Jak podchodzi do porażki z Serbią? Dlaczego jest wygranym lockdownu? Co poprawił w swojej grze? Czemu nie robi na nim wrażenia gra z PSG? Jak będzie wspominał trenera Michniewicza? I gdzie by dziś był, gdyby nie przepis o młodzieżowcu? Marcin Ryszka porozmawiał na WeszłoFM z Patrykiem Klimalą. Zapraszamy.
Jak atmosfera w drużynie przed meczem z Bułgarią? Podejrzewam, że nie najlepsza, ta porażka w Serbii trochę komplikuje sytuację w grupie.
Generalnie atmosfera mimo wszystko jest OK. Nie jesteśmy zdołowani tym meczem. Traktujemy to jako potknięcie, błąd, który nie powinien się wydarzyć na naszej drodze po awans. Mamy teraz robotę do wykonania. Każdy wie, co ma robić i jestem przekonany, że będziemy się dziś cieszyć. A za miesiąc dokończymy naszą pracę i pojedziemy na mistrzostwa. Z drugiego miejsca, ale ten cel będzie dopięty.
Siedząc na trybunach miałeś trochę żal, że może niepotrzebna była ta żółta kartka w meczu z Rosją? W Serbii nie mogłeś pomóc kolegom na boisku.
Może nie w trakcie meczu, ale potem myślałem o tym, że te moje kartki były głupie. Nie dostawałem ich za sytuacje stykowe, wynikały one z moich błędów. Taki jest sport. Następnym razem będę wiedział, by tego nie robić. Zabrakło dużo osób z pierwszego składu, ale mamy na tyle dobrych zawodników, że ten mecz powinniśmy wygrać. Mimo wszystko uważam, że mieliśmy swoje sytuacje. Brakło nam trochę szczęścia, im to szczęście dopisywało. Taka jest piłka – raz szczęście jest, raz nie. Wróciliśmy po porażce do Gdańska i szykujemy się na Bułgarię.
Przewija się w szatni temat tego, że wasi kumple, którzy ominęli kadrę U-21, są już w reprezentacji? Ty sam opuściłeś Ekstraklasę za fajne pieniądze, pewnie chcesz w Celtiku się pokazać i iść jeszcze w górę. Generalnie ruszyło się w Ekstraklasie, co widać chociażby po transferze Kuby Modera.
W Lechu mają taki, nie wiem jak to nazwać, styl bycia, że zawsze stawiają na młodych. Zawsze ich za to bardzo szanowałem. W innych klubach w Polsce mało kto wpuszcza młodych na boisko i w nich inwestuje. Gdyby nie było przepisu o młodzieżowcu, może grałbym już w Ekstraklasie, ale raczej nie zacząłbym grać tak szybko. Byłbym w teorii za młody na Jagiellonię. Przepis mi pomógł i pomaga bardzo dużej liczbie zawodników.
Wy jako młode chłopaki na pewno nie czujecie się gorsi od starych Słowaków czy innych wynalazków, które przyjeżdżają do Ekstraklasy.
No tak, zdecydowanie. Powiem szczerze, nawet na moim przykładzie na początku pierwszego sezonu z młodzieżowcem. Teoretycznie miałem grać. A przyszedł Mudrinski, który był, moim zdaniem, słabszym zawodnikiem ode mnie i grał.
Grał to za dużo powiedziane!
Jak mówisz. Przyszedł zawodnik, który nie powinien znaleźć się moim zdaniem w Jagiellonii, ale znalazł się, grał, strzelił jedną bramkę. Później wskoczyłem po jego kontuzji i nie oddałem placu. Ale to prawda, że często kluby ściągają, jak powiedziałeś, Słowaków, Serbów czy kogokolwiek. Ja się zupełnie z tym nie zgadzam, że polscy młodzi chłopcy są słabsi. Przeciwnie – jak da się im zaufanie i trochę więcej grania, to na przykładzie Puchacza, Jóźwiaka, Modera czy nawet moim widać, że warto.
