Reklama

Wyzwanie ogromne, ale wykonalne. Przedstawiamy rywali Lecha Poznań

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

02 października 2020, 17:32 • 12 min czytania 28 komentarzy

Jak ocenić losowanie Lecha Poznań w Lidze Europy? Sporo się może oczywiście pozmieniać, lecz pierwsze wrażenie jest – nie ukrywajmy – niezbyt optymistyczne. Rywale trafili się trudni, niewygodni, a zarazem nieszczególnie ekscytujący. Z drugiej strony – poznaniacy na szczęście nie wylądowali w grupie absolutnie zaporowej, gdzie po samym losowaniu odechciewa się grać. Przedstawiamy pokrótce trzech oponentów, z którymi “Kolejorz” zmierzy się w grupie D.

Wyzwanie ogromne, ale wykonalne. Przedstawiamy rywali Lecha Poznań

Szkoci powracający do wielkiej gry

Zaczynamy od zespołu wylosowanego z trzeciego koszyka, czyli od Rangers FC. Drużyny, która stara się mozolnie powrócić do poziomu prezentowanego przed laty. The Gers w latach 1987 – 2000 zdobyli dwanaście tytułów mistrza Szkocji na czternaście możliwych. Regularnie występowali wówczas w Champions League. Działacze Rangersów należeli zresztą do wielkich orędowników reformy Pucharu Europy, obok przedstawicieli takich klubów jak AC Milan czy Real Madryt. Na początku XXI wieku rywalizacja o prymat w Glasgow się wyrównała, swoją pozycję po latach niepowodzeń odbudował Celtic, ale stadion Ibrox wciąż stanowił istotny punkt na piłkarskiej mapie Starego Kontynentu. W 2006 roku Rangersi grali w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Rok później dostali się do finału Pucharu UEFA.

Potem jednak sytuacja się posypała. Tarapaty finansowe, upadek klubu, odbudowa i powrót do Ekstraklasy. W latach 2017 – 2018 Rangersi byli trzecią siłą szkockiego futbolu. Z kolei w dwóch poprzednich sezonach uplasowali się na drugim miejscu w stawce, za Celtikiem. The Bhoys stoją obecnie przed szansą zdobycia dziesiątego tytułu mistrzowskiego z rzędu. Ta sztuka nie udała się Rangersom we wspomnianym okresie ich hegemonii, więc powstrzymanie odwiecznych rywali stanowi punkt honoru dla The Gers.

Po dziewięciu kolejkach sezonu 2020/21 prowadzą w tabeli szkockiej ekstraklasy. Wygrali siedem spotkań, dwa zremisowali. Jednak Celtic również nie zanotował jeszcze porażki. Ma punkt straty do lidera i jedno spotkanie rozegrane mniej.

Reklama
Steven Gerrard

Można powiedzieć, że to co najgorsze już za Rangersami. Drużyna z Ibrox zaczęła od pewnego czasu nawet – rzadko, bo rzadko – zwyciężać w derbowych konfrontacjach z Celtikiem, a przecież jeszcze kilka lat temu spotkania spod szyldu Old Firm kończyły się niekiedy takimi wynikami jak 5:0, 5:1 czy 4:0 dla The Bhoys. Rangers potrafili przed własną publicznością zbierać manto od naprawdę ogórkowych zespołów. Nawet takich, w których składzie znajdowało się miejsce dla znanego z polskich boisk Ziggy’ego Gordona.

