Prezesi w Klubie Zero zmieniają się jak – nie przymierzając – niegdyś w Śląsku Wrocław. Jeśli czytacie nas regularnie od lat, pewnie znacie założenie tego elitarnego tworu, ale dla wszystkich niezorientowanych szybkie przypomnienie – to klub złożony z zawodników, którzy jeszcze nigdy nie zdobyli gola na najwyższym poziomie ligowym w Polsce. Warunki przyjęcia? Co najmniej 30 rozegranych meczów, status piłkarza Ekstraklasy, no i pusty dorobek strzelecki.
Tytuł prezesa nosi zawsze ten ananas, który najdłużej uprawia pacyfistyczną odmianę futbolu. Do zmiany na prestiżowym fotelu doszło już przed sezonem, gdy Ekstraklasę opuścił Cezary Stefańczyk. Sympatyczny zawodnik zatrzymał swój licznik na 121 meczach. Co ciekawe, nieszczególnie brudził swój dorobek także asystami – przez kilka lat w Ekstraklasie zaliczył tylko jedną. A przecież ocenialiśmy go jako solidnego grajka. Gdyby Marek Jóźwiak pozwolił mu dalej grać w Płocku, być może zaatakowałby nawet Tadeusza Sochę, który opuścił klub z 151 meczami bez zdobytego gola. Co to byłaby za historia!
Mogłoby się zdarzyć jednak też tak, że w obliczu odejścia Dominika Furmana Stefańczyk dostałby kilka rzutów wolnych – sam twierdzi, że ma większą skuteczność niż Furman – i samemu wypisałby się z Klubu Zero. To jednak tylko gdybanie. Odchodząc z Płocka Stefańczyk oddał zaszczytny tytuł swojemu koledze z drużyny – Damianowi Rasakowi.
CZY PIAST GLIWICE WRESZCIE WYGRA MECZ LIGOWY? KURS 2,14 W EWINNER!
87 meczów potrzebował Rasak, by w końcu strzelić swojego pierwszego gola w elicie. Swoją drogą, pomocnik Wisły Płock powinien wysłać jakieś kwiaty i czekoladki dla Vullneta Bashy, bo gdyby nie szaleńczy pressing Albańczyka, gola mogłoby nie być. Rasak trafił do siatki w swoim czwarty sezonie w Płocku. Długo kazał czekać, a przecież nie jest to typowa szóstka – jego rolą, owszem, jest głównie przecinanie, ale gdy już ma piłkę przy nodze, raczej wie, co trzeba z nią zrobić. Zresztą na zapleczu Ekstraklasy udowadniał, że potrafi żyć w dobrych stosunkach z metalowym prostokątem.
Zapytaliśmy go kiedyś, czy ma ambicję opuszczenia renomowanego kręgu, w którym się znalazł. Odpowiedział: – Nie spinam się za bardzo, nie nastawiam się “ja pierdzielę, Damian, tyle meczów i jeszcze nic, ciągle klub zero, musisz strzelić”. Na spokoju.
No i w końcu wpadło. Tym samym fotel prezesa obejmuje… kolejny piłkarz Wisły Płock!
(fanfary)
AKTUALNY SKŁAD KLUBU ZERO
- Maciej Ambrosiewicz – 69 meczów
- Michał Kopczyński – 64 mecze
- Tomasz Makowski – 53 mecze
- Lubambo Musonda – 42 mecze
- Erik Janża – 40 meczów
- Adrian Gryszkiewicz – 36 meczów
- Benedikt Zech – 35 meczów
- Bodvar Bodvarsson – 33 mecze
Powoli robi nam się z tego piękna tradycja płockiego klubu, który widocznie za punkt honoru obrał sobie, by tytuł zawsze piastował jego zawodnik. A przecież – puszczając wodzę fantazji – czy nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że Marek Jóźwiak ściąga do swojej ekipy Kopczyńskiego czy Makowskiego? Brzmi to jak typowe transfery Wisły, zatem – do dzieła!
Martwi nas, że tak niewielu piłkarzy garnie się do klubu zero. W przeszłości normą była co najmniej dziesiątka klubowiczów. Całe szczęście, że już następni pukają do bram. Za chwilę do elitarnego grona wskoczy Djordje Crnomarković (29 meczów), a jeśli chodzi o zawodników stricte ofensywnych, na najlepszej drodze jest Dominik Steczyk. „Młody talent” Piasta Gliwice ma już na blacie 21 spotkań bez gola i nie zanosi się, że ta bessa zostanie kiedyś przerwana.
A propos graczy ofensywnych – zastanawiający jest przypadek Musondy. Wiemy, że Lavicka często wystawiał go na obronie, ale jednak przychodził do naszej ligi jako nominalny skrzydłowy. Dorobek? 42 mecze, 0 goli, 4 asysty. Cieniutko. Ale i tak widzimy większe widoki na przełamanie się u Musondy, niż u Ambrosiewicza/Kopczyńskiego/Makowskiego. O każdym z nich można powiedzieć w zasadzie to samo – może i czasem wykonają pożyteczną robotę w środku pola, ale ich działania ofensywne ograniczają się do podania do najbliższego. Szykuje nam się zatem piękny wyścig.
Fot. FotoPyK