Reklama

Rekordowy budżet Lecha Poznań. Czy tym razem pieniądze przełożą się na sukces?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

08 października 2020, 10:36 • 5 min czytania 56 komentarzy

Początek tygodnia zaczął się od odtrąbienia sukcesu Legii Warszawa, ale przede wszystkim Lecha Poznań. Chodzi rzecz jasna o sprzedaż z wypożyczeniem powrotnym Michała Karbownika oraz Jakuba Modera. W przypadku Kolejorza mówimy tutaj o trzech wysokich transferach, które skończą prawdopodobnie stworzeniem największego budżetu w historii klubu. Ale historia uczy nas, że polskie kluby mają problem z zarządzaniem tak wielkimi pieniędzmi.

Rekordowy budżet Lecha Poznań. Czy tym razem pieniądze przełożą się na sukces?

W przypadku Legii i sprzedaży Karbownika mówimy raczej o łataniu budżetu niż jego zwiększaniu. Zresztą okoliczności zastane w klubie mistrzów Polski determinowały w pewnym sensie fakt, że Karbownik po prostu musiał zostać sprzedany w tym oknie transferowym. W zgoła innej sytuacji był Kolejorz. Lechici właściwie nie musieli Modera sprzedawać – wcześniej zabezpieczyli sobie budżet wytransferowaniem Kamila Jóźwiaka oraz Roberta Gumnego. Dzięki temu poznaniacy mogli krzyknąć sobie zaporową cenę za Modera, która ostatecznie została wpłacona.

160-170 milionów dla Lecha

I Lech będzie miał – przynajmniej wszystko na to wskazuje – rekordowy budżet w swojej historii. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że kwota za Gumnego, Jóźwiaka czy Modera będzie wpłacana w ratach, ale pewne przychody można już w budżecie zaplanować. Przyjmijmy, że cała kwota za wspomnianą trójkę spłynie do Poznania jeszcze w tym sezonie. Ile przytuli za nich Lech? Trzy miliony euro za Gumnego, cztery i pół za Jóźwiaka, jedenaście za Modera. Łącznie – około 83 miliony złotych.

Do tego dorzućmy około 40 milionów złotych, jakie Lech zarobi za wejście do fazy grupowej Ligi Europy, prawa telewizyjne. To Lech ma już zagwarantowane, do tego może zgarnąć kasę ekstra za każdy punkt w tej fazie. Przy dobrych wiatrach można wycisnąć spokojnie kolejną dyszkę od UEFA. Ale weźmy tylko kwotę bazową – 40 milionów.

Około trzy miliony do Lecha trafią z tytułu solidarity payment i bonusu zagwarantowanego w umowie za transfer Karola Linettego z Sampdorii do Torino. Dalej – około dwunastu milionów złotych Kolejorz zarabiał w normalnych sezonach za karnety i bilety. Teraz z uwagi na koronawirusa te wpływy będa mniejsze. Oszacujmy je na – dajmy na to – osiem milionów. Zbliżoną kwotę lechici zarabiali do tej pory z kontraktów reklamowych. Za prawa telewizyjne z Ekstraklasy Lech w poprzednim sezonie zarobił 26 milionów złotych, zatem jeśli Kolejorz powtórzy chociażby wynik z poprzedniego roku, to zgarnie tyle samo. W przypadku mistrzostwa będą to pieniądze jeszcze większe.

Reklama

Razem daje nam to 160-170 milionów złotych przychodu. To oczywiście szacunki – Lech może zarobić jeszcze więcej w fazie grupowej Ligi Europy, może mieć dużo niższe wpływy za bilety i umowy sponsorskie, może jeszcze kogoś sprzeda zimą. Ale tak czy siak – trudno spodziewać się, by Kolejorz nie pobił swojego rekordu z sezonu 2017/18, gdy budżet wyniósł 115 mln złotych.

Historia uczy i ostrzega

Trudno jednak fetować samo uzyskanie rekordowego budżetu. To nie cel sam w sobie, ale dopiero środek do osiągania tego celu. A historia uczy i ostrzega – polskie kluby kiepsko radzą sobie z wykorzystywaniem tak dużych pieniędzy.

