Czy moda na Pazdana przeminęła bezpowrotnie i czy z perspektywy czasu żałuje, że Legia nie pozwoliła mu odejść po Euro 2016? Jak profesjonalizowało się Ankaragucu? Czy klub ma wobec niego jeszcze jakieś zaległości finansowe? Jak czuje się jako najstarszy członek zespołu? Co najbardziej przeszkadza mu w Turcji? Czy zdarza mu się marudzić? Dlaczego lepiej grało mu się z Realem w Lidze Mistrzów niż z Termaliką w Niecieczy? Jak nauczył się koncentracji? Czy metryka odgrywa jakąkolwiek rolę? Czy żałuje, że nie ma go w reprezentacji Polski? Na te i na inne pytania w dłuższej rozmowie z nami odpowiada Michał Pazdan. Zapraszamy.
Czujesz się zapomniany?
Był okres, kiedy dużo działo się wokół mnie, teraz dzieje się mniej, wyciszyło się. Stąd to wrażenie. Robię swoje. Gram trzeci sezon w Turcji. Może wyniki nie są najlepsze, latem było dwadzieścia zmian w zespole, ale czemu miałbym psioczyć, skoro występuję regularnie, od deski do deski, jestem w rytmie meczowym? Rodzina przyjechała. Czuję się swobodnie. Możliwe, że w Polsce trochę o mnie zapomnieli, ale mentalnie jestem mocny, dobrze się mam.
Kontrast między okresem wielkiego boom na ciebie, a stanem dzisiejszym jest na tyle widoczny, że z pełnym przekonaniem można powiedzieć, że moda na Pazdana minęła.
Jasne jest to, że ligi tureckiej nie śledzi się u nas tak uważnie, jak polskiej, włoskiej, niemieckiej, angielskiej, hiszpańskiej, nawet rosyjskiej czy francuskiej. A szkoda, bo uważam, że Super Liga jest mocna i ciekawa. Przede wszystkim wyrównana. No nic, moda to moda, pewnie dzieje się też tak, ponieważ wielu chłopaków gra teraz w zagranicznych ligach i jeśli chciałbyś wszystkich omawiać, to musiałbyś temu poświęcić bardzo dużo czasu. Sprawdzam sobie teraz czasami, jak idzie chłopakom w Niemczech, czy we Włoszech, i trzeba powiedzieć jedno: w minutkę się tego nie sprawdzi.
Wraz z 2. Bundesligą, Serie B i Championship na pewno.
Inaczej niż było dziesięć czy piętnaście lat temu, kiedy byle transfer do Turcji budził sensację i wszyscy zwracali na to uwagę. Niewiele ludzie wiedzą o Super Lidze.
Ekstraklasowi średniacy i perspektywiczni młodzieżowcy wyjeżdżają dzisiaj do silnych lig. Żałujesz, że Legia była taka wymagająca wobec klubów z topowych lig, które się tobą interesowały?
Latem 2016 i zimą 2017, czyli w okresie ściśle po Euro, wszystko się super składało. Chciały mnie mocne kluby, ja też chciałem wyjechać do zachodnich lig. Żeby trochę pograć, trochę zobaczyć światowej piłki, ale to minęło. Później propozycje wygasły, zniknęły. Miałem dwadzieścia dziewięć lat, prawie trzydzieści, a to już nie wiek, który pozwalałby mi przebierać w ofertach. Kluby z lig top pięć patrzyły: może i fajnie zagrał na Euro, ale całe życie spędził w Polsce, ma swój wiek, ciężko będzie mu stać się lepszym. Taka jest kolej rzeczy.
Czasu się nie cofnie.
Nie cofnie, ale też nie byłoby po co cofać, bo przecież to wcale nie był dla mnie stracony czas. Legia grała w Lidze Mistrzów. Coś za coś. Potem nie było już ofert. Zostałem w Polsce, a koniec końców znalazłem się w Turcji. W styczniu będą dwa lata, odkąd tu jestem i nie powiem złego słowa. Gram. To najważniejsze. Wielu chłopaków wyjeżdża i po pół roku wraca. Nie umieją się odnaleźć. Ja się odnalazłem. Daję, ile fabryka dała, i się z tego cieszę.
Nie ma w tobie rozgoryczenia.
