My wiemy, że Andrij Łunin w Realu Madryt za dużo nie gra. Ale dzisiaj w starciu z Polską wyglądał tak, jakby był pechowcem w losowaniu na to, który ukraiński piłkarz z pola musi dziś założyć rękawice i bluzę bramkarską. Nie ma co się czarować – golkiper Ukrainy był tego wieczoru naszym najgroźniejszym piłkarzem z przodu.
Można odtrąbić te wszystkie truizmy o tym, że ważny jest rytm meczowy, regularna gra i czucie boiska. Do tego jeszcze dorzucić, że gdzie jak gdzie, ale na bramce trzeba mieć tę pewność wynikającą z ogrania. Ale Łunin wyglądał tak, jakby to był jego pierwszy występ między słupkami. Obejrzał sobie w szatni krótki poradnik na YouTube „jak się rzucać, pięć szybkich porad”, później jakaś kompilacja „best saves of Manuel Neuer 2016/17 / DANZA KUDURO REMIX” i trzymaj, młody, bluzę oraz rękawice.
Czy ten gość w ogóle dziś zaliczył jakąś poprawną interwencję? Nawet gdy Moder puścił mu taś-tasia w końcówce meczu, to musiał łapać to na raty. Dziurawe ręce to jedno, a nogi służące tylko do podpierania to drugie.
Przecież to jego wyjście z bramki przy golu Piątka to jakiś mało śmieszny żart.
Po pierwsze – czego on tu, do jasnej cholery, szukał? Przecież obrońca już przegonił Zielińskiego, Polak i tak musiałby przytrzymać piłkę i poczekać na kolegów. Nawet jeśli przejąłby piłkę przed ukraińskim obrońcą, to byłby przy samej linii bocznej i musiałby wygrać w tej strefie walkę z jednym, a później z drugim defensorem.
Po drugie – co on właściwie chciał zrobić? Ustawienie stopy wskazuje na to, że po prostu chciał tę piłkę wychrzanić gdzieś w aut. Ale to naprawdę duża sztuka, by kopnąć piłkę w spokojnym koźle totalnie w drugą stronę. Okej, bramkarz nie musi mieć techniki jak środkowy pomocnik, ale przecież to nie jest jakaś trudna pozycja. Piłka już skozłowała, wystarczy nadstawić stopę. A chłop gra bokiem pięty do środka boiska. No ludzie…
Ale to nie koniec jego popisów. Właściwie roboty nie miał dziś wcale – pierwszą bramkę sprokurował sam, a przy drugiej musiał się tylko minimalnie wysilić. No tak, ale znów był najpierw nadaktywny, gdy ustawił się poza światłem bramki przy wolejo-wrzutce Płachety. Rykoszet trochę utrudnił mu sytuację, ale gdy piłka wydawała się już do złapania lub wybicia, to Łunin kontynuował okres grzybiarski.
Mowa ciała typu „oooo, zobacz, Grażynko, piękny koźlaczek!”. A wystarczyło pójść nogami i wybiłby tę piłkę tak, jak Skorupski po koślawym podaniu Klicha w pierwszej połowie.
Wiemy, że Ukrainiec jeszcze chwilę temu był uznawany za wielki talent i jednego z najbardziej obiecujących bramkarzy Europy. Real chyba nie jest aż tak durny, by płacić za niego 8,5 miliona euro. Może się odkuje na jakimś wypożyczeniu. Ale dzisiaj zanotował jeden z najgorszych bramkarskich występów, jakie w ostatnich latach widzieliśmy na poziomie międzynarodowym.
Jakiś przedziwny kolaż najgorszych zagrań Rybanskiego, Daehne i Żynela. Dobrze było go mieć dzisiaj po drugiej stronie – zwłaszcza, gdy w bramce Polaków stał bardzo pewny dziś Skorupski.
fot. FotoPyk