Na początku sezonu mówiło się, że Waldemar Fornalik i Michał Probierz są największymi wrogami przepisu o młodzieżowcu. Ale u Probierza pierwszy skład wywalczył Niemczycki, grając ostatnio bardzo pewnie. U Fornalika jakkolwiek szału nie ma, tak przebłyski pokazał Pyrka, nawet Steczyk dał z siebie coś produktywnego. Lechia natomiast jest uziemiona z Makowskim, któremu do rozwoju naszym zdaniem przydałaby się solidna konkurencja, a tej tymczasem nie ma. Jak tak dalej pójdzie, Stokowiec w okolicach jedenastej kolejki założy czapkę z daszkiem, kupi zestaw testów maturalnych, założy sobie TikToka i będzie próbował wmówić sędziemu, że wczoraj miał osiemnastkę.
Makowski jest w zasadzie esencją problemu. Były piłkarz popularnego WUKS-u Rosanów irytował nas już w zeszłym sezonie, a w tym jest jeszcze gorzej. Jak na młodzieżowca wykręcił już sporo meczów w lidze, ponad pół setki, ale teraz nieśmiertelne pytanie:
Ile dobrych?
Średnia naszych not – 3.33. Tylko jeden raz obronił notę wyjściową – kiedy Lechia prała 4:0 Podbeskidzie, w czym, nie ukrywajmy, Makowski po prostu nie przeszkadzał. Jest piłkarzem środka pola bez jakichkolwiek liczb, co nie jest przypadkiem, bo gra mało do przodu. Patryk Sokołowski też nie wykręca double-double, jak na środkowego pomocnika ma problem, ale u niego znacznie częściej widzimy celne przerzuty, próby dograń, sensowne podpięcie się w akcje ofensywne. Makowski może jeszcze pójdzie w jakimś kierunku, ale na ten moment piłkarzem archaicznym: od przerywania akcji. Od walki. No sorry, może taka rola sprawdziłaby się w Zagłębiu Wałbrzych 87/88, ale w 2020 nie sprawdza się nigdzie.
Przydałaby się dla niego alternatywa, ale tej Lechia nie ma.
W kadrze jest sympatyczny Eryk Mirus, siedemnastoletni bramkarz, który wskoczy w tym sezonie do składu, jeśli Kuciak i Alomerović zatrują się salmonellą. Jakub Kałuziński – rocznik 2002, ofensywny pomocnik – był przymierzany na początku sezonu. Miał trzy występy z zeszłego, trafił bramkę Stali Stalowa Wola w Pucharze Polski, dostał sporo minut z Wartą i Rakowem. Ale widać dla chłopaka było za wcześnie. To talent, ale gdy spytać – no dobrze, a co mi dasz w tej kolejce ligowej, wypada gorzej. Na podobnej zasadzie wygląda to z Kacprem Urbańskim z rocznika 2004, podobno wybitnie utalentowanym, który dostał w tym sezonie 10 minut z Rakowem – ma jeszcze czas. Trudno wymagać, by między lekcjami online z przyry wchodził do ligowej rąbanki i to dźwigał. Może po cichu liczyliśmy na błysk Kałuzińskiego czy Urbańskiego, ale to, że jeszcze nie dali rady, nie jest zaskoczeniem.
Minuty w Pucharze Polski ze Stalą, w lidze z Podbeskidziem i Pogonią złapał Mateusz Żukowski, rocznik 2001, który debiutował w lidze trzy lata temu. No cóż, patrząc przez ten pryzmat, szczególnego rozwoju nie widać. Nie jest to ktoś, komu możesz zaufać, że wejdzie i da przynajmniej ligowy poziom.
Z rocznika Makowskiego, ostatniego młodzieżowego, są w kadrze Rafał Kobryń i Mateusz Sopoćko. Co do Kobrynia to zachodzi podejrzenie, że po prostu nie dojeżdża na tym poziomie. Dostał 45 minut z Górnikiem, został zdjęty w przerwie i tyle go w lidze widziano. A kto pamięta jego zeszłoroczne występy, ten wie, że zaskoczenia nie ma.
To przeciętny piłkarz, który w najlepszym wypadku, spinając się, mając swój dzień, może by nie przeszkadzał drużynie – alternatywa więc dla gry Makowskiego żadna. Za przeciętniaka potencjalny przeciętniak.
Najwięcej nadziei w Lechii latem miano wobec Mateusza Sopoćki i w sumie to pokazuje jakie Lechia ma braki wśród młodzieżowców. Sopoćko, owszem, zagrał w zeszłym sezonie dziewiętnaście meczów w Podbeskidziu, ale no właśnie – tylko dziewiętnaście, z czego pięć w wyjściowym składzie. Łącznie trzy bramki, ale 741 ligowych minut. Lechia pokładała więc nadzieje w rezerwowym beniaminka. I widać to też po pierwszym składzie na Stal, a także na Raków czy całej połówce z Górnikiem. I jedyne, co się udało, to że niektórzy zaczęli dzięki jego grze myśleć „NIE NO, TEN MAKOWSKI TO NIE JEST MOŻE TAKI ZŁY”.
Otóż na tle innych młodzieżowców Lechii, tego co mogą dać tu i teraz – pewnie nie.
Ale to sprawia, że Makowski, który może potrzebowałby impulsu, konkurencji, jest praktycznie żelaznym elementem składu Lechii. Na miejscu Piotra Stokowca szukalibyśmy innych sposobów motywacji: na przykład przypomnienie losów Kamila Wojtkowskiego, który ma 76 meczów w lidze, jeszcze w zeszłym sezonie jako młodzieżowiec grał sporo. Teraz, rywalizując na równych prawach ze wszystkimi, nie ma go nigdzie. Zaraz listopad, a Wojtkowski prawie dwóch tysięcy minut w zeszłym sezonie ESA nie przełożył na zatrudnienie gdziekolwiek.
Fot. FotoPyK