Można przecierać oczy ze zdumienia. Ależ to ekscytujący tercet. Klepeczka, jeden kontakt, wymienność pozycji, powtarzalność, efektowność, efektywność. I wszystko to przy skołowaniu defensorów rywali. Górnik Zabrze dysponuje atakiem, którego autentycznie przeciwnicy mogą się bać. Jimenez, Nowak i Sobczyk wyglądają, jakby grali ze sobą nie od miesiąca, a od dobrych kilku lat. Dzisiaj roznieśli Legię. Mistrzowską Legię, która zaraz ma walczyć o fazę grupową Ligę Europy. Legię, która wobec siły rozpędu Górnika nie była w stanie zrobić absolutnie nic.
Na temat występu panów Nowak-Sobczyk-Jimenez przy Łazienkowskiej można byłoby napisać ładny liryk. Albo pean. Zagrali wyśmienity futbol. Taki niepolski, taki niesiepany, nietoporny, a naprawdę europejski. Na salonach nie byłoby się czego wstydzić.
Pierwsza bramka. Fatalne wybicie Artura Boruca. Piłkę przejmuje dobrze ustawiony Manneh i błyskawicznie odgrywa ją do Nowaka. Ten do Jimeneza. Hiszpan wyśmienicie piętą oddaje ją do byłego piłkarza Stali Mielec, który wystawia patelnię Sobczykowi, trafiającego swoją debiutancką bramkę w Ekstraklasie. Cios numer jeden. Boruc coś tam pokrzykuje, ale widać, że piłkarze Legii nie spodziewali się takiego początku.
Chwilę później Sobczyk daje o sobie znać ponownie.
Tym razem wali z całej pety z dystansu i dajemy sobie rękę uciąć, że ani przed telewizorem, ani na trybunach nie było ani jednej osoby, która nie widziała po tym strzale piłki w siatce. To był tak soczysty strzał, tak udany, tak spektakularny, że aż żal było, kiedy okazało się, że to tylko boczna siatka. Ale nic straconego. Trio bawiło się dalej. Nowak wszedł przebojem w defensywę Legię, wyłożył piłkę Jimenezowi, ale ten nie trafił tak, jak chciał i Boruc interweniował.
To była regularna nawałnica, która musiała przynieść kolejne gole. I przyniosła. Jimenez rozprowadził futbolówkę do Sobczyka, ten wgrał ją do Nowaka w centrum pola karnego i mieliśmy 2:0. Na Łazienkowskiej zapanowała cisza. Potem były gwizdy, potem obraźliwe pokrzykiwania. Ktoś tu właśnie przewalcowywał mistrza Polski.
Przy tym trzeba powiedzieć jedno: defensywa Legii się skompromitowała. SKOMPROMITOWAŁA SIĘ. Na całej linii. To był kryminał, to był dramat, to był absolutny absurd. Zobaczcie, co przy bramce Nowaka zrobił Remy.
Mocno zastanawiające zachowanie Remy’ego przy golu. Dwóch rywali kilka metrów od bramki, a on biegnie w przeciwnym kierunku. 🤔 pic.twitter.com/ceMoDdOEeO
— Krzysztof Marciniak (@Marciniak_k) September 19, 2020
Przecież gość powinien się po tym pożegnać z boiskiem na wiele miesięcy. To był sabotaż. Francuz zagrał dramatyczny mecz. Nie mamy nawet słów, żeby opisać, jak bardzo był zagubiony na boisku. Jak dziecko we mgle, jak rekin (płotka?) na środku pustyni. Jędrzejczyk też przy nim wyglądał fatalnie, raz po raz, dając się bezlitośnie kręcić Jimenezowi. Tak jak przy bramce na 3:0, kiedy to Hiszpan ośmieszył reprezentanta Polski i huknął pod poprzeczkę bramki Legii, ostatecznie pozbawiając jej szans na zwycięstwo.
Generalnie Górnik Zabrze zagrał tak, jak gra do tej pory w tym sezonie.
Wysoki pressing. Świetne ustawienie pomocników. Ciąg do przodu. Ciągła potrzeba pchania futbolówki w stronę bramki rywala. No i ten ofensywny tercet. Bo tak jak Nowak i Jimenez sygnalizowali już w tym sezonie, że mogą być czołowymi postaciami Ekstraklasy, tak Alex Sobczyk po raz pierwszy zagrał mecz na poziomie wyższej ligowej. Oby tak dalej. Inna sprawa, że boisko opuszczał przed czasem, z urazem i mamy wrażenie, że przy jego, niezwykle eksplozywnym, stylu grania takie obrazki będziemy widzieć częściej. Oczywiście – odpukać w niemalowane.
Czy Legia potrafiła odpowiedzieć na nawałnicę Górnika? Nie bardzo.
Niby szarpał Kapustka, niby szarpał Stolarski (inna sprawa, że to kolejny leniuch do obśmiania – w jednej akcji totalnie się skompromitował brakiem jakiegokolwiek zaangażowania w powrót do obrony), ale długo to było mało, choć okazje były. Chudy świetnie wyjął bowiem i setkę Mladenovicia, i strzał Kante, który nawinął sobie Wiśniewskiego.
No właśnie, Wiśniewskiego, który bez Bochniewicza wyglądał o niebo gorzej niż wcześniej w parze z piłkarzem Heerenveen. Jego defensywna nonszalancja i niepewne interwencje przyczyniły się do tego, że Legia pozornie wróciła do gry. Strata na rzecz Kante. Faul na Lopesie. Maczanie palców przy bramce Legii – ładna akcja Stolarski-Wszołek-Slisz. Nie był to jego dobry mecz. Musi się ogarnąć, bo nie zawsze koledzy z ofensywy zrobią za niego całą robotę. Inna sprawa, że nie ma co się do człowieka przywalać, skoro do tej pory grał co najmniej nieźle, a system z trzema stoperami też wymaga nauki.
Tak czy inaczej, Legia zagrała źle. Świeżość wniósł Wszołek, który porę razy pociągnął skrzydełkiem, ale nie jest to nic, co szczególnie nas dziwi – tego się po nim spodziewaliśmy. Nieźle – w końcu – zagrał Slisz, którego w drugiej połowie trochę przebudziła bramka. Ale to za mało. Górnik był lepszą drużyną. Zasłużył na zwycięstwo. Wygrał kulturą piłkarską. Klasą. Talentem. Umiejętnościami. Taktyką. I to chyba najbardziej powinno boleć Legię, bo to ona ma w tej lidze dominować w ten sposób. Jak widać – na razie jest się od kogo uczyć. Nawet na krajowym podwórku.
Fot. FotoPyK