Reklama

Raków traci wynik w ostatniej chwili? Nowe, nie znaliśmy. Ale Pasy zasłużyły na remis

redakcja

Autor:redakcja

26 września 2020, 18:16 • 5 min czytania 17 komentarzy

Może przy Kałuży nie do końca udało się odtworzyć receptę na sukces według Hitchcocka, ale trzęsienie ziemi na początek i zabójcza ostatnia scena? To dostatecznie dużo, by i sam mistrz scenariusza wybaczył przestoje w środkowej części meczu. Po Górniku także druga rewelacja otwarcia sezonu straciła punkty z krakowskim zespołem – Raków przy Kałuży zremisował po golu straconym w 97. minucie.

Raków traci wynik w ostatniej chwili? Nowe, nie znaliśmy. Ale Pasy zasłużyły na remis

TAKA PIĘKNA AWANTURA

Wspaniała to była pierwsza połowa, nie zapomnimy jej nigdy. Nagrać na VHS, puszczać sobie w chwilach, gdy Ekstraklasa uraczy jakimś paździerzowym 0:0, w którym pierwszy celny strzał zostanie oddany w 67. minucie i to przypadkiem.

Raków zaczął z przytupem, tak jak lubi. To już znana w lidze taktyka częstochowian, że Raków lubi usiąść na rywalu, wejść z drzwiami. Z tym, że to tak, jak ostatnio z ostrzeżeniami Krzysztofa Brede kierowanymi do swoich zawodników, co wyłapał materiał “Mikrocyklu” Canal+.. Wszyscy w Podbeskidziu wiedzieli, co zrobi Raków. Brede wbijał to do głów pół tygodnia. Ale jak częstochowianie przyspieszyli, pokręcili pozycjami, to Górale nie wiedzieli co się dzieje.

Mniej więcej w tą samą pułapkę wpadła dzisiaj Cracovia. Wynik otworzył Petrasek, bo – co za zaskoczenie – postanowił zostać po stałym fragmencie na pozycji dziewiątki. Rapa z Szymonowiczem patrzyli na to kto dojdzie do Czecha, a ten postanowił, że nie będzie na nich czekać i skończył dokładne dogranie Tijanicia. Chwilę potem Tijanić zabawił się sam, uderzenie z trzydziestu metrów po widłach, kapitalna parabola piłki. Nie było czego zbierać.

Wydawało się, że Raków ułożył sobie mecz. Ale Cracovia to nie Podbeskidzie, żeby przespać resztę meczu, gdy wynik jest niekorzystny. I trzeba oddać zespołowi Probierza, że w ogóle się bramkami nie załamał, tylko wręcz zadziałały jak budzik o głośności syreny alarmowej.

Reklama

Tak jak Raków rządził przez pierwszy kwadrans, tak później najwyżej szedł na wymianę ciosów. Pasy odpowiedziały po stałym fragmencie, Hanca dobrze rzucił do Piszczka, ale tu mogli strzelić bajeczne bramki. Sam Fiolić miał trzy kapitalne okazje:

  • najpierw z pierwszej piłki po dograniu Thiago
  • potem sam kończył kontrę groźnym, mierzonym strzałem z dystansu, choć wydawało się, że już spowolnił akcję
  • za trzecim razem w stylu Tsubasy wolej z powietrza; za każdym razem jednak lepszy był Szumski.

Gra się kleiła, oglądało się to – brakowało czasem niedokładności, ostatniego soczystego uderzenia, tu mogło paść więcej bramek. Szkoda było mrugnąć, bo coś istotnego mogło umknąć.

TA OSTATNIA MINUTA

A więc zgodnie z przewidywaniami, druga połowa była znacznie gorsza. Raków cofnął się, sporo było też fauli, Lasyk nie zawsze kontrolował wydarzenia boiskowe.

Fajnie próbował pokonać Szumskiego Pelle, ale byt wolno zbierał się do strzału i został zablokowany. Próbował Alvarez – trafił w poprzeczkę. Rakowowi nie pomagał wprowadzony Ivi Lopez, który spowalniał akcję, rzut wolny wykonał w mur, potrafił wyjechać z kiwką za linię. Goście dali się zepchnąć, choć w końcówce mogli wyjść na 3:1 – raz po akcji Malinowskiego, który nie zrozumiał się pod polem karnym z Musiolikiem, a drugi raz po akcji Ivi Lopeza ponownie z Musiolikiem. Ich strategia zdawała się więc mimo wszystko działać, skoro Pasy, choć przeważały, to nie miały nie wiadomo ilu okazji, a Raków mógł dobić rywala.

W końcu ostatnia akcja meczu, Probierz pod bramkę Szumskiego wygonił nawet Niemczyckiego. Hanca zamiast posłać lagę w pole karne rozgrywa do boku dość niedokładnie, ale Loshaj wrzuca, tam zgrywa świetny dziś w destrukcji Rodin, a wszystko kończy wolejem Fiolić. VAR jeszcze sprawdza: spalonego nie było, choć minimalnie.

Reklama

Trzeba w tym miejscu oddać Fioliciowi: on sam na bramkę na pewno dziś zasłużył. Wspominaliśmy, że trzykrotnie próbował w pierwszej połowie – każde uderzenie inne, każde dobre, ale Szumski był po prostu lepszy. Tutaj też Fiolić nie musiał poprawiać. Przyjmować. Celować. Zastanawiać się. Zbierać się. Strzelił i wpadło, a mając w pamięci jego wcześniejsze akcje, nie było w tym przypadku. Wolej i największemu drewniakowi czasem wejdzie po widłach, u Fiolicia jest powtarzalność groźnych uderzeń z pierwszej piłki. Już wiosną widać było po tym chłopaku jakieś przebłyski, ale może teraz, jesienią, pokaże się w ulepszonej wersji. Choć wiadomo, na razie – ręce na kołdrę.

CHIMERYCZNA CRACOVIA

Ogółem trudno nie pozbyć się wrażenia, że Cracovia, gdyby prezentowała mniej jakiejś takiej ogólnej niechlujności po obu stronach boiska, to mogłaby tych punktów mieć znacznie więcej. Wciąż nie przegrali w lidze, co udało się jeszcze tylko Jadze i Górnikowi. Gdyby doliczyć Puchar Polski, to w grach krajowych tylko Pasy i Górnik są bez porażki.

To zwycięstwo Cracovii – w pierwszej kolejce z Pogonią, wcześniej Chrobry po dogrywce. Poza tym:

– Poszli na wymianę ciosów z Podbeskidziem
– Ratowali w końcówce remis ze Stalą u siebie, choć początkowo mieli ogromną przewagę
– Zagrali przeciętny mecz z Zagłębiem w Lubinie
– Teraz chyba jednak stworzyli więcej szans niż Raków.

W zasadzie o żadnym meczu Pasów nie można powiedzieć, że przeszli obok, że nie pokazali dłuższych fragmentów przyzwoitej, a nawet ciekawej gry. To dotyczy przecież nawet spotkania z Malmo. Zarazem na koniec z efektami tak średnio.

Raków? Wiemy, ukuło się o nich mówić, że są mistrzami wypuszczania z rąk dobrych wyników w ostatniej chwili albo wbrew obrazowi gry. Ale ten mecz – to była próba wyrachowania? Jeśli tak, brakło sekund, milimetrów.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Francja

Lens odpadło z Pucharu Francji. Dobry występ Frankowskiego

Bartosz Lodko
0
Lens odpadło z Pucharu Francji. Dobry występ Frankowskiego

Komentarze

17 komentarzy

Loading...