Starszy brat wykłada matematykę na Oxfordzie, młodszy próbuje sił w hip-hopie, a Robert Pich gra w piłkę w Śląsku Wrocław. Polskę odwiedzał od małego, bo jego rodzice przyjeżdżali do Krosna na zakupy. We Wrocławiu czuje się jak w domu. Dlaczego bawi go, gdy widzi, że Dusan Kuciak wścieka się na meczu? Dlaczego najgorętsza jest dla Słowaków rywalizacja z Węgrami? Co sądzi o wspieranym przez Węgry słowackim klubie DAC Dunajska Streda? Co sprawia, że trener Lavicka staje się nerwowy? Dlaczego po przegranych meczach nie odbiera telefonu od taty? Rozmowa z czołowym piłkarzem Śląska Wrocław, zapraszamy.
Co myślałeś o polskiej piłce zanim do nas przyjechałeś?
Wiedziałem, że macie nowoczesne stadiony, że na mecze chodzi wielu kibiców, że jest atmosfera. Wiedziałem, że to liga dużo chętniej obserwowana, łatwiej się pokazać, wybić. Wszystko się potwierdziło. Co do gry, to miałem styczność z polskimi drużynami w kilku sparingach. Po nich myślałem, że gracie bardziej fizycznie niż na Słowacji.
No bo tak jest chyba. Każdy obcokrajowiec, który pojawia się w ESA, w pierwszym wywiadzie mówi o fizyczności ligi.
Nie chodzi o to, że trzeba być nie wiadomo jak silnym czy wybieganym, ale dostajesz piłkę, od razu pressing, ktoś doskakuje. Na Słowacji tego miejsca jest więcej. Gra się może technicznej, ale wolniej. Nie to tempo. Przyjmiesz, zastanowisz się, zagrasz. Z drugiej strony, jak wyjechałem do Kaiserslautern, znowu tempo poszło o poziom wyżej. Wróciłem z Niemiec do Polski i nagle myślałem: no, można grać, jest miejsce. Kwestia perspektywy.
To dlatego ci nie wyszło w 2. Bundeslidze?
Trenerem, który mnie ściągał do Kaiserslautern, był Kosta Runjaic. Przyjechałem. Po miesiącu zwolniono trenera Runjaica. Do dziś się z tego śmiejemy jak spotkamy się na ligowym meczu. Akurat jak przyszedł nowy trener, doznałem kontuzji łydki. Miesiąc nie mogłem ćwiczyć. Później stawiał na innych.
Ja wiem, że to brzmi wymówkami. Ale byłem zły, że nie dostawałem szans. Rozumiałbym, gdyby drużyna wygrywała. Nic nie mógłbym wtedy powiedzieć. Ale byliśmy na dole cały czas, porażek dużo, a skład ten sam. Byłem tam nieszczęśliwy.
Miałeś inne opcje zanim poszedłeś do Kaiserslautern?
Jeden klub z ligi tureckiej, choć nie doszło do oficjalnej oferty. Wiem też, że była oferta z Legii, ale dawny prezes, Paweł Żelem, nie chciał żebym tam szedł. Wolał mnie posłać za granicę.
Wolałbyś iść do Legii?
Powiem inaczej: nie wierzę piłkarzom, którzy mówią, że nie poszliby do tego klubu, tamtego. Takie jest życie piłkarza. Masz mało czasu, bo kariera jest krótka, i próbujesz zajść jak najwyżej. Każdy jest ambitny, każdy ma wobec siebie jak największe wymagania, każdy chce się rozwijać. Może jak grasz od początku w Realu i Barcelonie to łatwo jest powiedzieć: ja nigdzie indziej nie przejdę. Bo już nie ma gdzie wyżej pójść.
Łatwiej zostać Tottim w Romie niż w jakimś średniaku.
To normalne, że czujesz sympatię do jednego, drugiego klubu, ale idziesz grać gdzie indziej. Ta sympatia nie mija jak odchodzisz. Ja mam sympatię do wszystkich klubów, w których grałem. Obserwuję jak im idzie, kibicuję tym drużynom. Natomiast każdy chce się rozwijać.
