Reklama

„Najgorszy trener w historii Premier League”. Frank de Boer, czyli selekcjoner z przypadku

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

18 listopada 2020, 08:10 • 17 min czytania 13 komentarzy

Przywrócił Ajax na szczyt holenderskiej ekstraklasy po latach niepowodzeń. Mocno popracował nad rozwojem Arkadiusza Milika. Kompletnie się pogubił w mediolańskim bałaganie. Wyłożył się również na przygodzie z Crystal Palace, a Jose Mourinho nazwał go wtedy „najgorszym trenerem w historii Premier League”. W Stanach Zjednoczonych poszło mu natomiast odrobinę lepiej, lecz nawet tam kibice raczej nie będą go ciepło wspominać. Co tu dużo mówić, kariera trenerska Franka de Boera nie jest usłana różami. Choć początkowo zanosiło się, że może to być szkoleniowiec podobnego kalibru co van Gaal, Advocaat czy Hiddink. Jednak oni lądowali na posadzie selekcjonera reprezentacji Holandii w uznaniu dokonań na arenie klubowej, podczas gdy de Boer w kadrze znalazł się trochę przez przypadek. Po serii mniej lub bardziej zawstydzających niepowodzeń.

„Najgorszy trener w historii Premier League”. Frank de Boer, czyli selekcjoner z przypadku

Czy zdoła przełamać złą passę?

Dlaczego akurat de Boer

Selekcjonerem „Pomarańczowych” podczas mistrzostw Europy w 2020 roku miał być Ronald Koeman. Człowiek, który wyciągnął drużynę narodową z najpoważniejszego kryzysu od dekad i przywrócił ją do światowej czołówki. No ale wiemy, co się wydarzyło. Pandemia spowodowała przełożenie turnieju na 2021 roku, a Koeman ruszył na ratunek FC Barcelonie. Doszedł bowiem do wniosku, że kolejna okazja, by poprowadzić klub z Camp Nou już mu się prawdopodobnie nie powtórzy. No i opuścił reprezentację, którą we wrześniowym starciu z Polską poprowadził jeszcze jego dotychczasowy asystent, Dwight Lodeweges. – Ronald pozostawia mi znakomitą drużynę, ale i olbrzymią presję. Nasza nowa generacja jest więcej niż obiecująca – przyznał tymczasowy selekcjoner Holandii przed starciem z biało-czerwonymi. – Nie mam wątpliwości, że nasza kadra ma w tej chwili wielką jakość. Ale wiem jeszcze jedno. Ten zespół potrzebuje lidera, charyzmatycznego szkoleniowca, by odpowiednio funkcjonować.

Koeman był takim liderem. Rządził w kadrze twardą ręką, podejmował odważne decyzje taktyczne i personalne. Od początku było zatem jasne, że jego następcą musi być facet o równie mocnej osobowości.

HOLANDIA POKONA POLSKĘ? KURS: 1,90 W TOTOLOTKU!

Kandydatur było kilka. Oczywiście rozważano przede wszystkim trenerów krajowych. Choć Holandia, wbrew pozorom, ma pewne tradycje, jeżeli chodzi o współpracę z zagranicznymi szkoleniowcami. Na początku XX wieku z ekipą „Pomarańczowych” pracowali liczni Anglicy, a także trenerzy z takich krajów jak Szkocja, Czechy, Niemcy, Austria czy Rumunia. Jednak od czasu Ernsta Happela, który w 1978 roku dotarł z Holendrami do finału mistrzostw świata, tamtejsza federacja stawiała już wyłącznie na rodzimych fachowców. Co zresztą nie może dziwić, skoro Holandia swego czasu uchodziła za kraj wypuszczający w świat najlepszych szkoleniowców. A nawet jeżeli komuś z kierownictwa KNVB przyszło do głowy, by sięgnąć teraz po zagranicznego selekcjonera z najwyższej półki, jest wielce wątpliwe, by udało się ten plan zrealizować. Holenderska federacja zmaga się bowiem z kłopotami finansowymi.

Reklama

Media wymieniały zatem nazwiska takich trenerów jak Peter Bosz czy Erik Ten Hag. Problem w tym, że wyciągnięcie któregoś z nich z klubu byłoby operacją skomplikowaną i kosztowną. Zresztą ten drugi momentalnie uciął wszelkie spekulacje i zadeklarował chęć dalszej pracy z Ajaksem. Bosz również nie wydawał się entuzjastycznie nastawiony do pogłosek łączących go z drużyną narodową.

