Reklama

Jak gra nasz rywal w meczu otwarcia? Reprezentacja Słowacji pod lupą

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

13 listopada 2020, 19:28 • 13 min czytania 15 komentarzy

Słowacja postawiła wszystko na jedną kartę i zmieniła trenera tuż przed decydującym o awansie na Euro meczem z Irlandią. Ryzyko się opłaciło – Hamšík i spółka uzupełnią ostatecznie naszą grupę na mistrzostwach, ale gra reprezentacji prowadzonej tymczasowo przez Štefana Tarkoviča nadal pozostawia wiele do życzenia. Zapraszamy na jej dokładną analizę.

Jak gra nasz rywal w meczu otwarcia? Reprezentacja Słowacji pod lupą

Zwolnienie Pavla Hapala tuż przed finałem barażów mogło budzić sporo wątpliwości. Samo narzucało się pytanie – co nowy człowiek jest w stanie zrobić w kilka treningów? Jakie są podstawy, by sądzić, że odmieni reprezentację, o ile nie dysponuje magiczną różdżką? Cel takiego rozwiązania został osiągnięty, drużyna awansowała, ale czy zmieniła swoje oblicze pod sterami niedoświadczonego na tak ważnym stanowisku Štefana Tarkoviča? Nie do końca. Czasu na pracę z drużyną było ekstremalnie mało, choć już samo przywrócenie do drużyny kilku ważnych graczy może zwiastować weselszą przyszłość właśnie z nowym trenerem.

Brak stylu

Do wczoraj Słowacja nie wygrała żadnego tegorocznego meczu (nie licząc karnych z Irlandią), ale dziennikarze jeszcze bardziej niż na wyniki narzekali na styl gry drużyny Hapala i jego niemoc w ofensywie. „Piłka na skrzydło, gdzie nikt nie odważy się na indywidualną akcję i nie podłączą się boczni obrońcy. Następnie strata albo podanie do tyłu” – tymi słowami sposób gry reprezentacji opisał redaktor Miroslav Hašan.

Dużo podań do bramkarza, częstą wymianę piłek między stoperami i ich przerzuty na skrzydła można było zaobserwować też wczoraj, szczególnie w okresach słabszej gry linii pomocy. Prawdę mówiąc, Słowacy stworzyli zagrożenie dopiero po błędach obrońców przeciwnika. Ani skrzydłowi, ani grający być może swój najlepszy mecz w roli fałszywej dziewiątki Ondrej Duda nie byli dla Irlandczyków wielkim zagrożeniem. Kucka z pomocy i Ďuriš z ławki – to ta dwójka przesądziła sprawę awansu na stronę Słowaków. Problemy z kreowaniem akcji i grą w ofensywie mogą więc nadal niepokoić Tarkoviča. Tym bardziej, że największym problemem słowackiej kadry pozostaje…

Brak rasowego napastnika

Ze słowackimi napastnikami musi być naprawdę słabo, skoro wczoraj na boisku pojawił się niemogący zdobyć bramki nawet w Ekstraklasie Samuel Mráz. Drugim wprowadzonym snajperem był Michal Ďuriš, którego pamiętamy z meczu Omonia Nikozja – Legia, ale akurat on pokazał się z bardzo dobrej strony, był jednym z najlepszych piłkarzy na placu i dał swojej reprezentacji zwycięstwo. Nadal jednak taki duet napastników w kadrze narodowej wielkiego wrażenia robić nie może, o czym doskonale wiedzą selekcjonerzy, stawiający w ataku na Ondreja Dudę. Piłkarz Kolonii raz spisuje się w tej roli lepiej, raz gorzej, ale na pewno zawsze traci swoje największe atuty, które mógłby pokazać jako dziesiątka.

Reklama

Słowacy z niecierpliwością będą więc czekać na wieści dotyczące zdrowia Róberta Boženíka. Młody napastnik przed rokiem dołączył do Feyenoordu i miał dobre wejście do Eredivisie. Wydawało się, że to on może być rozwiązaniem problemów z dziewiątką także tej jesieni, ale z poprzedniego zgrupowania reprezentacji wrócił do Holandii ze zmęczeniowym złamaniem kości śródstopia. O miejsce w składzie po wyleczeniu urazu na pewno nie będzie łatwo, bo dwudziestolatek i przed kontuzją wchodził w tym sezonie raczej na końcówki spotkań. Był jednak chwalony zarówno przez Dicka Advocaata jak i trenującego napastników Robina van Persiego, więc to właśnie na nim nadzieję na zdobywanie goli budować muszą Słowacy.