Masz takie decyzje w swojej karierze, których żałujesz?
Można gdybać. Może trzeba było zamiast iść do Niemiec, to zostać jeszcze w Śląsku. Może byłyby lepsze oferty, może żadne. Nie wiem. Piłkarz nic nie wie. Nie wie czy nie złapie kontuzji. Nie wie czy nie zmieni się trener, a nowy będzie miał inną koncepcję. Wszystko się może nagle zmienić. Trzeba by być jasnowidzem.
Kiedyś, lata temu, jeszcze grając z Żylinie, miałem ofertę z Łudogorca Razgrad. To były ich początki, jeszcze nie byli tak znani. Odmówiłem. A potem tak się rozwinęli, że rok w rok grali w europejskich pucharach. Może tam wystąpiłbym w Lidze Mistrzów. Ale mi się wtedy bułgarska liga nie wydawała ciekawym krokiem. Nie ma co przesadnie patrzeć czy mogło być tak, a nie inaczej. Szanuję to, co jest teraz. Bo mogło być pewnie lepiej. Ale mogło być i gorzej.
Jak usłyszałeś te kilka lat temu pierwszy raz, że chce cię Śląsk, to co pomyślałeś w pierwszej chwili?
Że trzeba zadzwonić do mojego kolegi – Patrika Mraza. Śląsk kojarzyłem, wiedziałem, że byli niedawno mistrzem Polski. A potem wszystko sprawdzałem w internecie. Zawsze tak mam, że jeśli są oferty na stole, to ważnym czynnikiem jest to, czy miasto wydaje się fajne do życia. I po tym, co zobaczyłem, uznałem, że Wrocław jest bardzo ładny. Długo nie czekałem, chciałem tu przyjść.
Nie zawiodłem się, każdemu polecam Wrocław. Wszystkich przyjaciół, którzy mnie odwiedzają, zabieram na rynek. Lubię też swój Park Grabiszyński, przy którym mieszkam. W ogóle we Wrocławiu jest wiele parków, to jest fajne, że mieszkasz w dużym mieście, a tego tak nie czujesz. Kiedyś powiedziałem, że tu, we Wrocławiu, w Śląsku, czuję się jak w domu. Ludzie z klubu śmieją się, że jestem już jak Polak. Cieszę się, że tak mnie odbierają. Znalazłem tu przyjaciół, nie tylko w klubie i nie tylko w piłce.
Dużo z żoną Karin chodzicie po Wrocławiu?
Ja jestem taki, że lubię odpoczywać, a Karin jest taka, że ciągle coś kombinuje. A to, żeby gdzieś wyjechać, a to, żebyśmy wyszli. Ja jestem bardziej spokojny, a Karin szuka akcji. Kłócić się nie kłócimy o to wychodzenie, ale mówię czasem: jestem zmęczony, nie chce mi się. I wtedy sama wychodzi z naszym synem na spacer.
Ty wtedy śpisz.
Odpoczywam. Ale jak Karin jest akurat na Słowacji, a ja jestem tydzień sam we Wrocławiu, to też w domu siedzę.
I co robisz?
Seriale. Filmy. Lubię historie oparte na faktach. Poza tym mecze, a raczej: przede wszystkim mecze. W sezonie codziennie jest jakiś mecz. Czas szybko zlatuje.
Ekstraklasę też tak hobbystycznie w tygodniu oglądasz, czy tylko swój mecz i rywala pod analizę?
Nie oglądam tak, żeby widzieć każdy mecz, ale oglądam dużo. Jak jestem w domu, często jest włączony mecz Ekstraklasy.
No to sprawdźmy na ile jesteś ekspertem od ESA. Co sądzisz o taktyce Górnika Zabrze?
Widać, że są pewni z piłką, nie boją się grać wysoko. Ale już zeszły sezon mieli dobry. Są też bardzo mocni w kontratakach.