Twarzą przemian zachodzących w ekipie z Glasgow jest Steven Gerrard, od czerwca 2018 roku pełniący rolę szkoleniowca klubu. Anglik nadał drużynie charakteru, z jakiego ta niegdyś słynęła. Przede wszystkim jednak odbudował ją piłkarsko. Początkowo opierając się w dużej mierze na zawodnikach zasłużonych dla klubu, ale z czasem uzupełniając swoją układankę o nowe elementy. Do gry The Gers jakość wnosili w ostatnim czasie zarówno weterani – choćby Allan McGregor czy Jermain Defoe – jak i piłkarze będący dopiero na dorobku i pewnie po cichu marzący o transferze do angielskiej Premier League. Choćby Ryan Kent, Ianis Hagi, Glen Kamara czy Alfredo Morelos. O sprycie tego ostatniego przekonała się zresztą przed rokiem Legia Warszawa. To on zdobył gola na wagę awansu w dwumeczu z “Wojskowymi”.

Pięć ostatnich sezonów Rangers FC:
  • 2015/16 – 1. miejsce w drugiej lidze szkockiej / brak europejskiego futbolu
  • 2016/17 – 3. miejsce w szkockiej ekstraklasie / brak europejskiego futbolu
  • 2017/18 – 3. miejsce w szkockiej ekstraklasie / I runda kwalifikacji do Ligi Europy
  • 2018/19 – 2. miejsce w szkockiej ekstraklasie / faza grupowa Ligi Europy
  • 2019/20 – 2. miejsce w szkockiej ekstraklasie / 1/8 finału Ligi Europy

Progres poczyniony przez Rangersów pod wodzą Gerrarda najlepiej widać na podstawie pucharowych dokonań tego zespołu. W 2017 roku drużyna dowodzona wówczas przez Pedro Caixinhę zanotowała być może najbardziej dotkliwy eurowpierdol w niespełna 150-letnich dziejach klubu i poległa w dwumeczu z rywalem z Luksemburga. Za kadencji byłego kapitana Liverpoolu takie wpadki są nie do pomyślenia. W poprzednim sezonie Ligi Europy szkocka drużyna wygrała nawet pierwszy dwumecz w fazie pucharowej, eliminując Sporting Braga. Zatrzymała się w kolejnej rundzie na konfrontacji z Bayerem Leverkusen. W tegorocznych eliminacjach The Gers zdążyli się natomiast uporać między innymi z holenderskim Willem II i tureckim Galatasaray.

Jesteśmy już ze sobą dwa lata. Poznałem tę drużynę, ona poznała mnie – mówił Gerrard po zwycięstwie nad Turkami. – Chcemy się cały czas rozwijać. Za nami fantastyczny wieczór. Europejski futbol jest dla nas bardzo ważny.

Reklama
Rangers FC 1:0 Legia Warszawa (2019)

Wydaje się, że Rangersi to jeden z trudniejszych przeciwników, jacy byli do wylosowania w trzecim koszyku. W drużynie z Ibrox zapanowała stabilizacja, Gerrardowi i działaczom udaje się jak na razie zatrzymać w Glasgow największe gwiazdy. The Gers z całą pewnością nie zadowalają się samym awansem do fazy grupowej Ligi Europy. Ich celem jest już w tym momencie dokazywanie w pucharach wiosną. Trzeba jednak pamiętać, że podstawowa ambicja klubu na ten sezon to odzyskanie krajowego tronu. Ciekawe, jak Gerrard poradzi sobie z godzeniem występów międzynarodowych oraz ligowych.

Starcia Rangersów z polskimi drużynami:
  • 1:3, 1:3 z Górnikiem Zabrze (II runda Pucharu Zdobywców Pucharów 1969/70)
  • 3:1, 1:1 z Górnikiem Zabrze (II runda Pucharu Europy 1987/88)
  • 1:0, 4:2 z GKS-em Katowice (I runda Pucharu UEFA 1988/89)
  • 5:0 z Amicą Wronki (faza grupowa Pucharu UEFA 2004/05)
  • 0:0, 1:0 z Legią Warszawa (IV runda eliminacji do Ligi Europy 2019/20)

