Reklama

Co najbardziej przeraża w klęsce Niemców? Że Hiszpania wciąż jest w budowie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

18 listopada 2020, 12:09 • 10 min czytania 18 komentarzy

Jeszcze kilka dni temu Luisa Enrique i reprezentację Hiszpanii krytykowano za to, jak radzi sobie w Lidze Narodów. Jeszcze kilka dni temu La Furia Roja w końcówce spotkania ratowała punkt w starciu ze Szwajcarią. Jeszcze kilka dni temu Niemcy wydawali się faworytami wczorajszego meczu. A potem Hiszpanie przejechali się po nich, jak walec. Powiedzieć, że zostawili wszystkich w szoku, to jak nic nie powiedzieć.

Co najbardziej przeraża w klęsce Niemców? Że Hiszpania wciąż jest w budowie

To zwycięstwo zaskakujące tym bardziej, że Enrique wciąż swoją kadrę tworzy. Ligę Narodów potraktował w dużej mierze jako pole do eksperymentów, za które często był zresztą krytykowany. Tylko dwóch zawodników z reprezentacji Hiszpanii wystąpiło we wszystkich sześciu meczach tych rozgrywek od pierwszych minut – Sergio Ramos (który wczoraj, z powodu urazu, zszedł jeszcze w pierwszej połowie) i Pau Torres, jego partner ze środka obrony. Zawodnik Villarrealu wcześniej miał w reprezentacyjnym dorobku… 30 minut w starciu z Maltą, jeszcze w zeszłym roku.

Do kadry wprowadził się jednak znakomicie i szybko zrozumiał z Ramosem. Hiszpanie w żadnym spotkaniu rozgrywek nie stracili dzięki temu więcej niż jednej bramki. Lucho kręgosłup drużyny zaczął więc budować właśnie od dwójki stoperów. Za ich plecami najczęściej stawiał na Unaia Simona, a na bokach obrony – z różnych powodów, włącznie z urazami – próbował po kilku zawodników. Ale to i tak było nic w porównaniu do tego, co działo się w drugiej linii.

Pomoc od lat jest bowiem największą siłą Hiszpanów.

Na Euro 2012 wygrywali przecież bez typowej „dziewiątki” w podstawowym składzie, a na tej pozycji bywał wystawiany Cesc Fabregas. Hiszpania pomocnikami stoi, każdy to wie. Nie dziwi więc, że w kolejnym pokoleniu to też właśnie w tej formacji La Furia Roja ma do dyspozycji najwięcej klasowych zawodników. Czasem można wręcz stwierdzić, że zbyt wielu.

Bo to właśnie z tego powodu Enrique niezmiennie eksperymentował. A próby odnalezienia dobrego ustawienia przy kilkunastu (!) graczach, którzy śmiało mogliby wejść do drugiej linii, nie są łatwe. Stąd bywało, że Hiszpanie grali – jak na siebie – kiepsko. Stąd w Lidze Narodów zaliczyli między innymi takie rezultaty jak porażka z Ukrainą (0:1 na wyjeździe) czy niedawny, wspomniany już remis ze Szwajcarami (1:1). Choć i tam swoje sytuacje mieli.

Reklama

Sęk w tym, że to drużyna, w której wystarczy tylko odpowiednio trafić – z własnym ustawieniem i rozpoznaniem słabych stron rywala (zresztą tak to działa u wszystkich wielkich ekip, Niemcy też to wiedzą – genialnie zagrali w półfinale MŚ 2014, mimo że pozostałe mecze w fazie pucharowej wygrywali tylko jedną bramką). Z Niemcami Enrique wszystko zrobił idealnie. A skoro zaskoczyło, to Hiszpanie zagrali koncert. Bez jednej fałszywej nuty.

*****

Niemcy zostali zdominowani tak, jak jeszcze nigdy w swojej historii w meczu o punkty. To ich najwyższa porażka w spotkaniu o stawkę w całej historii kadry. Najwyższa ogółem od 0:6 w sparingu z Austrią w… 1931 roku. A Austriacy mieli wtedy jedną z najlepszych ekip na świecie, a może nawet jedną z najlepszych w całej historii futbolu.

Reprezentacja Hiszpanii podkreślmy to jeszcze raz – wciąż jest w budowie.