A obecny lider, Raków Częstochowa?
Dużo starają się grać piłką, widać, że mają wielu zawodników, którzy w akcjach ofensywnych potrafią grać kombinacyjnie. Obrońcy raz, że są bardzo niebezpieczni przy stałych fragmentach gry, to też bardzo ofensywnie grają jeśli tylko jest przestrzeń. Kontrataki też bardzo groźne.
A Śląsk Wrocław? Też coś tam grają.
Bronimy całym zespołem, atakujemy całym zespołem. Staramy się. Dobrze rozpoczęliśmy sezon, szkoda tylko meczu z Pogonią. Minimum punkt powinniśmy tam wywalczyć. Trzeba pamiętać , że nie mieliśmy jeszcze w tym sezonie żadnego spotkania, w którym gotowy byłby do gry cały skład. Jest to może nasz plus, że wypada trzech, czterech, a Śląsk pozostaje sobą. Ale też ciekawe jakby to wyglądało, gdyby wszyscy mogli zagrać. Myślę, że to najmocniejsza drużyna odkąd jestem w Śląsku, czuć siłę.
Jaki naprawdę jest trener Lavicka? Bo wszyscy mamy go za ostoję spokoju, a słyszałem, że trzyma mocno dyscyplinę.
Wymaga, to prawda. Musi być dyscyplina, taka w głowach, do wszystkiego. Ale to jest przekładane nam na spokojnie. Są tacy trenerzy, którzy, gdy mecz się nie układa, reagują nerwowo. Trener Lavicka zawsze ma chłodną głowę. Posiada taką charyzmę, że nie musi krzyczeć, denerwować się, i tak każdy do niego z respektem podchodzi. Oczywiście czasem musi coś mocniej przekazać, to normalne, ale śmiejemy się w szatni, że najbardziej nerwowy jest, jak ktoś zrobi wślizg na treningu. Trener się denerwuje, że to niepotrzebne ryzyko kontuzji.
To Mariusz Pawelec ma zakaz wślizgów?!
Zakaz nie, ale musi uważać. Śmiał się, że musiał swój styl gry zmienić. Na pewno trener Lavicka zrobił z nami świetną robotę, widać to gołym okiem – jak przyszedł, walczyliśmy o utrzymanie. Teraz, jak będziemy to trzymać, możemy zrobić lepszy wynik niż w zeszłym sezonie.
Jak wy w Śląsku się obecnie czujecie, gdzie w tym sezonie już wielu graczy wypadało przez koronawirusa?
Nikt nie musi siedzieć w domu, więc nie jest najgorzej. Natomiast jak mówię – szkoda, że nie mogliśmy na żaden mecz wyjść mając wszystkich dostępnych. To nie jest łatwa sytuacja. Przede wszystkim dla trenera, który czasem do ostatniego dnia nie wiedział kto może grać. Nasza siła w tym, że daliśmy sobie z tym radę. Ta sytuacja dla nikogo nie jest idealna, każdy ma takie same warunki.
Były już mecze w lidze przekładane, a wasz z Pogonią, choć mieliście przetrzebiony skład, już nie. Regulamin regulaminem, ale ciekaw jestem jak się na to zapatrujesz.
Na pewno najwięcej nam wtedy zawodników wypadło przez COVID-19. Przegrać z tak grającą Pogonią, w ostatniej minucie, z takiego karnego… Ten mecz mamy wciąż w głowie.
Uważasz, że powinno się przełożyć ten mecz?
Jak patrzę na inne mecze, które są przekładane, to może to byłoby fair. My gramy bez 3-4 zawodników, a inne drużyny przekładają sobie mecze. Tak samo jak przełożone spotkanie z Legią. Czekaliśmy dwa tygodnie na mecz. Teraz przez to będziemy grać w tydzień trzy razy. Tak samo jak Legia moglibyśmy mówić, że jesteśmy zmęczeni. Ale nie będziemy. Nas to tylko zmotywuje. Damy sobie radę. Choć oni nie dali.
