Zastępowanie czołowych zawodników bez większej szkody dla drużyny to ostatnimi czasy specjalność Piasta Gliwice. Waldemar Fornalik po sezonie mistrzowskim potrafił utrzymać zespół w czołówce polskiej ligi, mimo że stracił kilka kluczowych ogniw. Tego lata musi ponownie dokonać tej sztuki, ale początek rozgrywek wskazuje, że na niektórych pozycjach może być z tym problem, szczególnie w tyłach.
Po zdobyciu sensacyjnego tytułu z Piasta odeszli Aleksandar Sedlar, Joel Valencia i Patryk Dziczek. Na dodatek szybko na cała rundę jesienną rozsypał się Jakub Czerwiński. Cztery poważne osłabienia. Mimo to gliwicka ekipa dawała radę.
-
za Sedlara do składu wskoczył Korun i nie zawodził
-
gdy kontuzji doznał Czerwiński, lukę po nim w miarę płynnie wypełnił Malarczyk
-
po sprzedaży Valencii skrzydła rozwinął Felix, który został przesunięty – nomen omen – ze skrzydła do środka
-
za Dziczka zaczął grać Milewski i zespół na tym nie stracił
W przypadku defensywy zakładano, że to prędzej nie Korun, a już na pewno nie Malarczyk rozwiążą problem po pożegnaniu Sedlara, tylko Tomas Huk.
Na papierze jego transfer nie zniechęcał. Niespełna 25 lat w momencie podpisania kontraktu, regularna gra w Dunajskiej Stredzie (zaraz potem wyrzuciła Cracovię z eliminacji Ligi Europy) i pełnienie w niej funkcji kapitana. Huk tworzył duet stoperów z Lubomirem Satką, który szybko okazał się wzmocnieniem dla Lecha Poznań. Jego starszy kolega natomiast do dziś nie może się ogarnąć i przekonać do siebie.
Z założenia to właśnie dwukrotny reprezentant Słowacji miał być nowym obrońcą do pierwszego składu Piasta, więc Waldemar Fornalik od razu zdecydowanie na niego postawił. W pierwszych ośmiu kolejkach ubiegłego sezonu Huk siedem razy wystąpił w wyjściowej jedenastce. Dopiero po występie w Krakowie okraszonym golem samobójczym, trener uznał, że już wystarczy. Huk na długie tygodnie wylądował na ławce, a gdy pod koniec rundy otrzymał kolejne szanse, znów je marnował.
Podsumujmy listę jego największych wpadek z jesieni ubiegłego roku.
-
czerwona kartka w ligowym debiucie z Lechem, który po paru minutach wyrównał
-
zawalony mecz z Lechią – przy pierwszym golu piłka przeszła mu między nogami, co spowodowało rykoszet mylący Placha, a przy drugim goście wyprowadzili zabójczą kontrę po jego stracie na własnej połowie
-
samobój po nieudanym wślizgu, który dał Cracovii prowadzenie
-
zagranie ręką dające Śląskowi rzut karny na 1:0, goście do tego momentu mogli dziękować niebiosom, że wysoko nie przegrywali
-
nabicie Pirulo z ŁKS-u przy próbie wyekspediowania piłki poza pole karne, Hiszpan ku własnemu zaskoczeniu zaliczył asystę przy golu Macieja Wolskiego
Z pewnością czasami brakowało mu trochę szczęścia, ale jeśli negatywny scenariusz ciągle się powtarza, to już nie jest pech. Nic dziwnego, że wiosną Huk odgrywał marginalna rolę. Zaliczył raptem cztery mecze, z czego w dwóch przypadkach chodziło o epizody z ławki.
Teraz otworzyła się przed nim nowa szansa, bo Piast nie przedłużył kontraktu z Urosem Korunem i nikogo w miejsce Słoweńca nie sprowadził. Huk o skład walczy więc tylko z Piotrem Malarczykiem i na razie gra. We Wrocławiu wypadł słabo, z Pogonią i Wartą było już dużo lepiej. Niestety w pucharowym starciu z TSV Hartberg ponownie oglądaliśmy zagubionego obrońcę. Po strasznie niefrasobliwym wybiciu Słowaka Austriacy wyrównali, a on najwyraźniej stracił rezon. Raził nerwowością w interwencjach, czasami nawet wybicie dośrodkowania zmierzającego prosto na jego głowę sprawiało mu problem.
Nie wiemy, co myśli Waldemar Fornalik, ale zakładamy, że jego duża przecież cierpliwość znajduje się na wyczerpaniu.
Jeżeli Tomas Huk w najbliższych tygodniach nie potwierdzi w końcu, że będzie wzmocnieniem Piasta, trener może się do niego zrazić na dobre. Mija już 15 miesięcy od tego transferu. Wielu nowych zawodników przychodzących na Okrzei potrzebowało co najmniej jednej rundy, żeby wystrzelić (Felix, Parzyszek, Plach, Kirkeskov, Valencia), jednak w końcu wskakiwali na wyższy poziom. W tym przypadku trudno wyłapać sygnały wskazujące na pozytywny przełom.
A jest on potrzebny całej drużynie. Piast wreszcie godnie reprezentuje nas na międzynarodowej arenie, ale w Ekstraklasie przy braku przełamania zaraz zrobi się gorąco. Jeden punkt w trzech meczach i zero strzelonych goli to bilans niegodny drużyny o takim statusie. Jeżeli nie uda się dziś pokonać Jagiellonii, czołówka może na dłuższy czas odjechać, tabela zaczyna się już dzielić na lepszą i gorszą połowę. Kibice optymizmu mogą szukać w… historii rywalizacji z “Jagą”. Gliwiczanie wygrali cztery ostatnie mecze z białostocką drużyną, z czego trzy u siebie.
Jesteśmy ciekawi, jak Fornalik rozegra to w temacie składu. W czwartek przecież wyjazdowy bój z FC Kopenhaga, szansa na poważny sukces. Przydałyby się rotacje, z drugiej strony mówimy jednak o szkoleniowcu, który niechętnie się na nie decyduje.
Fot. FotoPyK