Wówczas na tapecie pojawił się Louis van Gaal, który pracował z kadrą już dwa razy, a w 2014 roku wywalczył z nią trzecie miejsce na mundialu w Brazylii. Problem w tym, że „Żelazny Tulipan” zbliża się już do siedemdziesiątych urodzin i od czterech lat przebywa na zasłużonej emeryturze. W końcu sam van Gaal zabrał głos: – Przedstawiciele federacji kontaktowali się ze mną trzy lata temu, przed zatrudnieniem Ronalda Koemana. Nie zdecydowałem się wówczas na objęcie drużyny narodowej. Od tego czasu nikt z federacji się ze mną nie kontaktował. A gdyby ktoś z KNVB jednak zadzwonił? Po pierwsze, jestem na emeryturze. Po drugie, na razie nikt mi niczego nie zaproponował. A po trzecie… Jak dostanę propozycję, to się zastanowię. Wiem, że jestem liderem wszystkich ankiet przeprowadzanych wśród kibiców, ale oficjalnej oferty nikt mi nie złożył, więc nie ma o czym mówić.

Kolejne przewijające się w przestrzeni publicznej kandydatury robiły coraz mniejsze wrażenie. Henk ten Cate, Hein Vanhaezebrouck (to akurat Belg), Phillip Cocu… Ostatecznie padło na Franka de Boera.

Miłe złego początki

Naprawdę trudno nie odnieść wrażenia, że bezrobotny od czerwca de Boer był dla holenderskiej federacji opcją nie B, nie C, ale E czy nawet F. Załapał się na stanowisko selekcjonera kadry – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – po prostu z braku laku. Koeman postawił KNVB w paskudnym położeniu, no i trzeba było się jakoś wyratować. Postawiono zatem na de Boera.

Trzeba oczywiście wspomnieć, że jako piłkarz de Boer zapisał naprawdę piękną kartę. Przez lata z powodzeniem reprezentował barwy Ajaksu i Barcelony. Święcił triumfy w lidze holenderskiej, hiszpańskiej, a także w Lidze Mistrzów, Pucharze UEFA i Pucharze Interkontynentalnym. W narodowych barwach rozegrał aż 112 spotkań. Był zresztą pierwszym piłkarzem Oranje, który przekroczył magiczną barierę stu występów w kadrze. Jego największy sukces w rozgrywkach międzynarodowych to czwarte miejsce na mundialu we Francji w 1998 roku. W półfinale Holendrzy przegrali po karnych z Brazylijczykami. Frank podszedł wówczas do strzału w pierwszej kolejce konkursu jedenastek i się nie pomylił. Mniej szczęścia miał jego bliźniak, Ronald, który sknocił decydujące uderzenie.

De Boer był zawodnikiem charyzmatycznym, inteligentnym, eleganckim z piłką przy nodze, obdarzonym świetnym przeglądem pola. Chciałoby się rzec – idealny materiał na trenera. Tym bardziej że lwią część kariery spędził akurat w takich klubach jak Ajax i Barca, skąd wywodzi się przecież całe mnóstwo szkoleniowców o uznanej reputacji.

Reklama

Frank de Boer i Edwin van der Sar

No i zaskoczenia nie było – de Boer po zawieszeniu butów na kołku rzeczywiście poszedł w trenerkę. Zaczął tę przygodę wręcz modelowo, pracując z drużynami juniorskimi w Amsterdamie. Podczas mistrzostw świata w Republice Południowej Afryki, gdzie Holendrzy dotarli do finału, działał natomiast w sztabie Berta van Marwijka. Kilka miesięcy po afrykańskim mundialu już samodzielnie przejął stery w Ajaksie z rąk Martina Jola. Szybko wyciągnął ekipę Joden z dołka, w jakim znalazła się ona na przełomie listopada i grudnia. Zdobył mistrzostwo kraju – pierwsze od 2004 roku, drugie w XXI wieku – i dotarł do finału Pucharu Holandii. Gorzej poszło mu w Lidze Europy, gdzie Ajax poległ już na etapie 1/8 finału, rozbity przez Spartak Moskwa. No ale nie miało to aż takiego znaczenia ani dla kibiców, ani dla działaczy. Grunt, że klub po latach niepowodzeń powrócił na szczyt holenderskiego futbolu.

