Zagłębie Lubin jeszcze udoskonaliło to, co przeciwko Górnikowi Zabrze zagrała Wisła Kraków i w pełni zasłużenie zostało pierwszym w tym sezonie pogromcą drużyny Marcina Brosza. “Miedziowi” w poprzednich meczach nieraz mieli lepsze wyniki niż wynikałoby to z ich gry. Dziś zgadzało się wszystko.
Nie będziemy już wieszczyć, że liga się Górnika nauczyła i to już koniec pięknego grania Jimeneza i spółki, ale faktem jest, że drugi kolejny rywal wiedział, jak się tej ekipie przeciwstawić. Zagłębie wcale nie zabiegało o dominację na boisku. Często wolało poczekać na to, co zrobią goście ze Śląska, a po przechwycie posyłało dalekie podania za plecy bardzo wysoko ustawionej obrony. Długo nie dawało to sytuacji, bo ciągle na spalone był łapany Samuel Mraz. Słowak wcześniej nie sięgnął też piłki po dynamicznej akcji Szysza.
Ale wreszcie zaskoczyło.
Mraz też dołożył swoją cegiełkę. Uprzedził wychodzącego ze strefy Gryszkiewicza, a Poręba świetnym prostopadłym zagraniem obsłużył Szysza. Ten uciekł Kojowi i spokojnie wykorzystał sytuację sam na sam.
To był już gol na 2:0, bo wcześniej Górnik dał się zaskoczyć, gdy niby powinien być przygotowany. Piłka po wyrzucie z autu polatała trochę w górze, aż wreszcie Starzyński wyskoczył wyżej niż Manneh. Futbolówka trafiła do Żivca, który okrutnie przedziurawił Wiśniewskiego. Ała! Martin Chudy chyba myślał nad tekstem pocieszenia dla ośmieszonego kolegi z defensywy, bo zupełnie nie przypilnował bliższego rogu. W efekcie mocny strzał Żivca odbił się najpierw od słupka, potem od Chudego i piłka wylądowała za linią bramkową. Niestety, musimy to trafienie sklasyfikować jako samobójcze w wykonaniu słowackiego golkipera. Sorry, Szasza, naprawdę chcieliśmy, żebyś miał zapisanego gola, ale nie znaleźliśmy żadnego kruczka, który by taki krok uwiarygodnił. Zakładamy jednak, że wynik osłodził ci to małe rozczarowanie.
Kluczem do zwycięstwa Zagłębia, poza tymi dalekimi zagraniami za plecy, było opanowanie środka pola. Z trójki Nowak-Manneh-Prochazka tylko ten pierwszy zagrał w miarę przyzwoicie. Z ofensywnych zawodników Górnika miał najwięcej przebłysków, no i oddał najgroźniejszy strzał. Sprzed pola karnego, mocny, ale w sam środek, Hładun musiał odbić piłkę. Ten fakt dobrze pokazuje jakość pozostałych uderzeń zabrzan. Żadne nie mogło stanowić wyzwania dla Hładuna. A jak już mogło być naprawdę groźnie, to Jimenez skiksował po podaniu Sobczyka, a Simić wślizgiem zablokował Krawczyka.
Tutaj trzeba wyróżnić Łukasza Porębę.
Możliwe, że to jego najlepszy występ w Ekstraklasie. Klasowa asysta, inne ciekawe podania do przodu i konsekwentna praca w środku. A z przodu najjaśniejszym punktem był dynamiczny Szysz, czyli w młodzieży siła.
Kolejny raz potwierdziło się, że Górnik ma króciutką ławkę rezerwowych. Jeśli do tego Jimenez zaraz wybierze się na Ukrainę, to już w ogóle pole manewru Brosza zostanie ograniczone do absolutnego minimum. Martin Sevela ma tu większy wybór. Co prawda Rok Sirk wypadł jeszcze gorzej niż Mraz, ale powracający do Lubina Dejan Drażić dał bardzo zachęcającą zmianę. Rajd przez pół boiska zakończony otwierającym podaniem do Żivca czy piękne prostopadłe zagranie do Sirka pokazały, że facet nie stracił formy.
Zwycięstwo “Miedziowych” oznacza, że zrównali się oni punktami z Górnikiem, a po raz pierwszy w swojej historii liderem Ekstraklasy został… Raków Częstochowa.
Fot. Newspix