Piast miał się podbudować meczem z Jagiellonią przed starciem z FC Kopenhaga, tymczasem tylko się dobił. Za nami już cztery ligowe kolejki, a gliwicki zespół ciągle czeka na premierowego gola. Na dodatek nie pomógł dziś Frantisek Plach i w efekcie “Jaga” przełamała passę czterech kolejnych porażek z podopiecznymi Waldemara Fornalika.
To nie tak, że Piast nic nie kreuje, że nie ma żadnego pomysłu. Z Pogonią Szczecin równie dobrze mógł wysoko wygrać, sam Jakub Świerczok przy dobrych wiatrach zszedłby z boiska jako autor hat-tricka. Teraz aż tylu sytuacji gospodarze nie wypracowali. Dość powiedzieć, że Pavels Steinbors na celny strzał w swoją bramkę czekał do 76. minuty i była to leciutka główka Kristophera Vidy.
Potem jednak obchodzący tego dnia 35. urodziny Łotysz mógł się wykazać i pokazał, czego Jagiellonii brakowało między słupkami w zeszłym sezonie. Niepocieszony może być tu Vida, bo najpierw Steinbors po jego próbie sprzed pola karnego musnął piłkę i ta odbiła się od słupka. Po chwili rezerwowy tym razem węgierski skrzydłowy o dziwo świetnie uderzył głową, ale Steinborsa uratowała poprzeczka, a przy dobitce Żyry z trzech metrów to on uratował “Jagę”. Znajdował się w beznadziejnym położeniu, w akcie desperacji leżąc na plecach podniósł nogę i… właśnie w nią trafił Żyro. Niesamowita końcówka.
Wcześniej jedyne konkretne okazje po stronie gliwiczan miał Piotr Parzyszek, dla którego to jeden z ostatnich występów przed transferem do Włoch. Zabrał dwie asysty Jakubowi Holubkowi. Po idealnym dośrodkowaniu Słowaka główkował w poprzeczkę, a niedługo po przerwie zabrakło mu dosłownie 2-3 centymetrów, żeby dziubnąć piłkę przed wychodzącym Steinborsem.
W Jagiellonii wśród pozostałych wyróżniał się przede wszystkim Jesus Imaz.
Najwyraźniej przetrawił wreszcie odrzuconą zimą przez klub lukratywną ofertę z Arabii Saudyjskiej i po bardzo słabej wiośnie wrócił na optymalny poziom. To on na początku dwukrotnie sprawdził czujność Placha. Wtedy jeszcze Słowak zrobił swoje, choć nie mówimy o interwencjach ponad standard. Taka w założeniu nie czekała go też po strzale Imaza zza pola karnego w drugiej połowie. Hiszpan uderzył ładnie, ale klasowy bramkarz musiał to obronić. Tymczasem Plach zabierał się do tego, jakby właśnie wstawał z kolan i nie sięgnął piłki lecącej na wysokości połowy bramki. Słowacki golkiper na początku ubiegłego sezonu nie znajdował się w najwyższej formie i najwyraźniej teraz mamy powtórkę z rozrywki.
Piast przy całej swojej niefrasobliwości i z przodu, i z tyłu będzie miał też pretensje do sędziego. Zaraz po przerwie Tiru wyciął w polu karnym Steczyka po złym przyjęciu piłki. Lekko w nią trafił, ale dopiero na końcu. Paweł Raczkowski nawet jednak tego zdarzenia nie analizował.
Co do Steczyka. Chłopak na pewno nie jest jedynym problemem swojego zespołu w ofensywie, ale znów raziły nas jego złe wybory w decydujących momentach. On czasami umie ciekawie zagrać i dobrze podać, jak już jednak znajdzie się w szesnastce, to głupieje i przeważnie nawet nie oddaje strzału. Co nie zmienia faktu, że zawiedli również Patryk Lipski czy Patryk Sokołowski, bardzo mało przydatni w kreacji. Tak naprawdę jedyne wyraźniejsze pozytywy dla sztabu szkoleniowego Piasta to zaskakująco udany występ Holubka, ożywcze wejście dotychczas głównie rozczarowującego Vidy i dobra pierwsza połowa Sebastiana Milewskiego. Malutko.
Drużyna z Okrzei do meczu z Duńczykami przystąpi więc jako czerwona latarnia Ekstraklasy. W Kopenhadze tym bardziej nie będzie miała nic do stracenia. W Jagiellonii z kolei humory muszą dopisywać. Dwa zwycięstwa, dwa remisy, trzecie miejsce w tabeli. Bogdan Zając szybko zatarł złe wrażenie po odpadnięciu z Pucharu Polski.
Fot. Newspix