W ostatniej kolejce sezonu 2010/11 Ajax pokonał 3:1 Twente, czyli obrońców ligowego tytułu. Gdyby spotkanie zakończyło się triumfem gości, utrzymaliby się oni na tronie, więc emocji nie brakowało. Po zwycięstwie de Boer nie krył wzruszenia, tym bardziej że mecz odbył się w dniu jego 41. urodzin. – Nie mógłbym sobie wyobrazić piękniejszego prezentuj – mówił. – Mamy w składzie wielu bardzo młodych zawodników, którzy pierwszy raz w życiu grali w spotkaniu o takim ciężarze gatunkowym. Jestem z nich dumny. Jeszcze kilka tygodni temu nikt nie sądził, że możemy odzyskać tytuł, a jednak się udało. Mistrzostwo numer trzydzieści ląduje w gablocie.

Początkowo na de Boera postawiono raczej tymczasowo, z zamiarem zatrudnienia w Ajaksie kogoś o większym doświadczeniu, gdy tylko nadarzy się okazja. No ale po takim sukcesie były obrońca naturalnie musiał otrzymać olbrzymi kredyt zaufania.

REMIS POLSKI Z HOLANDIĄ? KURS: 3,85 W TOTOLOTKU!

I trzeba de Boerowi oddać – spłacił ten kredyt. Ajax pod jego wodzą zdominował rywalizację w Eredivisie, sięgając po mistrzostwo nie tylko w 2011, ale również 2012, 2013 i 2014 roku. Choć z klubu wyfruwali przecież do mocniejszych lig kolejni liderzy zespołu – Jan Vertonghen, Christian Eriksen, Toby Alderweireld, Luis Suarez, Daley Blind, Siem de Jong, Gregory van der Wiel czy też Vurnon Anita. Do szkoleniowca można było mieć pretensje chyba tylko o to, że świetnych wyników z krajowego podwórka nie potrafi przełożyć na europejskie puchary. Zdarzały się jego podopiecznym wielkie występy, bo do takich trzeba zaliczyć zwycięstwa z Barceloną i Manchesterem City w Lidze Mistrzów. Ale efekt końcowy był zazwyczaj taki sam. Trzecie miejsce w grupie Champions League i porażka w pierwszym dwumeczu Ligi Europy. Niekiedy w kompromitującym stylu, żeby przypomnieć klęskę 1:6 w dwumeczu z Red Bullem Salzburg.

Początek kłopotów

Tak czy owak – cztery mistrzostwa Holandii to całkiem niezły dorobek na starcie kariery. De Boer mógł wychodzić z założenia, że to co najlepsze w europejskich rozgrywkach cały czas przed nim. W 2014 roku Holender miał przecież zaledwie 44 lata na karku. Wciąż mógł uchodzić za trenera całkiem młodego. Angielskie media donosiły nawet, że de Boer odrzucił ofertę Liverpoolu, bo czuł, że ma jeszcze coś do zrobienia w Amsterdamie. – Chciałbym prowadzić Ajax przez dziesięć lat – mówił w 2012 roku. – Jestem zaszczycony zainteresowaniem Liverpoolu, ale przede mną wiele wyzwań. Wkroczyliśmy na nową ścieżkę. Towarzyszą mi Wim Jonk i Dennis Bergkamp. Moi współpracownicy, a zarazem serdeczni koledzy. Chcemy razem osiągnąć z Ajaksem coś znaczącego.

„Choćby zgłosiła się po mnie Barcelona, na razie nie ruszam się z Ajaksu”

Frank de Boer

De Boera chwalił w mediach jego były szef, Bert van Marwijk. Ciepłych słów dawnemu podopiecznemu nie szczędził również Louis van Gaal. A jednak sprawy zaczęły się komplikować. W sezonie 2014/15 Ajax stracił mistrzowski tytuł na rzecz PSV Eindhoven. Ekipa z Brabancji Północnej wygrała Eredivisie z miażdżącą wręcz przewagą. Rok później wyścig po pierwszej miejsce był już bardziej wyrównany, lecz PSV znów wyszło zwycięsko z rywalizacji. W ostatniej kolejce Joden sensacyjnie zremisowali na wyjeździe z De Graafschap i właśnie punktów straconych w tym spotkaniu zabrakło im finalnie do odzyskania mistrzostwa. Podopieczni de Boera nie zakwalifikowali się też do Ligi Mistrzów, a przygodę z Ligą Europy zakończyli już na fazie grupowej.

