– To była ulica Wołoska, okolice 19 wieczorem, widno, pełno samochodów. Zmieniałam pas ze środkowego na lewy, na którym nie było nikogo i w momencie kiedy to robiłam, nagle za sobą zobaczyłam na samym tyle mojego auta inny samochód. Już wtedy wiedziałam, że będzie wypadek. Ten samochód się we mnie wbił, wyrzucił w przód i na bok. Straciłam poczucie grawitacji, nie wiedziałam, co się zadziało, czy ja dachuję, czy ja lecę? Ostatecznie wylądowałam na torach tramwajowych, które były obok – wspomina dziewczyna, która czwartego września miała nieprzyjemność być poszkodowaną w wypadku samochodowym. A może powinniśmy napisać: dziewczyna, która akurat jechała trasą rajdu, jaki urządził sobie… zawodnik Ekstraklasy. – Kojarzę piłkarzy Legii i samochód, który mnie uderzył, prowadził Paweł Stolarski – mówi poszkodowana.
Jej auto nadawało się tylko do kasacji. Stolarski nie dość, że zwalał winę na jadącą prawidłowo dziewczynę, to jeszcze nieprzyjemnie traktował świadka całego zdarzenia. Ciekawy wieczór jak na gościa, który ma zapieprzać na boisku, a nie po ulicach Warszawy.
Ale po kolei.
Dziewczyna kontynuuje: – Sprawdziłam czy się ruszam, czy wszystko jest okej. Gdy stwierdziłam, że fizycznie jest ze mną w porządku, wysiadłam z samochodu. Spytałam go, co się w ogóle wydarzyło, bo byłam w szoku, w stresie i nie do końca wszystko rozumiałam. No i ten dzieciak powiedział, że się zderzyliśmy. Przyjechały dwie straże pożarne, karetka, na końcu – po półtorej godziny – policja. Najpierw po przesłuchaniu powiedzieli, że to jest totalnie wina tego chłopaka, ale potem zmienili front, że w sumie nie wiadomo i to jest słowo przeciwko słowu, a ja równie dobrze mogłam mu zajechać drogę. Powołaliśmy się jednak na świadka, zadzwoniliśmy do niego i ten chłopak dostał mandat.
Tenże świadek to początek kłopotów Stolarskiego. Kierowca raz, że jechał tą samą trasą, to dwa, korzysta z kamerki w samochodzie i wszystko nagrał.
Nam opowiada: – Na rondzie skręcałem w lewo, przede mną stał Volkswagen prowadzony przez tę dziewczynę. Po zmianie świateł jechałem lewym pasem, dosyć wolno, Volkswagen lekko mnie wyprzedził. Po przejechaniu około 200 metrów zobaczyłem nadjeżdżające z tyłu z bardzo dużą prędkością dwa samochody. Już wtedy wiedziałem, że to jest niebezpieczna jazda i powiedziałem do swojego pasażera: „zobacz, co się dzieje na tej drodze”. Po chwili te samochody mnie wyprzedziły jadąc środkowym pasem. SUV marki Porsche przede mną wjechał na lewy pas. Za nim jechało Audi na krakowskich rejestracjach z równie głośnym dźwiękiem silnika, więc noga była na gazie i kierowca również przed moją maską skręcił na lewy pas, usiłując wyprzedzić Volkswagena. Ale ta pani wcześniej zasygnalizowała skręt na lewy pas, Audi próbowało ostro zahamować, natomiast bez szans powodzenia. Doszło do kolizji. Samochód tej dziewczyny został wyrzucony na torowisko. Zatrzymałem się na poboczu, wyszedłem z samochodu, by sprawdzić, czy nikomu nie jest potrzebna pomoc.
Poszkodowana: – Sprawca wypadku wykłócał się z jakimś facetem. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale zwracał się do niego niemiło: że ma się odsunąć, że ma odejść. Dziewczyna, która siedziała z nim w samochodzie, nagrywała samochód tego pana, jakby chciała mu zagrozić, że to opublikuje, jeśli on nie odejdzie. Ten pan i tak jednak podszedł do mnie, powiedział, że wszystko widział.
Świadek: – Kierowca z Audi był opryskliwy. Mówił: „po co tu idziesz, czego tu chcesz, wszystko jest załatwione”. Mnie to jednak mało interesowało, interesowało mnie to, by się upewnić, czy osoba poszkodowana jest w stanie, który nie wymaga natychmiastowej pomocy.
Zobaczmy, jak to wygląda na klatkach z filmu, który nagrał świadek.
