Historie o wojownikach z dalekiego Kaukazu momentami ocierają się o śmieszność. Przypominają bardziej legendy ludowe z domieszką scenariuszy rodem z anime. Ale Chabib Nurmagomedow pokazał światu, że gdzieś na kaukaskiej wiosce naprawdę może narodzić się facet zdolny do zapasów z niedźwiedziami i do dominacji w Lidze Mistrzów sportów walk. Dagestański Orzeł dziś znów stanie do obrony pasa wagi lekkiej w UFC. Media zapowiadają galę UFC 254 jako wydarzenie roku w światowym MMA, a Justin Gaethje ostrzy sobie zęby na to, by popsuć najbardziej idealny z idealnych rekordów w mieszanych sztukach walki.
29 zwycięstw, 0 porażek. Dla wielu zawodników MMA idealny bilans walk z gali na galę staje się coraz większy ciężarem. Jesteś niepokonany, więc ktoś chce wreszcie zastąpić zero tą jedynką w rubryce twoich porażek. Trochę na zasadzie „bij mistrza”, trochę przez ludzką złośliwość, ale przede wszystkim dlatego, by zrzucić cię z piedestału.
Chabib jest jednym z dwóch niepokonanych mistrzów UFC na ten moment. Drugi z nich – Israel Adesanya – obronił pas wagi średniej w tym roku. Ale „Style Bender” dopiero dobił do bilansu 20-0. Dagestańczyk zaraz otworzy trzecią dziesiątkę swoich zwycięstw w zawodowym MMA. A przecież niejednemu wydawało się, że znalazł kod do szafki Chabiba. Dustin Poirer – jeden z najbardziej krwawych zawodników UFC – myślał, że utrzyma mistrza w stójce, że rozetnie mu twarz, że sprawi ból Chabibowi. A gdy ten dopadł do niego przy siatce klatki, Poirer mógł bezradnie patrzeć w kierunku swojego narożnika. Zanim w 3. rundzie Nurmagomedow poddał go przez duszenie, Dustin rzucił tylko spojrzenie swoim trenerom. Jakby pytał „ej, co teraz?”. A przecież teoretycznie każdy wie, jak walczy Chabib – dlaczego więc nikt nie może znaleźć na niego sposobu?
„Na ulicy bym cię zabił. Zjadłbym cię”
– Pojechaliśmy raz do niego. Tam do Dagestanu. Poszliśmy z Chabibem i Machaczewem (inny zawodnik UFC) na jakiś piknik z końmi. I, zrozum, ci goście, czyli wielkie postacie UFC, szli z dzieciakami i one się bawiły w zapasy. Oni też. Tak po prostu uprawiali zapasy na jakimś cholernym pikniku. Ktoś kogoś pokonał, ktoś przegrał. Podawali sobie dłonie, ściskali się i szli dalej. Tak po prostu dla zabawy, kumasz? – opisywał Javier Mendez, jeden z najlepszych trenerów MMA na świecie, szef American Kickboxing Academy.
– Bawi mnie, gdy ktoś pyta Chabiba „ej, bracie, a ile razy walczyłeś w walkach ulicznych?”. To pokazuje, że ludzie nie rozumieją naszej kultury – mówi Islam Machaczew, przyjaciel Chabiba: – To trochę tak, gdybym ja zapytałbym jakiegoś dzieciaka z Ameryki „ile razy grałeś w koszykówkę na osiedlu”. Nie liczysz tego, po prostu tak płynie czas, to styl życia.
A Nurmagomedow był wręcz skazany na to, by żyć w taki sposób. Od dzieciaka gonił legendę ojca – legendę sportów walki w ZSRR. Chabib zaczął trenować jako czterolatek, szlifował zapasy, sambo bojowe, judo. Pierwszy raz bił się na ulicy jako siedmiolatek. Tego wymaga miejscowa kultura – północny Kaukaz wymaga męskości. – W Dagestanie walczy każdy facet. Naprawdę. Każdy. Boks, zapasy, judo. Wszyscy trenują. 80-90% dzieciaków trenuje. Dlatego każdy chce i musi rywalizować. W szkole, na zajęciach, na ulicy. Taką mam kulturę. Nikt tego nie wypiera, po prostu żyjemy w taki sposób. Gdy wracasz do domu po lekcjach, to mama cię pyta „wygrałeś czy przegrałeś”, a nie „jak ci poszło w szkole?” – mówi Nurmagomedow.