Największym budżetem w polskiej piłce zarządzała do tej pory Legia Warszawa. Mowa tu o kasie po sezonie 2016/17, gdy do klubu trafiły pieniądze z tytułu gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów oraz ze sprzedaży Prijovicia oraz Nikolicia. Różne źródła podają różne sumy, ale na pewno był to budżet mocno przebijający granicę 200 milionów złotych. W ciągu następnego pół roku do Warszawy trafiło piętnastu piłkarzy: Antolić, Sadiku, Vesović, Mączyński, Philipps, Pasquato, Hildeberto, Kwietniewski, Moneta, Eduardo, Iloski, Astiz, Remy, Mauricio, Cafu. Do dziś w klubie pozostali tylko Antolić i Vesović. Tylko nieliczni na poważnie zaistnieli w Legii. Oba okienka z potężną kasą w kieszeni przyniosły zdecydowanie więcej wtop niż trafów w dziesiątkę.

Czy rekordowy budżet przyniósł kontynuacje gry w pucharach? Też nie. Legia przeszła jedynie IFK Marlehamn, już w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzóww odpadła z Astaną, z Ligi Europy wyrzucił ją Sheriff Tyraspol. Ekstraklasę udało się wygrać, choć nie bez nerwów. Przypomnijmy – jesienią z klubu poleciał Jacek Magiera, zatrudniono chorwackiego magika Romeo Jozaka, który wyleciał w kwietniu. Do mistrzostwa dociągnął legionistów Dean Klafurić. W międzyczasie doszło nawet do skandalu, gdy wściekli kibice poszarpali piłkarzy na klubowym parkingu po porażce z Lechem 0:3.

Wielka kasa nie przełożyła się zatem ani na dobre okno transferowe. Ani na pójście za ciosem w Europie. Ani na zbudowanie wyraźnej przewagi nad resztą stawki.

Reklama

Lech też się nie popisał

Kolejorz swój rekordowy budżet miał dwa razy mniejszy niż ten Legii sprzed trzech lat, natomiast i lechici mogą patrzeć na niego z perspektywy czasu z pewnym rozczarowaniem. Latem 2017 roku Kolejorz sprzedał za dobre pieniądze Tomasza Kędziorę, Dawida Kownackiego oraz Tamasa Kadara i miał do dyspozycji przychody rzędu 115 milionów złotych. Inwestycje? Kasa poszła na trzynastu piłkarzy, do Poznania trafili Barkroth, Situm, Makuszewski, Tomasik, Chobłenko, Koljić, Janicki, Rogne, Dilaver, Gytkjaer, Rakels, de Marco, Vujadinović.

Sprawdzili się jedynie Gytkjaer i Dilaver, jakiś plusik można postawić przy Rogne, który miewał okresy dobrej gry. Natomiast patrząc na tę listę trudno przeoczyć takie nazwiska jak Barkroth (kosztował około 2,5 mln złotych), Janicki czy Vujadinović. Tamten Lech odpadł z Ligi Europy po dwumeczu z Utrechtem, w Ekstraklasie zajął dopiero trzecie miejsce. Sezon został spuentowany legendarny już transparentem “mamy, kurwa, dość” i domaganiem się dymisji zarządu klubu.

Czas na wyciągnięcie wniosków?

Lech ma teraz okazję ku temu, by wyciągnąć wnioski sprzed trzech lat. Na pewno część środków z tego rekordowego budżetu zostanie zainwestowanych w budowę centrum badawczo-rozwojowego we Wronkach. Na to klub będzie musiał wyłożyć około 20 milionów złotych. Co też będzie swego rodzaju inwestycją, by w przyszłości zarabiać na kolejnych wychowankach. Ale dla Kolejorza przede wszystkim liczą się teraz sukcesy. Przy Bułgarskiej przebąkuje się – póki co jeszcze po cichu – o tym, że to może być ten sezon. Od 2015 roku gablota w Poznaniu nie została otwarta. Czeku od Brighton też tam się nie włoży. Zatem sami jesteśmy ciekawi – na ile pieniądze tym razem przełożą się na poziom sportowy.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

56 komentarzy

Loading...