Oczywiście, jest swoboda. Nie ma rozgoryczenia.
W Ankaragucu możesz czuć się trochę jak w polskim klubie ze starej szkoły. Jak nie idzie, to wymieniamy połowę składu. Ale ty trzymasz się twardo.
Początek miałem naprawdę dobry. Zaszło sporo zmian. Trafiliśmy z zespołem. Przyszło paru chłopaków na wypożyczenia. Zrobili różnicę. Widać to teraz – jeden jest w Fenerbahce, drugi w Beskitasie, trzeci w jeszcze innym tureckim klubie, a dwóch bocznych obrońców, którzy zostali, to czołówka ligi. Grek Stelios Kitsiou na prawej obronie. Portugalczyk Tiago Pinto na lewej. Swoją drogą to syn znanego i lubianego Joao Pinto. Trafiliśmy z transferami. Jakby tamten zespół został w Ankaragucu na nowy sezon, to wyglądałoby to zupełnie inaczej, ale klub miał problemy finansowe i wszystko się posypało.
Było o tym dosyć głośno. Twoi klubowi koledzy domagali się pieniędzy nawet przez media społecznościowe.
Już się z tymi problemami klub uporał, ale faktycznie, odkąd przyszedłem, to cały czas trwała walka o pieniądze. I to nie tak, że ja jakoś specjalnie walczyłem, czy że ktoś inny specjalnie walczył. Walczyli wszyscy. Przed tym sezonem wszystko zaczęło się stabilizować. Klub został zasponsorowany przez rząd, przez partie rządzące, zostały uregulowane zaległości, które Ankaragucu miało wobec byłych piłkarzy. Potężne kwoty. Takie na poziomie piętnastu-dwudziestu milionów euro. Wszystko wraca na nowo. Kadra została odmłodzona. W tamtym roku byliśmy jednym z pięciu najstarszych zespołów w Europie, a w tym roku jesteśmy drugim najmłodszym. Przyszło czternastu nowych chłopaków. Młodziutkich. Ich średnia wieku to 22,7. Jak na tureckie standardy, to ewenement.
Zawyżasz.
Oczywiście.
Zostałem najstarszym zawodnikiem w klubie. Jeden starszy chłopak, 1986 rocznik, jest poza kadrą, bo zgłoszonych może być tylko czternastu obcokrajowców. Mega dziwnie się czuję, bo mentalnie wciąż jestem młody. Wszystko się zmieniło, natomiast ja zostałem.
Przetrwałeś rewolucję.
Rewolucję, która przyniosła profesjonalizację.
Klub zmienia się nie tylko na boisku, ale też poza nim, powoli wszystko tutaj zaczyna wyglądać tak, jak powinno wyglądać. Chodzi o przygotowanie do meczu, przygotowanie taktyczne czy przygotowanie strukturalne. Mamy aplikację Soccer Lab, na którą wysyłają nam analizy treningów, taktykę, rywali i inne tego typu podobne.
Wcześniej było inaczej?
Bardziej w starym stylu. Teraz jest o niebo lepiej. Inna sprawa, że niestety, wyników na razie nie ma, ale od środka widać, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Tylko wiadomo, że mogę sobie tak gadać, a zajmiemy ostatnie miejsce, spadniemy w lidze i po co to wszystko? Wyniki określają wszystko, stara piłkarska prawda. Natomiast decyzje władz i sytuacja finansowa się unormowały, nie ma już takiego szaleństwa.
Co sobie pomyślałeś, jak zobaczyłeś zdjęcie z zimy minionego roku z piętnastoma zawodnikami, ściągniętymi przez Ankaragucu?
Pamiętam, pamiętam! W tym gronie było kilku młodych chłopaków, przesuniętych z akademii, ale faktycznie w jednym miejscu przedstawiono osiem czy dziewięć transferów last minute. Łapanka. Tak to w Turcji czasami jest, do tego trzeba przywyknąć. Problemy finansowe. Zakaz działań na rynku, bo nie płacili zawodnikom, którzy byli już w innych klubach. Właściwie dopiero w ostatnich dniach okienka, odblokowali im możliwość przeprowadzania transferów, bo spłacili zaległości lub podpisali ugody, co oznaczało, że zostało im raptem kilka dni na wzmocnienie kadry. Dlatego tak to wszystko wyglądało.