W kontekście waszych problemów z koronawirusem, tym bardziej lekkomyślne wydaje się zachowanie Marka Tamasa i Erika Exposito z początku sezonu.
Nie rozmawiamy już o tym w szatni, nie wracamy do tego. Dla nich największą karą było to, że nie mogli trenować, grać. Wystarczy.
Boisz się, że rozgrywki znowu zostaną zawieszone?
Sytuacja zmienia się z tygodnia na tydzień, z dnia na dzień. Zawsze jest takie ryzyko. Na ten moment staram się doceniać, że gramy. Szanujmy to.
Czy twój tata Jan i mama Helena wciąż przyjeżdżają na każdy mecz Śląska?
Ostatnio tata był na Cracovii, ale mama już się nie wybrała, trochę się bała. Na Słowacji też sytuacja nie jest dobra. Przyjaciele też teraz nie przyjeżdżają mnie odwiedzić.
Słyszałem, że tata to twój naczelny analityk.
Analityk-krytyk. Ma dużo racji, ale czasem po meczach nie za bardzo chce mi się z nim rozmawiać. Sam nie grał zawodowo, ale ogląda bardzo dużo meczów i zna się na piłce, ma celne uwagi. Ale bywa, że z jego krytyką się nie zgadzam. Albo jestem na nią gotowy, ale tak dwa dni po meczu. Dopiero wtedy oddzwaniam. On też ma dużo emocji. Bywało, że po meczu godzinę gadał. Jak zadzwonię później, rozmowa jest krótsza o pół godziny, z korzyścią dla wszystkich.
Na co tata ci zwracał uwagę, a z czym się nie zgadzałeś?
Z grą do tyłu. Tata mówi, żebym zawsze grał do przodu. No i racja, ale czasem się nie da. Są sytuacje, że trzeba wycofać. Ale bywało, że trafnie wskazał: słuchaj Robert, tu powinieneś strzelać, ale kombinowałeś. Takie konkrety.
Ty czujesz się niedocenianym piłkarzem w ESA?
Nie wiem. Zawsze dawałem z siebie maksa i czułem, że w Śląsku to doceniali tak w klubie, jak na trybunach. Więcej nie było mi potrzebne jak ktoś jeszcze to widzi.
Trzymasz się wciąż zasady, że nie czytasz co o tobie piszą?
Staram się.
To starasz się czy nie czytasz?
Czasem ktoś ci powie, co o tobie napisali. Wpadnie ci przypadkiem ocena twojego występu. Ale z zasady – nie czytam. Ja wiem jaką robotę zrobiłem. Wiem kiedy zagrałem źle, nie muszę o tym czytać. Trener też wie, przeanalizujemy to razem – to wystarczy. Mam szacunek do dziennikarzy sportowych, ale myślę, że czytanie tego wszystkiego nie pomaga. Głowa jest bardziej zmęczona.
Ale była taka sytuacja, która cię zabolała: prostowałeś to na swoich social mediach.
Chodziło o publikacje sprzed kilka miesięcy, kiedy pisano, że nie chcę się zgodzić na obniżenie kontraktu w trakcie pandemii. Byłem przedstawiany jako ten zły, źle odbierany. Tymczasem sytuacja była inna i czułem potrzebę ją wytłumaczyć. Miałem dwa miesiące do końca kontraktu. Nie wiedziałem, czy będę miał możliwość dokończenia sezonu, ewentualnie przedłużenia umowy. Pierwsze co, jak tylko przedłużyliśmy kontrakt, to podpisaliśmy obniżenie pensji na termin COVID-u. A w mediach to było pokazywane przeróżnie. Meczów nie grano, więc taki temat był nadmuchiwany.
Skąd u ciebie wśród rodzeństwa taki rozstrzał zainteresowań? Ty jesteś zawodowym piłkarzem, młodszy brat nagrywa hip hop, starszy jest wykładowcą w Oxfordzie.