Pewnie przez te doświadczenia Chabib został wytrącony z równowagi przed galą UFC, na której miał walczyć z Tonym Fergusonem. Jeden z najbardziej wyczekiwanych pojedynków w historii wagi lekkiej ostatecznie został odwołany przez kontuzję Fergusona. Ale ten i tak zdążył rozwścieczyć „Orła”. – Ten dzieciak? On nigdy nie bił się na ulicy. Hahaha… – mówi zawadiacko zza czarnych okularów, w ręce podrzuca piłkę bo baseballu.
Chabib najpierw nie może uwierzyć w to, co usłyszał. A później strzela jak z karabinu swoim łamanym angielskim. – Durniu, na ulicy bym cię zabił. Co ty gadasz. Wy Amerykanie nie potraficie się bić na ulicach. Jestem z gór, człowieku, zjadłbym cię w walce ulicznej…
– No tak, my właściwie od dzieciaka rywalizujemy na ulicy. Może dlatego Chabib trochę zwariował, gdy Tony mówił mu, że nic nie wie o walce na ulicy – wyjaśnia Machaczew. A Nurmagomedow miał tych walk jeszcze więcej niż przeciętny dzieciak z Dagestanu. Nosił na sobie ciężar nazwiska – każdy w okolicy wiedział, że jego ojciec był legendą sportów walki. Oczekiwania wobec młodego Nurmagomedowa były ogromne. I też on sam bardzo szybko zrozumiał, że jest świetny w tym, co robi.
– Czasami to wyglądało tak, że ludzie dzwonili do Chabiba, że mają problem, że ktoś chce ich tłuc. I on wychodził, bił się, wracał do domu. Bywało naprawdę ciężko, gdy jakieś wewnętrzne tarcia doprowadzały do tego, ze po stu chłopaków stawało naprzeciw siebie. Ale zamiast tłuc się jak jakaś armia, to każdy obóz wybierał swojego najlepszego zawodnika i oni byli się jeden na jednego. Kto miał Chabiba, ten miał szczęście.
Ale walki uliczne – w zapasach czy w klasycznym starciu na pięści – to dla miejscowych już tylko pocztówka z przeszłości. Krańce podwórek zbyt mocno płynnie przechodzą w patio rozmaitych mafii. Zamiast pięści są noże, zamiast duszeń do odklepania – strzały z pistoletu. – Walki uliczne były czymś fajny, bo zawsze po jej końcu podawałeś rękę rywalowi. Kilka takich osób, z którymi się mierzyłem, zostało później moimi dobrymi przyjaciółmi. Ale czasy się trochę zmieniły. Nikt nie chce się bić, każdy ma nóż lub broń. To jest zbyt bliskie śmierci, zbyt dalekie rywalizacji – przyznaje Machaczew.
– Dzisiaj walka na podwórku oznacza śmierci. To nie są żarty, serio. To nie są walki, sparingi czy treningi, tylko zagrożenie życia. Jeśli nigdy nie byłeś w takiej sytuacji, to po prostu tego nie załapiesz, tyle – dodaje Nurmagomedow.
Najlepszy od razu?
Do UFC trafił z imponującym bilansem 16-0. Był mistrzem świata w sambo, później zdominował gale MMA, a Dana White nie mógł dłużej opierać się „Orłowi”. Wyciągnął po niego rękę, podpisał z Chabibem kontrakt na sześć walk w UFC. Za pierwsze zwycięstwo w tej federacji Dagestańczyk dostał 16 tysięcy dolarów. Dzisiaj za samo wejście do oktagonu ma zapisane w kontrakcie 10 milionów dolarów.
– Nie sądzę, bym trenował kiedyś kogoś tak paskudnie dobrego, jak on – stwierdził wspomniany wcześniej Mendez. A zaznaczmy, że w jego AAK nie trenowali leszcze, ale m.in. legenda wagi ciężkiej Cain Velasquez czy jedna z największych gwiazd MMA w historii Daniel Cormier. – Jest niesamowicie wytrwały. Wszyscy mówią, że Chabib potrafi tylko wejść w nogi i położyć kogoś w parterze. Co mogę powiedzieć takim osobom? Żeby może oglądali te walki uważniej. Zresztą krytyka tego, że Chabib ma najlepszy parter na świecie, jest śmieszna. To element walki. A przeciwnicy nie wiedzą co mają do cholery zrobić z Chabibem. Później słyszę „kiedy wreszcie zacznie walczyć w stójce?”. A po co miałby to robić? Nikt go nie pokona na ziemi. A jeśli ktoś go pokona, to może wtedy zaczniemy przygotowywać się inaczej.
