Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

22 października 2020, 21:48 • 5 min czytania 40 komentarzy

Gdy Lech strzelał pierwszą bramkę, na powtórce każdy Polak mógł wyczytać z ust Puchacza soczyste “MOŻNA KURWA”.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Gdy Crnomarković naciśnięty pressingiem oddał piłkę za darmo w aut, zebrał opieprz za minimalizm. Za brak podjęcia nie walki jako takiej, a walki o grę w piłkę.

Jakub Kamiński przy drugim golu w zasadzie był kryty przez dwóch piłkarzy Benfiki, a nie robił sobie z tego nic. Do tego efekciarskie, choć godne zauważenia elastico Marchwińskiego. Gra na całym boisku ze strony Modera. Ciągłe szukanie pozycji przez Skórasia. Nawet Jorge Jesus wyskakujący z ryjem do bramkarza za to, że tenprzy wyniku 3:2 tak szybko zaczął akcję, zamiast uspokoić, trochę zyskać czasu. Wniosek?

Pamiętam jak Sebastian Mila opowiadał o wyjeździe na Manchester City. Jak myślał, że to jest szczyt, raj, o którym nie sądził, że go osiągnie.

Nie, nie mówię o wyniku czy bramce z rzutu wolnego.

Reklama

Sebastian myślał tak przyjeżdżając na stadion.

Mając perspektywę mierzenia się z angielskim zespołem w pucharach.

Samo wyjście z nimi na boisko było sukcesem.

Wynik nie grał już roli. Przyjemnie się ułożyło, że wtedy akurat finalnie ją też odegrał, ale co nie zmienia faktu, że według mnie pokazywało to troszkę pewne kompleksy dawnego pokolenia piłkarzy. W którym też było wielu utalentowanych zawodników, ale którzy być może ze zbyt wielkim respektem podchodzili do Zachodu. Czy w ogóle do zagranicy. Myślę, że to może mieć jakieś głębsze korzenie – jesteśmy jacyś mocno wyczuleni na punkcie tego jak nas postrzegają zagranicą, jakakolwiek pochwała stamtąd od razu zyskuje piętnaście razy do wagi. Gdzieś się ten model myślenia mógł utrwalić, nawet daleko od futbolu. Choć i on swoje dołożył klątwą Antoniego Piechniczka, szesnastoletnią absencją w finałach wielkich imprez, różnymi patologiami i marnowaniem talentów na pęczki.

Polski piłkarz kiedyś, jak mi się wydaje, łatwiej się zadowalał.

Jest kontrakt w zagranicznej lidze, no to czego chcieć więcej. Już osiągnąłem co chciałem.

Reklama

Nawet Lewandowski być może na to chorował, bo jak wyjeżdżał z Polski, to miał cel, żeby tu nie wracać. Utrzymać się w Bundeslidze.

Albo jak z tymi młodymi piłkarzami przed kilku laty, którzy po pierwszym tłustym kontrakcie w ESA zazwyczaj tracili formę, bo tracili motywację.

Wyobrażacie sobie, że Puchacz albo Kamiński tracą motywację, bo dostali ładne pieniądze co miesiąc?

Podobała mi się wypowiedź Puchacza o tym, że Mainz może przyjechać do Poznania i dostać tu w trąbę. Być może ta wypowiedź kiedyś ugryzie go w dupę. Kibicuję, aby nie. Natomiast patrzyłem na mecz Lecha z Benficą i widziałem brak kompleksów ze strony Lecha jako takiego, a więc siłą rzeczy też młodych Lechitów. Brak obaw. Zero respektu. Jesteście, no to gramy.

Młodzi polscy piłkarze nie chcą już tylko gdzieś się załapać. Nie chcą uczestniczyć, nie przeszkadzać na wielkiej scenie. Młodzi polscy piłkarze chcą zdobywać świat. Chcą zerwać z minimalizmem polskiej piłki. Pokazują, że polski produkt eksportowy nie musi się koniecznie kojarzyć z przygotowaniem fizycznym, nieustępliwością, dawaniem z wątroby, a po prostu z grą w piłkę. Rewolucja w mentalności piłkarzy, która zaczęła się kilka lat temu, cały czas ewoluuje.

