W ubiegłym tygodniu Centralne Biuro Antykorupcyjne weszło do siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej oraz 16 okręgowych związków. Jak tłumaczył Zbigniew Boniek m.in. w programie Liga+ Extra, służby zabezpieczyły mnóstwo dokumentów, ale nie do końca wiadomo, co właściwie było głównym przedmiotem ich zainteresowania. Ze strzępków informacji, które ujawnili m.in. dziennikarze Przeglądu Sportowego i Super Expressu wyłania się dość jasny trop – to może, choć oczywiście nie musi, być dalszy ciąg afery, która rozpoczęła się w zupełnie niepozornym Koszalinie.
Skąd w tej opowieści bierze się Koszalin, który nie ma nawet drużyny na szczeblu centralnym? Z Koszalina pochodzi rodzina Bednarków. Prawdopodobnie jedna z najistotniejszych familii wśród polskich działaczy piłkarskich, choć bracia Jan i Zenon Bednarek nie są nawet najbardziej znanymi braćmi Bednarek w polskim futbolu. O ile jednak dzieła Filipa i Jana możemy oglądać na boiskach Ekstraklasy i Premier League, o tyle koszalińska rodzina buduje dość daleko od boiska, a czasem nawet z dala od piłki nożnej.
SPORT, POLITYKA, PIENIĄDZE
Jan Bednarek, jak wielu innych przedsiębiorców zaczynających w niełatwych latach osiemdziesiątych, po transformacji ustrojowej spróbował swoich sił w dwóch wielkich branżach – piłce nożnej oraz polityce. Już od 1992 roku zasiadał we władzach futbolowych, przez koszalińskie struktury dostał się do Zachodniopomorskiego ZPN-u. Równolegle prowadził karierę polityczną, zaczynając w AW “Solidarność”, kończąc u boku Andrzeja Leppera w Samoobronie. Z bratem działał od zawsze, jeśli chodzi o aspekty, które możemy wymienić w czysto piłkarskim aspekcie – postawili na nogi Bałtyk Koszalin. Dopóki Jan Bednarek nie ruszył na eksponowane posady w lokalnych strukturach związkowych, był prezesem. Potem lejce przejął jego brat, który szefuje Bałtykowi aż do dziś.
Przełomowy w życiu całej rodziny wydaje się rok 2007. Rozpada się koalicja z udziałem Samoobrony, przedwczesne wybory przynoszą klęskę właściwie całemu do niedawna rządzącemu obozowi politycznemu. Bednarek na krótko przed tym zamieszaniem zerwał z partią i już do Sejmu nie wrócił. Zajął się piłką na poważnie, a w jego wypadku oznaczało to wskoczenie na najwyższego konia. Albo po prostu kolejny krok na ścieżce rozwoju zawodowego.
Zaczynał przecież jako szef okręgowego związku w Koszalinie. Stamtąd już w 2000 roku próbował przejąć całe Zachodniopomorskie – ale wówczas przegrał wybory z wieloletnim baronem, Stanisławem Nizią, skądinąd członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Cztery lata później go pokonał, a już jako szef Zachodniopomorskiego Związku Piłki Nożnej, zaczął poszerzać swoje wpływy również w centrali. Jak skutecznie? Na tyle, by być poważnie rozpatrywanym jako kandydat na następcę Michała Listkiewicza.
Plany pokrzyżowały ponoć dwa czynniki: polityka oraz znajomości.
Michał Wodziński z Dziennika ujawniał w 2007 roku “kuchnię” – przeważyły zmiany polityczne, które wykluczyły obsadzanie jakichkolwiek stanowisk działaczami związanymi z Samoobroną oraz znajomość z Ryszardem F., szerzej znanym jako “Fryzjer”. Ale co przeszkadzało w objęciu stanowiska samodzielnie, nie przeszkodziło w wywalczeniu miejsca w zarządzie. W 2008 roku wybory się odbyły i faktycznie doszło do zmiany w prezesowskim fotelu. Głosami m.in. delegatów z zachodniopomorskiego zwyciężył Grzegorz Lato, który od razu mianował wiceprezesem Jana Bednarka.