Egzotyka.
Próba zrobienia wszystkiego, żeby utrzymać się w lidze. Ciężki okres. Dla mnie też. Pomimo tego, że grałem, że miałem miejsce w składzie, to nic nie było stabilne. Teraz jest inaczej. Lepiej.
Wszystkie zaległości finansowe wobec ciebie są uregulowane?
Wszystko uregulowane.
Śmiałem się ostatnio, że jestem półtora roku w Turcji i dziwnie się czuję bez zaległości. Gdzieś zawsze była w głowie myśl, że te dwa czy trzy miesiące trzeba będzie poczekać na kasę, że to żaden problem, żaden ból, a tu wszystko na tip-top, uregulowane na bieżąco. Powrót do przeszłości. Nie ma tego ciągłego myślenia: „kurde, kiedy zapłacą?”, bo – umówmy się – to jest męczące, ale tak to wygląda. Inna sprawa, że prędzej, czy później, każdy klub musi ci zapłacić, co by się nie działo, to odzyskasz te pieniądze. Nie jest to przyjemna sytuacja, ale trzeba dbać o swoje.
Możesz żyć komfortowo i spokojnie. Tureccy fani cię doceniają? Jesteś dosyć charakterystyczny, łatwo się z tobą identyfikować.
W Ankarze kibice niesamowicie doceniają, że obcokrajowcy chcą tutaj grać. To już zwyczaj. Cieszą się z transferów, z tego, że ktoś nowy przychodzi. A jak masz nazwisko albo gdzieś grałeś, to już w ogóle, są szczęśliwi, zadowoleni, wręcz euforycznie nastawieni. Szkoda, że ich nie ma na trybunach, że gramy przy pustkach, bo atmosfera na Ankaragucu jest wybitna. Na pewno warta zobaczenia. Chłopaki z Turcji mówią, że mamy szósty zespół pod względem kibicowskiej historii i fanowskiego fanatyzmu. Są trzy kluby ze Stambułu, Bursa, Trabzon, a potem my.
Nie jest tak, że wszyscy wszystko wiedzą, ale na pewno wszystkim się interesują. Jest tutaj drugi klub, Genclerbirligi, gdzie gra Dominik Furman, ale on funkcjonuje na uboczu, w cieniu, na spokojnie, na mecze przychodzi dwa-trzy tysiące kibiców. Są poukładani, płacą na czas, ale brakuje takiego lokalnego elementu emocjonalności. Nie budzi takiego zainteresowania. A Ankaragucu budzi emocje. Zawsze spotka się kogoś, kto tym klubem żyje. Jakiś kelner. Ktokolwiek. Zaraz cię zaczepi, zagadnie, pogada. Ludzie żyją tym klubem. Nie jest tak, jak w Stambule, gdzie piłkarze mają problem z przemieszczaniem się, bo wszyscy cię znają, ale czuje się pozytywne wsparcie od kibiców.
Wydaje mi się, że jak przychodzisz do Turcji, to wrażenie ogólnego zainteresowania, może napędzać. Stadiony są takie, jak w Polsce, a może i nawet większe. Każdy klub ma arenę na przynajmniej dwadzieścia tysięcy miejsc. Dobra, może są trzy-cztery wyjątki, gdzie obiekty są mniejsze, ale to wyjątki. Reszta, w normalnych warunkach, jest wypełniona po brzegi. Fajnie się to ogląda. Jak ktoś przyjedzie do Ankary, do mnie, na mecz, to zawsze słyszę to samo. Że było „zajebiście”. Że klimat, że atmosfera, że wysoki poziom. Bo jest tu dużo jakości. Ofensywna liga. Przyjemna dla oka. Mega dużo pojedynków, bardzo dużo wrzutek, akcji, otwarty futbol.
Polubiłeś samo życie w Turcji?
