Reklama

Pogoń znów wygrywa po borowaniu bez znieczulenia

redakcja

Autor:redakcja

19 września 2020, 20:34 • 3 min czytania 6 komentarzy

Pogoń Szczecin jest na początku tego sezonu w ścisłej czołówce najbrzydziej grających drużyn Ekstraklasy, ale punktowo jest nieźle: cztery mecze, siedem punktów. W Gliwicach “Portowcy” mogli wysoko przegrać, a wygrali. Dziś przez większość spotkania również prezentowali mniej jakości niż zdziesiątkowany Śląsk Wrocław i mimo to ponownie sięgnęli po pełną pulę. Dla nas najlepszą wiadomością jest fakt, iż zabrzmiał już ostatni gwizdek sędziego Krzysztofa Jakubika i za chwilę będziemy mogli o tym “widowisku” zapomnieć.

Pogoń znów wygrywa po borowaniu bez znieczulenia

Nie dziwimy się Jakubikowi, że nie tylko nic nie doliczył do pierwszej połowy, ale jeszcze uszczknął z niej 2-3 sekundy i od razu zaprosił piłkarzy do szatni. Naprawdę ciężko się to oglądało. Mający z wiadomych względów liczne problemy kadrowe WKS musiał grać takimi zawodnikami jak Pałaszewski, Scalet, Samiec-Talar czy debiutujący Lewkot, którzy w normalnych okolicznościach najpewniej zaliczaliby jakieś epizody. A i tak goście prezentowali jakość i mieli do zaoferowania coś więcej niż skomplikowany schemat: zagranie do boku-wrzutka w pole karne-może coś się wydarzy. Właśnie w ten sposób wszystkie ataki przeprowadzali gospodarze.

Zaczynamy się zastanawiać. Kosta Runjaic pracuje już w Pogoni prawie trzy lata. Wiadomo, po drodze stracił kilku ważnych zawodników, ale też klub latem nie próżnował z transferami, kadra na papierze wydaje się całkiem mocna. I potem dostajemy coś takiego, co można wyćwiczyć w ciągu tygodnia z losowo zebraną grupą kopaczy. Kurczę, naprawdę nie ma pomysłu na coś więcej po tak długim czasie? Na farcie przy beznadziejnym stylu nie można zbyt długo jechać.

Odnosimy wrażenie, że problemem szczecinian z przodu jest zbyt duża liczba piłkarzy do wszystkiego i – przy przekombinowaniu – do niczego. Gorgon, Cibicki, nieobecny dziś Frączczak – każdy z nich może obstawić kilka pozycji, ale ta wszechstronność może też być problemem. Widzieliśmy to u wystawionego na “dziewiątce” Cibickiego. No chłop umie grać, dużo pracował, jednak w tej roli po prostu się męczył, nie została napisana dla niego. Jeśli nadal jest jakiś słaby punkt w kadrze “Portowców”, to właśnie brak klasowego, jednoznacznego następcy Adama Buksy.

Męczyła więc ekipa Runjaica te swoje wrzutki i raz nawet Gorgon nieznacznie chybił, gdy dośrodkował mu Stec.

Śląsk w stwarzaniu zagrożenia był znacznie konkretniejszy. Zamykający akcję z prawej strony Celeban trafił w słupek, a tuż przed przerwą Stipica instynktownie odbił nogą mocne uderzenie Stigleca. Asysty w tych sytuacjach zaliczyliby odpowiednio Samiec-Talar i Scalet. Gorzej, że to były jedne z niewielu pozytywów, jakie możemy postawić przy ich nazwiskach.

Reklama

Chłopaki, możemy was jednak uspokoić: nikt z was nie został minusem meczu. To miano bez dyskusji zapewnił sobie Erik Exposito. Facet przed sezonem namącił klubowi imprezą z koronawirusem. Teraz wszedł, miał się za co rehabilitować, ale zamiast udobruchać kibiców, to jeszcze bardziej sobie nagrabił. W końcówce Waldemar Sobota wystawił mu patelnię na dziesiątym metrze, a Exposito pieprznął obok bramki, mając najlepszą okazję w całym meczu.

Biorąc pod uwagę fakt, że Hiszpan poprzednim razem w Szczecinie rozbił Panu Bogu okno po rzucie karnym, coś czujemy, że przed następnymi wyprawami na ten stadion akurat zawsze będzie bolał go brzuch.

Karny natomiast zapewnił zwycięstwo Pogoni.

Drygas po dośrodkowaniu Kucharczyka uprzedził na przedpolu Putnockiego i został przez niego staranowany. Słuszna decyzja o wskazaniu na jedenasty metr. Kucharczyk nie uderzył najlepiej, lekko w środek bramki, ale Putnocky nie wytrzymał i rzucił się wcześniej.

Wejście Drygasa dużo dało Pogoni, choć po tym starciu w decydującej akcji ucierpiał tak mocno, że musiał zejść z boiska kilka minut przed końcem. Chwilę wcześniej miał niezrozumiałą stratę, po której wspomniane pudło zaliczył Exposito, ale można ją chyba zrzucić na karb tego oszołomienia. Mocno rozczarowało nas natomiast wejście Bartłomieja Pawłowskiego. Niewiele pokazał pod bramką Pogoni, a na dodatek omal nie zawalił gola na 2:0. Stracił na własnej połowie, jednak Smoliński zmarnował “setkę” po dograniu Benedyczaka, strzelając prosto w Putnockiego.

Z dotychczasowych meczów 4. kolejki, ten był zdecydowanie najgorszy. Przyjemność taka jak borowanie bez znieczulenia. Napisaliśmy ostatnie zdanie na jego temat i nie zamierzamy już do niego wracać.

Reklama

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...