Luis Enrique nadal poszukuje rozwiązań i wykonawców. Daje szanse zawodnikom z różnych ekip, również tych z drugiego czy nawet trzeciego szeregu. To jego wielka zaleta: nie ma dla niego znaczenia przynależność klubowa, liczy się wyłącznie to, jak prezentuje się sam zawodnik. Jak pisaliśmy niedawno – to kadra, w której Real i Barcelona odgrywają aktualnie marginalną rolę. W podstawowej jedenastce w meczu z Niemcami znalazło się tylko dwóch zawodników z tych klubów – Sergio Ramos i Sergi Roberto.

Poza tym? Unai Simon (Athletic), Pau Torres (Villarreal), Jose Gaya (Valencia), Rodri i Ferran Torres (Manchester City), Koke (Atletico), Dani Olmo (RB Lipsk), Sergio Canales (Betis) i Alvaro Morata (Juventus). Z ławki weszli za to Fabian Ruiz (Napoli), Eric Garcia (Manchester City), Mikel Oyarzabal (Real Sociedad), Gerard Moreno (Villarreal) i Marco Asensio (Real Madryt). Innymi słowy: najwięcej zawodników do tego meczu dostarczył Pep Guardiola i jego City, a w całym spotkaniu wystąpiło reprezentantów dwunastu klubów.

Gdy pamięta się mundial 2010 i ekipę złożoną niemal w całości z graczy dwóch hiszpańskich potęg, a teraz patrzy się na gości z Athleticu, Villarrealu czy Realu Sociedad, to faktycznie, można tę ekipę nieco zlekceważyć. Sęk w tym, że to w większości piłkarze, po których już teraz zgłaszają się najlepsze ekipy w całej Europie. Pau Torresem zainteresowane były między innymi Manchester United i Barcelona, po Mikela Oyarzabala zgłaszał się już kilkukrotnie Pep Guardiola, a Dani Olmo od kilku dobrych lat jest obserwowany przez skautów właściwie każdej wielkiej drużyny.

Reklama

Nawet jeśli teraz grają jeszcze w klubach, o których w Polsce mówi się stosunkowo rzadko, to prawdopodobnie w ciągu kilku sezonów się to zmieni. A Euro może być kolejnym pokazem ich siły w rozgrywkach reprezentacyjnych.

*****

Można jednak zrozumieć zaskoczenie wczorajszym wynikiem. Ba, wręcz trzeba. Hiszpanie przecież wcześniej nie grali w Lidze Narodów najlepiej. Dobrze świadczą o tym ich poprzednie rezultaty:

  • 1:1 z Niemcami (po bramce wyrównującej w 95. minucie);
  • 4:0 z Ukrainą (jedyny mecz, po którym do Hiszpanów nie było większych uwag);
  • 1:0 ze Szwajcarią;
  • 0:1 z Ukrainą;
  • 1:1 ze Szwajcarią (znów po bramce w końcówce).

A naprzeciwko stali wczoraj Niemcy, inna z najlepszych europejskich reprezentacji. Co więc się wydarzyło? Cóż, pisząc najprościej: Hiszpanie zagrali po prostu fantastyczny mecz. Jak pisaliśmy – nagle wszystko odpowiednio zagrało. Oczywiście, to nie tak, że Luis Enrique rzucił swoim zawodnikom piłkę i powiedział: „dobra, chłopaki, bramka jest tam, macie strzelić kilka goli, jedziecie”. Nie, były trener Barcelony znakomicie rozpracował Niemców i odnalazł ich słabe strony – choćby, objeżdżanego wczoraj regularnie przez jego podopiecznych, Philippa Maxa na lewej stronie. Bo to trener, który zwraca wielką uwagę na detale i lubi dopasowywać swój zespół pod konkretnych rywali.

Pomógł mu zresztą Joachim Loew. Kadra Niemiec od dłuższego czasu podlega wręcz jeszcze większym eksperymentom niż ta Hiszpanii. Jej selekcjoner odstawił od składu kilku liderów, zwłaszcza w defensywie – gdzie niezmiennie trwa dyskusja o przydatności Matsa Hummelsa i Jerome’a Boatenga, którzy nie są już dłużej powoływani – a zamiast tego postawił na młodych zawodników, nowe pokolenie.

Poszedł więc w odwrotnym kierunku do tego obranego przez Enrique, który budowę składu w Lidze Narodów rozpoczął od znalezienia rozwiązania z tyłu, gdzie wciąż gra lider i kapitan jego ekipy – Sergio Ramos.