Turcja ma swoje plusy i minusy. Jak każdy kraj. Jedynego większego problemu dopatrywałbym się w barierze komunikacyjnej. Niby to stolica, a nie wszyscy gadają po angielsku. W Stambule, w Antalyi, w Izmirze, w tych zachodnich miejscowościach kurortowych, łatwiej się dogadać, a tutaj niekoniecznie. Ankara jest nowoczesnym miastem. Wystarczy popatrzeć na budynki, na budowle, rozwinięta cywilizacja. Prawie pięć milionów ludzi w jednym mieście. Ale z angielskim jest problem. Nie jest łatwo załatwiać sprawy w urzędach, takich codziennych tak samo. To potrafi długo trwać. Jak chcesz coś załatwić, to musisz mieć układy, żeby to łatwiej szło, że tak to ładnie określę.
Styl życia trochę, jak w Grecji, choć też nie do końca. Ludzie wychodzą na ulicę. Lubią spędzać ze sobą czas. Wspólne śniadania, bardzo dobre jedzenie. Warzywa, owoce, ryby – wszystko świeże, regionalne, szeroki wybór, wszystko można znaleźć. Mieszamy też w takiej części miasta, w której mieszka mnóstwo obcokrajowców. Wokół same ambasady.
Klimat też inny niż w Polsce.
Mniej zieleni. Na zachodzie kraju można jeszcze znaleźć tereny zalesione, w Ankarze już nie, więcej jest stepów, pagórkowatego położenia. Powietrze, temperatura, klimat – wszystko zupełnie inne niż w Polsce. Na pewno jest cieplej. Do października było non stop 20-25 stopni Celsjusza. Dopiero teraz robi się chłodniej.
Ale przywykłeś.
Przywykłem.
Żyje mi się dobrze. Jeśli nie w Ankarze, to gdzieś indziej, ale chciałbym jeszcze zostać w Turcji, choć może to za dużo powiedziane, bardziej w ogóle w zagranicznym klubie. Nie jestem jeszcze na etapie, kiedy muszę patrzeć na wszystko przez pryzmat mojego wieku. Zdrowie dopisuje. Nie czuję się gorzej, słabiej niż kilka lat temu. Mity odnośnie metryki zostawiłbym w szufladzie. Inna sprawa, że w moim wieku można pograć dłużej niż gdzieś z boku obrony czy na skrzydle, gdzie trzeba non stop biegać. Wystarczy po Robercie Lewandowskim zobaczyć, czego trzeba, żeby utrzymywać się w szczycie swojej formy. Profesjonalizm, prowadzenie się, dbanie o siebie, ciągły samorozwój. Można grać długo.
Vitorino Hilton doskonale to pokazuje. Ma 43 lata, a gra w Ligue 1.
I nikt nie mówi, że nie nadąża, wprost przeciwnie. Metryka nie gra roli. Sezon zacząłem 1 sierpnia. Zagrałem pięć pełnych sparingów. Dwa razy zszedłem na dwadzieścia minut na meczach. Odpuściłem pół treningu. Poza tym od kilku miesięcy trenuje wszystko i gram wszystko. Od deski do deski. Uwierz mi, kiedy byłem młodszy, było mi dużo ciężej, przede wszystką nie wiedziałem, jak się regenerować, żeby móc funkcjonować na najwyższych obrotach. Po trzech latach współpracy z psychologiem poznałem techniki mindfulness, umiem się wyłączyć. Przy okazji czuję intensywność pracy mojego ciała moje ciało. I wiem, czego potrzebuję, by czuć się optymalnie fizycznie.
Czyli nie siadasz w szatni i nie marudzisz, że cię bolą nogi, że to już było, że to już robiłeś.
Przed każdym treningiem rozciągam się, idę na salkę, robię dynamiczny stretching. Zostaje po treningach. Dbam o swoje ciało. Tydzień w tydzień. Nie jest tak, że ćwiczyć zaczynam wraz z zajęciami. Tak się nie da. W pewnym wieku, żeby utrzymać się na najwyższym poziomie, musisz non stop o siebie dbać. I nie ma tak, że inaczej jest, kiedy przegrasz mecz, a inaczej, kiedy wygrasz mecz. Cały czas musisz działać tak samo.
