Górnik Zabrze w pierwszych czterech kolejkach zachwycał nas swoją grą. Ostatnio jednak, gdy był największym faworytem, mocno rozczarował z Wisłą Kraków i zasłużenie tylko zremisował ze skazywanym na pożarcie rywalem. Widzieliśmy wówczas, że goście strategię na mecz obrali wybitnie pod Górnika i w pewnym sensie załatwili go jego własną bronią. Czy śladem “Białej Gwiazdy” pójdą teraz inni i co w razie czego zrobi z tym Marcin Brosz?
Element zaskoczenia w piłce działa do pewnego momentu. Im lepszych masz piłkarzy, tym dłużej możesz się na jednym patencie opierać, bo nawet jeśli druga strona wie, czego się spodziewać, to i tak nie będzie w stanie cię powstrzymać. Zabrzanie jak na ligową skalę mocny mają tylko żelazny, wyjściowy skład, na ławce rezerwowych bieda. Kolejni rywale z góry wiedzą, jakim ustawieniem i w jakim zestawieniu wyjdzie na boisko drużyna z Roosevelta.
Wisła Kraków wyglądała już, jakby doskonale wiedziała, jak należy z Górnikiem zagrać.
Była bardzo skoncentrowana i zdyscyplinowana w obronie, dwie formacje ustawione blisko siebie pozostawiały małe pole manewru w ofensywie. Zespół Brosza dotychczas często zagrażał rywalom, gdy ci próbowali rozgrywać, a on przejmował piłkę i wyprowadzał szybki atak. Wisła postanowiła ten wariant skopiować. To Górnik w wielu fragmentach miał się martwić, co zrobić z piłką i często okazywało się, że nie miał ciekawszego pomysłu, a goście mogli kontrować. Ale ekipa Artura Skowronka w razie sprzyjających okoliczności nie bała się wysokiego pressingu dużą liczbą zawodników i to także potrafiło zabrzan zaskoczyć. W ten sposób świetną sytuację miał Yaw Yeboah (obronił Martin Chudy), a Stefan Savić strzelił w poprzeczkę.
Mamy przekonanie graniczące z pewnością, że w oparciu o ten mecz do Górnika podchodzić będą następne drużyny, które staną na jego drodze. Pytanie, czy w razie czego Brosz ma wariant B. Znakomicie latem przestawił zespół, strzałem w dziesiątkę była zmiana ustawienia na trzech środkowych obrońców, ale co jeśli przestanie to tak dobrze funkcjonować, albo wypadnie któryś z kluczowych zawodników (dla większości nie ma dobrych następców)?
Również z tego względu tak interesująco zapowiada się dzisiejszy mecz w Lubinie.
Przekonamy się, czy rozpracowanie Górnika przez konkurencję powoli będzie można uznać za normę, czy też jeszcze za wcześnie, by to ogłaszać. A weryfikacja będzie dość poważna. Zagłębie w pięciu kolejkach wywalczyło 10 punktów i gdyby teraz wygrało, zrównałoby się dorobkiem z zabrzanami.
“Miedziowi” jednak mają swoje zmartwienia. Zapewne minie trochę czasu, nim uda się wypełnić lukę po Damianie Boharze. Jego sprzedaż pogłębia i tak duże problemy z ofensywą. Na razie główne armaty Zagłębia to… obrońcy. Nie przez przypadek cztery z sześciu bramek zdobyło po rzutach rożnych.
-
Lorenco Simić ma dwa gole
-
Lubomir Guldan jednego
-
Sasza Balić jednego
Samuel Mraz póki co jest olbrzymim rozczarowaniem. Z Lechem Poznań zmarnował dwie dobre sytuacje, później nawet przestał do nich dochodzić. Rok Sirk, którego prezes Artur Jankowski latem publicznie wyganiał z klubu, niespodziewanie trafił do siatki Rakowa, ale następny występ znów był słaby i do składu wrócił Mraz. Na “dziewiątce” można jeszcze ustawić Patryka Szysza, tyle że on ostatnimi czasy gra przede wszystkim na skrzydle, a wcześniej także miał problemy z liczbami. Seveli pozostaje wierzyć, że któryś się wreszcie przełamie i wyrośnie na lidera w ataku.
Generalnie odnosimy wrażenie, że wyniki “Miedziowych” często były lepsze niż ich gra, ale w ten sposób przeważnie na dłuższą metę jechać się nie da. Jeśli więc ma to być przełomowy sezon, Zagłębie potrzebuje czegoś więcej. Starcie z Górnikiem pokaże, czy w najbliższym czasie jest na to szansa.
Fot. FotoPyK