Zreľák nie strzela w Norymberdze, znany z Wisły Tupta nie gra w Ascoli. Alternatyw jest tak mało, że trener Tarkovič zaproponował powrót do reprezentacji trzydziestopięcioletniemu Adamowi Nemcovi, który w tym sezonie dla Dinama Bukareszt zdobył jedną bramkę, a z gry w kadrze zrezygnował razem z dwoma obrońcami Škrtelem i Hubočanem przed dwoma laty. Nemec z zaproszenia nie skorzystał, dwaj defensorzy już tak.

Wiekowa obrona

Škrtel z powodu pewnych problemów zdrowotnych po meczu Ligi Mistrzów, w której gra w barwach Basaksehiru, znalazł się tylko na rezerwowej liście powołań i ostatecznie do Belfastu nie pojechał. Bardzo doświadczony Hubočan grał w pierwszym składzie jako lewy obrońca. Trzydziestoczteroletni, a więc rok od niego młodszy Peter Pekarík, biegał po przeciwnej stronie boiska. Wyglądało to nieźle, szczególnie w defensywie, ale alternatyw dla dwójki weteranów nie ma. Słowaccy dziennikarze brak młodszych bocznych obrońców wskazują jako największy oprócz napastnika problem reprezentacji. W eliminacjach, kiedy Hubočana w kadrze nie było, trzeba było na lewej flance ustawiać nominalnego stopera. Ogólnokrajowa dyskusja o powrocie Škrtela do reprezentacji pokazuje, że i na środku obrony nie jest za kolorowo.

Oczywiście nienaruszalną pozycję ma Milan Škriniar, stoper o wielkiej marce w Serie A, piłkarz roku na Słowacji i prawdziwy lider na boisku. Problemem jest jego partner. Postawienie na Šatkę i jego bardzo pewny występ we wczorajszym meczu trochę zaskoczył słowackich dziennikarzy. Nas, obserwujących Lubomíra w Ekstraklasie, pewnie to tak nie zdziwiło. Na papierze ciekawie wygląda też kandydatura na tę pozycję Denisa Vavro, piłkarza kupionego przez Lazio za 10 milionów euro. Ten, nawet gdy jest zdolny do gry, w Rzymie jednak nie przekonuje. W swoim najlepszym możliwym składzie słowacka defensywa może więc wyglądać solidnie, co pokazała np. we wczorajszym finale barażów. Šatka i Škriniar byli bardzo pewni, ten drugi dobrze spisywał się też w roli pierwszego rozgrywającego.

Samobójcza bramka musi obniżyć mu ocenę, ale i tak był to być może najważniejszy zawodnik w swojej drużynie. Doświadczeni boczni obrońcy zostawiali co prawda irlandzkim skrzydłowym sporo swobody, a na Euro będą jeszcze starsi, ale i tak obrona w takim zestawieniu wyglądała o niebo solidniej, niż ta z Valjentem i kojarzonym z Podbeskidzia Mazanem, która myliła się w karygodny sposób choćby w przegranym 2:3 meczu z Izraelem.

Pomoc? Mocne, ale wyblakłe nazwiska

Formację defensywną wspierać musi pomoc, a z tą Słowacja wydaje się mieć problem najmniejszy. Uznane szczególnie we Włoszech nazwiska typu Hamšík, Lobotka czy Kucka robią wrażenie i być może z tych wszystkich średnich europejskich reprezentacji to właśnie nasi południowi sąsiedzi dysponują w środku pola największymi gwiazdami, ale na boisku potrafi to już wyglądać dużo gorzej, niż na papierze. Z wymienioną trójką aż chce się ustawić drużynę w formacji 4-3-3 i rzeczywiście trener Tarkovič na takie, przypominające trochę stare, dobre Napoli ustawienie się w swoim pierwszym meczu w roli selekcjonera zdecydował. Rozczarowani musieli być jednak ci kibice, którzy liczyli na wymiany piłek między trzema kojarzącymi się z włoską Serie A pomocnikami i ich panowanie w środku pola.

