Reklama

Dobry na czas wojny, kiepski na czas pokoju. Vuković wyleciał z Legii

redakcja

Autor:redakcja

21 września 2020, 12:10 • 4 min czytania 56 komentarzy

W “Ojcu chrzestnym” Michael Corleone w pewnym momencie rezygnuje z Toma Hagena jako consigliere rodziny, uzasadniając, że Tom nie jest doradcą na czas wojny. W Legii Warszawa mamy chyba właśnie do czynienia z odwrotnym procesem. O ile Aleksandar Vuković, temperamentny Serb, którego serce bije w legijnym rytmie, mógł się świetnie sprawdzać jako strażak, gaszący warszawski pożar, to na obecne czasy staje się po prostu za krótki – a przynajmniej tak uznano w LEgii.

Dobry na czas wojny, kiepski na czas pokoju. Vuković wyleciał z Legii

To już pewne – Vuković po niespełna półtorarocznej przygodzie z rolą pierwszego trenera warszawskiego klubu, rozstaje się ze stanowiskiem. Przeważyła oczywiście porażka z Górnikiem Zabrze 1:3, ale wcale nie chodziło wyłącznie o wynik spotkania. Chodziło o pojedynki trenerskie, które Vuko coraz częściej kończył na tarczy. Zneutralizował atuty jego zespołu Marek Papszun, i to w okresie, gdy jego zespół grał w dziesiątkę. Taktyczny bój z Broszem to już właściwie znęcanie się. Górnik bez gwiazd legijnego formatu rzucił się na Legię takim pressingiem, że podopieczni Vukovicia nie wiedzieli, co się dzieje. Porażka z Omonią to wisienka na torcie, a tortem – fakt, że drużyna się nie rozwija. Choć przecież piłkarsko ma na to papiery.

Na finiszu sezonu 2018/19, gdy Vuko w roli strażaka nie zdołał wyrwać mistrzostwa Waldemarowi Fornalikowi, usprawiedliwień było sporo. Mało czasu na wprowadzenie swoich zasad. Niespecjalnie zgrana szatnia. Trochę tłustych kotów, w których trudno było wykrzesać dawny głód. Nieudany początek sezonu 2019/20? Potrzeba czasu na zgranie nowych elementów, na wprowadzenie własnej filozofii. Legia, która zaczynała od remisu na Gibraltarze, pucharową przygodę kończyła wymianą ciosów z samym Glasgow Rangers.

SCHODY ZACZĘŁY SIĘ PO MISTRZOSTWIE

Nie ma wątpliwości – Vuković rozwijał do pewnego momentu drużynę, rozwijał też poszczególnych zawodników. Wydawało się, że czasem pewne rzeczy wychodzą mu fartem – jak choćby tak gładkie wprowadzenie Karbownika. Ale szczęście w końcu sprzyja lepszym. A Legia była lepsza, w niektórych meczach – o dwie klasy lepsza. Przełom roku 2019 i 2020 to prawdziwe popisy. Zaczęło się od ogrania Lecha Poznań, potem było 7:0 z Wisłą Kraków, chwilę później 5:1 z Górnikiem Zabrze, 4:0 z Koroną, 3:0 we Wrocławiu, po krótkiej zadyszce jeszcze 4:0 z Jagiellonią. Co więcej – wydawało się, że Vuković najlepiej poradził sobie z pandemią. Tuż po restarcie rozgrywek Legia wyglądała świetnie, w praktyce zapewniając sobie mistrzostwo na długo przed ostatnim gwizdkiem.

Legia wygra najbliższy mecz w Ekstraklasie? Gra ze Śląskiem u siebie – kurs 1.60 w TOTALBET

I tu właśnie zaczęły się schody. Trudno powiedzieć, co było bezpośrednią przyczyną tego zjazdu. Vuko uwierzył, że Legia jest już tak mocno, że można zdjąć pedał z gazu? A może piłkarze zostali zajechani tuż po pandemii i dlatego brakowało prądu w końcówce? Dziś już tego nie rozstrzygniemy, ale fakty są takie, że stołeczny klub finisz miał naprawdę średnio udany – okres od 24 czerwca do końca sezonu to m.in. 3 remisy i 3 porażki ligowe. Można było odnieść wrażenie, że gdy mistrzostwo stało się formalnością, z legionistów zeszło całe powietrze.

Reklama

NIEUDANA REANIMACJA

To jest chyba najpoważniejszy zarzut wobec Vukovicia. Gdy już się popsuło – Serb nijak nie potrafił wyjść z kryzysu. A przecież dostał wszystkie narzędzia, ba, drużyna nie tylko nie została osłabiona, ale zaliczyła dość spektakularne okienko transferowe, z wzmocnieniami w postaci Mladenovicia, Boruca czy Kapustki. To właśnie mieliśmy na myśli, gdy pisaliśmy o trenerze na czas wojny. Gdy trzeba było wyczyścić szatnię ze zgniłych jabłek, polecieć na atmosferze, rozstrzelać osłabioną Wisłę Kraków – Vuko był idealny. Ale gdy trzeba zmierzyć się z najlepszymi polskimi taktykami, a w Europie z Henningiem Bergiem – Vuković po prostu zawiódł. Posiadając lepszych piłkarzy, bardziej obiecujący materiał do obróbki, z kretesem przegrał.

Pytanie – czy dostał dość czasu? Liga nie została przegrana, puchary – w zasadzie też, mimo porażki z Omonią.

Tak czy siak: zabrakło mu wiedzy taktycznej? Pomysłów na zaskoczenie przeciwników? Może ich po prostu zlekceważył, sądząc, że z taką kadrą mecze będą się wygrywać same? Trudno w tej chwili wyrokować, bo przecież Legia zawsze miała dość ospałe początkowe miesiące ligi. Ale jest jasne, że przy takich nakładach na wzmocnienia, trzeba oczekiwać fazy grupowej Ligi Europy. A tak stoi dziś pod ogromnym znakiem zapytania.

CO DALEJ?

Zdaje się, że dokonał się ten słynny krąg życia w Legii Warszawa. Strażak-bohater-pomnik-rozczarowanie. Zmieniają się nazwiska, zmienia się podejście, nie zmienia się jedno – Legia w kluczowych momentach zamiast mieć gotowy projekt, wciska reset. Klub, który miał absolutnie wszystko, by stać się ligowym hegemonem, na kluczowym stanowisku ciągle błądzi, ciągle szuka.

Najgorsza wiadomość dla kibiców Legii jest taka, że każdy rok poszukiwań, które kończą się odpadnięciem z Europy w przedbiegach, kosztuje coraz więcej i więcej. A niczyje kieszenie nie są bezdenne. Może się okazać, że albo Legia wreszcie trafi z wyborem szkoleniowca, albo będzie musiała przejść potężną restrukturyzację…

Inna sprawa czy to dobry moment na zmianę, bo czy nowy szkoleniowiec – czyli najprawdopodobniej Czesław Michniewicz – zdąży wprowadzić swoją filozofię przed pucharami, czyli, miejmy nadzieję, meczem z Karabachem?

Reklama

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

56 komentarzy

Loading...