z nimi nie graliśmy. Zagraliśmy z Danią – raz wygraliśmy, raz sromotnie przegraliśmy w Kopenhadze. Podchodzę do tego w sposób trzeźwy. Dzisiejsza reprezentacja jest słabsza od tej, która pojechała na Euro 2016. Ile jest słabsza? 50%? 10%? Nie wiem. Inna sprawa, że ta kadra grała z lepszymi rywalami. Na razie dostawaliśmy łomot od lepszych drużyn.
ROZMAWIALI WOJCIECH PIELA I MARCIN RYSZKA
Fot. Fotopyk