Mizerii pucharowej ciąg dalszy.

Choć trzeba holenderskiemu szkoleniowcowi oddać, że miał on bardzo pozytywny wpływ na rozwój wielu zawodników, w tym Arkadiusza Milika. Jeszcze w 2013 roku Artur Płatek przyznał na łamach Weszło: – Milik nie rozwija się w takim tempie, jak powinien i za mało pracuje nad prawą nogą. Jeśli jesteś napastnikiem i operujesz tylko jedną nogą, to na wysokim poziomie jesteś bardzo łatwy do rozszyfrowania. Jeżeli Arek chce zrobić następny krok, to musi prawą nogę poprawić. Widać, że ten pierwszy szok ma już za sobą, idzie do przodu, ale to wciąż za mało. On w wieku 16 lat wyglądał fizycznie tak samo, jak teraz, ale takich zawodników jest więcej.

POLSKA WYGRA Z HOLANDIĄ? KURS: 3,94 W TOTOLOTKU!

Niewątpliwie nie byłoby głośnego transferu Milika do Napoli, gdyby nie dobra robota wykonana przez de Boera i jego współpracowników, między innymi wspomnianego Bergkampa. Choć akurat w nieszczęsnym starciu z De Graafschap szkoleniowiec zdjął polskiego snajpera w 66 minucie gry, choć był on przecież najlepszym strzelcem Ajaksu w całym sezonie 2015/16. Cóż, czas pokazał, że był to chybiony pomysł.

Arkadiusz Milik

Po kolejnej nieudanej próbie powrotu na tron w Eredivisie, rozgoryczony de Boer ustąpił ze stanowiska, choć jego kontrakt wygasał dopiero w 2017 roku. Było jednak oczywiste, że Holender na nową robotę nie będzie musiał długo czekać. I rzeczywiście. Choć wcześniej łączono go przede wszystkim z klubami z Premier League – między innymi Liverpoolem oraz Tottenhamem – w 2016 roku wylądował w Mediolanie.

Przejął Inter z rąk Roberto Manciniego.

Trzeba przyznać, że Holender trafił do Nerazzurrich w niezbyt sprzyjających okolicznościach. Klub wciąż nie otrząsnął się jeszcze do końca po zmianach właścicielskich i szukał swojej nowej tożsamości. Mancini za pierwszym podejściem do Interu kolekcjonował mistrzowskie tytuły, ale w sezonie 2015/16 zdołał zająć tylko czwarte miejsce w lidze. Co i tak oznaczało znaczący progres względem poprzednich rozgrywek, gdy Inter finiszował na ósmej lokacie. Na dodatek gdy de Boer podpisywał kontrakt z klubem, większość letnich transferów była albo dokonana, albo przynajmniej dogadana. Do Mediolanu trafili między innymi Ever Banega, Joao Mario, Marcelo Brozović, Caner Erkin, Miranda, Stevan Jovetić, Antonio Candreva i Gabriel Barbosa. Tak naprawdę żadnego z nich nie wskazał de Boer.

Już oficjalny debiut Holendra na ławce trenerskiej Nerazzurrich wskazywał, że trener trochę się pogubił w mediolańskim bałaganie, tak różnym od uporządkowanego Ajaksu, gdzie nacisk stawia się przede wszystkim na ciągłość pewnej ponadczasowej filozofii piłkarskiej. Inter przegrał 0:2 z Chievo, a włoska prasa wręcz zmasakrowała de Boera, który niespodziewanie postawił na ustawienie z trójką stoperów. Choć w Holandii nigdy po taką formację nie sięgał i nie tego się po nim w Italii spodziewano.

