Lewa obrona, odkąd można sięgnąć pamięcią, to podstawowy problem polskiej reprezentacji. Nie mamy tam pewniaków, niespecjalnie potrafimy szkolić lewych defensorów i zawsze trzeba kombinować. Cóż, dzisiaj też. Choć to dość paradoksalne, bo obecnie mamy do dyspozycji gościa z Ligi Mistrzów, mamy opcję z Serie A. Ale o nikim nie można powiedzieć: tak, musi grać, nie ma innej możliwości. Natomiast zastanówmy się: kto rzeczywiście byłby najlepszym wyborem?
MACIEJ RYBUS
Jego przygoda w kadrze pod wodzą Jerzego Brzęczka nie należy do najprostszych. Raz, że urazy i koronawirus, co zsumowane wykluczyło go już z kilku dobrych spotkań reprezentacji: nie grał na przykład zaraz po mundialu, gdy zespół się formował, nie grał w październiku, kiedy zespół poniekąd odzyskiwał zaufanie kibiców oraz ekspertów.
POLSKA WYGRA Z WŁOCHAMI? KURS: 5,51 W TOTOLOTKU!
Dwa – można się zastanawiać, czy jego wypowiedź z czerwca tamtego roku, też nie zrobiła swojego. Rybus stwierdził: – Trudno mi mówić o pomyśle selekcjonera, jestem pierwszy raz u niego na zgrupowaniu. Wiemy, że styl nie podoba się kibicom i dziennikarzom. Nam też nie. Potem to prostowano, że to nie miało tak zabrzmieć i generalnie wszystko jest fajnie, ale jak w kawale: niesmak pozostał. I w momencie, kiedy Rybus grał w Lokomotiwie, a jednak nie występował w kadrze, plotki wzbierały na silę.
Ale Rybus w druzynie już jest i odnajduje się w nim całkiem nieźle. Pisaliśmy po Bośni (mecz wyjazdowy):
Czy Maciej Rybus rozwiązał nasze problemy na lewej obronie? Niekoniecznie, musimy pamiętać, że dwa razy na jego stronie straty bramki uniknęliśmy tylko dlatego, że rywale skiksowali. Z drugiej strony nie możemy powiedzieć, że nie byliśmy dziś spokojniejsi o tę strefę boiska. Rybusa absolutnie bronią liczby.
7/7 wygranych pojedynków
2/2 wygrane pojedynki w powietrzu
3 kluczowe podania
Z tyłu? No, broni się. Z przodu? Jak najbardziej, przecież zaliczył asystę, a powinien mieć na koncie nawet dwie. Po takim powrocie ciężko sobie wyobrazić, żeby Rybus nie zaklepał lewej strony obrony na dłużej.
Teraz z Ukrainą było już gorzej, choć wciąż bez przesady, natomiast mamy nieodparte wrażenie, że to zawsze był problem Maćka w kadrze. Nie umie znaleźć ciągłości, to znaczy – zagrać kilku rzeczywiście bardzo dobrych meczów z rzędu. Jasne, nie pomagają urazy, natomiast takie jest życie piłkarza: z tym też się trzeba liczyć.
Poza tym wydaje się, że w odbiorze Rybusa pokutuje jego kariera na lewej pomocy. Tam zazwyczaj był bezbarwny, bez liczb, bez konkretów. Natomiast po przesunięciu niżej, to naprawdę solidny gość, za darmo nie gra się w Lidze Mistrzów. W tym sezonie wszystko od dechy do dechy, w poprzednim opuścił tylko jedno spotkanie, gdy – naturalnie – dopadł go uraz.
Jeśli chodzi o doświadczenie, klasę sportową – ocenianą przez pryzmat poziomu, na jakim występuje – nikt obecnie nie ma do niego podjazdu.
ARKADIUSZ RECA
Chłopak, którego Brzęczek chciał zbudować od początku swojej kadencji. Reca mógł nie grać w klubie, ale w reprezentacji – jak najbardziej. Zaczął od 90 minut z Włochami, 72 z Irlandią i 87 w rewanżu z Italią. Opuścił tylko Portugalię, potem miał uraz, ale gdy go wyleczył, jeszcze przesiedział spotkanie z Austrią na ławce, ale z Łotwą grał w podstawie i dał bardzo istotną asystę, otwierającą wynik.
Potem męczyły go urazy, ale tak czy tak: 370 minut w eliminacjach zaliczył. To dość sporo, biorąc pod uwagę, że do sezonu 20/21 nie uzbierał nawet 2000 minut w Serie A, a w rozgrywkach 18/19 zaliczył ledwie trzy kwadranse.
Teraz to się zmienia: Reca we włoskiej lidze występuje regularnie. W pięciu z sześciu meczów wybiegał w pierwszym składzie. Włoski Eurosport pisał po spotkaniu z Juventusem: – Pociąg na lewej stronie. Wywalczył rzut karny, regularnie dośrodkowywał, pokazywał się do gry. Bardzo dobry w pierwszej połowie, ale radził sobie również po przerwie.
