Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to już nie jest mecz o tej samej randze, co kiedyś. Nie zmienia to faktu, że dzisiejsze „El Clasico” przyciągnie przed telewizory setki milionów kibiców z całego świata. Problem polega w tym, że rozsiądą się w swoich kanapach bardziej z sentymentu niż… możliwości obejrzenia futbolu na najwyższym poziomie.
Na Camp Nou przyjedzie zespół, który tylko w ostatnich dniach zdążył się skompromitować z beniaminkiem z Kadyksu oraz mocno osłabionym Szachtarem Donieck. Jak to w ogóle brzmi? Mistrzostwie Hiszpanii przegrywają z zespołem, którego przeciętny kibic piłki nożnej miałby problem wymienić trzech zawodników, a w następnym meczu dostają do przerwy 0:3 w łeb od dzieciaków z Ukrainy. Teraz ich rywalem będzie drużyna w rozsypce, z nieustającymi aferami, dopiero budowana przez nowego szkoleniowca. To smutny opis dwóch największych hiszpańskich klubów, ale taka jest rzeczywistość.
Sezon dla Realu zaczął się jeszcze nie najgorzej, bo chociaż często na jego grę nie dało się patrzeć, to udawało mu się w miarę regularnie punktować. „Królewscy” z zespołu, który trzy razy z rzędu zdobywał Ligę Mistrzów, stali się drużyną praktycznie bezpłciową, niemającą w swoich szeregach kogoś, kto wziąłby na swoje barki odpowiedzialność za strzelanie goli.
Są niby Vinicius czy Karim Benzema, ale obaj nie grają obecnie na miarę swoich możliwości. O Edenie Hazardzie to nawet lepiej nie wspominać. Podopieczni Zinedine Zidane’a w pierwszych pięciu kolejkach La Liga strzelili zaledwie sześć bramek, co jest więcej niż rozczarowującym wynikiem, a przecież z zespołów z czołówki mierzyli się tylko z Realem Sociedad.
Barcelona rzeczywiście wygląda trochę lepiej i to ona będzie faworytem sobotniego starcia, ale w Katalonii wcale nie jest też tak kolorowo. Saga z odejściem Josepa Bartomeu wydaje się nie mieć końca, a sam klub popada w coraz większe zadłużenie. Na boisku jeszcze nie ma tragedii, ale i „Blaugranie” zdarzyło się przed tygodniem przegrać z Getafe. Strata punktów nie wynikała z przypadku – samym posiadaniem piłki meczu nie wygrasz.
Wcześniej spotkania Barcelony z Realem Madryt były starciem dwóch najlepszych ekip Starego Kontynentu. Mogły ze sobą grać pięć razy w roku, a to i tak nigdy się nie nudziło. Najważniejsza była rywalizacja. Na każdej płaszczyźnie, na każdej pozycji. Od bramkarzy, przez defensorów, po pomocników, a kończąc na tym najważniejszym pojedynku, nieraz istotniejszym od samego wyniku – Cristiano Ronaldo z Leo Messim.
Odejście Portugalczyka do Juventusu sprawiło, że „El Clasico” dużo straciło na swojej atrakcyjności. Krzysztof Cugowski z Budki Suflera śpiewał, że: „do tanga trzeba dwojga” i miał rację. 6 maja 2018 roku skończyła się pewna era.
Może jeszcze nie byłoby tak źle, gdy obie drużyny były w bardzo dobrej dyspozycji i mielibyśmy pewność, że na pewno spędzimy miło czas. Tylko że takiej gwarancji nie mamy – żaden z zespołów nie będzie chciał szybko stracić gola i może to przypominać bardziej piłkarskie szachy, a nie futbol na najwyższym poziomie.
Czy jest więc jakiś powód, niewynikający ze zwykłego poczucia obowiązku, żeby obejrzeć dzisiejszy mecz? Tak.
Niewykluczone, że to będzie ostatnie starcie z Realem na Camp Nou dla… Leo Messiego. W 2007 roku 19-letni wówczas piłkarz z Rosario zdobył swojego pierwszego hat-tricka w karierze, a Iker Casillas mógł jedynie wyciągać futbolówkę z siatki. Łącznie w „El Clasico” strzelał 26 razy, ale na 27. gola z „Królewskimi” czeka już od ponad dwóch lat.
Argentyńczyk nieustannie przeciąga swoją decyzję o odejściu z Barcelony, latem był już jedną nogą w Manchesterze City, gdzie znów prowadziłby go Pep Guardiola. Ostatecznie zdecydował się zostać na sezon 2020/21 w stolicy Katalonii, ale w przyszłej kampanii będziemy go już chyba oglądać w nowych barwach. Pod względem sentymentalnym, to może być jeden z najważniejszych meczów dla 33-latka w karierze.
Drugim istotnym powodem, ale teraz ważniejszym dla kibiców drużyny z Madrytu, jest fakt, że to może być nie tylko ostatni klasyk Zinedine Zidane’a, ale też jego ostatniego spotkanie w roli szkoleniowca Realu!
Zarząd i fani nie są zadowoleni z ostatnich wyników zespołu i znów ma się wrażenie, że coś się wypaliło. Francuz ma na tyle silną pozycję w klubie, że to on sam musiałby złożyć rezygnację, ale niewykluczone, że po kolejnej kompromitującej porażce właśnie tak postąpi.
Mówi się o tym, że Florentino Pérez kontaktował się już w tej sprawie z Mauricio Pochettino. 48-letni Argentyńczyk pozostawał bez pracy od czasu odejścia z Tottenhamu, z którym niespodziewanie zaszedł do finału Ligi Mistrzów.
Na korzyść Zidane’a przemawia fakt, że w roli szkoleniowca „Los Blancos” jeszcze nie przegrał na wyjeździe z Barceloną. Jego bilans w tym kontekście to trzy remisy i dwa zwycięstwa. Ostatni raz, gdy mierzył się z „Dumą Katalonii” na jej stadionie, nie oglądaliśmy bramek.
Barcelona z Realem doprowadziły do tego, że przed do niedawna najważniejszym meczem w piłkarskim kalendarzu, nie mamy teraz praktycznie żadnych większych oczekiwań. Chcielibyśmy się pozytywnie zaskoczyć, siedzieć przez dwie godziny wgapieni w ekran telewizora, laptopa czy telefonu, ale wiele wskazuje na to, że dostaniemy klasyk bez emocji, a to one są w futbolu najważniejsze.
BARTOSZ LODKO