BEZPRAWNY WYBÓR?
Niewiele brakowało, by całość odbiła się czkawką – i ZZPN-owi, i Grzegorzowi Lacie, który z poparcia ZZPN-u ochoczo skorzystał. Lokalna opozycja koszalińskiego barona wykazywała bowiem, że Jan Bednarek został wybrany w sposób nielegalny, jego zarząd również, a co za tym idzie – w świetle prawa nie powinien decydować o losach wyborów w krajowej centrali. Dopóki takie teorie szerzyli działacze skonfliktowani z Bednarkiem, można było to zgonić na frustrację przegranych. Ale zainterweniował nawet Sąd Okręgowy w Szczecinie, który w listopadzie 2009 roku… uchylił uchwały o wyborze prezesa i zarządu Zachodniopomorskiego ZPN-u.
O co poszło? Jak zwykle w takich kwestiach, opozycja twierdziła, że rządzący wykorzystywali swoje możliwości i wpływy, by utrudnić ewentualną zmianę na stanowisku prezesa. Wśród zarzutów poza tradycyjnym zestawem “bo obiecują stanowiska”, znalazły się bardziej formalne kwestie, jak choćby sposób i czas informowania delegatów o wyborach, a także niezgodne z zasadami zmiany na liście delegatów. Grzegorz Lato parskał, że to burza w szklance wody, ale jednak, ilekroć temat wracał na wokandę, media ruszały z falą artykułów wraz z rozważaniami “czy Lato utrzyma stanowisko”.
Najmocniejszą rzecz napisał Dziennik, a konkretnie Artur Szczepanik i Piotr Żelazny, którzy opisali kuchnię awantury.
Bednarek na własny koszt przywiózł działaczy z Koszalina i okolic autokarami. Nie byłoby w tym nic może dziwnego, ale wielu z nich nie miało żadnych uprawnień, by nie tylko głosować, ale w ogóle znaleźć się na zebraniu, a wszyscy oczywiście murem stanęli za prezesem. No ale jak im Bednarek zorganizował po wyborach imprezę – z obowiązkowym schabowym i czymś mocniejszym – w lokalu 19. południk, którą finansował koszaliński OZPN, gdzie dyrektorem biura jest jego syn Łukasz, to nie ma co się specjalnie dziwić.
“Zacznijmy od tego, że delegaci nie zostali skutecznie powiadomieni” – włącza się do dyskusji były członek zarządu ZZPN Piotr Baranowski. “Przepisy mówią wyraźnie, że powiadomienia trzeba dostarczyć delegatom 14 dni przed zjazdem. Tymczasem niektórzy dostali pismo dzień przed wyborami, inni już po nich. W dodatku dokumenty były niepełne. Ja wiem, że to korowody prawne, ale takie są przepisy i należy się ich trzymać.”
Dlaczego Sąd Okręgowy uchylił uchwały o wyborze? Głównym uzasadnieniem było nieprzesłanie przez okręgowy związek stosownych dokumentów.
Dlatego też związek oczywiście wniósł apelację od decyzji Sądu Okręgowego, a Sąd Apelacyjny w 2010 roku cofnął sprawę do Sądu Okręgowego do ponownego rozpatrzenia. Przegląd Sportowy napisał zupełnie wprost: to oznacza, że zanim wszystkie prawne wątpliwości zostaną zbadane ponownie w obu instancjach, rozpocznie się już kolejna kadencja prezesów okręgowych związków piłki nożnej, a kto wie, może nawet zostanie już wybrany nowy prezes.
W 2012 roku Bednarek wygrał w swoim okręgu, bo jedyny kontrkandydat, Grzegorz Smolny, się wycofał. Chwilę później Bednarek grał jedną z ról w podmiance Lato-Boniek. I jako jeden z niewielu przedstawicieli tzw. betonu pozostał w charakterze wiceprezesa po zmianie warty.