Każdy, komu o tym opowiadam, jest zdziwiony. Ja sam nie wiem dlaczego tak się stało. Wszyscy natomiast graliśmy w pewnym momencie w piłkę. Starszy, Jan, wybrał studia, młodszemu, Davidowi, przeszkodził uraz kolana.
Co wykłada Jan w Oxfordzie?
Nie mam pojęcia. Stara mi się to wytłumaczyć, ale to jest nie do zrozumienia. Jest matematykiem, ale trudno pojąć czego dotyczy ta dziedzina. Też ostatnio był na meczu, ma swoje uwagi, na chłodno przeanalizuje moją grę tak, jakby mówił o liczbach.
Wystąpisz w klipie młodszego brata?
Jestem na to gotowy choćby zaraz. Na razie nie było okazji. Kibicuję mu, już się rozkręca, wydał swój album w internecie, nagrywa klipy. To początki, ale w moim miasteczku już go zapraszają na małe imprezy. Mam nadzieję, że zrobi karierę.
Masz jeszcze siostrę: strzelam, że aby było konsekwentnie, została astronautą.
Na razie studiuje. Uczy się języków. Hiszpański, angielski. Trochę próbowała śpiewać. Ale nie wiem, czy będzie się tego trzymała. Znajdzie coś swojego.
Po co w dzieciństwie twoi rodzice jeździli do Krosna? Wiem, że na zakupy. Ale po co konkretnie?
A po wszystko. Ubrania. Jedzenie. Takie zakupy cotygodniowe. Wychodziło taniej i wciąż, jak sobie przeliczą euro na złotówki, wychodzi. Moja rodzinna miejscowość, Svidnik, mieści się 15 km od granicy, więc mamy blisko.
Malownicza okolica, interesowałeś się, nie wiem, wspinaczkami po górach?
Nie. Wiem, że w mojej okolicy było wiele walk podczas II wojny światowej, miałem kolegów pasjonatów, ale ja skupiałem się na sporcie. Może po karierze będzie czas, żeby jeździć turystycznie, zwiedzać. Ale teraz, jak mówię, lubię odpoczywać, nie chciałoby mi się biegać po górach.
Co się dokładnie mówiło lub mówi na Słowacji o Polakach?
Dużo osób na Słowacji nie zdaje sobie sprawy, jakie w Polsce są ładne miasta, jak tu się żyje. Polska wielu osobom kojarzy się jako… miejsce targowe. Przyjechać, zrobić zakupy. Albo Polacy jadą, to można coś kupić, sprzedać. To pewnie jeszcze z czasów PRL, kiedy jeżdżono z towarami na sprzedaż. No i teraz przez to euro.
Może to u ciebie tak w regionie, bo masz blisko granicy.
Nie wiem, żona, pochodzi z Banskiej Bystrzycy, to centrum Słowacji, a jest podobnie. Jedź do Polski, będzie taniej niż u nas. No i Polacy wiedzą jak coś sprzedać. Na przykład wielu Słowaków jeździ do Zakopanego. Nasze Tatry są większe, ale w Polsce lepiej wiedzą jak zrobić, żeby chciano je odwiedzać.
Czemu jak chcecie komuś dopiec na Słowacji, to mówicie, że jest jak Węgier?
Tu chodzi o to, że jak ktoś czegoś nie może zrozumieć, to się mówi, że jest jak Węgier. Chodzi typowo o język – Polak ze Słowakiem i Czechem zaraz się dogada, to jedna rodzina języków. Ale Węgry – totalnie inny. Nic się nie da zrozumieć. Dlatego tak się mówi.
Co sądzisz o klubie DAC Dunajska Streda, który jest wspierany przez rząd węgierski i ma reprezentować Węgrów na Słowacji?
Nie wiem dokładnie, czy przez rząd, ale jak tam grałem czułem się, jakbym był w inny kraju. Przychodzimy na stadion, przyśpiewki po węgiersku. Nic nie do zrozumienia. Wielu Słowakom się to nie podoba, na pewno też kibicom innych klubów w lidze. Fajnie, że zbudowano fajną drużynę, fajny projekt, bo dobrze się rozwijają. Ale mi też się nie podoba, że rozmawia się tam innym językiem i Słowak na Słowacji czuje się obco.
