Reklama

Turysta Remy, leniuch Stolarski, czyli krótka rzecz o kompromitacji

redakcja

Autor:redakcja

20 września 2020, 11:38 • 6 min czytania 42 komentarzy

To będzie opowieść o dwóch takich, co skompromitowali się z Górnikiem Zabrze. Pierwszy bohater maczał palce przy trzech bramkach przyjezdnych z Zabrza, prezentując całą gamę niekompetencji. Od złego ustawienia, przez krycie na radar, po pilnowanie pustej przestrzeni. Dosłownie wszystko, co tylko najgorsze może zrobić obrońca, wyłączając samobója. Drugi bohater zaś pokazał, że jest niezwykle konsekwentny w leniuchowaniu i choć lubi duże prędkości na drodze, to chyba nie podziela tego samego entuzjazmu na murawie. Przed państwem, William Remy i Paweł Stolarski. 

Turysta Remy, leniuch Stolarski, czyli krótka rzecz o kompromitacji

Francuski turysta

Niby pierwszą bramkę zawalił Artur Boruc, który tragicznym wykopem wprost pod nogi Alasany Manneha zapoczątkował cały łańcuch zdarzeń, to jednak nie możemy oprzeć się wrażeniu, że Remy odegrał w tej farsie kawał dobrej roli.

Zaczęło się od tego, że nie pokazał się Borucowi do krótkiej gry, chowając się za Jimenezem.

Boruc zrobił, co zrobił, okej, ale sytuacja nie była jeszcze jeszcze tragiczna. Z piłką rozpędzał się Nowak. Przed nim stał Remy. Oczywiście w pewnej odległości, co w sumie zrozumiałe, może nie chciał naciskać, bojąc się, że były piłkarz Stali Mielec weźmie go na raz albo zwyczajnie przedrybluje.

Reklama

Tak się przynajmniej wydawało.

Problem w tym, że Remy nie miał nawet najmniejszych planów podjęcia jakiejkolwiek agresywniejszej próby zatrzymania Nowaka. Kiedy ten dogrywał w pole karne do Jimeneza, stoper Legii tylko od niechcenia wystawił lewą nogę.

Jimenez odegrał piętką do Nowaka, który wszedł w obronę Legii, jak w masło – z łatwością, z gracją, z klasą. On między czterema typami w białych koszulkach. Co robił Remy? Przyglądał się z pewnej odległości.

Reklama

I przyglądał się już do końca, kiedy Sobczyk wpakowywał piłkę do pustej bramki.

Co powinien zrobić? Powinien ostrzej zaatakować Jimeneza, przypilnować Nowaka albo odciąć możliwość podania do Sobczyka. Nie zrobił nic. Przyglądał się. Normalnie francuski turysta na warszawskich wczasach.

Irytująca pasywność

Chwilę później – potężny strzał Sobczyka z dystansu. Co w tym czasie robi 29-letni defensor, naprzeciw którego bezpośrednio wychodzi Austriak?

Najpierw robi delikatny ruch w jego stronę.

Żeby potem stanąć, jak wryty i nie próbować nawet interweniować, choć Sobczyk do strzału składa się dłuższą chwilę. Zapachniało bramką.

Jeszcze mało? Jedziemy dalej. Kolejna bardzo dobra akcja Górnika. Remy wygrywa pojedynek główkowy, ale piłka zaraz trafia pod nogi Manneha, który oddaje ją do rozpędzonego Nowaka. Rozpędzonego Nowaka, który ma przed sobą naszego bohatera i kilku innych obrońców Legii. W normalnych okolicznościach nie miałby łatwo, ale nie w tym meczu.

Łatwość, z jaką Remy został tu wyminięty i wymanewrowany, woła o pomstę do nieba. Zresztą, podobnie, jak przy bramce numer dwa, która na dobre zdefiniowała ten występ w jego wykonaniu jako tragiczny.

Krycie pustej przestrzeni

Jimenez na radarze – znowu.

Klepeczka. Dezorientacja.

Aż zabawne, ile można zrobić dwoma podaniami. Remy całkowicie zgubiony. Górnik rusza ławą na bramkę Boruca.

Niezbyt zdecydowana pogoń.

No i zaczyna się najlepsze. Remy postanawia, że będzie krył pusta przestrzeń.

Urocze usytuowanie. Nie kryje ani Nowaka, ani Jimeneza, ani nabiegającego Prochazki.

A potem to już tylko zwieszona głowa i do widzenia. Jednak krycie pustej przestrzeni niewiele dało. Kto by się, cholera jasna, spodziewał?

Piętnaście minut grozy. Kompromitujący kwadrans, który właściwie jest wystarczający, żeby sklasyfikować jego występ jako tragiczny i dyskwalifikujący. Sami chcielibyśmy na tym poprzestać, ale Remy wcale nie miał dość. Maczał też palce przy trzeciej bramce.

Wszystko w jednym

To będzie krótki dramat.

Akt pierwszy. Nieporozumienie ze Sliszem.

