Często, gdy trener dostaje nakaz spakowania walizek, ocena jego pracy jest dość łatwa do sformułowania – widać, gdzie mu poszło, jeszcze mocniej widać, gdzie nie i prosto wystawić notę czy odpowiednie wnioski. Z Vukoviciem jest trochę inaczej, ponieważ szybciutko pokonał drogę z nieba do piekła. Przecież jeszcze dwa miesiące temu świętował mistrzostwo Polski, a dzisiaj, zamiast szampana może strzelić whiskey, bo co mu w sumie pozostało. Było intensywnie, działo się. Jakie są plusy i minusy pracy Serba?
MISTRZOSTWO POLSKI
Najprostszy punkt do wskazania, ale oczywiście nie można go pominąć. Z jednej strony wygranie tytułu z Legią to jak granie bez przemęczania w FM-a, z drugiej: bardziej doświadczeni trenerzy nie dawali w Warszawie rady. Vuković mistrzostwo zrobił i pokazał kilka zalet swojego warsztatu.
Na przykład potrafił wyciągnąć swoją ekipę z kryzysu. Początek sezonu 19/20 wcale nie był różowy, ba, trudno wręcz mówić o początku skoro przełamanie przyszło tak naprawdę dopiero w 12. kolejce w spotkaniu z Lechem. Wcześniej Legia grała średnio, w kratkę, była dopiero piąta, przegrała cztery mecze, kolejne dwa zremisowała, styl nie przekonywał. Jeszcze we wspomnianym starciu z Kolejorzem ekipa Vukovicia przegrywała i wydawało się, że jeśli tak się skończy, Serb poleci – byłaby to trzecie wyłapanie w łeb z rzędu. Ale Legia ten mecz odwróciła, a potem poszło.
Wojskowi wygrywali regularnie i doprowadzili do tego, że runda finałowa stała się tylko pakietem siedmiu meczów do odbębnienia. Mieli siedem punktów przewagi nad wiceliderem i takiej przewagi nie dało się roztrwonić. Mówiło się, że to najsilniejszy mistrz Polski od lat, bo nie uświadczyliśmy finiszu jak we wcześniejszych latach, kiedy o tytule potrafił decydować ostatni mecz czy wręcz ostatnie sekundy. Tutaj wszystko było jasne wcześniej.
BRAK MISTRZOSTWA POLSKI
Jakkolwiek spojrzeć na sezon 18/19, trzeba o tym napisać. Tak, pamiętamy, że Vuković sprzątał nie swój bałagan, w końcu przejmował Legię, która dopiero co dostała 0:4 od Wisły, Legię, która była rozbita po kuriozalnych rządach Sa Pinto. Natomiast tamten tytuł stołeczni przegrali wciąż na własne życzenie.
ROZBITA LEGIA NIE DA RADY W EUROPIE? KURS NA PORAŻKĘ – 9.0 W EWINNER
Mówiąc krótko – po wygranej w Gdańsku (33. kolejka) wystarczyło się nie wygłupiać. Trzy punkty przewagi nad Lechią, cztery nad Piastem, a de facto pięć, bo gliwiczanie mieli mniejszy dorobek przed podziałem na grupy i musieli nadrabiać. Niestety Legia Vukovicia wygłupiła się po całości.
Nie wygrała do końca sezonu już żadnego spotkania.
- 0:1 z Piastem
- 1:1 z Pogonią
- 0:1 z Jagiellonią
- 2:2 z Zagłębiem
Ta niemoc Legii była wręcz kuriozalna, bo do tamtej pory na przykład łatwo grało się jej z Pogonią u siebie, a wtedy przyszedł ledwie podział z punktów. W Białymstoku byli bezzębni, dodatkowo sami załadowali sobie bramkę. Z Zagłębiem było już poniekąd po ptakach, ale jakaś szansa wciąż się tliła, natomiast i tak nie udało się wygrać z ekipą, która punktowała w grupie mistrzowskiej bardzo słabo.
Wszystko posypało się szybko i idzie to konto na Vukovicia. Bez wątpienia.
LEGIĘ PRZEZ DŁUŻSZY MOMENT CHCIAŁO SIĘ OGLĄDAĆ
Polska liga nie słynie z drużyn, które grają ładnie dla oka. Mistrz Polski od kilku sezonów nie przekracza bariery dwóch oczek na mecz, może grać dobrze, ale w zasadzie nigdy nie gra pięknie. Tak, Legia też takiej średniej nie osiągnęła, ale przynajmniej przez pewien czas była jej blisko i długimi momentami oglądało się to świetnie.
Zakład bez ryzyka w eWinner do 155 zł dla graczy Weszło!
Kto przyjeżdżał na Łazienkowską, musiał spodziewać się ostrego wpierdzielu. Spytajcie Wisły Kraków, Górnika, Arki, Jagiellonii, Korony co czuły, gdy przyjmowały od czterech do nawet siedmiu bramek w ciągu jednego posiedzenia. To naprawdę była miła odmiana, moment, w którym mieliśmy lidera z prawdziwego zdarzenia, który uciekł grupie średniej. Dawno czegoś takiego nie przeżywaliśmy, może nie był to poziom Wisły Kraków za najlepszych lat, ale jakiekolwiek skojarzenia się nasuwały.