SYN SWOJEGO OJCA – PIŁKARZ I DYREKTOR
Jak dotąd jedyną osobą, która w komunikatach prasowych musiała mieć skrócone nazwisko, jest jednak Łukasz, syn Jana. Jego kariera to pasmo sukcesów. Część osób uważa, że to zasługa po prostu jego talentu – a są wśród nich takie autorytety jak legendarny wychowawca młodzieży, Michał Globisz, a część – że protekcja potężnego ojca. Fakty są takie, że Łukasz zwiedził w życiu kilka różnych futbolowych branż i w każdej z miejsca wbijał się do ekstraklasy.
To nie jest żadna hiperbola. Jak wielu synów wielkich ojców ze środowiska piłkarskiego – był trochę skazany na futbol, początkowo jako piłkarz, oczywiście zaczynający w Bałtyku Koszalin, klubie swojego wuja. Łukasz był jednak na tyle utalentowany, że trafił do gdańskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego i młodzieżowych reprezentacji Polski. Zwiedził też rezerwy Amiki Wronki, pograł w Kotwicy Kołobrzeg, ba, zagrał jeden występ w Pogoni Szczecin, podczas przegranego 0:4 meczu z Legią Warszawa. Zapowiadał się nieźle, karierę przerwały mu kontuzje oraz decyzja: jeśli robić to pół-amatorsko, lepiej postawić na studia i naukę.
Bardzo szybko “poszedł w dyrektory”. Początkowo jako dyrektor biura Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Koszalinie oraz zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w tymże mieście. Ale potem również jako szef tamtejszej Hali Widowiskowo-Sportowej. Równolegle cały czas prowadził fundację All Sports Promotion, która zajmowała się organizacją imprez – również w koszalińskiej hali, oraz prowadzeniem interesów organizacji sportowych – w tym na przykład AZS-u Koszalin, który w tej historii jeszcze się pojawi. Jedno jest pewne – lądowanie po karierze piłkarskiej okazało się dość miękkie.
SYN SWOJEGO OJCA – SĘDZIA I MENEDŻER
Łukasz z futbolem jednak mimo wszystko nie zerwał. Wręcz przeciwnie, stał się niejako reklamą pewnej ścieżki zawodowej, do której mocno zachęcał Zachodniopomorski Związek Piłki Nożnej oraz bardziej doświadczeni sędziowie. Mianowicie: piłkarzu z doświadczeniem w Ekstraklasie, zostań sędzią. To miała być żywa zachęta dla wielu przedwcześnie przygaszonych talentów, dla wielu zawodników poszukujących swojej życiowej drogi po odwieszeniu butów na kołek.
Łukasz, który debiutował w Ekstraklasie jako 21-latek, a już trzy sezony później kończył karierę, podobnie szybko urósł jako arbiter. Jeszcze w sezonie 2004/05 grał w Kotwicy Kołobrzeg. Już w sezonie 2007/08 sędziował jako arbiter Młodej Ekstraklasy, rok później regularnie prowadził mecze II ligi, by w sezonie 2011/12 zadebiutować na zapleczu Ekstraklasy. Debiut w elicie faktycznie przyszedł trochę później, bo dopiero w 2016 roku. Na tle poprzednich błyskawicznych awansów – w I lidze Łukasz spędził całą wieczność.
Tu znowu trudno tak naprawdę określić, ile w sędziowskich osiągnięciach tego konkretnego arbitra talentu, a ile przychylnego spojrzenia ze względu na więzy rodzinne. Na pewno znajdziemy sporo argumentów, którymi można Łukasza bronić – w 2015 roku zdobył nawet nagrodę najlepszego sędziego w całym Zachodniopomorskim ZPN-ie. Chwalili go piłkarze, sami też pamiętamy jego sędziowanie (utrwaliło się w naszych notach, dostał od nas tylko jedną “jedynkę”, poza tym kręcił się w okolicach średniej not 5,00). Nie był to żaden Myć, którego zapamiętalibyśmy wyjątkowo źle.
Ale jednocześnie spore były wątpliwości dotyczące jego awansów, jak i obecnej sytuacji – gdzie w wozie VAR często siedzi u boku innego sędziego o wielkim w piłce nazwisku, Marcina Bońka.