Bywa, że jesteś wkurwiony po meczu, że zawaliłeś i potrzebujesz mentalnego odpoczynku. Najgorsze byłoby podejście, że teraz sobie odpuszczamy, bo jest mniej ważny mecz, a przyszły tydzień zapieprzamy, bo gramy z Galatasaray i fajnie byłoby się pokazać. Nie ma czegoś takiego. Musisz cały czas robić to samo. Chcesz grać długo, i nie mieć do siebie pretensji, to znaj zasady. Czasami jest ochota, żeby sobie gdzieś wyskoczyć, zrelaksować się, to nie ma problemu, ale trzeba wiedzieć, kiedy i jak, umieć przewidywać, dostosowywać się do swojego kalendarza. Wiedzieć, kiedy można odpoczywać. Bo później, jak ci przyłożą dwa mocne treningi, to nie odkręcisz się do końca tygodnia. Trzeba sobie wszystko umiejętnie dozować.
Konrad Michalak i Daniel Łukasik śmiali się, jak przyszli do mnie, że w domu prowadzę aptekę. Bo mam te wszystkie witaminy, białko i inne rzeczy w takiej ilości, w takich miejscach po domu, że porobiło to na nich wrażenie. Spokojnie do końca roku cargo nie musi przyjeżdżać, bo jest tu tego tyle. Jestem w stałym kontakcie z dietetykiem, to też jest ważne.
A nie było u ciebie trochę tak, że jednak za swoich najlepszych piłkarskich czasów bardziej koncentrowałeś się na duże mecze niż na mniejsze i przez to też przydarzały się błędy w Ekstraklasie?
Starałem się, żeby tak nie było, ale tak, to prawda. Nakręcały mnie wielkie mecze, a później miałem problem z koncentracją w spotkaniach o mniejszą stawkę. A na obronie jest tak, że nie można sobie na to pozwolić. Stoper musi być skupiony i skoncentrowany cały czas. Człowiek chciał, ale nie mógł, coś go blokowało w głowie. Mega ciężko było grać w Lidze Mistrzów, w reprezentacji, spinać się na to, a potem jechać do Niecieczy czy innego mniejszego miejsca, i grać tak samo. A uwierz mi, doskonale wiedziałem, że na mecz z Niecieczą trzeba było się dwukrotnie mocniej motywować niż na spotkanie z Realem. Wychodziło to tak, że czegokolwiek nie zrobiłbyś w takim zwykłym, przeciętnym ekstraklasowym meczu, to nie mogłeś na tym w żaden sposób wygrać. Jak zagrałeś dobrze, to nikt cię nie chwalił, bo ty masz grać w Lidze Mistrzów i w kadrze, to twój poziom, tam się prezentuj. A jak zagrałeś średnio, to krytyka. Tylko perfekcja dawała spokój.
Najważniejsze mecze gra się w reprezentacji. Zostałeś kozłem ofiarnym przegranego meczu eliminacyjnego ze Słowenią. Już cię w kadrze nie ma i pewnie już nie będzie. Żałujesz?
Reprezentacja to piękna historia. Cudownie było być jej częścią.
Nie żałuję. Było, minęło. Zrobiłem dla kadry fajną robotę. Przez kilka lat, za kadencji trenera Adama Nawałki, grałem non stop. Grałem dobrze. Teraz jestem na innym etapie. Występuję w Turcji. Odpowiada mi to. Nie czuję się odrzucony. Był cel, spełniłem go, mam nowy cel, staram się go spełnić. Jakbym myślał negatywnie, to przyciągałbym do siebie wszystko, co złe. Jakieś kontuzje, urazy, niezadowolenie, frustrację, brak stabilności. Po co byłoby mi to potrzebne? Jestem w takim wieku, że pewne rzeczy sobie cenię. Nie chciałbym się miotać, nie mieć propozycji, mniej zarabiać. To spirala, która się nakręca, kiedy zaczynasz myśleć negatywnie.
Pozytywne myślenie. Dobra, jestem w Turcji, nie jest to marzenie z dzieciństwa, ale to fajna liga, fajne miejsce do życia. Dopiero byłem kapitanem Ankaragucu, wiesz o tym?
Widziałem. To na stałe?
Nie, tutaj tak nie ma. Wolą albo Turków, albo tych z najdłuższym stażem, którzy byli niedysponowani w ostatnich meczach, więc ja założyłem opaskę. Ale tak czy siak, zaczynasz być pewny siebie i swojej wartości, kiedy dostajesz opaskę kapitana na mecz z Galatasaray, po niecałych dwóch latach w klubie. A uwierz mi, że liga turecka dla obrońcy łatwa nie jest.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Fot. Newspix