Jednocześnie dziennikarze wystawili mu siódemkę i jeszcze tylko napastnik, Simy, zasłużył na równie wysoką notę. I generalnie Reca jest na tym poziomie dość doceniany, bo nawet jeśli Crotone wyłapało 1:4, to on od tego samego włoskiego Eurosportu dostał 6,5 – najwyższą notę w zespole wraz z Cigarinim i Nwankwo – oraz dopisek: – Podobnie jak Pereira starał się jechać ze swoimi akcjami wzdłuż boiska. Jego próby dośrodkowań były ciekawe.
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że Reca gra w bardzo słabym zespole – Crotone jeszcze nie wygrało spotkania w tym sezonie, jest ostatnie w tabeli. Z jednej strony fajnie, że na tle lepszych rywali Polak potrafi zaprezentować się naprawdę przyzwoicie, z drugiej bardzo martwi, że w wieku 25 lat ta kariera nie rozwija się w zabójczym tempie. Pewnie, Rybus też swoje najlepsze dni znalazł późno, ale Euro mamy grać za nieco ponad pół roku.
REMIS W MECZU WŁOCHY – POLSKA? KURS: 3,70 W EWINNER!
A ostatni występ Recy w kadrze? Nie najlepszy. Pisaliśmy po Bośni:
Jedyny słabszy punkt naszej defensywy. Dopóki Bośniacy byli groźni, praktycznie wszystko, co złe, działo się jego stroną. Wsparcie ze strony Grosickiego i kogoś ze środka nie zawsze było idealne, ale to nie zmienia faktu, że Reca w paru przypadkach pozwalał rywalom na zbyt wiele. Zbilansował to dużym udziałem przy drugim golu, bo najpierw dobrze przyjął dalekie podanie, a później jak należy odegrał do asystującego Lewandowskiego.
Chyba więc jednak wciąż większą pewność daje Rybus.
BARTOSZ BERESZYŃSKI
Wiadomo, nominalny prawy obrońca, ale momentami z uporem maniaka wystawiany przez Brzęczka na lewej stronie. Wystąpił w sześciu meczach eliminacyjnych i aż pięciokrotnie był ustawiany właśnie na lewej flance. Wiadomo, skoro grał regularnie, to nie popełniał przesadnie wielkich baboli, ale nie były to jego mecze życia. Nasz najsłabszy, ze Słowenią, opisaliśmy pod kątem Beresia tak:
Bartosz Bereszyński (4) – Cały czas w grze, bardzo aktywny w akcjach ofensywnych. Szkoda, że po zmianie stron jego strzał został zablokowany, gdy wbiegł w pole karne. Na tle ogółu nie wypadł najgorzej, choć w normalnych okolicznościach nie mówilibyśmy nawet o solidnym występie.
Ot, taka smutna przeciętność. A przecież nie tak miało być: Bereszyński długi czas dawał nadzieję, że wskoczy w buty Piszczka i zrobi bardzo solidną europejską karierę. Nie zrozumcie nas źle: ona wciąż jest niezła, regularne występy w Serie A od sezonu 16/17 piechotą nie chodzą, natomiast Bereszyński trochę zatrzymał się w rozwoju. Miał być w pewnym momencie transfer gdzieś wyżej, plotkowano nawet o Interze, ale nic z tego nie wyszło. I Bereszyński ugrzązł, a Sampdoria to w najlepszym wypadku średniak ligi włoskiej. Gdyby się wyróżniał, już przeszedłby dalej, jak Andersen czy Praet sprzedawani za grube miliony, ale nikt mocniejszy prawego obrońcy nie chce. To wiele mówi.
Natomiast w kontekście kadry to nie jest tak znaczące. Znaczące jest to, że Bereszyński z lewej strony się męczy. Szuka lepszej nogi, mimo wszystko nie daje tyle w ofensywie, trudno sobie wyobrazić – by w przeciwieństwie do Rybusa i Recy – potrafił w pełnym biegu dośrodkować z pierwszej piłki słabszą kończyną. Bereszyński to na lewej stronie eksperyment, z którym wypadałoby sobie dać spokój.
MICHAŁ KARBOWNIK
Poznaliśmy go właśnie na lewej obronie. Tam jego nazwisko eksplodowało, podziwialiśmy, z jakim luzem wchodzi do Ekstraklasy: bez żadnych kompleksów, jakby grał kolejny mecz w juniorach, a nie – mimo niskiej rangi – o mistrzostwo Polski. W reprezentacji już sprawdzony – głównie w spotkaniu z Finlandią. Wypadł nieźle, zaczął co prawda od kiksu, ale gdy ogarnął to pierwsze niepowodzenie, grał już swoje i nawet zaliczył asystę. Potem dostał chwilkę z Włochami i chyba też ją wykorzystał, konstruując naszą bodaj najgroźniejszą akcję, kiedy Linetty trafił w boczną siatkę. Tyle że wtedy atakował z prawego skrzydła i tu przechodzimy do meritum problemu tej kandydatury…
Czy możemy mieć na lewej obronie prawonożnego piłkarza, który w klubie gra w środku pola? Brzmi to niezwykle absurdalnie, ale przecież tak jest: Michniewicz przesunął Karbownika do środka, w Brighton zapewne będzie podobnie. A bez regularnej gry na tej pozycji w meczach ligowych, Karbownik nie będzie przydatny w starciach reprezentacyjnych. To nie ten poziom co Ekstraklasa, by można było wchodzić z buta i bez większego przygotowania.
