Reklama

Czy Górnik Zabrze za mocno rozbudził oczekiwania?

redakcja

Autor:redakcja

25 września 2020, 12:15 • 5 min czytania 12 komentarzy

Górnik Zabrze na początku tego sezonu gra najlepszą piłkę w Ekstraklasie. Nawet nie zapraszamy do dyskusji, bo nie ma o czym dyskutować. Do pewnego momentu można było podchodzić do wyczynów drużyny Marcina Brosza z pewną rezerwą, bo ogrywała w Pucharze Polski nieposkładaną Jagiellonię i dwóch beniaminków. Potem jednak w dobrym stylu pokonała Lechię Gdańsk, a na Legii dała już prawdziwy koncert. Po dwudziestu minutach Górnik mógł prowadzić 4:0, to była dominacja absolutna. Pytanie, jak długo uda się ten stan utrzymać i czy – tradycyjnie w polskich realiach – zabrzański zespół nie ukręca bicza na samego siebie robiąc więcej niż zakładano?

Czy Górnik Zabrze za mocno rozbudził oczekiwania?

W wynikach ekipy z Roosevelta nie ma żadnego przypadku. Brosz wymyślił ją na nowo, mimo że tego lata znów stracił kluczowe ogniwa (Igor Angulo, Paweł Bochniewicz, Erik Jirka). Widać ewidentną powtarzalność. Punktem wyjścia jest zmiana ustawienia na trójkę stoperów, a dalej mamy:

  • wysoko grającą linię obrony
  • formacje będące bardzo blisko siebie
  • odważny, niezwykle agresywny pressing całej drużyny, przekładający się na mnóstwo odbiorów na połowie przeciwnika
  • niesamowitą, jak na nasze warunki, intensywność w grze, która daje najwięcej sprintów w lidze i takie wyniki jak 122 przebiegnięte kilometry w Warszawie

Do tego dochodzą wątki czysto piłkarskie: jakość drugiej linii z Prochazką, Mannehem i Nowakiem, równa forma Janży, jeszcze większa eksplozja talentu Jesusa Jimeneza i pewność Chudego między słupkami. Po szczegóły odsyłamy do niedawnej analizy Damiana Smyka, idealnie wszystko zobrazował.

Górnik niesamowicie efektowną i skuteczną grą rozbudza oczekiwania. Przed sezonem podstawowym celem było spokojne utrzymanie i choć sami zawodnicy mówili o chęci powalczenia o coś więcej, nie odbierano takich deklaracji jako zobowiązania. Teraz okoliczności zaczynają się zmieniać. Klasyka – apetyt rośnie w miarę jedzenia, szybko zapomina się o sytuacji na starcie.

A klub z Zabrza wciąż ma jeden podstawowy problem, który nazywa się:

Reklama

WĄSKA KADRA

Żelazny wyjściowy skład (z zamianą Koja na sprzedanego Bochniewicza) jak najbardziej wydaje się mieć potencjał nawet na europejskie puchary. Na przestrzeni następnych tygodni i miesięcy nie da się jednak uniknąć kontuzji, kartek czy ewentualnego zmęczenia przy tak wymagającym stylu gry w jednym garniturze. A gdy spojrzymy na ławkę rezerwowych, widoki są mało obiecujące. Z obecnym stanem posiadania jedna czy druga absencja prawdopodobnie skutkowałaby znacznym spadkiem jakości.

Tylko w środku pola na pozycjach “6” i “8” Górnik ma faktyczną rywalizację na całego. Od początku grają Prochazka i Manneh, a aspirują do tego Daniel Ściślak, Krzysztof Kubica, Wojciech Hajda i Filip Bainović. Dwaj pierwsi zdążyli już zapunktować: Ściślak dwie kolejki temu strzelił pięknego gola Lechii, Kubica w tym samym meczu dał bardzo dobrą zmianę. W nagrodę dostał prawie pół godziny z Legią, gdy przecież losy wyniku ciągle się ważyły. Te sektory Marcin Brosz ma obsadzone.

Powiedzmy, że spokój jest także na prawej obronie. Obiecujące wejście ma Grek Giannis Massouras. Wygryzł on Dariusza Pawłowskiego, który przecież przeciwko Podbeskidziu i Stali prezentował się przyzwoicie. W odwodzie pozostaje Kacper Michalski. Ekstraklasa dość brutalnie go zweryfikowała, gdy dwa lata temu został rzucony na głęboką wodę, ale w minionym sezonie nieźle prezentował się na wypożyczeniu w drugoligowym GKS-ie Katowice. Można zakładać, że chłopak trochę okrzepł.