Chievo Werona 2:0 Inter Mediolan (1. kolejka Serie A 2016/17)

Już w następnym spotkaniu Inter zagrał czwórką w obronie, co dość dobitnie świadczy o tym, że de Boer nie miał pomysłu na swój nowy zespół i po prostu się poplątał. Wprawdzie w czwartej serii spotkań mediolańczycy w meczu na szczycie Serie A pokonali u siebie Juventus, lecz później było już tylko gorzej. Podopieczni Holendra kompromitowali się w Lidze Europy. Przegrali najpierw 0:2 z Hapoelem Beer Szewa, a potem 1:3 ze Spartą Praga. W kraju zebrali zaś po głowie od Romy, Cagliari i Atalanty. Miarka przebrała się w czternastej kolejce, gdy Nerazzurri nie sprostali Sampdorii. Karol Linetty zanotował asystę przy golu Fabio Quagliarelli, ekipa z Genui zatriumfowała 1:0, a de Boer został zwolniony. Choć ledwie kilka dni wcześniej jeden z dyrektorów Interu, Michael Bolingbroke, deklarował pełne poparcie dla szkoleniowca. Inna sprawa, że sam Bolingbroke również wkrótce ustąpił ze swojej roli.

85 dni. Tyle de Boer wytrzymał w Mediolanie.

– Za bardzo zaangażowałem się w pracę w Interze. Chciałem zmienić strukturę klubu, ponieważ Inter od jakiegoś czasu nie potrafił wywalczyć żadnego trofeum – tłumaczył potem de Boer. – Miałem jednak do czynienia z przegniłą grupą. Chciałem usunąć z niej niektórych piłkarzy, ale mi na to nie pozwolono. Teraz wiem, że powinienem być bardziej nieustępliwy. Jeżeli chcesz coś stworzyć, coś zmienić, musisz zacząć działać najszybciej, jak to tylko możliwe. Jeżeli na początku nie przeprowadzisz radykalnych zmian, potem będzie za późno. Ja starałem się być przyjacielem wszystkich i źle na tym wyszedłem. (…) Wiele czasu traciłem na polityczne gierki. Rozmowy z agentami. Powinno to stanowić 10% moich zajęć, a zajmowało mi 50% czasu. Jeden agent powiedział mi tak: „Gdybym wiedział, że nie będziesz wystawiał mojego piłkarza, w życiu bym cię tu nie zatrudnił”. To pokazuje, kto rządził wówczas Interem.

„Najgorszy trener w historii”

A zatem na trenerskim CV byłego piłkarza Barcelony pojawiła się druga (po frajersko przegranym mistrzostwie w Holandii) plama. To wciąż za mało, by całkiem go przekreślić, ale jednak wystarczająco, by wyhamować obiecująco rozpoczętą karierę i wylać kubeł zimnej wody na głowy tych, którzy już zdążyli porównać de Boera do Cruyffa, van Gaala oraz Guardioli.

W czerwcu 2017 roku Holender znalazł nową posadę. Zastąpił Sama Allardyce’a w Crystal Palace.

„Big Sam” utrzymał ekipę z Selhurst Park w Premier League, choć jeszcze w lutym 2017 roku wydawała się ona naprawdę mocnym kandydatem do spadku. De Boer musiał sobie zatem zdawać sprawę, że czeka go w południowym Londynie bardzo ciężka robota. Ale zapewne nawet w najczarniejszych koszmarach nie przewidywał, że będzie aż tak źle. W pierwszych czterech meczach ligowych Crystal Palace zanotowało cztery porażki i nie zdobyło ani jednego gola. Holender ustanowił tym samym kilka rekordów, jeżeli chodzi o najbardziej żałosny start sezonu w całej historii Premier League. Nie uratowało go zwycięstwo odniesione w Carabao Cup. Wyleciał z posady jeszcze szybciej niż w Interze, bo po zaledwie 77 dniach.

