Reklama

ŁKS nie bierze jeńców. Siedem meczów, siedem zwycięstw w sezonie

redakcja

Autor:redakcja

30 września 2020, 22:12 • 4 min czytania 12 komentarzy

ŁKS ma dziwne hobby w tym sezonie: wygrywanie meczów. Bywa, że mają kłopoty, bywa, że coś zawalają, bywa, że przegrywają, że mają przestoje. Ale koniec końców na razie wygrali wszystko, co tylko przyszło im grać. Dzisiaj łodzianie wybrali się do Bełchatowa, zapakowali GKS-owi trzy bramki i w obliczu remisu Górnika Łęczna w Głogowie, są już ostatnią w pierwszej lidze drużyną z kompletem punktów.

ŁKS nie bierze jeńców. Siedem meczów, siedem zwycięstw w sezonie

GKS BEZ STRACHU

Przez pierwsze dziesięć minut można było pomyśleć, że to GKS Bełchatów jeździ w ostatnim czasie po kraju i sieje postrach. Bełchatowianie w ogóle się nie przestraszyli, nie kryli się za podwójną gardą, tylko ruszyli na fantazji. Taktyka “hulaj dusza, piekła nie ma”: przycisnęli ŁKS pressingiem jeszcze wyższym, niż swego czasu w Łodzi założył Stomil. I wszyscy najbliżsi rywale łodzian mogli skrzętnie notować, że to przyniosło efekty. Nacisk na Dąbrowskiego, Rozwandowicza i Sobocińskiego sprawił, że w ŁKS-ie zbudziły się stare demony. Gubili się przy wyprowadzaniu piłki od własnej bramki, a w środku szwankowało przyjęcie – paprali w ten sposób akcje Sekulski, Rozwandowicz, Dominguez.

Finalnie GKS strzelił bramkę – może trochę przypadkową, bo Dąbrowski strzelił sobie bramkę Makuchem przy próbie wyprowadzenia piłki, ale zarazem zasłużoną. GKS dominował, praktycznie nie schodził z połowy ŁKS-u, zaciskał pętlę. Swoją drogą, ma Dąbrowski szczęście, że to nie był kiks w Ekstraklasie, bo kuriozum duże, latałoby po sieci. A tak wszyscy do jutra zapomną.

GKS miał problem z tym, że chyba nie miał za bardzo pomysłu co z tym prowadzeniem zrobić. No bo co – prowadzisz z najlepszym jak do tej pory w pierwszej lidze ŁKS-em i dalej tak naciskasz? No nie, może to 1:0 to już czas, by się wycofać?

Kiedyś, jak Widzew pojechał grać w pucharach z Monaco, Orest Lenczyk na odprawie zaczął:

Reklama

– Panowie, jakby udało się strzelić bramkę….

Na co Marek Citko:

– A może lepiej ich nie wkurwiać?

No to GKS, można powiedzieć, popełnił ten błąd i wkurwił.

RZĄDY ŁKS-U

Bywają takie sytuacje, gdy bramka podcina skrzydła, gdy sprawia, że drużyna na nowo szuka swojego gruntu, bo dotychczasowy plan poszedł w diabły. Sęk w tym, że ŁKS-owi żaden plan się nie posypał – mieli atakować, wygrać, no to gol Makucha tylko przypomniał łodzianom po co się tu dzisiaj zebrali.

ŁKS od straty bramki przejął inicjatywę, zaczął grać swoją piłkę, a wyrównał w pierwszej groźnej akcji i pierwszym celnym strzałem w meczu. Choć w sumie – trudno to uznać za strzał, raczej Gryszkiewicz strzelił gola Sekulskim. Młodzieżowiec dorzucił do środka, autor hat-tricka w meczu z Sandecją nie miał czasu na reakcję, odbiła się i wpadło. Sekulskiemu ostatnio wychodzi więc wszystko, nawet jak tylko stoi, to tak, że będzie z tego gol.

Reklama

GKS próbował się odgryźć, Wroński strzelał z dystansu, była żółta kartka dla Dąbrowskiego, ale różnica jakości w obu zespołach zaczynała się zarysowywać coraz mocniej. Do przerwy Pirulo trafił dwukrotnie i w zasadzie było pozamiatane.

  • – Pierwszy gol, Gryszkiewicz doskonale dogrywa ze skrzydła, Pirulo trafia z bliska
  • – drugi gol, Pirulo wykorzystuje nieporozumienie w szeregach GKS, kończy fajną podcinką, w zasadzie już dla niego klasyczną

W praktyce było pozamiatane. GKS miał dziś fajne zrywy, ale nie aż takie, by odrobić z ŁKS-em dwubramkową stratę. Fajnie natomiast, że po zmianie stron, choć ostatecznie bramki nie padły, tak nie było przesadnego kunktatorstwa, jedni i drudzy próbowali coś strzelić. Mogły się podobać strzały Trąbki, Makucha czy Dankowskiego. GKS-owi też czasem brakowało trochę zimnej krwi: wstrzelił piłkę w pole karne, ŁKS grzebał się z wybiciem, ale nie potrafili z tego skorzystać. Lenarcik też w ostatnich minutach chyba uchronił swoją drużynę przed jeszcze wyższą porażką, znakomitym dalekim wyjściem kasując kontrę łodzian.

Finalnie większe emocje w drugiej połowie mogłyby się jeszcze zacząć, gdy Wolski zagrał ręką w polu karnym, ale Gancarczyk spudłował jedenastkę i to dosyć konkretnie.

MIĘDZY TERMINARZAMI

To zabawne, że wokół ŁKS-u wciąż można stawiać te same wątpliwości. Bo z jednej strony – sześć zwycięstw, start marzeń, chapeu bas. Byli tacy, którzy nie wierzyli, że ŁKS w ogóle włączy się w tym sezonie do walki o powrót do Ekstraklasy, a tymczasem wyrasta na faworyta numer jeden. Z drugiej strony – choć łodzianie nie tracą wielu bramek, tak w każdym meczu obrońcy sami wrzucają sobie kamyczki do ogródka. Nawet z zespołami skazanymi na walkę o utrzymanie, jak z Sandecją czy GKS-em, potrafili pokpić sprawę w koncertowy sposób. Pierwsza liga błędy wybacza, ESA jest znacznie mniej litościwa – gdy piłkarzy spytać o różnice między Ekstraklasą i jej zapleczem, prawie zawsze pada ta refleksja. Czekamy co pokaże ŁKS dziesiątego października, kiedy zagra w Gdyni z Arką.

GKS Bełchatów? Cztery punkty na koncie, czyli średnio, ale z drugiej strony zobaczmy z kim do tej pory grali: Górnik Łęczna, Miedź, Termalica, GKS Tychy, Odra Opole, ŁKS. To sześć z siedmiu drużyn czołówki tabeli, ale GKS może o sobie powiedzieć, że nawet w tych przegranych – no, może poza Łęczną – momenty były. Jak na ich niedawne problemy, za ten początek sezonu można im postawić mały plusik. Pytanie jak będą wyglądać choćby ze Stomilem, gdy już nie wystarczy po prostu powalczyć z prowadzącym grę rywalem, który trochę czasem zlekceważy, ale przyjedzie ktoś o porównywalnym potencjale.

GKS BEŁCHATÓW – ŁKS ŁÓDŹ 1:3 (1:3)

Makuch 10′ – Sekulski 16′, Pirulo 27′, 44′

Fot. NewsPix

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...