Belgowie z doświadczeniem i kłopotami

Z drugiego kosza los przydzielił Lechowi Poznań kolejnego przeciwnika z Belgii. “Kolejorz” po piłkarskim dreszczowcu poradził sobie z Charleroi, teraz przyjdzie się poznaniakom zmierzyć ze Standardem Liege. I tutaj nie ma już powodów do narzekania na klasę przeciwnika. W drugim koszu znajdowały się przecież takie firmy jak Leicester City czy Real Sociedad. Można było zatem trafić znacznie gorzej. Co oczywiście nie oznacza, że Standard można potraktować z przymrużeniem oka. Mówimy o drużynie, która w ostatnich latach zebrała naprawdę sporo doświadczenia na europejskiej arenie, regularnie występując w fazie grupowej Ligi Europy.

Fakt, Les Rouches nie potrafili dostać się do pucharowego etapu rozgrywek, lecz już w pojedynczych meczach zdarzało im się zwyciężać naprawdę uznane firmy. W poprzednim sezonie Standard pokonał u siebie choćby Eintracht Frankfurt, zremisował też przed własną publicznością z Arsenalem. Rok wcześniej – również na swoim obiekcie – Belgowie odprawili z kwitkiem Krasnodar i Sevillę. Za każdym razem do awansu brakowało im naprawdę niewiele. Głównie lepszej postawy na wyjeździe, gdyż w delegacjach Standard potrafił gubić punkty nawet z autsajderami, a od potentatów zbierał ostre cięgi (0:4 z Arsenalem, 1:5 z Sevillą).

Pięć ostatnich sezonów Standardu Liege:
  • 2015/16 – 7. miejsce w belgijskiej ekstraklasie / IV runda eliminacji Ligi Europy + Puchar Belgii
  • 2016/17 – 9. miejsce w belgijskiej ekstraklasie / faza grupowa Ligi Europy
  • 2017/18 – 2. miejsce w belgijskiej ekstraklasie / brak europejskiego futbolu + Puchar Belgii
  • 2018/19 – 3. miejsce w belgijskiej ekstraklasie / faza grupowa Ligi Europy
  • 2019/20 – 5. miejsce w belgijskiej ekstraklasie / faza grupowa Ligi Europy

Po siedmiu meczach bieżącego sezonu ligi belgijskiej Standard plasuje się na niezłym, piątym miejscu w tabeli. Przegrał jak dotąd tylko jedno spotkanie. Są to wyniki tym bardziej imponujące, że kilka miesięcy temu klub właściwie otarł się o upadek. Les Rouches nie dostali licencji na występy w najwyższej klasie rozgrywkowej i realnie groziło im rozpoczynanie drogi od poziomu amatorskiego. W akcję ratunkową swojego byłego klubu zaangażowali się wówczas jego wychowankowie – Marouane Fellaini i Axel Witsel.

Dlaczego Standard znalazł się w tak podbramkowej sytuacji? Opisywaliśmy na Weszło: Trudno powiedzieć, by klub był dobrze zarządzany. Najlepiej świadczą o tym pensje piłkarzy. Mamy tam naszego starego znajomego z Legii, Orlando Sa. Zarabia milion euro za sezon, całkiem sporo jak na piłkarza… rezerw. (…) Klub zarabia z transferów kupę pieniędzy. Tylko gdzie one są?

stadion Standardu Liege

Prostą odpowiedzią byłaby taka, że kasa idzie na inwestowanie w stadion, ale tutaj przechodzimy do kolejnego problemu. Obiekt Standardu wygląda specyficznie. Trzy normalne, połączone ze sobą trybuny, a czwarta… jak piąte koło u wozu. Plan jest taki, by domknąć ten krąg, ale spowodowałoby to konieczność przebudowy infrastruktury komunikacyjnej w tym rejonie miasta. Choćby dlatego, że za tą trybuną jeżdżą tramwaje. Projekt istnieje od lat, a nadal nie ma zgody na budowę. W Belgii przebudowa stadionu to duże wyzwanie. Trzeba zdobyć zgodę wszystkich mieszkańców dookoła terenu, a mają oni, nawet pojedynczo, ogromne możliwości odwoławcze w sądach. Taka budowa to zawsze zmiany w komunikacji, zwiększenie korków w okolicach stadionu. Dla kibica Standardu to żaden większy problem, ale często ludzie mających piłkę w głębokim poważaniu już to zupełnie nie interesuje. Chcą mieć komfortową do mieszkania okolice”.