Ta rywalizacja sportowa największa więc jest nie z Czechami, a z Węgrami.
Z Czechami to braterska rywalizacja. Z Węgrami…
Jak my z Niemcami?
No, podszyta na pewno większą liczbą pozasportowych tematów.
Przez syna bajki u ciebie rywalizują z meczami?
No, często leci „Psi Patrol” albo „Zig Zag”.
Po polsku ogląda?
Nie, po angielsku albo słowacku. Ale czasem zaskoczy nas polskim słowem. Ostatnio idziemy po mieście, a on pozdrawia kogoś „cześć”. To zaskoczenie, bo w domu mówimy tylko po słowacku, czyli choćby „ahoj”. Musiał gdzieś podłapać.
Fajnie, że Matias, jak mecz leci, to też lubi oglądać. Tylko jeszcze nie rozumie dlaczego nie gram we wszystkich meczach. Jak leci mecz, to się dziwi, że nie ma mnie w telewizji. Jest też wielkim kibicem Śląska. Wszystko musi być ze Śląskiem. Nawet po domu musi chodzić w koszulce Śląska.
To jaki jest najmłodszy rocznik Śląska, żeby startował w nim Matias Pich?
Już chodzi dwa razy w tygodniu na takie zabawowe zajęcia dla dzieci.
Niebywale to poszło, skoro już trzylatki chodzą na treningi.
Też jak na to patrzę, to myślę, że ja zacząłem trenować dużo później. Ale też grało się wtedy pod domem całe dnie, teraz tego tak nie widać.
Z tego co wiem, swoją przyszłość wiążesz ze Słowacją.
Chcemy wybudować dom, mamy tam przyjaciół, rodzinę. Chociaż we Wrocławiu czuję się bardzo dobrze, tak wrócimy na Słowację, ale na pewno będziemy Wrocław odwiedzać. Mamy kogo, jest też Śląsk. Natomiast nie mam jeszcze nic przygotowanego jeśli chodzi o to, co chciałbym robić po karierze. Coraz częściej o tym myślę, ale nie wiem. Najchętniej zostałbym przy piłce. Może skaut, menadżer. Zobaczymy co się wydarzy.
Powiedz mi, czy Dusan Kuciak na wczasach jest tak samo nerwowy jak na meczach?
Nie, my się z żoną śmiejemy jak oglądamy mecze. Mówimy, że to chyba inna osoba. Poza piłką Dusan jest bardzo spokojny, dla nas to aż niemożliwe jak widzimy go takim zdenerwowanym.
Jak się czułeś w szatni reprezentacji Słowacji przed meczem z Anglią?
Bardzo fajny mecz mi się trafił, szkoda tylko, że nie zagrałem. Dostaliśmy bramkę w 92 minucie, duży niedosyt, a była szansa. Natomiast póki gram, jest szansa, że jeszcze zagram. Nie mam kontaktu z selekcjonerem, ale piłkarze z Ekstraklasy dostają powołania, mogę więc walczyć. Będę się starał jak najlepiej, żeby mnie zauważył, sprawdził. Może przyjdzie ta możliwość. Motywacja jest duża.
Na Euro może zagrać w grupie Polska ze Słowacją.
Tak, musimy tylko wygrać play-off. Byłaby dobra okazja powalczyć.
Jaki wynik takiego meczu byś typował?
Ciężko. Polska jest lepsza. I w dużo lepszej formie. Bardzo dobry skład. Na pewno byłaby faworytem, ale Słowacja kilka lat temu pokazała na mistrzostwach świata, że choć nikt na nią stawiał, tak potrafiła zaskoczyć. Byłby wyrównany mecz między nami, ale wynik – nie będę strzelał.
To na koniec: polskie piwo czy słowackie?
Słowackie. Ale najlepsze jest czeskie.
Fot. NewsPix