Oczywiście, że Nurmagomedow lubi prowadzić walkę w parterze. Kocha zapasy, uprawia je w swoim stylu, nieocenione jest też jego doświadczenie z sambo. Ale w UFC jest wielu wyśmienitych graplerów. On jest jednak krok przed resztą.
– Mieliśmy okazję trenować wiele razy. Ta presja, którą wywiera na tobie w parterze podczas treningu… On nie musi cię ranić czy rozcinać, ale ta presja powoduje, że wpadasz w panikę – mówi Ali Abdelaziz, jeden z najpotężniejszych menadżerów w świecie MMA: – Kontroluje twój oddech. Układa się na tobie. Jest jak ten statek na morzu, który zawsze jest na powierzchni, zawsze zachowuje równowagę. Rozumiesz o co chodzi? Jeśli nie, to tego nie zrozumiesz do momentu, w którym przejmie nad tobą kontrolę w parterze. Zapytaj Poirera – on to wie. Zapytaj McGregora – on też to rozumie.
Sparingi z niedźwiedziami
Ottman Azaitar, sparingpartner Chabiba i zawodnik UFC wyjaśnia, że siłę Dagestańczyka trudno nawet wyjaśnić. Oczywiście, że technicznie jest fenomenalny. Natomiast jeśli spojrzeć na jego sylwetkę w oktagonie, to ta tak imponująco nie wygląda. Nurmagomedow jest umięśniony, ale nie wygląda jak napakowana maszyna do zabijania. Do Joela Romera czy George’a St Pierra dużo mu brakuje. Ale nawet w kategorii do 155 funtów znajdziemy bardziej nabitych i umięśnionych zawodników.
– To jest coś takiego, od czego trudno uciec. Po prostu on zawsze jest na górze w parterze. Jak jakiś komar, który na tobie siedzi, a ty próbujesz go strącić i nic to nie daje. Nie wiem… Nie potrafię tego wyjaśnić. Może po prostu wie, jak wykorzystać swoją wagę. Ale nie, bo to przecież nie tylko waga i dominację. On ma chorą siłę w rękach. Jak złapię cię w kimurę albo w duszenie zza pleców, to czujesz na sobie jakiś inny rodzaj mocy – mówi Azaitar.
Nie brakuje takich, którzy żartowali, że mistrz musiał trenować w dzieciństwie z niedźwiedziami. I kilka lat temu do sieci trafił film, który pokazuje… kilkuletniego Chabiba obracającego w parterze młodego niedźwiadka.
Punahele Soriano, zawodnik UFC: – Na ogół jest tak, że gdy ludzie mają mocne uściski, to po prostu czujesz opór. Ale w treningach z nim wydawało się, że te jego ręce po prostu tam są. I tyle. Uchwyt był miękki, ale cokolwiek robiłem, to on nawet nie drgnął. To było dziwne. Próbowałem, ale z jakiegoś powodu nie mogłem zerwać jego uścisku. Jest absurdalnie silny.
Według wielu sekret niebotycznej siły Chabiba tkwi w tym, jak potrafi utrzymywać równowagę i jak panuje nad ciałem – nie tylko swoim, ale i rywala. Analitycy MMA wskazują na mnóstwo momentów w walkach Dagestańczyka, w których ten wpuszcza w maliny facetów z elitarnymi pasami w kilku sportach walki. Przy tym zachowuje irracjonalny spokój. Nerwy puszczają mu niezwykle rzadko – jedynie wtedy, gdy konflikt zaczyna mieć podłoże personalne. Jak wtedy, gdy Connor McGregor obrażał jego żonę, jego religię, ostatecznie rzucił nawet krzesłem w szybę autokaru, w którym siedział Nurmagomedow wraz z innymi zawodnikami.
Gaethje chce, by Chabib zobaczył własną krew
Przed walką z Justinem Gaethjem nie ma złej krwi między nimi. Jest sporo wzajemnego szacunku. Chociaż Chabib rzucił „Highlightowi” mocną ripostę w łączonym wywiadzie dla ESPN. Gaethje stwierdził bowiem, że chciałby jako pierwszy zawodnik w UFC rozciąć twarz Nurmagomedowa. By ten zobaczył krew. Pretendent sugerował, że widok własnej krwi w klatce może sprawić, że mistrz straci swój spokój i równowagę.