Najgrubsze działa wytoczył Dziennik Gazeta Prawna w 2011 roku, gdy sędzia awansował do I ligi. Zacytujmy, jak widział to krytyczny wobec familii dziennikarz DGP.
W dużej mierze o awansie albo spadku arbitra decyduje średnia not wystawianych przez obserwatorów po każdym meczu. Bednarka w sezonie aż trzy razy obserwowali ludzie z ekstraklasy, co jest zjawiskiem niezwykle rzadkim. Oceniać arbitra pofatygował się sam Eksztajn, który zachwycony jego dokonaniami, wystawił mu notę marzenie 8,6. Podobnie zachował się Roman Kostrzewski. Na całego poszedł jednak Hańderek, wystawiając Bednarkowi notę 8,7.
Janusz Eksztajn to były szef Kolegium Sędziów, Janusz Hańderek to jego zastępca. Obserwacje miały miejsce blisko finiszu ligi i – jak sugerowało wówczas DGP – miały na celu podbicie średniej na poziom ułatwiający awans. Zwłaszcza, że konkurencji w Zachodniopomorskim nie było – sędziowie ze Szczecina radzili sobie nieco gorzej, niż koszaliński młody arbiter.
Raz jeszcze jednak dodajmy – podobne zarzuty formułowano wobec Marcina Bońka czy Tomasza Listkiewicza. Rzeczywistość boiskowa, gdzie notorycznie mylą się Myciowie, a rzadko mylą Listkiewiczowie, w jakimś stopniu weryfikuje teorie spiskowe. We wspomnianym już materiale z 2009 roku głos zabrał zresztą sędzia rzekomo pokrzywdzony przez zmiany w przepisach oraz oceny obserwatorów. Jak wspominał – czuł żal, ale na pewno nie czuł, że został potraktowany niesprawiedliwie.
Gorzej to wygląda, jeśli spojrzymy na działalność dyrektorsko-menedżerską, w kwestii której głos zabrała w 2019 roku Prokuratura w Szczecinie.
Głos zabrała dość mocno – zatrzymując Łukasza pod zarzutem oszustwa i prania pieniędzy. Informacje o tym nie przebiły się do mediów sportowych, bo też sędzia, były piłkarz, syn jednego z baronów nie był tak medialny jak wejście CBA do siedziby centrali PZPN-u. Natomiast trudno nie powiązać obu kwestii, gdy cofniemy się do materiałów dotyczących All Sports Promotion.
Głos Koszaliński opisywał to tak:
Część środków przekazywanych przez Zakłady Chemiczne w związku z zawieraniem umów reklamowych z Fundacją ASP (działającą w imieniu AZS Koszalin S.A.) nie trafiała do samego klubu Środki te zostały przelane na konto innej fundacji, a następnie przekazane na rzecz spółki i wypłacone przez jej wspólników. Tym samym doszło do niekorzystnego rozporządzenia mieniem przez Zakłady Chemiczne w kwocie ok. 2 milionów złotych.
Najkrócej rzecz ujmując – fundacja Łukasza stanowiła rodzaj pośrednika pomiędzy sponsorami, np. Zakładami Chemicznymi, a klubami, w tym wypadku AZS-em Koszalin. Za pośrednictwo pobierała pewną kwotę, która według życzliwych była wynagrodzeniem za wykonaną pracę, według nieżyczliwych… Cóż, kwotą zakoszoną sponsorom, wpłacającym pieniądze z wiarą, że w całości trafią do sponsorowanego klubu. Zwłaszcza, że prowizja miała być dość znaczna – według Sportowych Faktów z 2,5 miliona złotych, które zapłacili sponsorzy, do klubu miało trafiać 600 tysięcy złotych.
Co ciekawe – ten proceder jako pierwszy publicznie opisał Józef Warchoł, legenda kickboxingu i wieloletni mieszkaniec Koszalina. Podczas jednego z wystąpień publicznie zarzucił, że Łukasz “założył fundację w dziwny sposób do kręcenia lodów i prania pieniędzy”. Otrzymał za to… wyrok, pięć miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze dwudziestu godzin w stosunku miesięcznym oraz zwrot kosztów procesu.
