Wybaczcie, że zaczynamy od tak szalenie kontrowersyjnego tytułu, ale coś nam się wydaje, że Korona Kielce nie włączy się w tym roku do walki o awans do Ekstraklasy. Teoretycznie ta drużyna jest wszystkim, o co chodziło kieleckim kibicom. Jest walka, słynne dawanie z wątroby? W sumie tak. Skład oparty na Polakach? Jest. Wychowankowie? Owszem. Charyzmatyczny trener, który wykrzykuje przy linii? Także znajdziemy to w zestawie.
A nawet przesuwanie, do którego Bartoszek zdaje się przywiązywać dużą wagę. Ale to za mało. Bo Korona ma jeden, całkiem poważny problem – bardzo mało w niej gry w piłkę. A, przyznacie, akurat w tej dyscyplinie sportu może to stanowić lekki problem.
Odra nie grała wielkiego meczu. Do załatwienia Korony w zasadzie potrzebowała czterech minut. A wtedy…
- najpierw z czterech metrów do niemalże pustej bramki nie trafił Piech (i tak był spalony, ale samo pudło kompromitujące, spójrzcie poniżej)
- gola z niczego zdobył Nowak
- samobója zaliczył Szarek
W miarę wyrównany mecz, chwila moment i po zawodach. Korona w zasadzie sama strzeliła sobie te bramki. Nowak nigdy nie doszedłby do piłki w polu karnym, gdyby nie Gęsior i Szarek, którzy pół dnia zastanawiali się, co zrobić z wrzutką Piecha. Wrzutką – dodajmy – typowo w stylu „nie mam co zrobić, wiec podam byle jak w pole karne”. Żaden z piłkarzy Korony nie podjął próby interwencji/przyjęcia/wybicia gdzie się da, więc Nowak skorzystał z prezentu i otworzył wynik. A potem drugą sztukę dołożył Szarek, który nie skontrolował ramienia. Odra mogła mieć więcej bramek, świetną okazję w końcówce miał chociażby Czapliński – patelnia na nodze, ale podpalił się i odpalił rakietę.
Korona odpowiadała jedynie smutnymi pierdami. Jedynym zagrożeniem była bomba z dystansu Thiakane, który po rękach bramkarza wylądowała na poprzeczce. Lecz to zdecydowanie za mało. O niemrawych strzałach z dystansu czy niecelnych główkach po stałych fragmentach nie ma sensu wspominać.
Docenić należy za to Odrę, bo mamy wrażenie, że na Opolszczyźnie dzieje się coś dobrego. Podopieczni Brehmera zaczęli od 0:4 z ŁKS-em, a potem zaliczyli sześć zwycięstw w siedmiu meczach (!). Punkty stracili jedynie z Arką, ale remis z murowanym faworytem do awansu i tak trzeba uznać za porządny wynik. O metamorfozie opolan mówił szeroko na naszych łamach trener Dietmar Brehmer, a więc jeśli chcecie poznać kulisy tego rezultatu, odsyłamy do wywiadu. W dużej mierze to właśnie defensywie Odra zawdzięcza tak dobre wyniki – Kacper Rosa nie puścił gola od 395 minut, a od wspomnianej porażki z ŁKS-em opolanie stracili… tylko jedną bramkę.
Jeśli wszystko będzie szło w tym kierunku, Odra może być rewelacją rozgrywek. Już teraz zagościła na drugim miejscu. Daleko do tego będzie Koronie, która – no cóż – z taką grą na stałe zagości w dolnych rejonach tabeli.
Korona Kielce – Odra Opole 0:2
Nowak 50′, Szarek (s) 53′
Fot. FotoPyK