Reklama

Hamšík, którego gra była przez lata oparta na świetnym przygotowaniu fizycznym, wyraźnie pod tym względem odstawał.

Nic dziwnego, przez ostatni miesiąc nie trenował w ogóle ze swoją chińską drużyną. W październikowych meczach, np. tym z Izraelem, był liderem i najważniejszym z pomocników swojej drużyny, ale po czterech tygodniach indywidualnych przygotowań poruszał się boisku w zwolnionym tempie, zagrywał jak na siebie niechlujnie, nie miał też siły wracać za szybkimi Irlandczykami po stratach swoich kolegów. Sam próbował przyspieszać grę silnymi passami na skrzydło, ale to tyle z pozytywnych aspektów jego przybywania na boisku. Jeżeli na Euro Hamšík również byłby w takiej formie, a jego przyszłość w klubowej piłce wcale nie musi być kolorowa, grać może już tylko za nazwisko.

Zupełnym przeciwieństwem drepczącego Hamšíka jest ostatnio Juraj Kucka, wyrastający na prawdziwego lidera drugiej linii. Piłkarz grający w Parmie niemal wszystko nie zawsze miał w reprezentacji łatwo. Jeszcze niedawno był krytykowany właśnie za to, że nie daje jej tyle, co swojemu klubowi. Wczoraj wyglądał już jednak jak w Parmie, gdzie trener Liverani ustawia go wyżej, wręcz na dziesiątce, a Kucka ze swoją walecznością i wszędobylskością radzi sobie i na tej trudnej pozycji. Podstawową – wydawać by się mogło – pomoc dopełnia Lobotka, ale i przed nim długa droga do odbudowania formy z Celty Vigo.

Obecnie, po przerwie związanej z kwarantanną i transferze Bakayoko, gra w Napoli praktycznie tylko w Lidze Europy.

W Serie A w ostatnich siedmiu meczach uzbierał tylko 43 minuty, a ich brak widać w jego przypadku tak samo dobitnie, jak w przypadku Hamšíka. Lobotka był przeciwko Irlandii niedokładny, potrafił stracić piłkę blisko swojego pola karnego i podać bardzo nierozważnie pod nogi przeciwnika wychodzącego niemal sam na sam, co zdarzyło mu się i w LE z Rijeką. Stanislav to specyficzny typ piłkarza. To pomocnik lubiący mieć piłkę niemal cały czas, uwielbiający zarówno prowadzenie jej, jak i wymienianie krótkich podań, po których jednak futbolówka wraca pod jego nogi. Jeżeli jest w formie – może być dla Słowaków prawdziwym reżyserem gry i piłkarzem decydującym o jej obliczu. Jeżeli nie jest – może wręcz przeszkadzać.

Dlatego tak ważni są ewentualni zastępcy Lobotki, a wczoraj dobrze pokazał się ten najczęściej go zastępujący: Patrik Hrošovský, który w zeszłym sezonie był podstawowym piłkarzem Genku i zagrał pięć pełnych meczów w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Były pomocnik Viktorii Pilzno nawet wczoraj pokazał, że potrafi być od Lobotki wręcz efektywniejszy, stwarzał też na pewno mniej zagrożenia pod własną bramką. W reprezentacji występuje od sześciu lat, ma więc też już pewne doświadczenie i to na pewno on wskoczy do drużyny w razie niedyspozycji albo słabszej formy kogoś z dwójki Hamšík-Lobotka. A o tę, bez regularnej gry, będzie bardzo łatwo.

Nie do końca po myśli Słowaków rozwija się za to talent László Bénesa z Gladbach, który miał już w pewnym momencie miejsce w podstawowym składzie Źrebaków, ale ostatnio musi na nowo budować swoją pozycję w zespole, wchodząc tylko na końcówki. Nominalnie w pomocy występować też powinien Duda, którego atuty doskonale znamy. Z grą słowackiego środka pola bywa więc różnie, ale potencjału nie można im odmówić i trudno to akurat w tej formacji szukać największych problemów trenera Tarkoviča.