„Trener chciał, żebyśmy utrzymywali się przy piłce, ale w zespole nie było ku temu odpowiednich zawodników. Zmiana stylu gry nam nie pomagała, wielu graczy nie radziło sobie z realizowaniem zadań taktycznych”

Wilfred Zaha

De Boer znów mówił o swojej naiwności. – W Crystal Palace za bardzo zaufałem moim zawodnikom. Zawsze staram się działać tak, by wszyscy piłkarze byli zadowoleni, a to chyba niemożliwe. Kiedy ktoś ma okazję, by wbić ci nóż w plecy, zawsze to zrobi – dowodził. – Tak naprawdę podstawowym problemem dla trenera w nowym klubie jest brak odpowiedniej atmosfery. Początkowo wszyscy są podekscytowani nowym szkoleniowcem, lecz to bardzo szybko mija. Zaczyna się burza. Drużyna dzieli się na trzy grupy. Pierwsza – piłkarze zadowoleni ze swojej roli w zespole. Druga – zawodnicy z pewnymi wątpliwościami, ale mimo wszystko pełni nadziei, że ich sytuacja się poprawi i dostaną szansę. Wreszcie trzecia grupa. Piłkarze w danym momencie przegrani, stojący na straconej pozycji. Ta grupa to trucizna dla zespołu. Próbują przeciągnąć kolegów z drugiej grupy do siebie i podpalić drużynę.

– Chciałem się pozbyć tych punktów zapalnych zarówno w Interze, jak i w Crystal Palace. Ale to trudne. Przychodzisz do prezesa i mówisz: „Nie potrzebuję tego zawodnika”. A on odpowiada: „Rozumiem, ale jeśli sprzedamy go teraz, stracimy pieniądze”. Efekt jest taki, że do zmian kadrowych nie dochodzi, a ty jako trener musisz się dogadywać z piłkarzami, którzy chcą się ciebie pozbyć – dodał.

POLSKA POKONA HOLANDIĘ? KURS: 4,00 W TOTALBET!

Jakby mało było tych upokorzeń de Boera, do pieca dołożył również w swoim stylu Jose Mourinho.

Holender pojawił się w telewizji BT Sport jako ekspert podczas starcia Manchesteru United z Liverpoolem i odważył się skrytykować pewne decyzje kadrowe Portugalczyka. Konkretnie – chodziło o to, że ówczesny szkoleniowiec „Czerwonych Diabłów” daje za mało szans Marcusowi Rashfordowi. – Szkoda, że akurat Mourinho prowadzi Manchester United – stwierdził smutno de Boer, nawiązując do tego, że jego zdaniem „The Special One” woli stawiać na zawodników zaprawionych w bojach, a młodych graczy wprowadza do składu bardzo niechętnie. I tym samym hamuje rozwój właśnie takich utalentowanych piłkarzy jak angielski napastnik.

Do Mourinho dotarły te słowa. Na konferencji prasowej zezłomował więc swojego starego znajomego z Barcelony. – Widziałem pewien cytat z najgorszego trenera w historii Premier League, Franka de Boera. Siedem meczów, siedem porażek, zero goli – Mourinho, co dla niego typowe, pomylił się w obliczeniach. – Frank stwierdził tam, że trener taki jak ja nie jest odpowiedni dla rozwoju Marcusa Rashforda, bo dla mnie najważniejsze są zwycięstwa. Gdyby Marcus grał u Franka, który przegrał w Premier League wszystkie swoje mecze, nauczyłby się tylko przegrywać. Ja staram się zapewnić młodym zawodnikom jak najlepszą edukację.

Mourinho w swoim żywiole

Cóż, trudno się dziwić, że po takiej ripoście de Boer zrobił sobie długą przerwę od trenerki, a kiedy już wrócił na ławkę, to – być może dla bezpieczeństwa – za oceanem. Objął Atlantę United z MLS. Co tu dużo mówić, straszliwy zjazd dla szkoleniowca, który dopiero co pracował w Interze Mediolan, a nieco wcześniej przymierzano go do pracy na Anfield.

W 2019 roku Holender poprowadził Atlantę do dwóch sukcesów. Jego zespół zatriumfował w Campeones Cup oraz US Open Cup. Nie udało się jednak zwyciężyć w najważniejszym turnieju, czyli MLS Cup. United dotarli do finału Konferencji Wschodniej, gdzie polegli w konfrontacji z Toronto FC. – W tym sezonie Atlanta nie prezentowała się tak korzystnie jak w poprzednich rozgrywkachoceniała na naszych łamach Katarzyna Przepiórka. – Drużyna niemal o 180 stopni zmieniła swój styl. To nie jest już taka wesoła, przyjemna do oglądania piłka jak przed rokiem. Wtedy szli za ciosem, zdobywali bramki po pięknych akcjach. De Boer ma inny pomysł na grę. Długo szukał optymalnego ustawienia i składu. Atlanta jest dziś niezwykle zdyscyplinowana taktycznie, to trzeba podkreślić. De Boer pilnuje, żeby zawodnicy realizowali jego założenia. Sęk w tym, że na razie nie przynosi to spodziewanych rezultatów. Awans do finału konferencji to oczywiście dobry wynik, lecz rozczarowanie jest mimo wszystko spore.

