Nie będziemy się bawić w przydługie wstępy, bo sprawa jest prosta jak budowa cepa. Legio Warszawa, Lechu Poznań – zróbcie to. Pozostał jeden krok. Awansujcie do fazy grupowej Ligi Europy. Polska piłka klubowa upadła w ostatnich latach naprawdę nisko. Najwyższy czas, by rozpocząć proces wygrzebywania się z tego bagna. A nie uda się tego dokonać, jeśli choć jeden przedstawiciel Ekstraklasy nie przebrnie dziś eliminacji.
W poszukiwaniu przełamania
Dwie drużyny w europejskich pucharach. Dla poważnych piłkarsko krajów – i nie mówimy tu teraz o tych absolutnie topowych ligach, lecz takich państwach jak Czechy, Grecja czy Szwajcaria – posiadanie więcej niż jednego przedstawiciela na tym etapie rozgrywek to norma, a nie marzenie. Wiadomo jednak, jak to zwykle bywa z powagą u ekstraklasowiczów, gdy przychodzi im się pokazać w Europie.
LEGIA WARSZAWA POKONA KARABACH? KURS: 1,98 W EWINNER!
Dwóch przedstawicieli w fazie grupowej LE mieliśmy ostatnio w sezonie 2015/16. Lechowi Poznań nie udało się wówczas zakwalifikować do Champions League, ale przez ostatnią rundę eliminacji w rozgrywkach pomniejszego kalibru podopieczni Macieja Skorży przebrnęli. Obok nich do grupy wdarła się również Legia Warszawa. Oba zespoły solidarnie wówczas poległy i nie zdołały wywalczyć awansu do fazy pucharowej. Wtedy wydawało się to rozczarowującym rezultatem, lecz po ostatnich latach całkowitej pucharowej posuchy optyka trochę się zmieniła. A co dopiero powiedzieć o sezonie 2011/12? Wiśle Kraków nie udał się desperacki szturm na Ligę Mistrzów, ale w Lidze Europy piłkarze “Białej Gwiazdy” mieli więcej szczęścia i w dramatycznych okolicznościach wyszli z grupy. Tej samej sztuki dokonała warszawska Legia, zostawiając w pokonanym polu Hapoel Tel Awiw, Rapid Bukareszt, a wcześniej Spartak Moskwa.
Na wiosnę jedni i drudzy szybko się z rozgrywkami pożegnali, ale też nie bez walki. Ileż byśmy dziś dali, by tamte emocje powróciły. Nie jesteśmy jednak zachłanni – jeden zespół w fazie grupowej Ligi Europy również nas usatysfakcjonuje. Choć – nie ma co ukrywać – po cichutku liczymy na coś więcej.
Jak szaleć, to szaleć.
Umiarkowany optymizm
Pewne powody do optymizmu są. Dostarczył ich zwłaszcza Lech Poznań, który w naprawdę kapitalnym stylu rozprawił się z Apollonem Limassol. Jasne, że teraz przed “Kolejorzem” znacznie trudniejsze zadanie, bo Charleroi to obecnie lider ligi belgijskiej. Podopieczni Dariusza Żurawia mają jednak pewne argumenty – zwłaszcza w ofensywie – żeby się faworyzowanym rywalom postawić, a może nawet ich zaskoczyć. Na pewno nie są skazani na pożarcie, a to już coś. Podobnie zresztą sprawa ma się z Legią Warszawa. “Wojskowi”, w przeciwieństwie do Lecha, nie zachwycali jak dotąd w eliminacjach, raz już zdążyli przegrać, ale mają nowego trenera, który kilka razy w swojej karierze udowodnił, że potrafi odpowiednio ustawić zespół przed arcyważnym spotkaniem. No i grają u siebie.
LECH POZNAŃ WYGRA Z CHARLEROI? KURS: 3,47 W EWINNER!
Czy będziemy zszokowani, jeśli późnym wieczorem okaże się, że w fazie grupowej Ligi Europy 2020/21 zagrają Charleroi i Karabach? No nie, zszokowani nie, bo to mocni rywale.
Ale odrobinę rozczarowani – już tak.
Tym bardziej że ewentualna porażka obu naszych przedstawicieli oznacza kontynuację współczynnikowej zapaści, która już teraz jest dla polskich klubów odczuwalna, a jej konsekwencje mogą być jeszcze bardziej dotkliwie. Zwłaszcza w momencie zachodzących przemian w europejskich rozgrywkach. Co tu dużo mówić – im dłużej ekstraklasowicze będą zbierać cięgi w eliminacjach, tym trudniej będzie potem o przełamanie złej passy. Rywale będą coraz bardziej zaporowi. Lepsza okazja, by rozpocząć proces odbudowy naszej rankingowej pozycji niż tegoroczne, specyficzne eliminacje może się już w najbliższej przyszłości nie nadarzyć.
Dlatego szczerze wierzymy, że choć jeden z polskich klubów stanie na wysokości zadania. Łatwo, jak już podkreślaliśmy, na pewno nie będzie. No ale nie było też wówczas, gdy Legia w pokonanym polu potrafiła pozostawić w eliminacjach Spartaka, a Lech radził sobie z Austrią Wiedeń czy Dnipro Dniepropietrowsk. Czas nawiązać do tamtych sukcesów. Dość upokorzeń i pukania w dno od spodu!
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:
- Charleroi nie tak silne, jak Genk. Na co trzeba uważać? | ANALIZA
- Dawid Płaczkiewicz: “W Azerbejdżanie trafiłbym do więzienia”
- Bach, bach, Karabach. Siedmiominutowa weryfikacja polskiego futbolu
fot. FotoPyk