Chabib, gdy to usłyszał, gorzko się roześmiał, a później wyrzucił z siebie właściwie bez cienia emocji słowa: – Tak, nie widziałem własnej krwi w klatce. Ale żyję w Dagestanie. Widziałem tu dużo krwi. Bardzo dużo. I krew na pewno mnie nie zatrzyma.
Być może Gaethje jest tą osobą, która faktycznie wreszcie przetnie skórę Chabiba w oktagonie. O Amerykaninie mówi się, że w klatce uosabia przemoc. W swoich początkach UFC wyglądał trochę tak, jakby wchodził do oktagonu z prostym nastawieniem – ktoś tu dzisiaj zginie, albo ja, albo on. Przyjmował absurdalną liczbę ciosów na twarz, ale i absurdalnie często kontrował. Mądrości w walce – jak sam przyznawał – nauczyły go porażki. Zaczął walczyć mądrzej, choć wciąż paskudnie brutalnie. Jego wygrana nad Tonym Fergusonem nie nadawała się do oglądania przez widzów o słabych nerwach.
Ferguson to człowiek, o którym powstało mnóstwo memów. Taki Chuck Norris MMA – to on przerywa walkę, gdy sędzia ma już dość. To on wystawia noty sędziom punktowym. To on dzwoni do Dany White’a by ustawić walkę swojemu rywalowi. Ferguson słynął z tego, że w oktagonie jest szalony, ale i morderczo niebezpieczny. Jego rywale kończyli starcia z twarzami, które dosłownie ociekał krwią. Nieprzypadkowo dostał pseudonim „el Cucuy” – po mitycznym monstrum, które karmi się strachem.
I tenże Ferguson został przez Gaethjego zmasakrowany. Nie mógł użyć swoich łokci, nie był skuteczny w okopywaniu nóg rywala, nie mógł działać w parterze. Ten postrach wagi lekkiej został rozbity przez swojego rywala do tego stopnia, że choć chciał się utrzymać na nogach, to nie mógł – tańczył, balansował, był bliski przewrócenia się. Ostatecznie sędzia przerwał to starcie, bo Tony już nie kontaktował.
Wówczas stało się jasne, że Gaethje będzie kolejnym pretendentem w walce o pas wagi lekkiej. Po walce z Tonym dostał nawet pas tymczasowy, ale odrzucił go na ziemię zaraz po tym, jak Dana White zawiesił mu go na biodrach. – Dlaczego to zrobiłeś? – pytał go Joe Rogan?
– Bo go nie chcę. Chcę ten prawdziwy – mówił Gaethje. „Ten prawdziwy”, czyli ten, który dzierży Chabib. Do podobnej sceny doszło też już na Yas Island, gdzie odbędzie się gala. Najpierw Gaethje pozował do zdjęć z pasem tymczasowym, ale po chwili odrzucił go na ziemię. Nurmagomedow miał swój pas przewieszony przez bark, Gaethje pozował z pustymi rękoma. – To część mentalności. Gdybym chwalił się pasem tymczasowym, to tak, jakbym był już z niego zadowolony. A on tak naprawdę nie ma wartości. Liczy się tylko ten pas, który ma najlepszy zawodnik – wyjaśnia pretendent.
To bez wątpienia wydarzenie roku w całym UFC. Z jednej strony niepokonany mistrz, który kocha parter i który w zawodowym MMA przegrał jedną (!) rundę. Naprzeciw niego facet, który w UFC wszystkie swoje walki wygrał przed czasem i który zgarnął wszystkie możliwe bonusy za walki wieczoru. Metodyczne zapasy kontra brutalna siła. Dagestan kontra Arizona.
Faworytem jest aktualny mistrz. I nie ma co się dziwić, bo przecież Dustin Poirer przed walką o pas z Chabibem był w niemal identycznej sytuacji jak Gaethje. Wówczas też pytano „jeśli Poirer go nie rozetnie, to kto?”. Skończyło się duszeniem i poddaniem. Dziś może być podobnie, choć… jeśli nie Gaethje, to kto zatrzyma człowieka, który tańczył z niedźwiedziami?
DAMIAN SMYK
fot. NewsPix
źródła: ESPN, Guardian, The Athletic, UFC