Warchoł zresztą w język nie gryzł się też później – zarzucał, że władze miasta to podwładni Stanisława Gawłowskiego z Platformy Obywatelskiej, a ich standardowym działaniem jest obsadzanie wszystkich miejskich stanowisk znajomkami.
KOSZALIŃSKIE TARGI
I tu niestety znów pojawia się rodzina Bednarków. Junior już wcześniej mierzył się z zarzutami, że kolejne stanowiska dostaje niekoniecznie z uwagi na posiadane kompetencje. Pierwsze tego typu narzekania pojawiały się, gdy był dyrektorem w związkowych biurach, ale nie ustały przy kontynuacji tej kariery w nowych miejscach. Wątpliwości w lokalnych mediach pojawiały się, gdy stał się zastępcą dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy. Wątpliwości pojawiały się, gdy przyjmował posadę dyrektora w Zarządzie Obiektów Sportowych w Koszalinie.
Ta ostatnia funkcja była szczegółowo omawiana na łamach m.in. Głosu Koszalińskiego. Stanowisko, które zajął 30-latek, zostało utworzone na krótko przed jego zatrudnieniem, w dodatku nie było żadnego konkursu. Jak tłumaczył szef ZOS – na pomysł zatrudnienia Łukasza wpadł prezydent miasta. Uzasadnienie? Pracy coraz więcej, orlików przybywa, potrzebny był fachowiec. A trudno akurat fachowości odmówić człowiekowi, który kształcił się w kierunku sportowego managementu, a przy tym już posiadał fundację zajmującą się organizacją imprez.
Warunek był jedynie taki, że All Sports Promotion ma już nie organizować wydarzeń w Hali Widowiskowo-Sportowej – byłoby trochę niestosownie, gdyby szef fundacji negocjował na przykład warunki wynajmu z szefem hali, czyli samym sobą.
CBA zdaniem Przeglądu Sportowego działa również w tym kierunku.
Problem – i to problem zdaniem CBA, które bada te wątki – stanowiły takie konflikty interesów mniejszej rangi. Na przykład interesy All Sports Promotion juniora i okręgowego związku piłkarskiego zarządzanego przez seniora. Ale i kwestie decydowania o obsadzie sędziowskiej, szczególnie w kontekście tych arbitrów, których członkowie rodziny zasiadają w związkowych władzach. Zapewne poprzez schemat działania All Sports Promotion zdecydowano również na kontrole w firmie Mikrotel, należącej do brata Zbigniewa Bońka.
Sytuacja jest o tyle trudna, że wiele kontrowersji można spokojnie opisać w sposób jednoznacznie sugerujący albo jednoznacznie wykluczający nadużycia. Weźmy choćby ten AZS Koszalin, który występował w Hali Widowiskowo-Sportowej. Pośredniczenie w sponsoringu, a jednocześnie wynajmowanie hali? A to wszystko w dość specyficznym koszalińskim ekosystemie, gdzie większość stanowisk obsadza się po konsultacjach politycznych? O, albo mecze młodzieżówek na stadionie Bałtyku Koszalin, występy futsalowej reprezentacji Polski w Hali Widowiskowo-Sportowej. Wszędzie można łatwo powiedzieć: Koszalin miał duże doświadczenie przy organizacji tego typu imprez, zawsze okazywały się sukcesem. Ale można też doszukiwać się spisków i wyniku jakiejś szczególnej protekcji. Zwłaszcza, że futsalem “opiekuje się” w PZPN-ie… Jan Bednarek.
Tak samo wygląda kwestia dotacji miejskich na oba koszalińskie kluby. Gwardia, z większymi tradycjami i większą liczbą kibiców oczywiście narzeka na faworyzowanie Bałtyku, rządzonego przez Zenona Bednarka. Cały krajobraz tamtejszego futbolu opisaliśmy dość dokładnie W TYM MIEJSCU. Kontrowersje budzi nawet wybieranie miejsca na ewentualną budowę stadionu oraz naturalnie jego pojemność.