W lipcu tego roku Atlanta – bez pauzującego z powodu kontuzji Josefa Martineza, lidera ofensywy – przegrała do zera wszystkie mecze w ramach fazy grupowej turnieju MLS is Back. Po tym blamażu de Boer rozstał się z klubem za porozumieniem stron.

Powrót

– Pomimo wielu znaków ostrzegawczych, klub upierał się przy de Boerze bardzo długo. Zrezygnowano z wielu wartościowych zawodników, żeby ściągnąć następców lepiej pasujących do stylu preferowanego przez Holendra. Postawiono na jego wizję, która okazała się błędna. I teraz trochę potrwa wycofywanie się z niej. Zmiana trenera to za mało – dodał bloger.

Frank de Boer

Trzeba przyznać, że jest to dość szokujące – nawet biorąc pod uwagę nietypowe okoliczności – iż szkoleniowiec po takiej serii niepowodzeń trafił za stery jednej z najsilniejszych europejskich reprezentacji. Choć akurat w ojczyźnie de Boerowi szło całkiem nieźle. – Franka i jego podopiecznych łączy specjalna więź, ale kiedy trzeba, potrafi być wobec nich stanowczy. Pokazał to już jako mój asystent. Jest naprawdę świetnym trenerem, doskonale przygotowanym i doświadczonym. Nie wiem, dlaczego nie powiodło mu się we Włoszech i w Anglii. Wiem jednak, że z holenderskimi zawodnikami radził sobie świetnie i zdobywał mistrzowskie tytuły w Eredivisie w bardzo trudnych okolicznościach. Jestem przekonany, że Frank jest gotowy do roli w selekcjonera – uważa Bert van Marwijk.

Sam de Boer zapowiada, że nie chce być po prostu „nowym Koemanem”. – Mam zamiar kontynuować jego pracę. Sądzę zresztą, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Ronald osiągnął znakomite wyniki w trakcie dwóch ostatnich lat, więc byłoby szaleństwem, gdybym próbował wszystko wywrócić do góry nogami. Ale mam też swoje pomysły, które chcę zrealizować.

HOLANDIA POKONA POLSKĘ? KURS 1,92 W TOTALBET!

Co z tego wyjdzie? Na razie trudno ferować wyroki.

De Boer zdążył się już jednak zapisać na kartach historii holenderskiej drużyny narodowej. Został bowiem pierwszym selekcjonerem w dziejach, który… nie wygrał ani jednego z czterech pierwszych spotkań na tym stanowisku. Podopieczni de Boera przegrali towarzysko z Meksykiem i zremisowali z Hiszpanią, a w Lidze Narodów podzieli się punktami z Włochami oraz Bośnią i Hercegowiną.

Zaczęło się zatem w przypadku de Boera po staremu, lecz w niedzielę przyszło długo wyczekiwane przełamanie. „Pomarańczowi” w ładnym stylu rozprawili się bowiem z Bośniakami. – Każdy trener ma swoich zwolenników i przeciwników, jednak tak się składa, że zawsze głośniej słychać tych drugich – oznajmił de Boer, pytany o swój stosunek do krytyki ze strony kibiców. Na konferencji prasowej przed meczem z Polską zapewnił natomiast, że koncentruje się wyłącznie na wygraniu grupy w Lidze Narodów. – W walce o wygranie grupy nie mamy wszystkiego w swoich rękach. Musimy jednak zdobyć trzy punkty i liczyć na potknięcie Italii w Bośni. Choć widziałem, jak Włosi grali z Polakami w niedzielę. Byli świetni, więc o stratę punktów będzie w ich przypadku trudno. Tak czy inaczej, my zrobimy wszystko, żeby wygrać. Głupio byłoby potem mieć do siebie żal.

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Komentarze

13 komentarzy

Loading...