Inna sprawa, że wczorajsza słabość Niemców w dużej mierze wynikała z tego, co działo się w środku pola. Hiszpanie mieli w tym meczu niemal 70 procent posiadania piłki. 70 procent! Przeciwko ekipie z Tonim Kroosem, Leonem Goretzką i Ilkayem Gundoganem w pierwszej jedenastce. Cała ta trójka robiła jednak w tym starciu wyłącznie tyle, na ile pozwalali jej rywale. Czyli niemalże nic. Każdy z nich przez niemieckie media został zjechany z góry na dół. Te łagodnie potraktowały zresztą jedynie Manuela Neuera, bo faktycznie – mimo sześciu straconych bramek, ten i tak rozegrał niezły mecz. I to chyba najlepsze podsumowanie tego, co zrobili wczoraj Hiszpanie.

Wróćmy jednak do linii pomocy. Tam nagle okazało się, że Koke – który tydzień temu wrócił do kadry po dwóch latach nieobecności – rozegrał spotkanie, jakiego nie powstydziłby się Xavi w swoim najlepszym czasie. To on był głównodowodzącym tej ekipy, wokół niego wszystko się kręciło. On decydował o tempie ataków i, w parze z ustawionym nieco bardziej z tyłu Rodrim, rozdzielał kolejne piłki. Bliżej pola karnego szaleli za to Dani Olmo, Fabian Ruiz i dwójka Ferran Torres-Alvaro Morata.

Paradoksalnie to ten pierwszy był zwykle bliżej bramki, często dostawał piłki na wolne pole i wdawał się w pojedynki z obrońcami, które zwykle wygrywał. Morata odpowiadał za to w większej mierze za rozgrywanie, cofał się po piłki i pomagał kolegom, co pozwalało Torresowi rozwinąć skrzydła. Z tego drugiego Luis Enrique zrobił w tym meczu najważniejszą postać w ataku i z pewnością nie żałował – Ferran zdobył trzy bramki i pokazał, że pod wodzą Pepa Guardioli w City jego rozwój tylko przyśpieszył. A kwota, jaką angielska ekipa na niego wydawał – 23 miliony euro – jest lepszą promocją niż te, które spotykamy w sklepach na Black Friday.

*****

Ferran to zresztą dobry przykład i w innym aspekcie. Jeszcze niedawno był talentem grającym w klubie z hiszpańskiego drugiego szeregu – Valencii – a teraz jest już na największych europejskich salonach. Bardzo prawdopodobne, że tak samo będzie, czy to z Pau Torresem, czy na przykład Mikelem Oyarzabalem. Hiszpania, co należy podkreślić, ma bowiem nie tylko znakomitych piłkarzy, ale przede wszystkim – młodych. Średnia wieku ich pierwszej jedenastki z meczu z Niemcami to 26,4 lat. Tylko jeden piłkarz miał więcej niż 30 lat – Sergio Ramos.

Eric Garcia (19 lat), Ferran Torres (20), Dani Olmo (22), Unai Simon, Pau Torres i Mikel Oyarzabal (wszyscy trzej 23), Rodri i Fabian Ruiz (obaj 24) czy Jose Gaya (25) to już ważne postacie tej kadry, jej teraźniejszość. Ale i przyszłość. Każdy z nich jeszcze długo będzie stanowić o ich sile. Śmiało można sobie wyobrazić nawet mundial w 2030 roku, w którym Olmo będzie asystować przy bramkach Ferrana.

Naprawdę zaskoczeniem będzie, jeśli Hiszpanie z tak wspaniałym pokoleniem nie zdobędą w przyszłości – bliższej lub dalszej – medali największych imprez.

Co jednak szczególnie warte zauważenia – nie można powiedzieć, by to było najmocniejsze zestawienie kadry, jakie Hiszpanie mogliby wystawić. Z różnych powodów brakowało dziś między innymi Daniego Carvajala, Thiago czy Ansu Fatiego, który znakomicie wprowadził się do kadry. Nie grał też na przykład Sergio Busquets, który doznał urazu w starciu ze Szwajcarią. Głębia składu Hiszpanów – zwłaszcza w pomocy – jest w tym momencie ogromna. Nawet jeśli Luisowi Enrique wypadnie nagle sześciu podstawowych zawodników, spokojnie powinien być w stanie ich zastąpić i nadal walczyć o najwyższe cele. A w tych zwariowanych czasach, to wręcz kluczowa kwestia.