Gdzie indziej zaczynają się schody.

Rywalami Chudego w bramce są Dawid Kudła i młodziutki Bartosz Neugebauer. Kudła po raz ostatni pojawił się na boisku 7 marca w trzecioligowych rezerwach, a generalnie nigdy jakoś specjalnie nie imponował. Ostatnimi czasy słyszeliśmy o nim głównie ze względu na sprawy pozaboiskowe. Neugebauer to klasyczna melodia przyszłości.

Przy ustawieniu z trójką stoperów w zasadzie jedyną opcją rezerwową na tę pozycję pozostaje młody Aleksander Paluszek, który dotychczas rozegrał dwa mecze w Ekstraklasie i raz obejrzał czerwoną kartkę. Nic dziwnego, że Artur Płatek szuka tu wzmocnień. Przymierzano Hiszpana Pablo Crespo, ale podobno temat już nieaktualny. W przypadku wypadnięcia Janży na lewej stronie, Brosz musiałby wyjąć ze środka Koja lub Gryszkiewicza. Koło się zamyka.

W ofensywie wybór również symboliczny.

Trwa walka między Alexem Soczykiem a Piotrem Krawczykiem. Ten drugi dość opornie wprowadzał się do Ekstraklasy po wielu latach w niższych ligach, ale w tym sezonie wreszcie zaczął się rozkręcać. Strzelił gola Podbeskidziu, daje ożywcze zmiany.

Reklama

Lecz co poza tym? Łukasz Wolsztyński dopiero zaczął proces dochodzenia do formy po poważnej kontuzji. Parę dni temu rozegrał drugą połowę w rezerwach i zaliczył trzy asysty, więc są jakieś powody do optymizmu, ale na pewno nie od razu będzie realną alternatywą dla Bartosza Nowaka. Gdyby go zabrakło, Broszowi pozostałby jedynie bardziej defensywny wariant w środkowej strefie lub cofnięcie Jimeneza i postawienie w ataku na duet Sobczyk-Krawczyk. Oznaczałoby to praktycznie brak pola manewru przy zmianach.

Na bokach pomocy lista opcji jest wyjątkowo krótka. Inna sprawa, że dla klasycznych skrzydłowych w nowym ustawieniu nie za bardzo znajduje się miejsce, a do tej kategorii możemy zaliczyć tylko Adama Ryczkowskiego. Mocno rozczarowywał po przyjściu z I ligi, później zmagał się z poważnymi i przeciągającymi się problemami zdrowotnymi. Po powrocie na boisko ciągle nie potrafił przekonać. Teraz w czterech kolejkach ani razu nie podniósł się z ławki, mimo pięciu zmian, którymi zaczęli dysponować trenerzy.

De facto więc Brosz wybiera maksymalnie z 18-20 zawodników, a i tak niektórzy niemalże z góry są skazani na rezerwę. To nie to samo, co na przykład w Rakowie Częstochowa, gdzie o jedno miejsce w ataku walczą Gutkovskis, Brown-Forbes i Musiolik, zaś rywalizacja w drugiej linii jest tak duża, że na zmiany wchodzą Daniel Bartl, Ben Lederman, Ivi Lopez czy Giannis Papanikolaou. Ostatnio konkurencję zwiększył jeszcze pozyskany z Korony Kielce młodzieżowiec Daniel Szelągowski.

Kibice i – przede wszystkim – działacze Górnika muszą więc być świadomi, jakie są możliwości kadrowe ich zespołu.

Nie chodzi o gaszenie żaru i ambicji, tylko o umiejętność zachowania trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. A ona wygląda tak, że drużyna w jednym składzie prawdopodobnie nie będzie grała na obecnym poziomie przez cały sezon czy nawet jedną rundę. Zawczasu trzeba się nastawić, że prędzej czy później jakaś zadyszka nadejdzie i wówczas nie reagować nerwowo pod wpływem rozbudzonych oczekiwań. No, chyba że w ciągu najbliższych dni Brosz dostanie jeszcze ze trzech kozaków do grania.

Górnik Zabrze wyciska maksa z pierwszych tygodni i jeśli jeszcze trochę pociągnie w ten sposób, to w praktyce już w listopadzie będzie spokojny o utrzymanie. Powyższe wnioski nie dotyczą meczu dzisiejszego: zabrzanie są w takim gazie, że pokiereszowaną pod wieloma względami Wisłę Kraków powinni opędzlować gładko i efektownie. Wiemy, chodzi o Ekstraklasę, gdzie często wszystko jest na odwrót, ale zakładamy, że nawet to ma swoje granice.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...