Lech Poznań przegrał mecz i oczywiście jest to spotkanie, które trafi do gabloty honorowych porażek polskiego futbolu, a która jest większa niż ten magazyn z Indiany Jonesa. I jakkolwiek mam naprawdę serdecznie ich dość, tak nie da się zapomnieć w jakich realiach grał Lech.

Ktoś konkretnie pokpił sprawę dopuszczając do sytuacji, w której na stoperze gra Dejewski. Który miał dzisiaj udane zagrania, w tym jeden znakomity wślizg zatrzymujący akcję czterech na trzech, który nie może być uczyniony kozłem ofiarnym, i który jest symbolem głównie braków kadrowych Kolejorza. Trudno jest nie zadać pytania co by było z tym meczem, gdyby ogółem para stoperów była dzisiaj postaciami wiodącymi, a nie takimi, za które trzeba nadrabiać. Nie da się przeciw Benfice zrobić wyniku mając tak przeciętny środek obrony. Najlepsze, co mógł zrobić Lech, to iść na wymianę ciosów, bo murarka i tak nie zdałaby egzaminu.

Rzecz w tym, że Kolejorz tę wymianę ciosów udźwignął.

Udźwignął w tym sensie, że w ogóle był do niej zdolny.

Udawała się kombinacyjna gra, akcje oskrzydlające, kontry, ale też klepka w polu karnym, czy nawet piętki.

Udawał się dobry futbol z zespołem, który coś też w tej dyscyplinie umie.

Natomiast przestrzegałbym kibiców Lecha przed hurraoptymizmem. Wiadomo, że w pucharach sukces jest – awans do grupy, teraz pewnie odważne granie, wpadnie jakiś punkt, drugi, podbije się też cenowy bębenek, zwiększy markę. Ale ten mecz mi pokazał, że Lech świetnie wygląda na tle rywala, który też chce atakować, czyli takiego, który zostawia dużo miejsca. Jak to wygląda, gdy rywal się broni – widzieliśmy w Białymstoku. Widzieliśmy z Wartą. Lech w tym sezonie ma problemy z prowadzeniem gry przeciwko zespołom, które na wymianę ciosów iść nie chcą, a takie mecze czekają go głównie w lidze.

Dwie ostatnie edycje Kolejorza w fazie grupowej europejskich pucharów łączone były z brakiem awansu do tychże. Powrót do takiego modelu robi rankingowe dziury, których nijak w rankingu UEFA nie da się załatać. Nie może sobie Lech pozwolić na taką wtopę. A na ten moment pozycja Lecha w tabeli, przy tak wielkim potencjale ofensywnym, przy umiejętności uprawiania piłki nożnej na sensownym poziomie, to coś flirtującego ze skandalem.

Moim zdaniem i kibice Lecha, którzy będą sądzić, że OK, może być, bo puchary nadrabiają, bo fajna przygoda, bo niesienie sztandaru polskiej piłki całej jesień, więc można wybaczyć gorszą dyspozycję w lidze, będą szkodzić Lechowi. Ja rozumiem, że czeka Kolejorza niewyobrażalny maraton jesienią. Ale do tego też można się było przygotować. Środki były. Trzeba wymagać. I rozliczać.

A Lech ma zespół, który powinien grać o mistrza, nie o jakąś czołówkę, nie tylko o puchary. Widzimy jego jakość na tle lepszych, bogatszych lig. A w tym momencie, w krótszym sezonie, bez rundy finałowej, w czołówce go nie ma, jest za toporną Pogonią Szczecin, choć ta miała mecz mniej do rozegrania.

Nie jest tak łatwo w polskich warunkach, przy ograniczonych budżetach, wielkiej konkurencji o zawodników, przy tym jakie opcje i jak szybko mają młodzi Polacy, zbudować dobry zespół. Lech o tym wie dobrze, w ostatnich latach bywało, że nawet sypał kasą, a nie zawsze żarło. Tym razem się udało. Pojawiła się chemia, odpowiednia mieszanka, trochę też szczęścia.

Ale ten sezon, choć za zły już nie będzie uchodził, wciąż może się kojarzyć z niewykorzystaną szansą.

Pytanie: czy jako porażkę z minimalizmem innego rodzaju.

Leszek Milewski

Fot. NewsPix

 

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Patryk Stec
5
Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”
Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
7
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Felietony i blogi

Komentarze

40 komentarzy

Loading...