Grali na trzech z czterech ostatnich mundiali. Mają zawodników z Interu, Lazio, Sevilli czy Realu. Trudniej znaleźć tam piłkarza z ligi ogórkowej w zalewie gości grających w TOP5 ligach Europy. A jednak ostatni raz na Euro byli w 2000 roku i to jeszcze pod nazwą Jugosławii. Serbowie i Mistrzostwa Europy to para niedobrana, a przegrane rzut karne w barażu ze Szkocją tylko to potwierdziły.
Serbia i Euro. Dżem i keczup. Wanna pełna wody i toster podłączony do prądu. Edyta Górniak i rzeczywistość. Generalnie – to się nie dodaje. Gdy wczoraj w barażach z Serbami doszło już do rzutów karnych, to można było szukać zakładów „na żywo” u bukmacherów i stawiać domy na to, że Serbia przerżnie tę szanse na awans na mistrzostwa.
Bo przecież kadrowo to jest reprezentacja solidna. Może nie z europejskiej czołówki, pewnie z zazdrością patrzą choćby na Chorwatów, ale czy na Bałkanach jest wiele zespołów o sile porównywalnej do Serbii? No nie. Pewnie Bośniacy. Ale już Czarnogórcy, Bułgarzy czy Albańczycy nie mają podjazdu do potencjału piłkarskiego Serbów, o Macedonii Północnej – dziś odsypiającej wczorajsze świętowanie awansu na Euro – nawet nie wspominamy.
Jak ten skład mógł tak dać ciała?
Wystarczy rzucić okiem na przynależność klubową piłkarzy z wyjściowego składu Serbów na wczorajszy baraż. Sevilla, Fiorentina, Strasbourg – Hellas, Torino, Getafe, Eintracht – Ajax, Lazio, Fulham. Z ławki weszli jeszcze piłkarze Legii, Realu, Crvenej Zvezdy i Feyenoordu. W zdecydowanej większości to piłkarze regularnie grający w klubach, nie żadne serbskie modele ogrzewacza ławki rezerwowych. A mimo wszystko – po karnych, bo po karnych – ale Serbowie przerżnęli kolejną szansę na grę w Mistrzostwach Europy.
Bo gdyby to był pierwszy taki przypadek, że Serbów nie ma na Euro, to wzruszylibyśmy ramionami. Już nie takie ekipy zostawały w domach podczas rywalizacji najlepszych reprezentacji Europy. Sęk w tym, że Serbia ostatni raz wystąpiła na Euro jeszcze wtedy, gdy grała pod płaszczykiem Jugosławii. Mniej więcej wtedy, gdy Bon Jovi puszczał hicior „It’s my life”, Aleksander Kwaśniewski wygrywał wybory prezydenckie, a na ekrany kin wchodził „Gladiator”.
To wydaje się wręcz niewyobrażalne, że Serbowie nie pojechali ani na Euro 2004, ani Euro 2008, ani Euro 2012, ani na Euro 2016.
Od Euro 2000 minęło dwadzieścia lat. Kadrę Serbii prowadziło siedemnastu (!) różnych selekcjonerów – w tym Antić, Mihajlović, Advocaat, Petković czy Clemente. I nic. Serbowie widzieli turniej najlepszych drużyn Europy tak, jak gracze Tibii widzieli niebo. Czyli wcale.
A walczyli tak:
- Eliminacje do Euro 2004
Początek pasma dramatów. Losowana jako Jugosławia, do eliminacji podchodzi już jako Serbia i Czarnogóra (po raz ostatni w eliminacjach). Włosi odjeżdżają reszcie stawki, ale Serbów wyprzedza nawet losowana wówczas z czwartego koszyka Walia.
- Eliminacje do Euro 2008
Grupa nam dobrze znana, bo przecież wyszliśmy z niej po bojach z Belgią czy Portugalią. Generalnie Serbowie mogli być na naszym miejscu i pogodzić dwie uznane europejskie marki. Potrafili przecież dwukrotnie zremisować z Portugalią. Ale punkty gubili na outsiderach – dostali w cymbał od Kazachstanu, zremisowali z Armenią. Gdyby nie te wtopy, to wyprzedziliby kadrę Leo Benhakkera i to oni pojechaliby do Austrii oraz Szwajcarii.
- Eliminacje do Euro 2012
Baraż był na wyciągnięcie ręki. Los sprzyjał Serbom. W grupie dostali hegemona – Włochów – którzy rozwalili w pył całą grupę C. Ale poza tym na rozkładzie Serbów była Słowenia, Estonia, Irlandia Północna oraz Wyspy Owcze. Idealna grupa pod wypunktowanie reszty stawki i powalczenie w barażach. Ale fatum trwało. Serbowie zajęli trzecie miejsce a wyprzedziła ich… Ha, pewnie myślicie, że zawsze groźna Słowenia? A tu psikus – lepsza od Serbii okazała się Estonia, która później dostała w cymbał w barażach od Irlandii.
- Eliminacje do Euro 2016
Kompromitacja wielopoziomowa. W grupie z Portugalią, Albanią, Danią i Armenią zdobyli cztery punkty. Nie otarli się o awans, nawet nie byli blisko baraży. Blisko to była Armenia, by prześcignąć ich w tabeli, ale Serbowie do miejsca barażowego stracili osiem punktów. Tak, wiemy, nie wszystko rozegrało się na murawach, wystarczy przypomnieć walkę Serbów z albańskimi piłkarzami. Ale mimo wszystko… Osiem punktów straty?
No i teraz eliminacje do Euro 2020. Znów przegrane. W grupie startowali z poziomu „baraż pewny”, bo trudno byłoby spaść niżej trzeciego miejsca – w pięciozespołowej grupie mieli przecież Luksemburg i Litwę. Dwa pierwsze miejsca zajęły Ukraina i Portugalia. A w barażu klepnęli ich Szkoci, dla których to pierwszy duży turniej od mundialu we Francji w 1998 roku.
Goście z Ligi Mistrzów, legenda Interu, opoka BVB – i nadal nic
I to nie jest tak, że Serbowie nadrabiają mitycznym bałkańskim charakterem, bo nie ma tam pół piłkarza. Właściwie przez cały ten okres dwóch dekad mieli zastęp grajków regularnie grających na zachodzie. Ljacić, Matić, Kolarov, Ivanović, Subotić, Krasić, Stanković, Tosić, Kovacević, Żigić, Lazović, Stojković. Jeśliby tak zebrać wszystkich etatowych reprezentantów z lat 2000-2020, to znajdziemy z setkę piłkarzy regularnie grających w dobrych ligach zagranicznych. Jeśli nie w Holandii, Belgii czy silnej jeszcze wówczas Grecji, to w Niemczech, Anglii czy we Włoszech. Mamy tutaj piłkarzy, którzy grali w finałach Ligi Mistrzów, mamy gości z topu Premier League, mamy legendy Interu czy opoki silnej Borussii Dortmund.
Zresztą nie nie ma przypadku w tym, że Serbowie grali na trzech z czterech ostatnich mundiali. Zabrakło ich tylko w Brazylii. Owszem, w RPA, Rosji i Niemczech nie wychodzili z grupy, ale sam fakt kwalifikacji na te turniej pokazuje, że – cytując klasyka – to nie są leszcze, Stefan.
A mimo tego na Euro nie zagrają. Od 2004 na tym turnieju grały reprezentacje Albanii, Irlandii Północnej, Walii, nawet Łotwa. W przyszłym roku zagra też Finlandia czy Macedonia Północna. A Serbowie z taką paką na czerwiec mogą uszykować sobie jedynie czipsy, piwko i dekoder.