Jak będziesz wspominał współpracę z Czesławem Michniewiczem? To szkoleniowiec, który idzie mocno we wszystkie trendy trenerskie, iPady z odprawami są owiane legendą.
Do końca miałem nadzieję, że może ta sytuacja się wyklaruje i trener Michniewicz poprowadzi nas na mistrzostwach. On na to najbardziej zasłużył bez względu na to, kto będzie następnym trenerem. Podjął taką decyzję wraz z prezesem Bońkiem, że to będzie ostatni mecz trenera. Dla trenera to dobra decyzja. Nie jest to łatwo prowadzić dwa zespoły. A wiemy, że trener jest ambitny i lubi włożyć serce w swoją pracę, raczej nie przyjmuje półśrodków. Takie jest po prostu życie. Piłkarze odchodzą, trenerzy też. Od siebie życzę trenerowi jak najlepiej, żeby wygrał mistrzostwo z Legią i żeby piął się jak najwyżej. Jak się pracowało? Bardzo dobrze. Nawet jak na początku przyjeżdżałem, ale nie grałem, nadawaliśmy zawsze na tych samych falach.
Trochę potrafi was podpompować.
Tak. Od trenera nigdy nie usłyszałem negatywnych słów, takich, powiedzmy, chamskich. Zawsze jak coś było nie tak, ubierał to w żart. Trzeba mieć wyczucie w piłce nożnej. Wszyscy wiedzą, że trener Michniewicz je ma.
Latają drony na treningach Michniewicza, czy to przesada?
Lata jeden. Ten sztab, który teraz analizuje i nagrywa filmy z drona, włącznie z analizami na tablety – mało kto z trenerów robi taką robotę, jak trenerzy u nas w reprezentacji.
Koronawirus sparaliżował cały świat, ale wydaje się, że ty jesteś trochę wygranym tej sytuacji. Początkowo miałeś duże ciężary, by się załapać do Celtiku. Zmieniłeś się, trochę masy mięśniowej przybyło, chyba jest większe zaufanie do ciebie.
Okres, gdy siedzieliśmy w domach, przepracowaliśmy na pewno ciężko. To był moment, w którym szala się przeważyła na moje dobro. Nie grałem, nie wiadomo jakby się to skończyło, jeślibym wrócił i nie trenował jak trenowałem. Przez czas kwarantanny przytyłem cztery kilogramy. Okres był przepracowany, to było widać na boisku i teraz dostaję szanse – jak nie w pierwszym składzie, to 30-25 minut w meczu. Jestem zadowolony. Trener powiedział mi, że ma na mnie konkretny plan i ten plan jest wdrażany w życie.
Nie wychodziłeś z siłowni? Pracowałeś z trenerami Celtiku czy na własną rękę próbowałeś nadrobić zaległości?
Nigdy nie pracowałem sam, zawsze ktoś trzymał rękę nade mną i kontrolował, jak to przebiega, z jakimi skutkami, jak się czuję. Mój trener od przygotowania motorycznego to wszystko kontrolował. Nie było tak, że pracowałem bez głowy i nie wychodziłem z siłowni. Kiedy była robota, była robota. A kiedy trzeba było odpocząć, odpoczywałem.
Pierwsze dni w Celtiku były dużym zderzeniem się z rzeczywistością?
Zderzeniem z rzeczywistością może nie. Miałem największe problemy z tym, że nie potrafiłem się porozumiewać. To odciskało najbardziej piętno na moich relacjach z chłopakami. Ktoś rozmawiał, ja nie wiedziałem o czym. Nawet, jeśli chciałem porozmawiać, to nie rozumiałem. Praca z językiem przez cały lockdown włącznie z pracą fizyczną przełożyły się na to, że teraz wygląda to jak wygląda.
Pojechałeś tam od razu z kimś bliskim? Czy byłeś w pierwszych dniach sam?