Owszem, to młody chłopak i cholera wie, gdzie tak naprawdę ostatecznie skończy, mając na myśli boiskową pozycję. Ale znów: Euro jest w przyszłym roku, nie za dwa lata (oby).
ARTUR JĘDRZEJCZYK
Już chyba skreślony przez Brzęczka. Selekcjoner zapytany, czy brak powołania dla Jędzy oznacza koniec jego przygody z kadrą, odpowiedział wymijająco, ale prawdy nietrudno się domyślić. Zresztą – czy zawodnik Legii to dziś poziom reprezentacyjny? Chyba nie. Bardzo przeciętnie wystartował w Ekstraklasie, ma u nas słabą średnią not 4,11, w meczu z Lechem przy bramce dla Kolejorza Ramirez ograł go z dziecinną łatwością.
Jędrzejczyk w swoich najlepszych czasach był inny, lepszy, zwrotniejszy, bardziej zdecydowany. Miał przecież naprawdę dobre Euro 2016, kiedy zastępował Rybusa i do dziś pamiętamy jego interwencję z Portugalią, kiedy kluczowym wślizgiem zatrzymał sytuację 1 na 1 dla Ronaldo. Zresztą tamta kadra straciła ledwie dwie bramki na turnieju, w tym jedną kosmiczną, a drugą po rykoszecie, także nie mógł odstawać.
No, ale to było jednak cztery lata temu. Tamtego Jędzy już nie ma. W Ekstraklasie wciąż potrafi być mimo wszystko solidny, udowodnił to zeszły sezon, ale jednak na środku obrony. Nie mamy potrzeby szukania czwartego stopera w 33-latku. nie ma żadnych przesłanek, by stwierdzić, że Jędza ogarnie lewą stronę lepiej niż wyżej wymienieni.
Zapisał ładną kartę w swojej reprezentacyjnej historii, ale to chyba koniec.
RAFAŁ PIETRZAK
Kandydatura – rzeklibyśmy – anegdotyczna. Pietrzak dostał swoje chwile z Finlandią, wcześniej, na początku kadencji Brzęczka, z Włochami i Irlandią. Ale chyba każdy ma świadomość, że wielkiej historii z tego nie będzie. Tak jak przynależność klubowa nie może grać całkowitej roli i u Czerwińskiego widać – na przykład w Lidze Europy – że mimo nie najmłodszego wieku może jeszcze coś ugrać, Pietrzaka o taki progres nie podejrzewamy.
Jasne, ma solidną lewą nogę, naprawdę dobrze wykonuje stałe fragmenty gry, ale… to nie ten poziom. Trudno powiedzieć, że sama Lechia po zamianie Mladenovicia na Pietrzaka jest mocniejsza, więc jak w ogóle rozważać pierwszy skład reprezentacji?
***
Przeanalizowaliśmy kandydatów, którzy mają już za sobą debiut w reprezentacji, dlatego w odwodzie pozostaje choćby Tymoteusz Puchacz. Po meczu ze Standardem wydawało się, że powołanie przyjść musi. Natomiast już starcie z Legią pokazało, że forma zawodnika Lecha wcale nie jest aż tak równa. Widać to po naszych notach – w Europie ma średnią 5,66, w Ekstraklasie – 4,38. Z jednej strony jest to mniej oczywiste, niż gdyby było na odwrót. Z drugiej: na dużym turnieju nie można sobie wybierać spotkań, trzeba grać co trzy dni na najwyższym poziomie. Nie wiadomo, czy akurat na to Puchacz jest gotowy.
WŁOSI POKONAJĄ POLAKÓW? KURS: 1,67 W TOTALBET!
I cóż, jakkolwiek spojrzeć – naturalnym podstawowym lewą obrońcą kadry wydaje się Rybus. Gra na najwyższym poziomie z wymienionych, ma największe doświadczenie, najpewniej jest w najlepszej formie. Jasne, to żaden gwiazdor. Lewa obrona z nim nie będzie monolitem nie do przejścia, ale chyba na lepszą rozwiązanie nas w tej chwili nie stać. Ewentualnie: Reca. Tylko czy on rzeczywiście przerasta Rybusa? Mamy solidne wątpliwości. Ale dobra, oddajmy głos wam. Może się mylimy. Kto powinien grać na lewej obronie reprezentacji?
sys.init(0,function(){
sys.themeFirstLoadCB.push(function() {
var pfn = sys.dthemes.renderCB;
sys.dthemes.renderCB = function(pfn){return function() {
pfn();
if(notRandom=='True') {
notRandom = '';
var parent = document.getElementById("poll-layouts");
for(var i = 0; i < parent.children.length; i++){
//parent.appendChild(parent.children[Math.random() * i | 0]);
}
}
}}(pfn);
});
});
}catch(e){console.log('error',e)}
Fot. FotoPyk