Jak trwoga, to do Weissa

Dużo słabiej jest już na skrzydle i może w tym nie pomóc nawet przywrócenie do kadry Vladimira Weissa Juniora, który wczoraj podobnie jak Škrtel nie pomógł ostatecznie drużynie z powodu urazu.

Weiss, który jako młody chłopak trafił z Interu Bratysława do Manchesteru City i pozostawał na liście płac Obywateli aż do 2013 roku, wrócił pół roku temu do stolicy Słowacji i już jako piłkarz Slovana miał pomóc przełamać trochę niemoc słowackiej reprezentacji na skrzydłach. Weiss, Mak, Stoch – ci niewysocy, zwinni, kieszonkowi boczni pomocnicy stanowili o sile drużyny narodowej choćby na poprzednim Euro. Minęło już jednak dużo czasu i dziś trudno się takich nazwisk przestraszyć. Dobitnie pokazał to bardzo słaby występ grającego mało dla Ferencvarosu Maka wczoraj. Przywoływany na początku opis gry słowackiej drużyny przedstawiony przez lokalnych dziennikarzy wyraźnie pokazuje, że ze skrzydłowymi będzie problem, a przy ustawieniu 4-3-3 czy 4-2-3-1, gdyby Kucka lub Duda mieli zagrać jako dziesiątka, są oni jednak bardzo istotni dla budowania ataków.

Nadzieją musi być więc aktywny i niebezpieczny wczoraj Albert Rusnák z Realu Salt Lake.

W MLS-ie piłkarz ten radzi sobie bardzo dobrze, przez trzy lata gry za oceanem zdobył już ponad pięćdziesiąt punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, a jego kariera bardzo przypominała tę Weissa. Też trafił do City, tyle że z Koszyc, i po licznych wypożyczeniach też trafił w końcu poza Europę. On jednak, mając tak mocną pozycję w Stanach, o powrocie do Słowacji zapewne jednak nie myśli.

Umiejętność wygrywania pojedynków w bocznych sektorach boiska właśnie przez skrzydłowych będzie dla reprezentacji Słowacji naprawdę istotna, bo trudno spodziewać się jakoś wybitnie ofensywnej gry mocno już leciwych bocznych obrońców. Właśnie do skrzydłowych adresują też często piłki stoperzy, którzy nie mogą przecież w nieskończoność podawać między sobą i ewentualnie zatrudniać do tego bramkarza. Brak środkowego napastnika, który umiałby przytrzymać piłkę, sprawia, że dłuższe utrzymanie się przy niej na połowie rywala umożliwia tylko podanie na skrzydło.

Tam też zmierzają passy Hamšíka, będące być może jego ostatnią bronią w coraz uboższym boiskowym arsenale. Na razie jednak Mak prawie nie gra na Węgrzech, Weiss dopiero wraca do kadry, Stoch w ogóle nie ma klubu (choć interesuje się nim Slavia, w której kiedyś grał) i tylko Rusnák, co było widać wczoraj, jest światełkiem w tunelu. W obliczu takich problemów i ewentualnego powrotu Boženíka być może Ondrej Duda z fałszywej dziewiątki stanie się w kadrze fałszywym skrzydłowym, gdzie też pewnie nie pokaże pełni swojego potencjału.

W bramce bez problemów

Liczna słowacka kolonia wśród ekstraklasowych bramkarzy może wskazywać na to, że tamtejsze Szamotuły działają naprawdę sprawnie. Rzeczywiście, z golkiperami raczej problemu nie ma. Przeciwko obu Irlandiom raczej pewnie bronił Marek Rodák, rezerwowy w Fulham, który w tych spotkaniach rzadko miał okazję w ogóle łapać piłkę, ale za to bezbłędnie ją piąstkował, przeciskając się w gąszczu ubranych na zielono przeciwników. Z tego zadania wywiązał się jak przystało na broniącego na Wyspach bardzo dobrze, a nie zawiódł też w grze nogami, chociaż szczególnie Škriniar dał mu wiele niewygodnych piłek, po których pomylić się mógł (choć przy strzale Škriniara do własnej bramki żadnych szans nie miał).