Przez pierwsze dwa tygodnie byłem sam. Mieszkałem w hotelu. Nie mogliśmy znaleźć mieszkania, potrzebowaliśmy z narzeczoną domu, bo mamy dużego psa i chcieliśmy mieć dom z ogrodem, żeby mógł sobie polatać. Gdy dom się znalazł, narzeczona po dwóch tygodniach doleciała. I tak sobie mieszkamy.
Pies pomagał w treningach podczas lockdownu czy nie lubi grać w piłkę?
Pies lubi biegać, ale w piłkę raczej nigdy z nim nie grałem.
Stricte piłkarsko – w którym elemencie gry poprawiłeś się najbardziej, od kiedy opuściłeś Ekstraklasę?
Najbardziej zwracali mi uwagę na przyjęcie kierunkowe. Myślę, że to poprawiłem najbardziej. A także grę tyłem do bramki. Pracujemy nad tymi aspektami od siedmiu miesięcy. Czy ja w ogrodzie sam podczas kwarantanny, czy na treningach, cały czas to doszkalamy.
Scott Brown to fajny kolega w szatni?
Tak. Czasami się śmieję, że Brown ma taki przełącznik, który przełącza sobie na boisku, gdzie jest zupełnie innym człowiekiem niż w szatni. W szatni jest ciepły, miły i przyjazny. A na boisku, wiemy, słynie z twardej gry. Szanuję go za to, jakim jest człowiekiem na boisku i poza nim.
Jakaś zjebka czasami jest?
Jest taki stereotyp, że ten stary to lider i on musi krzyczeć, wrzeszczeć. A jest wręcz przeciwnie. On jest takim liderem, który wspiera i podpowiada. Nawet jak jest zły, próbuje coś wytłumaczyć. Lider w stu procentach. Ale w żadnym stopniu nie krzyczy, nie ubliża. Bardzo dobrze się czujemy z tym, że mamy takiego zawodnika.
Poziom ligi szkockiej dużo wyższy niż Ekstraklasy?
Myślę, że tak. Na pewno jest dużo gry fizycznej, w kontakcie. Pod tym kątem na pewno jest duża przepaść. A z perspektywy piłkarskiej myślę, że bez problemu mógłbym znaleźć w Ekstraklasie zawodnika, który odnalazłby się w słabszych klubach ligi szkockiej.
Gdyby ktoś ci 1,5 roku temu powiedział, że będziesz grał na Neymara i zagrasz przeciwko PSG, co byś sobie pomyślał? I jak wspominasz ten mecz?
Powiedziałbym, że OK. Zawsze do tego dążyłem i dążę dalej, żeby grać z takimi zespołami. Pracuję po to, żeby mierzyć się z takimi zawodnikami. Jak wychodziłem, był respekt, ale na boisku jesteśmy równi bez względu na to, kto jak się nazywa. Tak do tego podchodzę.
Jesteś ósmym Polakiem, który występuje w Celtiku. Pamiętają tych poprzednich Polaków? Słowo na „k” jest wciąż kojarzone?
Śmieją się, że od Polaków zawsze padało to słowo. Wspominają najlepiej Artura. Maćka Żurawskiego też bardzo dobrze. Co by nie mówić, nastrzelał bramek i grał bardzo dobre mecze. Gdy przychodziłem tutaj, z ciekawości sprawdziłem, jakie miał statystyki. I są one naprawdę dobre. Artur, jak Artur – robił na każdym meczu show i z tego go zapamiętali.
Za parę lat będą wspominać Patryka Klimalę?
Oby tak było.
A przed meczem z Bułgarią czego ci życzyć?
Po prostu – powodzenia. Myślę, że razem z chłopakami na boisku udowodnimy, że to był przypadek i awansujemy na te mistrzostwa, będziemy cieszyć się ze zwycięstw na mistrzostwach.
Rozmawiał MARCIN RYSZKA
Fot. FotoPyK