ALL SPORTS GO
Koniec sierpnia 2020 roku, dobiega końca IV edycja turnieju Procam Cup. Fajna impreza, którą opisywaliśmy nawet na łamach naszego Weszło Junior, idea szczytna, dzieciaki mają możliwość pograć między sobą, ale przy tym spotkać się też ze swoimi idolami. Wśród partnerów przedsięwzięcia PZPN, który pojawia się nawet z kamerą w ramach projektu “Piłka dla wszystkich”, czyli słynnego grassroots. Na plakacie imprezy poza sponsorami czy partnerami, znajdujemy też rubrykę “Wykonawca”. Wykonawcą tejże imprezy jest firma All Sports Go.
Niepokojąco blisko All Sports Promotion i zbieżność nazw nie jest tutaj przypadkiem. Całością dyryguje właśnie człowiek, który za działalność ASP w AZS-ie Koszalin otrzymał prokuratorskie zarzuty. Czy to jest jedna z wielu przyczyn, dla których CBA odwiedziło PZPN? Nikt tego oficjalnie nie potwierdzi, ale łatwo połączyć kropki – jeśli prokuratura miała wątpliwości co do sensu i jakości pośrednictwa All Sports Promotion, to może identyczne pytania zadawać o All Sports Go.
Tu jednak trzeba jasno i wyraźnie podkreślić – wyroków nie ma i pewnie prędko ich nie usłyszymy. Sami zresztą nie jesteśmy na tyle biegli w prawie, by oceniać, czy tego typu prowizje za współorganizację imprez mogą być karalne. Interesujące, że takie wątpliwości w Koszalinie to żadna nowość. Sami opisywaliśmy ze szczegółami, jak prezes Koszalińskiego Związku Piłki Nożnej robił zakupy we własnej firmie. Aha, zarzuty obok Łukasza, dostała też jego żona oraz teść. Teść jest prezesem lekkoatletycznej sekcji Bałtyku Koszalin, którego futbolem zarządza wspominany wcześniej Zenon Bednarek, brat Jana.
CO TO WŁAŚCIWIE OZNACZA?
Okej, czyli o co właściwie ta afera? Najkrócej rzecz ujmując – najwięcej uwagi przyciągają serie szczęśliwych zbiegów okoliczności u familii Bednarków. Natomiast tak jak przez cały tekst, tak i tu podkreślimy – na razie najwięcej pisze się co najwyżej o działaniach dwuznacznych moralnie czy mocno kontrowersyjnych, ale niekoniecznie niezgodnych z prawem. To zapewne bardzo dokładnie zbada CBA i na ten moment trudno oczekiwać, by wizyty w PZPN-ie dotyczyły czegoś więcej, niż wspomnianych przez nas wątków.
Czy wpływ na działania CBA miało ostatnie polityczne zaangażowanie Bońka oraz koszalińskie związki rodziny Bednarków z politykami czy urzędnikami kojarzonymi z Platformoą Obywatelską? To już kompletne domysły, choć jak pisze dziś Gazeta Wyborcza, powołując się na proszącego o anonimowość polityka opozycji, właśnie aktywność prezesa uruchomiła lawinę.
To, co wiemy w tym momencie, opiera się przede wszystkim na oficjalnych wypowiedziach sprzed roku, gdy zatrzymani zostali ludzie związani z All Sports Promotions. Dziś CBA wędruje zapewne po tej nitce, która doprowadziła do PZPN-u i okręgowych związków. Na razie wyroków nie ma nawet za AZS Koszalin, więc trudno prognozować, czy takie zapadną z uwagi na współpracę familii Bednarków z futbolowymi instytucjami. Zwłaszcza, że niejasności i niedopowiedzenia zarzuca się im od ponad piętnastu lat i niewiele z tego właściwie wynikało.
Aż do teraz i do interwencji CBA w PZPN-ie.
Fot. FotoPyK