Górnik Łęczna przegrał mecz. Co w tym dziwnego? Ano to, że dla beniaminka z Lubelszczyzny była to pierwsza porażka w obecnym sezonie. Co więcej, dziwić mogą także rozmiary tej porażki. Górnik przegrywając 1:2… podwoił liczbę straconych bramek w obecnych rozgrywkach. Ale cóż, skoro łęcznianie za wszelką cenę chcieli dzisiaj przegrać, to nie mogą mieć do siebie pretensji, że Bruk-Bet pomógł im to marzenie spełnić.
Dlaczego mówimy, że Górnik chciał dzisiaj przegrać? Sorry, ale jeśli przez godzinę grasz w przewadze jednego zawodnika i stwarzasz sobie w tym czasie w zasadzie jedną dogodną sytuację, to nie można tego inaczej nazwać. Mało tego. „Słoniki” straciły stopera w 33. minucie spotkania, a mimo to na koniec meczu goście mieli zaledwie 35% posiadania piłki.
Absolutny brak pomysłu na to, co zrobić, gdy rywal obwiązuje im kokardką trzy punkty i prosi: panowie, częstujcie się śmiało.
Ok, skoro już wiemy, że Górnik nie kwapił się do gry w piłkę, to dopełnijmy tego obrazu rozpaczy. Bruk-Bet zwycięskiego gola zdobył dzięki obrońcom ekipy z Łęcznej. Najpierw Martin Zeman bez problemu objechał Tomasza Midzierskiego, potem oddał centrostrzał i trafił w głowę Pawła Baranowskiego. Stoper Górnika świetnie gra w powietrzu. Na tyle świetnie, że trafienie go w głowę wystarczyło, żeby Gostomski stanął jak wryty i obserwował, jak piłka, która miała wpaść mu prosto w rękawice, zmierza do bramki.
Nawet Gostomski nie dał rady
Dla Macieja Gostomskiego to w sumie nic nowego. Dziś pisaliśmy już przecież, że chłop od początku sezonu dwoi się i troi. Bo chociaż Kamil Kiereś poukładał zespół w tyłach, to pewnych braków w jakości ukryć się nie da i co jakiś czas jego koledzy wyskakują z niespodzianką, którą musi naprawiać. W tym sezonie zdarzały się już takie przypadki:
- Sasin podał wprost pod nogi rywala, który stanął oko w oko z Gostomskim
- Stromecki pokonał go po niezbyt groźnym podaniu przeciwnika
Dzisiaj golkiper Górnika mocno się napracował. Zaliczył pięć interwencji, a większość z nich nie była łapaniem piłki w koszyczek. W trzeciej minucie obronił trudny strzal z rzutu wolnego. W 17. minucie gry Roman Gergel i Paweł Żyra w kapitalny sposób – liczymy, że ktoś zrobi z tego viral, zasługuje – rozklepali całą obronę, a Słowak huknął na bramkę. Gostomski zbił piłkę nad poprzeczkę. 31. minuta gry to już mocny strzał Mateusza Grzybka z pola karnego, także odbity. I w końcu akcja bramkowa, po której golkiper beniaminka powinien solidnie ochrzanić defensywę.
Żyro gra w pole karne, Gergel posyła kolejną bombę – ładny, mierzony strzał z powietrza. Gostomski broni z trudem, jednak żaden z obrońców nie pofatygował się do dobitki. Słowak na spokojnie wykończył więc akcję, dając Bruk-Betowi prowadzenie. Przypomnijmy tylko – ekipa z Niecieczy grała wtedy w „dziesiątkę”.
Zamach na Gergela
A co dzisiaj udało się Górnikowi? Poza Gostomskim? Bartosz Śpiączka, czyli nic nowego. To on w 70. minucie meczu posłał podanie w pole karne do Przemysława Banaszaka, którym oszukał zwartą do tej pory defensywę Bruk-Betu. Co prawda Banaszaka mógł jeszcze – a nawet powinien – powstrzymać Artem Putiwcew, jednak Ukrainiec nie podołał temu wyzwaniu i Banaszak strzelił nie do obrony.
Ale, ale. Najlepszy moment tego meczu, który z pewnością tłumów nie porwał, to 33. minuta spotkania. I wszystko, co było jej konsekwencją.
Zaczęło się tak, że Jonathan de Amo w absurdalny sposób dał ciała, zagrywając piłkę pod nogi rywala. Górnik z tego skorzystał, wyszedł z kontrą, a Paweł Wojciechowski wbiegał już w pole karne, myśląc o tym, w który róg pośle futbolówkę. Co wtedy zrobił Hiszpan? Wybrał najgorsze rozwiązanie – powalił rywala jako ostatni obrońca i zrobił głupią minę, udając, że nie rozumie, czemu sędzia sięga po kartkę. Tak, tak – czerwoną. Piękna katastrofa, jednak tylko przez 120 sekund. Dlaczego? Bo przebiła to kombinacja Górnika przy rzucie wolnym.
- Trzech piłkarzy stanęło przy piłce i udawało naradę
- Śpiączka dla zmyłki lekko się pochylił, że niby wiąże buta, czy coś
- Jeden z kolegów mu wystawił
- Śpiączka był tym równie zaskoczony co rywale
- Spróbował jednak strzelić z trudnej pozycji
- Co skończyło się lujem z całej epy prosto w nogi Romana Gergela
Tak. Górnik mając rzut wolny z 16 metrów, kopnął nogę rywala, a nie piłkę. Cud, że Gergel nie skończył z jakimś poważnym urazem, bo przez pięć minut zwijał się na ziemi. W ogóle beniaminek był dzisiaj napakowany jak kabanos. Tyle że w złym tego słowa znaczeniu – 27 fauli Górnika robi wrażenie. W niektórych spotkaniach takiego wyniku nie potrafią wykręcić dwa zespoły razem wzięte.
I weź tu się dziw, że do Łęcznej banda Kieresia wraca dzisiaj bez punktów.
Bruk-Bet Termalica Nieciecza – Górnik Łęczna 2:1
Gergel 51′, Baranowski 86′ (sam.) – Banaszak 70′
***
A co tam w innych meczach? Hiszpania ŁKS wygrał z Chrobrym 4:0, z kolei GKS Jastrzębie po dłuuuugiej przerwie doczekał się w końcu wygranej. Zasłużonej, bo jastrzębianie od dłuższego czasu mieli pecha – z Bruk-Betem zaliczyli dwa słupki, z Tychami wyrolował ich sędzia, uznając dwie bramki ze spalonego. Ale wygląda na to, że dzisiaj to GKS na dyspozycji arbitra skorzystał. Nie będziemy kitować – oglądaliśmy ten mecz bardziej kątem oka, więc się nie mądrzymy. Natomiast mimo to wyłapaliśmy, że Daniel Kruczyński dwa razy nie gwizdnął ręki w polu karnym GKS-u. Po sieci krąży już też powtórka z rzutu karnego dla gości i drugiej żółtej kartki dla Piotra Żemły.
No nie wygląda to zbyt dobrze. Poczekamy jeszcze na jakiś obszerny skrót, jednak wygląda na to, że znowu możemy mówić o kontrowersjach na zapleczu Ekstraklasy.
ŁKS Łódź – Chrobry Głogów 4:0
Samu Corral 62′, 67′, Pirulo 78′, Dominguez 90′
Odra Opole – GKS Jastrzębie 0:2
Szczepan 24′, Ali 52′
Fot. Newspix