Zresztą to po to te jego wcześniejsze eksperymenty – żeby w najważniejszych chwilach grać takie właśnie mecze. A to spotkanie było najważniejsze. Tylko zwycięstwo dawało jego podopiecznym awans do półfinałów Ligi Narodów. Jasne, można dyskutować o tym, jak istotne są to rozgrywki, ale skoro już się w nich występuje, to chce się wygrywać. Teoretycznie przed meczem to Niemcy byli w lepszej sytuacji. Hiszpanie musieli strzelać, im wystarczyło nie wpuścić bramki. Nawet gdyby z przodu nic nie wcisnęli (zresztą to akurat się sprawdziło, Unai Simon nie miał absolutnie nic do roboty, bo na jego bramkę nie posłano nawet celnego strzału), to przy zerze z tyłu i tak awansowaliby dalej. Ale wyszło, jak wyszło.

– Zagraliśmy jak w poprzednich meczach. Wtedy wiele się mówiło, a brakowało nam tylko goli. Chętnie wrócę teraz do domu i poczytam prasę – mówił po tym starciu Alvaro Morata. Bo i faktycznie, krytyka po takim spotkaniu powinna się natychmiastowo urwać i przez kolejnych kilka miesięcy bez spotkań reprezentacji Luis Enrique będzie mógł pracować spokojnie: selekcjonować, obserwować i tworzyć listę nazwisk. Przed Euro będzie miał zresztą niezły ból głowy, a od jego decyzji sporo będzie zależeć. Doliczylibyśmy się bowiem i ze 40 zawodników, którzy do kadry Hiszpanii się dobijają. Na mistrzostwa zabrać będzie mógł ledwie 23, a tylko 20 z pola.

*****

Dla nas to tym ważniejsze, że przecież w grupie tego turnieju zmierzymy się właśnie z Hiszpanią. I o ile jeszcze kilka dni temu delikatnie tę ekipę w naszym kraju lekceważono, o tyle teraz – po naszym starciu z Włochami i po pokazie siły Hiszpanów z Niemcami – wypada się jej po prostu bać. Ale to też nie tak, że Polska stoi na kompletnie straconej pozycji.

Drogę pokazały nam Szwajcaria i Ukraina. Obie te reprezentacje udowodniły, że Hiszpanów da się ugryźć. Problem polega na tym, że wymaga to odważnej gry i znakomitej konsekwencji taktycznej. Jeśli popełni się choćby najmniejsze błędy – jak Niemcy, regularnie gubiący się w defensywie – to Hiszpanie to wykorzystają. Czy to zespołową akcją, czy przebłyskiem geniuszu jednego ze swoich zawodników. To zresztą kolejna ich siła: mają w składzie gości, z których każdy jest w stanie sam rozstrzygnąć losy spotkania. Łącznie z obrońcami.

Nadzieję może dawać też coś innego – La Furia Roja zwykle wolno się rozkręca.

Ich mecze grupowe często były słabsze. Począwszy od mistrzostw świata w 2010 roku, zawsze mieli problemy w fazie grupowej. W RPA przegrali na inaugurację ze Szwajcarami. Na Euro 2012 do 88. minuty drżeli o porażkę w meczu z Chorwacją. Mistrzostwa świata 2014 to pamiętna klęska w grupie. Kolejne dwa turnieje – w 2016 i 2018 roku – przynosiły wymęczone zwycięstwo z Czechami (Euro), remisy z Portugalią i Iranem (MŚ, ten drugi wywalczony w 91. minucie!) czy porażkę z Chorwacją (ponownie Euro).

Choć wtedy to była jeszcze inna Hiszpania. Bez Luisa Enrique u sterów i bez takich graczy jak Ferran Torres, Mikel Oyarzabal, Pau Torres czy Rodri na boisku. Co pokaże na mistrzostwach Europy ta ekipa? Po wczorajszym wiadomo tyle, że stać ich an wszystko.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Hiszpania

Hiszpania

Lewandowski przyznaje, że jest gotowy. “Za dwa, trzy lata moja kariera się skończy”

Antoni Figlewicz
45
Lewandowski przyznaje, że jest gotowy. “Za dwa, trzy lata moja kariera się skończy”

Komentarze

18 komentarzy

Loading...