To nie Rodák, ani nie młody Greif, czy „nasz” Dušan Kuciak będą stać w słowackiej bramce na Euro, a zapewne Milan Dubravka, którego słowaccy dziennikarze nazywają nawet golkiperem klasy światowej. Brzmi jak lekka przesada, ale był on przecież wybrany jako najlepszy piłkarz Newcastle w poprzednim sezonie, i to mimo ośmiu błędów, które prowadziły bezpośrednio do utraty przez Sroki gola, a to musi o czymś świadczyć. Dubravka obronił w poprzednich rozgrywkach ponad 70% strzałów, plasując się w tej klasyfikacji wyżej choćby od naszego Łukasza Fabiańskiego. Teraz długo leczy już jednak kontuzję, ale zastępujący go Darlow w ośmiu meczach tylko raz zachował czyste konto i pewnie w perspektywie całego sezonu nie ma szans w rywalizacji z Dubravką. Tak jak każdy inny słowacki bramkarz w reprezentacji.

Kto będzie trenerem?

Prześledziliśmy więc kadrę zespołu Štefana Tarkoviča. Na kilku pozycjach widać wyraźne braki, czy to piłkarzy go pierwszego składu, czy jakościowych zastępców dla pewniaków. Nie jest to oczywiście nic zaskakującego, mówimy w końcu o małym narodzie, który i tak potrafił wydać na świat współczesne gwiazdy futbolu pokroju Škriniara, schodzące już ze sceny jak Hamšík, czy cały czas mogące rozbłysnąć jak zawodzący chyba najbardziej Stanko Lobotka.

Co z trenerem? Okaże się zapewne w grudniu, bo na ten miesiąc włodarze federacji zapowiadali ostateczne decyzje w sprawie selekcjonera. Tarkovič, który w przeszłości był asystentem trenera Jána Kozáka, potem próbował samodzielnej pracy w klubie, a ostatnio był dyrektorem technicznym reprezentacji, od początku był przedstawiany jako opcja tymczasowa. Powodzenie misji o nazwie awans na Euro sprawiło jednak, że na pewno pojawi się na Słowacji temat jego pozostania na stanowisku, tym bardziej, że zarówno obecni reprezentanci, jak i byli piłkarze, oceniali jego wybór raczej pozytywnie. Nie zapominać można jednak, że zwolnieni ze swoich klubów zostali ostatnio wspominany Kozák, a także Pavel Vrba. Vladimir Weiss Senior przegrał baraże o Euro i nie pojedzie na mistrzostwa z Gruzją, więc i jego przyszłość jest nieznana.

Wszyscy oni pojawiali się jako potencjalni następcy Hapala i Tarkoviča, od którego dysponują znacznie większym doświadczeniem.

Kto by jednak nie poprowadził reprezentacji Słowacji na stałe, musi na Euro wymagać od swoich piłkarzy takiej waleczności i zaangażowania, jaką drużyna pokazała wczoraj przeciwko Irlandii Północnej. Tylko wtedy uda się przykryć problemy z motoryką Hamšika i ewentualne braki na bokach pomocy i obrony. Kluczem do pozytywnego występu na Euro będzie na pewno zdrowie piłkarzy, bo Słowacja nie ma szerokiej kadry, a bez podstawowych postaci na niektórych pozycjach ma duże problemy nawet z drużynami pokroju Izraela.

Trudno znaleźć formację, na której moglibyśmy Słowakom czegoś zazdrościć. Oczywiście, z wielką przyjemnością przywitalibyśmy w kadrze Škriniara, ale już dobrze wyglądający na papierze słowacki środek pola nie zawsze w warunkach meczowych wygląda lepiej od naszego. Siły ofensywnej, nawet gdyby nie daj Boże zabrakło Lewego, nawet nie ma co porównywać. Trudno więc się tego pierwszego meczu na Euro jakoś szczególnie obawiać, choć w warunkach turniejowych, kiedy wszystko by włącznie z formą Hamšíka i Lobotki w reprezentacji Słowacji zagrało, może być to najmocniejsza z drużyn, które wczoraj wywalczyły awans na Euro.

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...