Wszystkie te problemy – naturalnie w połączeniu z pandemią – wpędziły Standard w naprawdę kiepską sytuację finansową. Na szczęście dla klubu – wspomnieni Fellaini i Witsel nie ograniczyli swojej pomocy do ciepłych słów opublikowanych na Instagramie. Ten pierwszy udzielił Standardowi wielomilionowej pożyczki na spłatę najpilniejszych zobowiązań. Ten drugi zaś zainwestował półtora miliona w firmę, która przejęła stadion i zaczęła go wynajmować klubowi na znacznie korzystniejszych warunkach. Standard odzyskał licencję. Co miało niebagatelne znacznie dla całej ligi, bo mówimy o jednym z najpopularniejszych klubów w Walonii.

O sile belgijskiej ekipy stanowią w dużej mierze dość młodzi zawodnicy. Nie jest przypadkiem, że niedawno Standard na sprzedaży Moussy Djenpo i Razvana Marina zarobił około 25 milionów euro. Obecnie na regularne występy w pierwszym składzie mogą liczyć między innymi 19-letni Nicolas Raskin, 24-letni Selim Amallah (już sześć goli w tym sezonie) czy 21-letni Zinho Vanheusden.

Standard Liege 3:1 Fehervar FC (2020)

Vanheusden to w ogóle ciekawa postać. Stoper, który – pomimo młodego wieku – nosi kapitańską opaskę w zespole. Standard kupił go w 2019 roku z Interu Mediolan za przeszło dwanaście milionów euro, bijąc tym samym rekord transferowy ligi belgijskiej. Przedstawiciele Les Rouches raczej wiedzieli, co robią, bo Vanheusden przed przenosinami do Mediolanu szkolił się… właśnie w Standardzie. Ostatnio obrońca otrzymał pierwsze powołanie do seniorskiej reprezentacji Belgii. Nerazzurri zagwarantowali sobie na zasadzie dżentelmeńskiej umowy możliwość odzyskania defensora za około piętnaście milionów, ale formalnie podpisał on kontrakt do 2023 rok i na razie zapowiada, że nie myśli o powrocie do Włoch, bo w lidze belgijskiej może się jeszcze wiele nauczyć.

Ekipa z Liege drogę do fazy grupowej Ligi Europy miała dość wyboistą. W trzeciej rundzie eliminacji męczyła się z Vojvodiną, potem – też nie bez kłopotów – pokonała Fehervar. Poszczęściło się jej, bo wszystkie mecze kwalifikacyjne rozgrywała na własnym boisku. A to jest niewątpliwie jeden z głównych atutów Standardu, nawet jeżeli finansowo Stade de Sclessin stanowi obciążenie.

Starcia Standardu Liege z polskimi drużynami:
  • 1:0, 0:2 z Legią Warszawa (II runda Pucharu Europy 1970/71)
  • 1:1, 0:0 z Wisłą Kraków (1/16 finału Ligi Europy 2011/12)

Portugalczycy z poczuciem niedosytu

Dla lizbońskiej Benfiki udział w Lidze Europy to generalnie spore rozczarowanie. “Orły” ostatnio za przeszło 50 milionów euro sprzedały do Manchesteru City swojego najlepszego stopera, Rubena Diasa, ale wcześniej aktywnie działały na rynku z transferami przychodzącymi. Do klubu trafił choćby Darwin Nunez (kosztujący około 25 milionów euro), Everton (20), Pedrinho (18), Luca Waldschmidt (15) i Jan Vertonghen (za darmo). Na dokładkę jeszcze Nicolas Otamendi, oddany Benfice w rozliczeniu za wspomnianego Diasa. Najgłośniejszej transakcji nie udało się jednak działaczom z Lizbony dopiąć. Jedną nogą w klubie był już Edinson Cavani, ale ostatecznie strony nie dogadały się odnośnie szczegółów kontraktu. Niemniej, lista wzmocnień Benfiki i tak prezentuje się solidnie.