Vuković wymagał od swoich piłkarzy walki, zaangażowania, ale gdy spełnili te warunki, mieli święte prawo cieszyć się grą. Znając siłę swojej kadry, Serb nie myślał aż tak mocno o defensywie, przy prowadzeniu 2:0 nie wpuszczał defensywnego pomocnika i nie kazał się cofać, bo w sumie po co atakować. Nie. Tam miało być show i pójście na całość. Udawało się.
VUKOVIĆ NIE DORÓSŁ DO EUROPEJSKICH PUCHARÓW
Czy pamiętamy dobry mecz Legii Vukovicia w europejskich pucharach od A do Z? Być może moglibyśmy podciągnąć pod to Atromitos na wyjeździe, ale też pamiętamy, że Grecy byli słabiutcy, tam występował w środku pola facet wyglądający jak Edi Andradina, tyle że nie miał umiejętności Andradiny. Po prostu był gruby. Ale okej: pewne zwycięstwo.
Natomiast inne mecze…? Dramacik.
REMIS Z DRUŻYNĄ Z GIBRALTARU. REMIS. PODZIAŁ PUNKTÓW. No niewiarygodny wstyd.
Męczenie buły z KuPSem i przejście Finów po 1:0 w dwumeczu, a rywale mieli swoje szanse w rewanżu. Był to dwumecz na styku, w którym Legia nic ciekawego nie pokazała.
Wylot po starciu z Rangersami. Ktoś powie, tylko 0:1, jeszcze bramka w ostatnich minutach, ale czy Legia dała ze Szkotami jakość, pomysł? Czy to mogło udać się w inny sposób niż w błaganiu o zero z tyłu i przypadkowy gol ze stałego fragmentu gry? No nie, Legia potrzebowała dużo szczęścia, ale ten fart nie przyszedł.
W tym sezonie jeden mecz i smutna, frajerska, jakkolwiek to nazywać, porażka z Omonią.
Nie ma wątpliwości: poziom Europy jest dziś dla Vukovicia za wysoki. O ile w naszej przaśnej lidze często można wygrać coś na samych umiejętnościach poszczególnych piłkarzy, o tyle tam ci sami zawodnicy nie robią żadnego wrażenia i parę punktów ekstra musi dorzucić trener. Vuković tego nie robił.
VUKOVIĆ MIAŁ OCHOTĘ WPROWADZAĆ MŁODYCH PIŁKARZY
Naczelnym przykładem jest tutaj oczywiście Michał Karbownik, bo to pod wodzą Vukovicia dostał szansę, a bez tego nie byłoby mowy o wielomilionowym transferze. Gdy trener zobaczył, że Karbownik daje radę w pierwszych spotkaniach Ekstraklasy, potem już nie zwalniał tempa, nie stwierdzał, że chłopak musi wchodzić do pierwszej drużyny spokojniej, bo zwariuje. Nie, Karbownik grał właściwie wszystko, w debiutanckim sezonie zaliczył aż 28 spotkań.
Naturalnie było w tym trochę przypadku, o czym ciekawie pisał Leszek Milewski:
Szczegółowa chronologia ma znaczenie, bowiem, jak przyznawał Karbownik portalowi Legia.com, temat jego gry na lewej obronie pojawił się po raz pierwszy na zgrupowaniu w Warce, które Legia odbyła między 17 a 22 czerwca. Legia pojechała tam bez Jędzy, Nagy’ego, Vesovicia, Kante, Gwilii, Wieteski, Kulenovicia, Lewczuka. Jeśli chodzi o obronę, to prawie jak Milanie przełomu lat dziewięćdziesiątych: Vuković miał do dyspozycji Rochę, Remy’ego, Stolarskiego, Nawotkę, Astiza i Mateusza Żyro. Dla odmiany na środku pomocy tłok – Cafu, Andre Martins, Tomasz Jodłowiec, Antolić, Kopczyński. I jeszcze Praszelik.
No to nic dziwnego, że taki Karbownik, najmłodszy w towarzystwie, na wstępnym zgrupowaniu, został pchnięty do tyłu. Ale zaryzykuję i powiem, że więcej w tym było filozofii w myśl „gruby na bramkę”, zmodyfikowanej do „młody weź idź na bok obrony i spróbuj nic nie zawalić”, niż wielkiego wizjonerstwa.
Szczególnie, że przecież Legia latem uczyniła sprowadzenie lewego obrońcy jednym ze swoich priorytetów. Dziś wiemy, że Obradović nadaje się do pchania karuzeli, a ci, którzy go sprowadzali, na dźwięk jego nazwiska nerwowo przebierają nogami. Ale wtedy, w momencie decyzji, Pan Rozegrałem Dwadzieścia Siedem Meczów w Reprezentacji Serbii, miał być człowiekiem, który da nie spokój, ale jakościową różnicę. Pan Grałem w Anderlechcie miał zabetonować pozycję.