Akt drugi. Nigdzie mi się nie spieszy, pobiegnę sobie w przeciwnym kierunku niż kiwa Jimenez, nie wspomagając przy tym Jędrzejczyka.

Akt trzeci. Krycie pustej przestrzeni na chwilę przed potężny strzałem Hiszpana i nokautem.

Cała drużyna Legii zagrała fatalnie i zasłużenie zebrała łomot od Górnika, ale to żadne usprawiedliwienie dla francuskiego obrońcy. Naprawdę nie wiemy, co miał na myśli w wielu akcjach tego meczu. Stoper nie może tak grać – daleko, nieagresywnie, pasywnie, bojaźliwie, zwyczajnie głupio. Gość kopał się po czole.

Tym bardziej zdziwiło nas też to, co na swojego Twittera wrzucił dziennikarz Canal+, Krzysztof Marciniak.

Komedia. Inna sprawa, że choć statystyki wyglądają dobrze, to nie ma się, co oszukiwać – akurat w tym wypadku nie mówią absolutnie żadnej prawdy o jego występie. Suche liczby bez znaczenia. Podajemy jako ciekawostkę.

Ale dobra, przeżyjmy się trochę szerzej jego problemowi. Przyjeżdżał do Warszawy, żeby się odbudować. Wydawał się kozackim wzmocnieniem. Dość regularnie grał we Francji, zabiegały o niego angielskie kluby. Zaczął świetnie – silny, rozbijający, przewidujący, widać, że nie w ciemię bity. Potem przestawiono go na środek pomocy, ale generalnie i na stoperze, i w środku pola dawał radę, nawet jeśli stosunkowo często zaczynał z ławki. Ale z czasem było tylko gorzej. Przytrafiło mu się parę kontuzji, które wykluczyły go z gry. I z kandydata do regularnych występów, stał się regularnym bywalcem salek rehabilitacyjnych, co przesunęło go na drugi plan. Bywało, że zdrowiał, wtedy sporadycznie dostawał szanse, ale to były epizodziki, do tego średnio udane.

Pisaliśmy o nim tak:

Ciężko wyobrazić sobie lepszą obrazową definicję piłkarza-szklanki.

Nic dziwnego, że warszawski klub już w grudniu zaczął kombinować, jak tu Remy’ego z drużyny wykopać. Przecież miało być zupełnie inaczej. William Remy przychodził do Polski jako czołg. Taran na rywali, który w dodatku potrafi dać coś ekstra z przodu. A teraz? Z czołgu zrobił nam się wóz. I to nie tyle opancerzony, co raczej z węglem. Legia raczej nie zmieni zdania i latem będzie tylko czekała na okazję, żeby Francuza wykopać. Być może by zmieniła, bo obrońca miał zagrać w najbliższym spotkaniu, ale cóż – ten pociąg już odjechał.

Niestety, z potencjalnego kozaka, wyszedł kolejny szrot. O ile przed przyjściem do Legii Remy mógł myśleć o transferze do Anglii, tak teraz na Wyspy mógłby wybrać się chyba tylko na zmywak.

Ale dalej w Legii jest. Do tej pory w lidze zagrał trzy razy. Fatalnie z Jagiellonią i Górnikiem, a w międzyczasie całkiem solidnie z Wisłą Płock. Tak czy inaczej, coś nam się wydaje, że kolejnych szans może już zbyt dużo nie być.

***

Ale nie tylko Remy zasługuje po tym meczu na parę słów. Weźmy takiego Pawła Stolarskiego.

/p>

Co za werwa, co za głód gry, co za serducho, co za wątroba, co za zaangażowanie. A serio, no to kurde, nigdy nie zrozumiemy takiego podejścia. Gość chyba ma jakąś ambicję, bo jednak gra w drużynie mistrza Polski. Zazwyczaj jest rezerwowym, ale skoro już dostaje szansę, to mógłby chcieć coś sensownego pokazać. Wie, że Vuković ceni sobie w swoich podopiecznych zapieprzanie. Sam o tym mówił. O tej legijnej kulturze, ogniu w oczach, oddawaniu ostatniego tchu na murawie. A tutaj Solarski traci piłkę i wystarcza mu zapału na jeden sprint w stronę Manneha. Pal licho, że Gambijczyk wyminął go, jak tylko sobie chciał. To, co potem zrobił obrońca Legii, to zwykła dezercja.

Zresztą, to nie pierwszy taki przypadek z nim w roli głównej. Półfinał Pucharu Polski z minionego sezonu. Stolarski wchodzi na boisko w 80. minucie, a minutę później nie ma już siły i ambicji, żeby gonić za Wdowiakiem, który pakuje trzeciego gola i ostatecznie przekreśla szanse Legii na dublet.

Coś ewidentnie jest z nim nie tak, więc może na puentę mała apostrofa.

Pawle Stolarski, jeśli chcesz znaczyć coś w polskiej piłce, a pewnie chcesz, to weź się za siebie, zmień mental i szarżuj na boisku, zamiast na drodze.

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

42 komentarzy

Loading...