To niejako reakcja na nieudany sezon 2019/20. Benfica nie zdobyła mistrzostwa Portugalii, punktowo zaliczyła najgorszy sezon od 2014 roku. Poległa również w finale krajowego pucharu. Jeżeli zaś chodzi o kontynentalne rozgrywki, lizbończykom nie udało się wyjść z grupy w Lidze Mistrzów, choć oponenci – RB Lipsk, Olympique Lyon i Zenit Petersburg – pozornie nie robili piorunującego wrażenia. Teraz już wiemy, że “Orłom” przyszło się mierzyć z późniejszymi półfinalistami rozgrywek.

Z kolei w Lidze Europy drużyna z Estadio da Luz poległa po dwumeczu z Szachtarem Donieck.

Pięć ostatnich sezonów Benfiki
  • 2015/16 – 1. miejsce w portugalskiej ekstraklasie / 1/4 finału Ligi Mistrzów + Puchar Ligi Portugalskiej
  • 2016/17 – 1. miejsce w portugalskiej ekstraklasie / 1/8 finału Ligi Mistrzów + Puchar Portugalii
  • 2017/18 – 2. miejsce w portugalskiej ekstraklasie / faza grupowa Ligi Mistrzów
  • 2018/19 – 1. miejsce w portugalskiej ekstraklasie / 1/4 finału Ligi Europy
  • 2019/20 – 2. miejsce w portugalskiej ekstraklasie / 1/16 finału Ligi Europy

Wydawało się, że dokonane latem wzmocnienia pozwolą zapomnieć o sprzedanych w ostatnim czasie gwiazdach, takich jak Joao Felix czy Raul Jimenez. Zwłaszcza, że do klubu powrócił też Jorge Jesus, przez wielu postrzegany jako największe wzmocnienie drużyny. Szkoleniowiec, który dwa razy doprowadził Benficę do finału Ligi Europy. Ale w eliminacjach do Champions League spotkała “Orły” niemiła niespodzianka. Przegrany 1:2 mecz z PAOK-iem. I konieczność gry w fazie grupowej pucharu pocieszenia zamiast brylowania na salonach Ligi Mistrzów. A przecież w zespole – poza wymienionymi wyżej graczami – są wciąż Alex Grimaldo, Pizzi, Julian Weigl czy Adel Taarabt. To jest naprawdę konkretna ekipa, złożona z bardzo mocnych graczy.

Jorge Jesus

Szkoleniowiec “Orłów” już zaczyna grymasić. Nie podoba mu się, że zdecydowano się na sprzedaż Diasa, który pełnił kluczową rolę w jego planach na sezon 2020/21. Na dodatek nie dokonano tylu wzmocnień, ilu wymagał trener, któremu marzyła się kadra równie szeroka i wyrównana co w czasach, gdy Benfica rok po roku docierała do finału LE. Przede wszystkim Jesus ma zastrzeżenia jeżeli chodzi o obsadę pozycji napastnika. Mało tego – jest już przesądzone, że Lizbonę na Londyn zamieni Carlos Vinicius, najlepszy strzelec zespołu w poprzednim sezonie ligowym. Wypożyczenie tego zawodnika (z możliwością transferu definitywnego) dopiął właśnie Tottenham. Na bardzo niekorzystnych dla Benfiki warunkach, co świadczy o tym, że klub pilnie poszukuje pieniędzy wobec pucharowego fiaska.