Nie odbywam nocnych, zakrapianych rozmów Polaków z księgowymi Legii Warszawa, więc nie wiem jak wysoko plasowała się płaca Obradovicia w szatni mistrza Polski. Szczególnie zdziwiony bym nie był, jeśli okazywałaby wysoko. Nie astronomicznie wysoko, skoro najpierw odbyły się nieudane targi z Piastem o Kirkeskova, ale jednak też nie stasiakowe frytki. Pieniądze na to, by sprowadzić kogoś rzetelnego, na pewno jednak w Legii były.
Legia finalnie wchodziła jednak w sezon tylko z jednym nominalnym lewym obrońcą: Luisem Rochą.
Rochą, który doznał kontuzji.
Na sparingu wewnętrznym.
Podczas zgrupowania w Warce.
Ciekawe czy to właśnie wtedy Vuko, całkowicie pozbawiony jakichkolwiek lewych obrońców, pierwszy raz rzucił tam Karbownika, bo już naprawdę, ale to naprawdę nikogo nie miał, bo nawet Kiełbowicz akurat gdzieś wyjechał w obowiązkach skautingowych.
Brakuje jeszcze tylko w tej układance, żeby Rocha doznał kontuzji potknąwszy się o torbę Karbownika.
Lewa obrona Legii w pierwszych meczach:
11 lipca, Europa FC: Jędrzejczyk
18 lipca, Europa FC: Jędrzejczyk
21 lipca, Pogoń Szczecin: Jędrzejczyk
25 lipca, KuPS: Rocha
28 lipca, Korona: Stolarski
1 sierpnia, KuPS: Rocha
4 sierpnia, Śląsk: Stolarski
8 sierpnia, Atromitos: Rocha
14 sierpnia, Atromitos: Rocha
18 sierpnia, Zagłębie: Rocha
22 sierpnia, Rangers: Rocha
25 sierpnia, ŁKS: KARBOWNIK
29 sierpnia, Rangers: Rocha
Karbownik debiutuje nie tylko po tym, jak nie udało się ściągnąć Kirkeskova, nie tylko po tym, jak Jędza okazał się już zdecydowanie za mało mobilny na bok obrony, nie tylko po tym jak sprowadzony Obradović, owszem, grał na lewej obronie, ale w rezerwach przy środkowym pomocniku Karbowniku przeciwko RKS-owi Radomsko, ale jeszcze podczas wyjątkowego nagromadzenia meczów. Przed najważniejszym spotkaniem tamtej fazy sezonu. Gdzie tym bardziej usprawiedliwione były wszelkie sposoby oszczędzania zawodników.
Natomiast tak czy tak, trudno Vukoviciowi ten aspekt zapomnieć. Poza tym to za jego kadencji poznaliśmy lepiej Rosołka, Majecki zapracował na zagraniczny transfer, solidnym ligowcem na poziom Legii stał się Wieteska. No i jakkolwiek mówić o forowaniu Kulenovicia, on też jest młody i dał zarobić stołecznym.
VUKOVIĆ PRZEGRYWAŁ STARCIA Z DOBRYMI TRENERAMI
– Da mi pan choć raz wygrać? – tak żartobliwie pytał Vuković Fornalika przed jednym z meczów. Niby żart, kurtuazja, a z drugiej smutna prawda: Serb musi prosić Kinga o zwycięstwie, w innym wypadku nie ma na to szans.
0:1
0:2
1:2
1:1
To wyniki Legii z Piastem za Vukovicia. Wszystko, co udało się ugrać to jeden skromny remis. Fornalik przerasta Vukovicia pod względem taktycznym, rozgrywa go momentami jak dziecko i dysponując gorszą kadrą, nie daje się pokonać.
A jak było ostatnio z Marcinem Broszem? Tak, pamiętamy, że Górnik potrafił wyłapać wysoko od Legii, ale Brosz przecież ostatnio zmiażdżył Vukovicia i nie ma w tym cienia przesady. Gdy trener zabrzan dostał odpowiednio klocki, miał czas, by je poukładać, był dla Legii bezlitosny. Dawno takiej przepaści w funkcjonowaniu drużyn nie widzieliśmy.
Henning Berg? Przyjechał z niedocenianą Omonią, wywiózł 2:0 i do widzenia. Na Cypryjczyków też patrzyło się dobrze, kiedy Legia była kompletnie bezradna.
*
Różnie można oceniać działanie Mioduskiego, nie ma oczywiście wątpliwości, że prezes panikuje i zwalnia trenera w momencie kryzysu. Natomiast oczywiste wady Vukovicia da się dostrzec gołym okiem. Otwartym pozostaje pytanie, czy prezes nie powinien o tym wiedzieć wcześniej i czy Legia ma na siebie pomysł, czy może tym pomysłem są regularne zmiany trenerów.
Fot. FotoPyk