Reklama

Teodorczyk wznawia karierę w Belgii. Czas znów zagrać na miarę potencjału

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

05 października 2020, 22:04 • 4 min czytania 7 komentarzy

Łukasz Teodorczyk to postać enigmatyczna. Praktycznie w ogóle nie udziela się w mediach, więc nie za bardzo wiemy, co mu siedzi w głowie i czym się w swojej karierze kieruje. Po tym, jak kompletnie stracił dwa ostatnie lata w Udinese, baliśmy się trochę, że może dobra kasa i bliskość włoskiej piłki odpowiadają jego ambicjom, co oznaczałoby, że przedkłada życiowy komfort nad perspektywę gry w miejscu mniej spektakularnym niż Serie A. Na szczęście, Polak w końcu poszedł po rozum do głowy i udał się na wypożyczenie do znanego i lubianego, szczególnie ostatnio, Royalu Charleroi. I fajnie. To najwyższy czas, żeby wznowić karierę. 

Teodorczyk wznawia karierę w Belgii. Czas znów zagrać na miarę potencjału

Serio.

Cofnijmy zegar o dwa lata, żeby to unaocznić, uplastycznić, jak mawia pewien słynny redaktor z Dębicy.

W 2018 roku Teodorczyk był jeszcze w sporym gazie. W Anderlechcie dopisywało mu zdrowie, co wcześniej w Kijowie nieco go blokowało, i przynosiło to efekty w postaci seryjnego strzelania goli. Liczby miał kozackie.

Robiło to wrażenie, tym bardziej, że w Jupiler Pro League nie rozstrzeliwał wcale ogórków i frajerów. W końcu to liga z pierwszej dziesiątki w Europie, więc kwestią czasu było trafienie do jeszcze silniejszych rozgrywek. Powodziło mu się, pojechał na mundial, a Udinese zapłaciło za niego 3,5 miliona euro. Na tamtym etapie wydawało się, że to całkiem przemyślany ruch i Teodorczyk będzie miał szanse się rozwinąć, grać w pierwszym składzie średniaka Serie A, a zarazem nie zginąć w tłumie sobie podobnych.

Niestety, nie wyszło.

Reklama

Kolejne dwa lata to jedna wielka porażka.

Zaczął ślimaczo, ale akceptowalnie, bo od ośmiu epizodzików i jednego występu w pierwszym składzie, potem zatrzymała go kontuzja, a dalej tempo rozwoju wydarzeń tylko zwalniało. Pierwszy sezon skończył z jedną bramką w meczu z Chievo. I to, przyznajmy szczerze, niezbyt spektakularną. Najpierw przestrzelił karnego, żeby potem mieć trochę szczęścia i dobić piłkę do siatki.

Oglądacie na własną odpowiedzialność, ostrzegamy, że nie przeżyjecie wielkich emocji.

Od tego czasu zero, null, puste przebiegi.

Nie był pierwszym wyborem, zazwyczaj siadał na ławce i wchodził na nieznaczące epizody. Teodorczyk się rozleniwił. Nie grał, ale niewiele sobie z tego robił. Kasa się zgadzała. Kontakt z wielką piłką był. Włochy to też przyjemniejsze – wyłączając wiosenny okres wybuchu pandemii – miejsce do życia niż Polska, Ukraina czy Belgia. Trochę próżniaczo jego kariera zaczęła podążać w niebezpiecznym kierunku. Zarabiać, zwiedzać, oglądać zza szybki, a na boisku zawodzić na całej linii.

Coś drgnęło w okresie ściśle post-pandemicznym, kiedy wychodził na boisko w każdym kolejnym spotkaniu, aż do chwili, w której przyplątała się kontuzja kolana.

Reklama

Najwięcej mógł zdziałać w meczach z Atalantą i Romą. Z ekipą Gian Piero Gasperiniego maczał palce przy golu na 1:0, utrzymując piłkę na własnej połowie, no i mógł mieć asystę, gdyby Fofana wykorzystał sytuację sam na sam po jego podaniu. Pojawił się promyczek nadziei, który zgasł w meczu z Romą. Pisaliśmy tak:

Wszedł od razu po przerwie i… „strzelił” dwa gole. Cudzysłów jest niestety konieczny, bo w obydwu przypadkach napastnik był na spalonym. Zwłaszcza pierwsza sytuacja, gdy pomknął niczym strzała na bramkę Romy i już nawet świętował zdobycie gola, musiała złamać serce każdemu, kto je ma. „Teo” na gola czeka długo, bardzo długo, a tu bezduszny VAR zabrał mu kilka chwil radości w tym przeciętnym sezonie. Szkoda.

A powtórzmy: szkoda.

Taki był ten jego ostatni sezon w Serie A.

14 meczów, 210 minut w lidze, zero goli. Te dane chyba mówią wszystko.

Przyszedł czas na zmianę otoczenia. Padło na Royal Charleroi. Polaka czeka wypożyczenie, fajnie, fajnie, ale zaraz, zaraz, dajcie nam pomyśleć, skąd my znamy tę nazwę? A, no, już pamiętamy. Lech wykolegował tych gagatków z walki o Ligę Europy. Trochę chichot losu, że właśnie do tego klubu, trafia były zawodnik Kolejorza, nie?

Ale to też dobrze pokazuje, gdzie znalazła się jego kariera. Musiał zrobić ten krok w tył. W Charleroi będzie rywalizował z Kavehem Rezaei. Z tym samym, którego karnego obronił Filip Bednarek. Z Lechem miał gorszy dzień, a jaki to napastnik na co dzień? Chyba całkiem przyzwoity. W siedmiu meczach tego sezonu Jupiler Pro League strzelił pięć bramek, a w dwudziestu dwóch poprzedniego zanotował dwanaście trafień. Wynik bardzo przyzwoity, ale czy Teo powinien się go specjalnie bać?

Nie, nie powinien.

Polaka stać na regularne strzelanie. Zna tę ligę, sprzyja ona napastnikom, potrafił strzelać tu masowo i seryjnie, powinien dać radę. Dla niego to najwyższy czas, ma 29 lat, idealny wiek dla piłkarza, ale dużo lepszy już pewnie nie będzie, żeby przestać robi sobie jaja i zacząć znowu grać na miarę swojego potencjału.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Weszło

Inne kraje

Były piłkarz Serie A o chorobie alkoholowej: Wypijałem kilkadziesiąt piw w jedną noc

Antoni Figlewicz
17
Były piłkarz Serie A o chorobie alkoholowej: Wypijałem kilkadziesiąt piw w jedną noc

Komentarze

7 komentarzy

Loading...