Opuszczasz większy klub na rzecz mniejszego. Manchester City jest większy od Benfiki wyłącznie finansowo – oznajmił sfrustrowany szkoleniowiec “Orłów” na pożegnanie z Diasem. Frustracja jest tym większa, że – jak to często bywa z transferami na rynku portugalskim – spora część pieniędzy zapłaconych przez “Obywateli” rozejdzie się wśród agentów, a nie trafi do klubowej kasy.

Mimo tych trudności, Benfica jest naturalnie murowanym faworytem grupy D. “Orły” świetnie weszły w sezon ligowy, gdzie wygrały oba dotychczasowe spotkania. Szczególne wrażenie robią rozmiary wyjazdowego triumfu nad Familicao.

FC Familicao 2:5 SL Benfica (2020)

Historia starć Benfiki z polskimi klubami nie jest zbyt bogata, jeśli wziąć pod uwagę, że ten klub rzadko w swej historii opuszczał europejskie rozgrywki. Lizbończycy starli się z przedstawicielami naszej ligi tylko dwukrotnie w latach dziewięćdziesiątych. Najpierw pokonali w dwumeczu GKS-Katowice, potem Ruch Chorzów. GieKSa mocno się postawiło faworyzowanym przeciwnikom. – Ja takie rzeczy dotąd to widziałem przecież tylko w telewizji! – wspominał swoją wizytę w Lizbonie Marian Janoszka. – To mnie się nawet rok wcześniej nie śniło! Wychodząc na oświetloną murawę, przechodziły dreszcze. Dopiero po pierwszym gwizdku wszystko schodziło.

Zdaniem Tomasza Pikula, znawcy historii katowickiego klubu, konfrontacja z portugalskimi „Orłami” – choć koniec końców przegrana – to najlepszy pucharowy występ GKS-u. Pierwszy mecz zakończył się zwycięstwem Benfiki 1:0, w drugim padł remis 1:1. – Drużyna została wtedy skrzywdzona. W pierwszym spotkaniu sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej bramki Adama Kucza. Piłka ewidentnie przekroczyła linię, ale z niezrozumiałych względów gol nie został zaliczony. Z kolei w rewanżu Darek Wolny nie trafił z sześciu metrów do pustej bramki. Gdyby wtedy lepiej wcelował, GKS wyszedłby na dwubramkowe prowadzenie i myślę, że Portugalczycy już by tych strat nie zdołali odrobić, bo polski zespół był na fali. No ale Wolny spudłował, Benfica wyrównała, a z katowiczan wtedy zeszło powietrze. Niemniej – drużyna naprawdę dobrze wyglądała i stwarzała sobie sporo bramkowych sytuacji.

– Zastanawiałem się podczas oddawania strzału, przed którą z trybun świętować zdobycie bramki – wyznał z kolei ponuro Dariusz Wolny, który tak fatalnie przestrzelił w rewanżu.

Starcia Benfiki z polskimi drużynami:
  • 1:1, 1:0 z GKS-em Katowice (Puchar Zdobywców Pucharów 1993/94)
  • 5:1, 0:0 z Ruchem Chorzów (Puchar Zdobywców Pucharów 1996/97)

Pozostaje mieć nadzieję, że w meczach Lecha Poznań obejdzie się bez sędziowskich kontrowersji i spartaczonych sytuacji stuprocentowych. Poznaniacy na pewno są na papierze najsłabszą, najmniej doświadczoną w Europie drużyną w swojej grupie. Ale też nie trafili na takich zabijaków, którzy są absolutnie nie do ruszenia. Rywale “Kolejorza” również mają swoje problemy wewnętrzne, mają swoje słabości.

Sztuką będzie je po prostu wykorzystać.

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
1
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna
Piłka nożna

Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Patryk Stec
7
Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Liga Europy

Liga Europy

Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Michał Kołkowski
40
Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Komentarze

28 komentarzy

Loading...