Tutaj widać, że dziewczyna wrzuca kierunkowskaz w sporej odległości do świadka, który wówczas jako jedyny zajmował lewy pas. Porsche zdążyło już ją wyprzedzić. Sprawca wypadku był daleko, nie zajmował nawet lewego pasa ruchu, więc nie można mówić o tym, że Volkswagen zajechał mu drogę. Audi jechało jednak z taką prędkością, że bardzo szybko zbliżyło się do auta i nieszczęście było gotowe.
Przyznacie, że nie wygląda to najlepiej, samochód się obraca, ląduje na torowisku. Dziewczyna miała dużo szczęścia, krawężnik w tym miejscu jest dość wysoki, spokojnie mogło się to skończyć dachowaniem. Tyle dobrego, że akurat do tego nie doszło.
I cóż, po pierwsze to trochę dość bezczelne, że przy takim zdarzeniu Stolarski chciał się wybielić.
Poszkodowana wspomina: – Zaczął mówić policji, że to moja wina, bo ja wjechałam mu przed koła. Ogólnie był dość nieprzyjemny.
Po drugie dość kuriozalne wydaje się nagrywanie świadka tego zdarzenia. On komentuje: – Gdy zatrzymałem się na poboczu, to w pewnym momencie zauważyłem, że pasażerka tamtego samochodu pojawiła się obok mojego samochodu i ewidentnie nagrywała na telefon moje auto, numery rejestracyjne. Po co? Podejrzewam, że po to, by w momencie sytuacji konfliktowej zidentyfikować świadka i starać się na niego wpływać.
Swoją drogą – tą pasażerką była córka celebrytki, więc “zabawa” trwała tam na całego.
Gdyby nie te zeznania, sytuacja mogłaby się skończyć różnie, natomiast świadek swoje widział i przekazał własną wersję policjantom, którzy do niego zadzwonili po przyjeździe (sam świadek po 40 minutach musiał jechać w dalszą drogę). Co więcej ten pan też rozpoznał Stolarskiego, gdy pokazaliśmy mu zdjęcie piłkarza. – Bardzo możliwe, że to jest ta osoba. Wydaje mi się, że to jest on.
Mandat więc był, ale to niespecjalnie musi poprawiać humor pasażerce, bowiem jej auto nadawało się już tylko do kasacji:
Poszkodowana mówi: – Nie do końca się na tym znam, ale z tego co zrozumiałam, to wycenia się wrak samochodu. Od ceny rynkowej samochodu odejmuje się wrak i to, co zostanie, będzie zwrócone z ubezpieczenia tego chłopaka. To jest 1/3 ceny tego samochodu.
Świadek nie ma wątpliwości, w jakie ramy należy włożyć całą sytuację.
Jak mówi: – To był rajd po ulicach miasta. Zwykłe wyścigi. Gaz do dechy. Gdy widziałem, że się do mnie zbliżają, zwolniłem jak najmocniej, by nie wykonywać żadnego zbędnego ruchu. Wiedziałem, z jak dużą prędkością mogą jechać, czyli spokojnie ponad 100 na godzinę. Jakikolwiek manewr z mojej strony mógł spowodować, że wjechaliby we mnie. Trochę doświadczenia mam, posiadam zawodowe prawo jazdy, więc się napatrzyłem, co potrafi się dziać na drogach. Tamta dziewczyna jechała poprawnie, zmieniła pas, by odjechać od autobusów wyjeżdżających z przystanku.
Ciekawy pozostaje temat, z kim tak w ogóle ścigał się Paweł Stolarski, bo Porsche jadące z równie dużą prędkością, nie zatrzymało się. Z kolei dziewczyna i jej rodzina zastanawiają się, czy nadać dalszy bieg tej sprawie. Oczywiście w sądzie.
Tak czy tak: kompletnie niesmaczne jest, jakiego rozpasania dopuszczają się niektórzy piłkarze. W tym wypadku mówimy o 24-letnim zawodniku, który ma za sobą słabiutki sezon, a i kolejny nie zanosi się na przełomowy, bo sztab Legii nie widzi go w pierwszym składzie. Zamiast więc wziąć się za siebie i wrócić tę przeciętną karierę na choćby przyzwoite tory, Stolarski urządza sobie rajd po ulicach Warszawy. Narażając swoje zdrowie, dość potrzebne do zawodu, ale i zdrowie innych. Po wszystkim: żadnej refleksji, cały świat winny, tylko nie on.
Miał być szybki na boisku, jest szybki na ulicy. Ale i tu, i tu tak samo “sprawny”.
Fot. FotoPyk